Cywilizacja

Jak misjonarze zostali najemnikami

Nie należy się nabierać na sentymentalne gadki o nowej ojczyźnie, dla której mocno bije serce. Są tacy, co zmieniają obywatelstwo po kilka razy, więc gdyby ich serca biły nieustannie tak mocno, padaliby na zawał jak muchy.

Na zdjęciu powyżej turniej szachowy w Warszawie w 2022 roku, partię rozgrywają Ukrainiec Kiryłł Szewczenko i Węgier Richard Rapport. Kiedy rok później zmierzyli ponownie w stolicy Polski obaj byli już Rumunami. Fot. PAP/Piotr Nowak

Współczesny sport jest branżą usługową. Zatem sportowcy świadczą usługi, które bywają rozmaite, bo zależne od potrzeb nabywców. Kibicom zapewniają rozrywkę. Sponsorom reklamę produktów. Rządom prestiż wizerunkowy. To tak ogólnie i bez rozkładania na elementy pośrednie jak media, handel, przemysł, w sumie miejsca pracy dla masy ludzi.

Nie zawsze tak było. Przez całe dekady sport był czymś w rodzaju ideowej misji. A od czasów Coubertina nawet misji zbawiania świata i korekty cywilizacji, czego rzecz jasna nie udźwignął. Dziś jest częścią sektora rynkowego z wszelkimi konsekwencjami.

Jednym ze skutków jest nowy status sportowców zawodowych, co nie stało się z dania na dzień. Było długim i pełnym zakrętów procesem transformacji dawnych misjonarzy w obecnych najemników. I nie jest to żadna obelga, tylko oczywisty fakt.

Dzisiaj każdego zawodowego sportowca można kupić lub sprzedać jak towar. Rzeczony „towar” nie tylko godzi się na takie uprzedmiotowianie, lecz często się o nie ubiega, ponieważ to mu się opłaca. Popyt łagodzi opory moralne i inne takie.

Praca w usługach z natury rzeczy jest potrzebna i pożyteczna. Tyle że w sporcie nie wygasły resentymenty z okresu misyjnego, często rozumiane jako szczególne zobowiązanie wobec kraju pochodzenia. Toteż sportowcy, którzy zmieniają barwy narodowe, bywają traktowani jak zdrajcy.

Jednak nie da się zjeść ciasteczka i mieć ciasteczka. Skoro sport wkroczył w obszar wolnego rynku, a w tym swobodnej wymiany usług, nie warto się zżymać, zwłaszcza że z tej drogi nie ma już odwrotu.

Niechciany, cenny obywatel

Użytkowe funkcje wyczynu musiały znaleźć praktyczne ujście i tak się stało. Najbardziej drożnym kanałem przepływu usług w tej branży są kluby sportowe. Piłkarskie, siatkarskie, koszykarskie, hokejowe, piłki ręcznej itd. Kontrakty rozwiązują sprawy formalne.

Zaciężne armie zagranicznych zawodników tworzą trzony wielu drużyn. Ulokowane w konkretnych krajach, zaspokajają potrzebę sukcesów, które prowadzą do identyfikacji lokalnych społeczności z konkretnymi zespołami, gdzie grają wynajęci obcokrajowcy.

Bardziej skomplikowane są procedury zmiany obywatelstwa konieczne do występów w reprezentacjach narodowych. Przejście z klubu do klubu to nie jest to samo, co przejście z kraju do kraju. Międzynarodowe federacje wszystkich dyscyplin stosują obostrzenia, które sprowadzają się do zasady – aby być reprezentantem kraju, trzeba być jego obywatelem.

Przyznawanie obywatelstwa różni się w szczegółach i czasie oczekiwania. Regulują to państwowe przepisy. Sportowcy przeważnie mają łatwiej niż cywile. Wybitnie krótką ścieżkę wprowadził dla nich Katar. Chyba jedyny kraj na świecie, który nie ma sportu, ale ma sportowców.

Zapewne pamiętamy mistrzostwa świata w piłce ręcznej w Katarze. Ich kadra szczypiornistów liczyła 17 graczy, w tym 16 obcokrajowców: z Hiszpanii, Chorwacji, Francji, Kuby, Iraku, Tunezji, Bośni i Hercegowiny, Iranu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Egiptu. Zdobyli srebrny medal.

