Był duchownym, na którego władze zwracały uwagę od początku jego posługi. W ciągu pierwszych siedmiu lat kapłaństwa ks. Kotlarz pracował w sześciu parafiach. Pelagowo było ostatnią, służył tu piętnaście lat. Biskup sandomierski przenosił księdza z parafii do parafii na skutek interwencji władz. W kazaniach ksiądz bronił obecności religii w szkołach i piętnował nauczycieli za promowanie ateizmu. Pierwsze przenosiny nastąpiły właśnie na skutek skarg nauczycieli.
Z zachowanych fragmentów kazań wiadomo, że mówił między innymi: „Zginął Herod strawiony za życia przez robactwo, zginął Hitler – biada każdemu, kto z Bogiem wojuje”. W tamtych czasach oczywiste stwierdzenia homiletyczne były uderzeniem w stół, a nożyce partyjne odzywały się natychmiast. Innym razem mówił już bardziej bezpośrednio: „Nie wierzcie w to, co wam mówią w szkołach, że Boga nie ma i nie było na Ziemi. Bóg był, jest i będzie, a historia jest zmienna. Jaki by nie był rząd, który prześladuje Kościół katolicki, długo nie powojuje.”
Widać, że ksiądz Kotlarz musiał interesować Służbę Bezpieczeństwa na długo przed radomskim czerwcem. Tak rzeczywiście było, jego kazania były nagrywane w różnych parafiach, w których pracował. Jedne z przenosin wymuszonych na biskupie sandomierskim przez władze spowodowały nawet powstanie komitetu społecznego, który zorganizował petycję wiernych żądających zostawienia księdza, podpisaną przez prawie całą wieś, ponad tysiąc osób. W Pelagowie ksiądz postanowił się bronić przed inwigilacja i nękaniem przez władze na sposób kapłański – w 1965 roku dokonał aktu oddania parafii Pelagów w niewolę Matce Bożej. Tym aktem ksiądz wpisał się w obchody milenijne, kiedy mobilizował się duchowo cały Kościół w Polsce.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Protesty w Radomiu, a przede wszystkim „ścieżki zdrowia” i liczne drakońskie wyroki spowodowały powstanie w PRL zorganizowanej opozycji. Już we wrześniu zawiązał się Komitet Obrony Robotników, a na tej samej radomskiej fali – Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. To KOR w pierwszym komunikacie upomniał się o księdza Kotlarza. Na pierwsze śledztwo trzeba było czekać do czasów „Solidarności” lat 1980 – 1981. Władze pod naciskiem związku podjęły dochodzenie, ale nie przyniosło ono rezultatów. Następne śledztwo, podjęte w 1990 roku, ustaliło ponad wszelką wątpliwość, że księdza kilkukrotnie pobito. Nie ustalono personaliów „nieznanych sprawców”. Nic nie dało nawet to, że jeden z milicjantów pracujących na najbliższym parafii posterunku po latach zaczął mówić. Okazało się, że wytypowani przez niego funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa od pewnego czasu nie żyją.
– Krzysztof Zwoliński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy