Historia

Nieszczęsna pamiątka strasznej klęski

Wisła upatrzyła sobie kilkanaście dni w kalendarzu, w których okazywała swoje niezadowolenie. Mieszkańcy nadawali im swojskie nazwy, pochodzące od imion świętych. Powodzie występujące w okolicach 24 czerwca, w dniu urodzin św. Jana, nazywali świętojankami lub janówkami.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego prezentujemy fragment książki krakowskiego historyka prof. Andrzeja Chwalby „Wisła. Biografia rzeki”. Wisłą była i jest królową polskich rzek, a jak twierdzi autor, nie tylko towarzyszyła polskim dziejom, ale też je tworzyła.

Wisła nie należy do tych rzek w Europie, które charakteryzują się obfitością wody, o czym świadczy średni jej przepływ w metrach sześciennych na sekundę. Niemniej jej wezbrania i powodzie były zjawiskiem trwałym i naturalnym, podobnie jak w wypadku jej dopływów. Potężne powodzie, które niosły ludziom, gospodarstwom domowymi zwierzętom zagładę, zdarzały się trzy, cztery razy na stulecie.

Natomiast zdecydowanie dłuższe były lata suche zwane posusznymi, kiedy problemem stawał się niedostatek, a nie nadmiar wody wiślanej. Nieraz takie okresy trwały dziesięć – piętnaście lat.

Szwedzi ugrzęźli

Wisłę charakteryzowała bardzo duża zmienność wysokości lustra wody. Przykładowo w Grudziądzu 26 marca 1877 roku odnotowano 1053 centymetry wody i była to najwyższa wysokość, a najniższą zarejestrowano 9 grudnia 1959 roku, kiedy wodowskazy pokazały zaledwie 115 centymetrów. W okolicach Warszawy bywało, że głębokość wody sięgała 60–80 centymetrów, tak że nawet rodziny z dziećmi mogły Wisłę bez problemu pokonać.

„Mieszkańcy przyzwyczaili się do jej[tj. Wisły – A.C.] grymasów, do tego, że w lecie wysychała często do tego stopnia, że można było przejść z jednego brzegu na drugi. W okresie wielkiej posuchy woda ledwie sączyła się po kamiennym dnie” – pisał Tomasz Aschenbrenner, mieszkaniec okolic Krakowa, w tekście „Wieś, która była i nigdy nie wróci”. Susze pojawiły się też na przykład w 2015 roku, kiedy to poziom wody pod Warszawą obniżył się do 45 centymetrów.

Wisła ujawniała wówczas skrywane tajemnice. Dzięki posusze odnaleziono cenne przedmioty, które były świadkami burzliwej historii: kamienne portale i balustrady, niektóre z herbem Wazów, fragmenty fontann, płytki posadzkowe, kominki marmurowe, gzymsy, kule armatnie, a także porcelanowe, metalowe i drewniane fragmenty pałaców warszawskich obrabowanych podczas potopu przez Szwedów. W sumie w latach 2009–2015 odzyskano około dwudziestu ton zabytków. Najcięższy element ważył siedemset kilogramów. Najprawdopodobniej szwedzka szkuta, która miała przewieźć ukradziony podczas wojny ładunek w dół Wisły, utknęła ze względu na niski poziom wody i ciężar ładunku. W wydobyciu tego, co pozostawili Szwedzi, pomogły koparka oraz policyjny śmigłowiec.

Ale nawet w czasach, gdy pomiarów nie prowadzono, na podstawie pośrednich danych możemy zorientować się w wysokości tafli wody, jak w 1122 czy w 1322 roku, gdy „tak wielki był upał, że starzy ludzie stwierdzili, iż nigdy za swoich dni na ziemi krakowskiej takiego żaru nie zaznali, a rzeka Wisła wskutek wielkiej suszy tak bardzo zmniejszyła się, że w licznych miejscach stała się łatwa do przechodzenia w bród dla dziesięcio- i dwunastoletnich chłopców” – zanotował Jan Długosz.

Wiele lat pamiętano suszę z 1473 roku, która wystąpiła również na rozległych obszarach Europy. Ten sam kronikarz pisał, że „pojawienie się komety spowodowało niesłychane skwary i brak wody, tak że źródła wszystkie powysychały i największe rzeki w Polszcze można było w bród przebywać”. Nie tylko pod Krakowem, alei pod Warszawą, Płockiem i Toruniem Wisła stała się tak płytka, że dało się ją pokonać konnym wozem.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego
Nie inaczej było w 1535 roku, kiedy to słońce wypaliło pola i nastał głód. Ludzie jedli liście i korę drzew, korzenie i rośliny polne, aby przeżyć, a w roku wiktorii wiedeńskiej1683 roku król Jan III Sobieski w obawie przed głodem spowodowanym suszą nakazał wstrzymać eksport zboża poza granice Rzeczypospolitej.

