Historia

Najbardziej „polski” z francuskich generałów

Popularny pogląd głosi, że zamarzyło mu się zostać władcą Polski. Miałby zresztą ku temu niebagatelne podstawy: sprawdził się jako „namiestnik”, otrzymał tu od Napoleona feudum, wreszcie był powinowatym Cesarza, podobne jak Murat – a przecież ten syn oberżysty został królem Neapolu! W 1811 roku marszałek miał się nawet przechwalać, że sprawa polskiej korony została już dogadana.

Podróżny z Polski odwiedzający paryski Père-Lachaise, jeśli nie przybywa w pośpiechu nakazującym mu udać się wyłącznie do wiecznie ukwieconego grobu Fryderyka Chopina, i jeśli wejdzie na cmentarz „po bożemu”, czyli przez Porte Principale , znajdzie się pośrodku szerokiej alei stanowiącej kręgosłup jego najstarszej części. Minąwszy egalitarystyczny Pomnik Zmarłym oraz kaplicę, może skręcić w prawo i po kilku, kilkunastu minutach dotrze do miejsca, gdzie znajdują się kwatery nr 28, 29 i 39, które śmiało można nazwać rozproszonym pomnikiem chwały wojskowej I Cesarstwa.

Co istotne, spoczywające tu postaci w niejednym przypadku miały zupełnie realne związki z Polską i Polakami. I tak oto podróżny napotka grobowce, gdzie spoczywają: dowódca złożonej m. in. z naszych rodaków bitnej ariergardy Wielkiej Armii w 1812 Michel Ney; okresowo sprawujący zwierzchnie dowództwo nad Legią Nadwiślańską Gabriel Suchet; kochany nad Wisłą za kawaleryjską fantazję Joachim Murat; zasłużony przy zdobywaniu Gdańska Franciszek-Józef Lefèbvre czy towarzyszący pokonanemu w Rosji Cesarzowi w jego podróży przez Polskę wielki koniuszy Armand Caulaincourt.

A także – niech wolno nam będzie wysunąć zuchwałą tezę publicystyczną – grób najbardziej „polskiego” ze wszystkich francuskich dowódców, zgasłego 200 lat temu „żelaznego marszałka”, niepokonanego w bitwie Ludwika Mikołaja Davouta, księcia Eckmühl i Auerstädt.

Żywoty równoległe

Jeśli przyjąć, że istnieje coś takiego jak powszechny namysł nad epoką napoleońską – z którego wyłączone byłyby elementy wzajemne się wykluczające – można w jego polu wskazać kilka motywów przewodnich. Wśród nich jest fascynacja stworzonymi przez rewolucję możliwościami błyskotliwej kariery we francuskim wojsku i polityce. Oczywiście jej najważniejszym symbolem jest sam Napoleon, wpisujący się w bajkowy schemat „z chłopa król”. Mianowany na generała w wieku 24 lat, sięgnął po najwyższą władzę wojskową – bo z tym też, nie zapominajmy, wiązała się rola I konsula – mając lat 30.

Napoleon: idol i potępieniec. Lewica nie chce honorować „rasisty, seksisty i despoty”

200 lat po śmierci cesarz Francuzów wciąż nie odniósł decydującego zwycięstwa w najtrudniejszej z wojen: o pamięć.

zobacz więcej
Jednak w ujęciu metrykalnym bardziej jeszcze oszałamiającym przykładem jest Louis-Nicolas Davout. Podajmy dwa z jego licznych awansów: szefem batalionu (dzisiejszym podpułkownikiem, ewentualnie majorem) został jako 21-latek. Promocję na generała brygady otrzymał między 23 a 24 rokiem życia. I jeszcze jedna ciekawostka dla dopełnienia obrazu – do grona marszałków Francji wszedł jako najmłodszy w tym towarzystwie, kilka dni po swoich 34. urodzinach.

Nie tylko zresztą kariery obu postaci, ale całe ich życiorysy, stanowią, dzięki istnieniu wielu niebanalnych kategorii porównawczych, doskonały temat na historyczną rozprawkę. Urodzili się (1769, 1770) i zmarli (1821, 1823) niemal jednocześnie. Łączyło ich drobnoszlacheckie pochodzenie: na tyle wysokie, by rodziny mogły im opłacić militarną edukację, na tyle niskie, że ważną, jeśli nie najważniejszą, sprężyną ich postępowania była ambicja – nie zaś, typowa dla części zblazowanej arystokracji, obsesja bezruchu. Co to, to nie!

Obaj studiowali w paryskiej (wyższej szkole wojskowej) École Militiaire , mijając się w niej dosłownie o włos. Ale o ile dla Davouta służba w armii stanowiła naturalną ścieżkę kariery – pochodził ze starej burgundzkiej rodziny wojskowych, o której mówiło się: „kiedy d’Avout wychodzi z kołyski, miecz wychodzi z pochwy”, o tyle w przypadku Napoleona – potomka korsykańskich prawników – wybór taki wynikał z kalkulacji ojca, pragnącego wydźwignąć rodzinę na wyższy szczebel hierarchii społecznej (Paryż!).

Połączyły ich też więzy powinowactwa. Pierwszym mężem siostry Napoleona Pauliny – tej, której kształty można podziwiać w rzymskiej Galerii Borghese – był niejaki generał Charles Leclerc, dowódca ekspedycji karnej wysłanej na San Domingo (kolejny akcent polski!), z której, jak większość, nie powrócił; siostra Leclerca, Aimée, z inicjatywy samego Napoleona wyszła za mąż właśnie za Davouta. Fakt ten nie ma li tylko charakteru towarzyskiej ciekawostki, ale może być rozpatrywany w kontekście jego późniejszych, ambitnych planów – będzie o nich mowa poniżej.

Maisterstück pod Auerstädt

Kiedy w roku 1808 na gruzach szlachty przedrewolucyjnej Napoleon powołał do życia tzw. szlachtę Cesarstwa, marszałek Davout został mianowany diukiem Auerstädt – od nazwy małej miejscowości na granicy współczesnej Saksonii-Anhalt i Turyngii. Toponimia tej godności nie wiązała się bynajmniej z nadaniami ziemskimi w okolicy, ale stanowiła dowód cesarskiego uznania dla postawy naszego bohatera w bitwie stoczonej 14 października 1806, która walnie przyczyniła się do klęski Prus (wojna z IV koalicją) i umożliwiła Francuzom dalszy marsz na wschód – w kierunku Poznania i Warszawy.

Jena-Auerstädt, cóż to była za bitwa! Ładne zdanie na jej temat skreślił przedmówca polskiego tłumaczenia biografii Davouta napisanej przez Johna G. Gallahera: „gdy Cesarz kazał mu atakować pod Auerstaedt, mniemając, że ma on przed sobą resztki armii pruskiej, to zrobił to, wiedząc, że tym razem bóg wojny się mylił. Naprzeciw niego stała bowiem trzykrotnie silniejsza, nienaruszona dotychczas w boju armia pruska”. Armia, dodajmy, komenderowana przez doświadczonego księcia Brunszwiku, z Gebhardem Blücherem, późniejszym współzwycięzcą spod Waterloo w roli dowódcy straży przedniej.
Marszałek Davout pod Auerstädt. Rycina autorstwa Dicka de Lonlay (1846-1893), francuskiego dziennikarza i rysownika. Fot. Wikimedia
„Żelazny marszałek” postąpił tego dnia zgodnie z zasadą „złotego środka”. Nie schronił się za rzekę Soławę, za którą jego żołnierze byliby bez wątpienia bezpieczniejsi, ale też wysłaliby sygnał, że stanowią jedynie odprysk zgrupowania zasadniczego. Nie wybrał też drugiej skrajności, jak prawdopodobnie zrobiłby to il cavaliere Joachim Murat, rzucając się bezmyślnie naprzód. Mógł się domyślać, że Prusacy nie są pewni, jakimi siłami dysponuje (faktycznie było to ok. 26 tys. ludzi), wobec czego należało ich w tej niepewności utrzymywać i jak w pokerze blefować, dokąd się da.