I o to chodzi, o praktyczną przydatność najemników, jednak nie tylko. Dobór reprezentantów Kataru przebiega według zasad naboru do Legii Cudzoziemskiej – „Pod nowym sztandarem i na jego chwałę” . Odśpiewanie kilku wersów hymnu, a czasem zmiana nazwiska na arabskie, bywają obowiązkowe.
Holenderka Li Jie i Polka Li Qian w trakcie meczu finałowego debla kobiet podczas dnia turnieju tenisa stołowego ITTF World Tour Warsaw Polish Open w 2016 roku. Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Doświadczył tego Kenijczyk Stephen Cherono, który musiał przyjąć nazwisko Saif Saaeed Shaheen zanim został Katarczykiem oraz rekordzistą świata w biegu z przeszkodami na chwałę nowego zasiedlenia, bo raczej nie ojczyzny, gdyż hymnu się nie nauczył.

Sportowi kondotierzy wspierają różne reprezentacje narodowe. Naturalizowane Etiopki zdobywają tytuły mistrzyń Europy w biegach na stadionie i w przełajach. Zmiana barw miewa rozliczne przyczyny. W przypadku Afrykanów najczęściej jest to chęć lepszego życia i warunków sportowego rozwoju, chociaż nie jest to sztywna reguła.

Kenijczyk Wilson Kipketer, wielokrotny rekordzista świata w biegu na 800 m, miał jedno i drugie, lecz ubiegał się o trzecie. Żył dobrze w Europie, bo zarabiał na mityngach. Sportowo rozwijał się fenomenalnie, a rokował jeszcze lepiej, trenowany przez Sławomira Nowaka, jednego z najwybitniejszych polskich szkoleniowców.

Jednak postanowił zostać Duńczykiem i trafił na ścianę. W latach 90. na duńskie obywatelstwo czekało się 7 lat. Dotyczyło to każdego, zarówno sprzedawcy frytek, jak i mistrza dwóch okrążeń. Wilson w sporcie zapowiadał się tak jak później Bolt, lecz musiał odczekać swoje.

W końcu się udało, urząd emigracyjny nieco odpuścił, skrócił mu postojowe do 4 lat, a on rozwinął skrzydła. Dania zyskała cennego obywatela, którego nie chciała, a wraz z nim worek złotych medali mistrzostw świata i Europy oraz wspomniane wyżej rekordy z górnej półki.

Nie łyżeczką a chochlą

Częstym powodem decyzji świadczenia usług za granicami oraz zmiany obywatelstwa bywa klęska sportowego urodzaju we własnym kraju i trudność przebicia do ojczystej reprezentacji narodowej, bez czego nie ma szans na medale olimpijskie czy mistrzostw świata.

Nie ma wielu takich państw, a kłopoty z awansem nie dotyczą całego krajowego sportu, zazwyczaj paru specjalności. Do takich krajów należą niewątpliwie Kenia i Etiopia z nadprodukcją talentów w biegach średnich i długich. Należą Chiny, choćby z nadmiarem dobrych i bardzo dobrych tenisistów stołowych.

Pingpongowa emigracja Chińczyków odpaliła jak torpeda w roku 1988, ponieważ wówczas tenis stołowy pojawił się na igrzyskach olimpijskich, konkretnie w Seulu. Najpierw objęła kraje sąsiednie jak Singapur, Tajwan czy Hongkong i szybko się rozszerzała.

Wirtuozi paletek wzmacniali reprezentacje Australii, Kanady, USA, Dominikany, Argentyny, a zarazem podbijali Europę, grając dla Chorwacji, Austrii, Hiszpanii, Holandii, Luksemburga, Niemiec, Francji i Polski w osobie zawodniczki Li Qian. ODWIEDŹ I POLUB NAS Państwo Środka dokonało czegoś w rodzaju sportowego najazdu na ziemie obce z korzyścią dla najeźdźców i ping ponga na terenach „okupowanych”. Li Qian dostała polskie obywatelstwo w 2007 roku. Potem zdobyła dla Polski złoty, srebrny i brązowy medal mistrzostw Europy.

Nie będę wymieniał nazwisk Chinek i Chińczyków, którzy zrobili to samo co Li, ponieważ jest ich zbyt wielu, a ponadto znane są głównie fanom ping ponga. Nadmienię tylko, że w ojczyźnie patrzą na nich krzywo, często przypinają im łatkę zdrajców.