Powódź stulecia

Ale bywały też okresy, kiedy wylewy występowały przez kilka lat z rzędu, a nawet kilka razy w roku. Odnotowano je między innymi w latach: 1520, 1523, 1524, 1526, 1528, 1529, 1534, 1535, 1713, 1714, 1717 (Nogat), 1744, 1745 i 1748. Podobnie działo się w XIX stuleciu w latach:1829, 1833, 1837, 1839, 1844, 1845, 1847 i 1849. Mieszkańcy ziem nadwiślańskich byli wówczas na przemian albo przed wizytą, albo po wizycie groźnej wody. W ich pamięci zapisały się szczególnie wylewy z lat czterdziestych XIX stulecia, kiedy w Galicji i w Królestwie Polskim zaczęło brakować żywności, tak iż tysiące ludzi głodowało. /…/

Powodzie wieku XX i w pierwszych dwóch dekadach kolejnego nie prowadziły już do tak bolesnych konsekwencji jak jeszcze wiek wcześniej. Do potrzebujących docierała pomoc ze strony państwa i samorządów. Władze zaczęły inwestować w służbę zdrowia. Budowały spichlerze i magazyny z żywnością, organizowały sieć instytucji pomocowych. Wszystko to zwiększyło efektywność niesionej pomocy i przyspieszyło jej nadejście/…/

Niemniej także w XX wieku, mimo zabezpieczeń i inwestycji, powodzie nadal się zdarzały. Do największej doszło w 1934 roku. Na południu Polski około 75 tysięcy ludzi znalazło się bez dachu nad głową. „Klęska głodu staje się wprost namacalna[…]. Powódź z dziesiątków tysięcy ludzi uczyniła nędzarzy” – pisał wówczas „Kurier Warszawski”.

Kolejna, nie mniej groźna, wystąpiła na pożegnanie stulecia, w lipcu 1997 roku – została ona nazwana „powodzią tysiąclecia”. W 2010 roku na otwarcie nowego stulecia mieliśmy kolejną powódź, i to dwukrotnie – w maju i w czerwcu. Rzeki w wielu miejscach przerwały wtedy wały/…/.

Częstotliwość występowania wylewów z biegiem czasu rosła. W epoce nowożytnej zdarzały się one średnio raz na sześć lat, w XIX wieku raz na 4,2 roku, a już w XX wieku – co 2,8 roku. W Warszawie w latach 1712–1799 odnotowano 13 powodzi nazywanych „wielkim, okropnym, potwornym wylewem”. Na przełomie XIX i XX wieku wylewy wystąpiły w latach: 1894, 1895, 1899, 1902 i 1903.

Do tego w znacznej mierze przyczyniła się szkodliwa działalność człowieka. Uprawa ziemniaka na masową skalę w XIX i XX stuleciu doprowadziła do erozji gleby, co skutkowało większą ilością materiału w postaci piasku i żwiru, który zamulał główne koryto rzeki, tworząc naturalne przeszkody dla jej biegu. Podobne skutki przyniosło wylesianie, czyli masowe wycinanie drzew aż po brzeg rzeki – ta z kolei praktyka osłabiała nabrzeża, które wcześniej pełniły funkcję naturalnych wałów przeciwpowodziowych.

Niebawem Płock będzie leżał nad morzem. Zmiany klimatyczne przyspieszyły

Choć na naszą wyobraźnię najbardziej działają sceny trzęsień ziemi, to jednak w skali globalnej powodzie wywołują największe straty ekonomiczne.

zobacz więcej
Równie niedobre konsekwencje przyniosło wypasanie bydła i owiec przy nabrzeżach Wisły, które osuwały się do wody. W ten sposób znikały naturalne bariery powstrzymujące wodę rzeki przed wylaniem. Podobne następstwa miała likwidacja starorzeczy, wiślisk i stawów. Były one naturalnymi zbiornikami, w które wpływała woda powodziowa, obniżając tym samym jej poziom.

W odległych stuleciach starorzecza i stawy wzmacniały system obronny miast i chroniły przedmieścia. Jednak w końcu XVIII wieku i w wieku XIX utraciły dotychczasową funkcję, gdyż zburzono nieprzydatne już średniowieczne mury, baszty i bramy. Kiedy je usunięto, to podmiejskie moczary, wiśliska i stawy także utraciły swoje dotychczasowe znaczenie.

Zofiówki i michałówki

Powodziom sprzyjał układ hydrograficzny dopływów karpackich, które w czasie wiosennego topnienia lodu i śniegu oraz obfitych opadów deszczu niosły duże ilości wzburzonej wody. Wisła nie była w stanie jej przyjąć i zatrzymać. W XIX i XX wieku zanotowano 32 powodzie, z których tylko cztery były roztopne, czyli wczesnowiosenne, zwane też zatorowymi. Pozostałe powodzie górnej Wisły przypadały na lato i jesień. Nazywano je opadowymi.

Szczególnie groźne w skutkach były intensywne deszcze pojawiające się z dużą regularnością między czerwcem a lipcem i trwające kilka, a nawet kilkanaście dni. Bynajmniej nie były to anomalie pogodowe, gdyż wtedy w Europie Środkowej niże baryczne przemieszczały się z zachodu na wschód. Bywało, że w ciągu kilku dni spadło około 200 milimetrów, a rekordowo nawet ponad 300 milimetrów wody. W kolejnych miesiącach powodzie już rzadziej nawiedzały mieszkańców. Tak wyglądał kalendarz powodzi w górnej części Wisły.

Rzeka upatrzyła sobie kilkanaście dni w kalendarzu, w których okazywała swoje niezadowolenie. Mieszkańcy nadawali im swojskie nazwy, pochodzące od imion świętych. Powodzie z połowy maja nazywano zofiówkami, a występujące w okolicach 24 czerwca, w dniu urodzin św. Jana, świętojankami lub janówkami. Wylewy z końca lipca nazywano jakóbówkami (tak pisano imię Jakuba), a skądinąd rzadkie z końca sierpnia – bartłomiejówkami. Powodzie z przełomu września i października, czyli na pożegnanie sezonu powodziowego, zwano michałówkami.

Inny był kalendarz wylewów w środkowym oraz dolnym biegu rzeki. Najczęściej występowały w okresie wczesnowiosennym, gdy pękały lody w górnym odcinku rzeki, które następnie spływały w dół rzeki, gdzie powłoka śnieżno-lodowa jeszcze dobrze się trzymała. Wówczas powstawały zatory, zwłaszcza na zwężeniach i zakolach, na skutek czego poziom wody podnosił się w szybkim tempie. Woda nie znajdowała ujścia z racji lodowej blokady i przelewała się przez wały na sąsiadujące z nią niziny/…/.

W XIX stuleciu „lodowe bomby” próbowano rozbrajać. Saperzy rąbali w lodzie otwory, w których umieszczali ładunki z prochem i odpalali. Tak uczyniły wojska inżynieryjne Królestwa Polskiego w 1829 roku, rozbijając zator lodowy w Warszawie, dzięki czemu miasto uniknęło powodzi. Nie inaczej postąpili saperzy pruscy w Tczewie w 1855 roku.

W 1947 roku pod Zakroczymiem i Ciechocinkiem rozegrała się prawdziwa bitwa rzeki z człowiekiem. Mianowicie lotnicy zrzucali bomby na kry lodowe. Najpierw stukilogramowe, ale gdy te okazały się nieskuteczne, użyto półtonowych. Bombardowanie rzeki trwało kilka dni, lecz i tak powodzi nie uniknięto.

Aby byli mądrzejsi

Świadectwem najbardziej dotkliwych wylewów są tablice powodziowe. Umieszczano na nich datę wylewu i poziom wody, a instalowano je na budynkach nadrzecznych. Przypominały o konieczności zachowywania ostrożności i podejmowania prac zabezpieczających. Wmurowywano je ku pamięci i ku przestrodze.

„Roku Pańskiego 1813,dnia 23 sierpnia niezmierna obfitość deszczów 72 godziny padających do dobrej linii tego kamienia wezbrała […] jest to nieszczęsna pamiątka strasznej klęski, ludzi, bydło, budynki, zasiewy i mosty dotykającej, a której nikt opłakać nie mógł. Mateusz Dubiecki, kanclerz kapituły krakowskiej, właściciel domu i ogrodu, ufundował, aby potomkowie byli na przyszłość mądrzejsi”.

Podobną w treści tablicę umieszczono na bramie prowadzącej do klasztoru Sióstr Norbertanek w Krakowie: „Eufemia z Jaxów Otffinowska Xieni konwentu zwierzynieckiego potomności, iż wylew wody dnia 26 sierpnia 1813 był do tego punktu”.
Maj 2010 roku. Wisła przerwała wał przeciwpowodziowy w okolicach Sandomierza. Zalane zostały niżej położone dzielnice z prawej strony miasta. Fot. PAP/Piotr Polak
Tablice powodziowe /…/ pozostały do dzisiaj między innymi w Sandomierzu, Zawichoście, Warszawie, we Włocławku, w Toruniu, Grudziądzu i Gdańsku. Najwięcej, bo siedemnaście, zachowało się w Krakowie. Najstarsza tablica znajduje się na bramie prowadzącej do klasztoru Sióstr Norbertanek na Salwatorze i informuje o powodzi z pierwszych dni lipca 1593 roku, a tablica znajdująca się na murze kościoła św. Agnieszki przynosi nam dane o wysokości fali powodziowej z 1671 roku.

W trakcie najgroźniejszych wylewów Wisław Krakowie przekraczała 9 metrów. W 1839 roku – 919 centymetrów, w 1844 – 924 centymetry, a w 1845 – 947 ce–metrów. Wysoki poziom wody nie musiał prowadzić do powodzi. Nawet w tych samych dniach, przy podobnej wysokości fali niektóre miejscowości nie doświadczyły dramatu powodzi, gdyż chroniły je dogodne warunki hydrograficzne,

Wylewy towarzyszyły życiu mieszkańców od zawsze. O pierwszej historycznie udokumentowanej powodzi informuje Długosz i wskazuje na rok 988. Kolejne powodzie miały wystąpić w 1097, 1118, 1221i 1291 roku /…/

Następstwem był głód. „Wielką szkodę woda poczyniła i głód uczyniła, że od dawna ludzie pamiętają taką powódź” – zapisano w 1650 roku o powodzi w górnej Wiśle. W drugiej połowie wieku XIX głód był coraz rzadszym doświadczeniem, co nie znaczy, że zniknął zupełnie, jak po powodzi w 1884 roku, która wystąpiła w górnej i części dolnej Wisły, i to dwukrotnie, w marcu i czerwcu.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS    
Podczas wielkich powodzi woda docierała do centrów miast. Doświadczył tego Gdańsk w 1829 roku, kiedy to sięgała 3,3 metra powyżej poziomu morza. Bez dachu nad głową zostało 12 tysięcy mieszkańców, czyli jedna piąta ogółu ludności, a kilkadziesiąt osób woda uśmierciła. Po przejściu „wielkiej wody” gdańszczanie przystąpili do odbudowy przestrzeni miejskiej. Nie inaczej działo się w innych miastach dotkniętych wodnym kataklizmem. W wieku XIX, w związku z szybką urbanizacją, odbudowa popowodziowa stawała się okazją do publicznej dyskusji na temat wznoszenia miasta nowocześniejszego, lepszego do mieszkania niż dotychczasowe. Powódź zamykała pewien etap w dziejach miast, a odbudowa otwierała kolejny, tak jak po zniszczeniach wojennych.

Irracjonalny optymizm

Każda większa powódź zabierała ze sobą ofiary. Przestrzeń życia w jednej chwili spotykała się ze śmiercią. Najczęściej ginęli mieszkańcy niżej położonych nabrzeży, w tym rybacy, wyrobnicy, młynarze i ich rodziny. Ginęli obrońcy mostów, tak jak w Krakowie w 1534 roku, kiedy w nurtach rzeki śmierć poniosło pięćdziesięciu mężczyzn.

Szczególnie groźne były powodzie w rejonie ujścia Wisły, gdyż przerwanie wałów oznaczało wtargnięcie rzeki na rozległe obszary nizinne i depresyjne Żuław, jak w 1855 roku, kiedy zginęło ponad sto osób, padło siedem tysięcy sztuk inwentarza żywego, a pod wodą znalazło się 126 wsi /…/

Człowiek nie potrafił zapanować nad żywiołem. Można się było przednim bronić, lecz ludzie nie byli w stanie uspokoić powodziowej fali. Klęski elementarne mają to do siebie, że nie umiemy ich powstrzymać. Nie powstrzymamy huraganów, podobnie jak wybuchów wulkanów, nie potrafimy przeciwdziałać powstawaniu trąb powietrznych ani też zapobiegać suszom.

Choć ludzie znali skutki „wielkiej wody” i bali się wylewów, to jednak nadal osiedlali się nad rzeką, gdyż była ona miejscem ich pracy i zarobku. Podejmując decyzję o osiedleniu, przejawiali irracjonalny optymizm. Odsuwali od siebie zagrożenie, wychodząc z założenia, że ono ich nie dotyczy. Byli przekonani, że ewentualne nieszczęście powinno ich ominąć choćby dlatego, że są dobrymi chrześcijanami, postępują zgodnie z przykazaniami i Bóg nie ma powodu, aby ich karać. Niestety Wisła, powodowana odruchami natury, nie miała wglądu w ich sumienia, by zawsze pozwolić im spokojnie żyć…

– Andrzej Chwalba

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. Zdjęcie autora PAP/Bartłomiej Zborowski
SDP 2023
Zdjęcie główne: Styczeń 1982. Wisła wystąpiła z brzegów i zalała część Płocka i okoliczne wsie. Pod wodą znalazło się ok. 100 tys. ha, ewakuowano ponad 14 tys. osób i ponad 12 tys. zwierząt z ponad 2200 gospodarstw. Fot. PAP/CAF/Marek Broniarek
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.