Do dyspozycji miał trzy znakomicie wyszkolone, zaopatrzone i bitne dywizje generałów Charles'a Etienne'a  Gudina, Louis Frianta i Charles'a Antoine'a Moranda, zwanych „trzema nieśmiertelnymi”, dopóki pierwszy z nich nie poległ w r. 1812. Jemu też polecił Davout zająć wioskę Hassenhausen, skąd można było kierować ruchem wschód-zachód. Obroniwszy tę pozycję, marszałek skierował na prawe skrzydło dywizję Frianta i korpusik kawalerii, by jednostki te zabezpieczyły centrum przed okrążeniem z północy, z czego wywiązały się wzorowo. Tymczasem Prusacy nie mogąc się przebić przez oddziały Gudina, podjęły próbę obejścia Francuzów od południa.

To był najgroźniejszy moment starcia, ponieważ na lewym skrzydle Davout postawił jedynie prowizoryczną obronę. Na szczęście na pole bitwy przybyła pozostająca dotychczas w tyle dywizja Moranda; jedna jej część wsparła słabnącego Gudina, druga sformowała na lewej flance solidną zaporę – o nią rozbiło się kilka szarż pruskiej kawalerii, rozniesionej skoordynowanymi salwami karabinowymi. Piechota, pozbawiona wsparcia, zaczęła ustępować. Marszałek zrozumiał, że oto nastąpił punkt zwrotny i teraz już mógł rzucić na wroga wszystko, co miał. Reszta stanowiła obraz zniszczenia, paniki i bezładnego odwrotu.

Podobno udało się wówczas Prusakom pokonać 90 kilometrów w 32 godzin. Zapewne więc pierzchali szybciej niż żołnierze neapolitańscy, z których Murat dworował sobie, iż nie ma znaczenia, jakie mundury włożą – i tak zawsze uciekną.

Gouverneur général

Aby ostatecznie rozbić wymierzoną przeciw sobie IV koalicję, Napoleon musiał pokonać nie tylko Prusy, ale i Rosję. Przeprawa ta okazał się trudniejsza niż poprzednia, jej wynik po lutowej bitwie pod Iławą Pruską wcale nie był przesądzony. Dopiero zwycięstwo pod Frydlandem, w czerwcu 1807 roku zmusiło cara Aleksandra do podjęcia rozmów pokojowych, sfinalizowanych trzy tygodnie później traktatem w Tylży. Jednym z postanowień porozumienia było stworzenie „napoleońskiej Polski”, czyli Księstwa Warszawskiego. Otrzymaliśmy wówczas, mówiąc górnolotnie, odrobinę szczęścia w narodowym nieszczęściu wieku XIX.

Dał nam Księstwo Bonaparte

Miało koronę na swych orłach, ale czy było niepodległe?

zobacz więcej
Władcą nowopowstałego państwa został król Saksonii Fryderyk August z dynastii Wettynów (tak, tej!), którego prerogatywy zwięźle określał art. 6 oktrojowanej przez Napoleona konstytucji: „rząd jest w osobie króla”. Tyle prawo. Był jeszcze premier – początkowo funkcję tę piastował „polski Arystydes”, czyli marszałek Sejmu Wielkiego, Stanisław Małachowski. Oraz niezwykle ważny w warunkach wiecznej mobilizacji wojskowej minister wojny, książę Józef Poniatowski. A jednak! To marszałek Davout został głównym rozgrywającym polskiej polityki w pierwszym roku istnienia Księstwa.

Jako francuski gouverneur général w Warszawie (której zresztą nigdy nie polubił i gdy tylko mógł, przenosił się do „letniej rezydencji” w Skierniewicach) otrzymał kilka odpowiedzialnych poruczeń. Po pierwsze sprawować, jak dotychczas dowództwo III korpusu, dokładając starań, by przywrócić mu nadwyrężoną ostatnimi kampaniami świetność. Po drugie obserwować sytuację w tej części Europy, zwracając szczególną uwagę na działalność agenturalną Rosji i Prus oraz wojenne przygotowania Austrii. I po trzecie: dopilnować, by mechanizmy ustrojowe przewidziane w konstytucji zostały prawidłowo wdrożone.

Z dwóch pierwszych zadań wywiązał się dobrze, udowadniając, że potrafi być nie tylko znakomitym wodzem, ale i sprawnym administratorem. Z trzecim poszło mu gorzej na skutek, powiedzielibyśmy dziś „oporu materii”, zwłaszcza wobec wdrażanego od maja 1808 r. Kodeksu Cywilnego. Kamieniem obrazy dla konserwatywnej części polskiego społeczeństwa okazały się zwłaszcza instytucja małżeństwa cywilnego oraz dopuszczalność rozwodów. Aby przezwyciężyć grożący stabilności systemu opór kleru, musiał, na polecenie Napoleona, wypędzić najbardziej sejmikujących w tej sprawie redemptorystów.