Obcy paszport odbiera Chińczykowi chińskie obywatelstwo z automatu. Chociaż władze Chińskiej Republiki Ludowej mają komunizm w sercu, a kapitalizm w głowie, to nie lubią takich, co wysługują się kapitalistom jako sportowi najemnicy. Co im zupełnie nie przeszkadza robić dokładnie to samo, tylko na swój użytek.

Tamtejsze Biuro Polityczne, pełniące w istocie funkcję Rady Nadzorczej w gospodarce rynkowej ustaliło, że Chiny muszą mieć reprezentację piłkarską na światowym poziomie, gdyż potęgą światową są i basta. Import myśli szkoleniowej, wynajem zagranicznych trenerów, nie zadziałały.

Towarzysze z KC uznali, że nie warto dziobać łyżeczką, należy chochlą. Zapadła decyzja, że chińskie paszporty będą rozdawane zagranicznym piłkarzom jak cukierki. I ona weszła w życie ta decyzja, co jest ciekawe i znaczące.

W ChRL bycie Chińczykiem i obywatelem to rzekomo niezłomny kanon ustroju. Niezwykle ponoć ważny z powodów ideowych, politycznych i patriotycznych. I jak rozumieć paszportowe rozdawnictwo w świetle fundamentów państwa? Jak oczywistą hipokryzję rzecz jasna.

Kazachstan chce medalistów

Sportowi emigranci deklarują także motywacje polityczne, które skłaniają do zmiany barw. Ich nasilenie nastąpiło w związku z wojną w Ukrainie. Platformą ratunkową dla Rosjan i Białorusinów jest Kazachstan, najbardziej stabilne ekonomicznie i polityczne państwo regionu.

Exodus Białorusinów zaczął się jeszcze przed wojną w roku 2020. Dyktator Łukaszenka wprawdzie kocha sport, ale nie sportowców myślących inaczej. Uciekinierom reżymu, realnie albo w sposób domniemany prześladowanym, Kazachstan udzielał wsparcia.

Wojna ten proces nasiliła przez aspiracje zawodników z Rosji, jednak nie bezwarunkowo. Kazachstan ustawił sito merytoryczne pod kątem przydatności obcokrajowców. Po pierwsze nie chce specjalistów od sportów walki, bo takich ma. Po drugie chce medalistów, najchętniej olimpijskich.
Ten przesiew ograniczył liczbę ochotników na Kazachów naturalizowanych. Ponadto zlustrował rzeczywiste motywacje, zwłaszcza sportowców rosyjskich. Człowiek, który czuje się politycznie zagrożony w swoim kraju, może po prostu wystąpić o azyl.

Tyle że taka oferta to żaden cymes dla kogoś, kto przywykł do podróży po świecie, błysku fleszy na arenach i życia na garnuszku państwa. Sport w Kazachstanie, podobnie jak w Rosji, jest państwowy. Cała liga futbolu wisi na państwowym budżecie, wkład sponsorów jest niewielki.

Tak to ustawił były prezydent Nursułtan Nazarbajew, i tak to działa. Rzekome motywacje polityczne są raczej mało polityczne. Kandydatom na nowych obywateli bardziej chodzi o to, by kontynuować karierę i nadal zarabiać dobre pieniądze.

System naczyń połączonych

I to pieniądze są tym podstawowym napędem mechanizmu sportowych migracji. Powody polityczne, na jakie powołują się niektórzy zawodnicy – oprócz ewidentnych przypadków zagrożenia życia lub wolności osobistej – często bywają ściemą, która czasem ułatwia sprawę a czasem nie.

Jednak to kasa decyduje o wyborze miejsca pracy. Nie należy się nabierać na sentymentalne gadki o nowej, wspaniałej ojczyźnie, dla której mocno bije serce sportowca. Są tacy, co w ciągu kariery, zmieniają obywatelstwo po kilka razy, więc gdyby ich serca biły nieustannie tak mocno, obywatele padaliby na zawał jak muchy.

Sportowcy wybierają pracodawców, którzy dobrze płacą. A tam, gdzie dobrze płacą, mają też dobre warunki treningowe i dobrych trenerów, których wynajęto do świadczenia usług szkoleniowych na najwyższym poziomie. To system naczyń połączonych.

Stephen Cherono był zdolnym biegaczem, ale nie był żadną gwiazdą. Stał się gwiazdą, gdy przyjął nazwisko Saif Saaeed Shaheen i obywatelstwo Kataru. Nie dlatego, że zmienił napęd z ryżu na ropę. Dlatego, że petrodolary pomogły mu rozwinąć talent.

Zresztą wielu Afrykanów idzie tą drogą jako Katarczycy, Saudyjczycy czy obywatele Bahrajnu, a także krajów europejskich. Nie inaczej będzie, jak sądzę, z chińską reprezentacją futbolu. Pewnie ruszą do niej młodzi zdolni oraz bardzo doświadczeni, kończący kariery.

Przykład idzie z góry

Niepisana reguła transferów między krajami raczej nie obejmuje największych gwiazd. Zazwyczaj wtopionych w rodzimy rynek, związanych kontraktami sponsorskimi, reklamowymi, często na statusie celebrytów oraz idoli narodowych.

Tacy chętnie świadczą usługi bogatym klubom. Nie muszą zmieniać obywatelstwa, żeby podwyższyć standard życia i warunki treningowe, bo mają jedno i drugie. Zwykle mają też duże pieniądze oraz menadżerów, którzy potrafią sprzedać ich za większe, oczywiście wybranym klubom.

Obywatelstwo zmieniają tacy, którzy chcę się wybić i mają szansę zostać przyjętym, a tak naprawdę kupionym na lepszych warunkach. Niekoniecznie przez kraj bogaty, każdy, który zabezpiecza byt i karierę. Tym sposobem podnoszą swój status i dochody. Okoliczności towarzyszące są drugorzędne.

Obserwacja współczesnych aren nie daje powodów, by przeceniać społeczną czy obywatelską wrażliwość sportowców zawodowych ani ich mentorów. Gdyby to środowisko rzeczywiście szanowało demokrację i prawa jednostki, omijałoby szerokim łukiem takie kraje Rosja, Katar, Arabia Saudyjska, Bahrajn czy Chiny.

Piłkarze nie kopaliby piłki i nie grali w szczypiorniaka na chwałę szejków. Działacze nie lokowaliby tam imprez takich jak mundial czy wyścigi Formuły 1, a niedługo może nawet igrzyska olimpijskie. Ale sportowcy to robią, a ich mocodawcy mętnie to tłumaczą.

Mętnie, a zarazem komicznie, gdyż powołują się przy tym na...misję ideową. Bo sport łączy narody. Promuje pokojowe współzawodnictwo. Krzewi ducha fair play. Bo wszyscy sportowcy są równi. Nikogo nie można wykluczać, choćby ze względu na narodowość i tak na okrągło.

Przerabiamy to obecnie w związku z igrzyskami w Paryżu i potencjalnym w nich udziałem Rosjan i Białorusinów. Misyjne wzmożenie szefa MKOl. Thomasa Bacha budzi zażenowanie. A cała ta opera mydlana jest żałosna, gdyż misjonarze są farbowani, za to chciwi i cyniczni rzeczywiście.

Formuła sportu najemnego nie wyklucza zwykłej przyzwoitości. Nie przekreśla szans wyboru zagranicznego pracodawcy. Jednak wymaga właściwej oceny adresata sportowych usług. Nie tylko pod kątem finansowym. Także pod względem standardów cywilizacyjnych.

Pod tym względem najsłabszym ogniwem są wysocy dygnitarze sportu, szefowie międzynarodowych federacji. Oni służą każdemu, kto więcej płaci. A że przykład idzie z góry, sportowcy postępują podobnie. Chyba, że nie mają takich ofert.

Nie wiem, czy to jest smutna refleksja czy po prostu realna. Ale wiem, że siła dobrego przykładu miała być najważniejszą z misyjnych funkcji sportu. Odrobina przyzwoitości mogła być choćby remedium. Jednak nie będzie, bo i tej misji sport nie udźwignął.

– Marek Jóźwik

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Jeszcze w 2022 roku podczas turnieju szachowego w Warszawie (na zdjęciu) Kiryłl Szewczenko (z lewej) występował jako Ukrainiec, zaś Richard Rapport (z prawej) jako Węgier. Kiedy rok później zmierzyli w stolicy Polski obaj byli już Rumunami. Fot. PAP/Piotr Nowak
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.