Szybko zorientował się, na czym polega główna oś sporu politycznego w Polsce. W jednym z raportów dla Cesarza pisał: „W Polsce istnieją dwa wyraźne stronnictwa.[…] Jedno składa się z większości najwyższych warstw szlacheckich i ich popleczników[…] Jedynie Rosjanie mogą pozyskać ich uczucia, w Rosji bowiem zachowuje się instytucje feudalne, co zapewnia im przywileje”. Drugą zdefiniowaną przezeń wielką siłę polityczną tworzyła drobna szlachta i mieszczaństwo: „to właśnie ta druga grupa tworzyła kręgosłup polskiego oporu w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia – a teraz wypełnia szeregi nowej armii”.

Nic zatem dziwnego, że mając tak skalibrowane narzędzia poznawcze i siatkę pojęciową, w pierwszym odruchu nie zapałał miłością do księcia Józefa – jednej z najpiękniejszych postaci polskiej historii. Widział w nim przedstawiciela arystokracji z jej wadami, nadto hipokrytę, człowieka nieskorego do pracy, a jeśli już to podejmującego działania obliczone na lewarowanie swojej pozycji wobec przeciwników politycznych, czy wreszcie osobę długo pozostającą pod wpływem emigrantki-rojalistki, pani de Vauban – słynnej Vaubanki z książek Gąsiorowskiego! – która, delikatnie mówiąc, za nową Francją nie przepadała.
Portret marszałka Davouta pędzla Pierre-Claude'a Gautherota. Fot. Wikimedia 
Potem jednak nieufność poczęła topnieć, by w końcu utorować drogę może nie uczuciom przyjaźni, byłyby to słowa zbyt wielkie, ale na pewno szacunkowi. Davout doszedł bowiem do wniosku, że Poniatowski nie tylko jest szczerym patriotą, ale też wiąże dobrze rozumiany interes Polski ze sprawą Napoleona, którego on sam utożsamiał z francuską racją stanu. W czerwcu 1808 jego opinia o Pepim była jeszcze dwuznaczna: „możliwe, że zmieni go odgłos armat, dotąd jednak postępował jak ktoś dosyć nieszczery”. Jednak już we wrześniu zanotował: „wszystko nakazuje mi wierzyć, że spełni on nadzieje, jakie w nim położyłem”.

Popularny pogląd głosi, że zamarzyło mu się zostać faktycznym władcą Polski. Miałby ku temu niebagatelne podstawy: sprawdził się jako „namiestnik”, potrafił znaleźć z mieszkańcami tego kraju wspólny język, otrzymał tu od Napoleona feudum, czyli dobra ziemskie, a to tyko podnosiło jego zainteresowanie Księstwem, wreszcie był powinowatym Cesarza, podobne jak Murat – a przecież ten syn oberżysty został królem Neapolu! W 1811 roku marszałek miał się nawet przechwalać, że sprawa polskiej korony została już dogadana. Davout miałby według tych ustaleń objąć vice-regnum. Pytanie, czy królem pozostałby Fryderyk August? A może zastąpiłby go nasz ukochany książę Józef?
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Cóż, nie dowiemy się, w jakich rolach los obsadziłby obu, bowiem nie tylko ten, ale i wszystkie inne plany polityczne „boga wojny” zostały pokrzyżowane przez klęski lat 1812-1814 – z rosyjską na czele.

Niezwyciężony

W czasie Stu Dni Napoleona (marzec-czerwiec 1815) mianowany ministrem wojny, nie mógł wykorzystać swych talentów w polu. Po raz kolejny jednak okazał się świetnym organizatorem, czemu dał dowód, w ciągu dwu miesięcy powołując pod broń 280 tys. ludzi.

Pod Waterloo go nie było, ale nawet po tej – dzisiaj wiemy, że ostatecznej – porażce, pozostał wierny swemu Cesarzowi. Gdy ten wrócił do Paryża w stanie zupełnej prostracji, proponował mu „szarpniecie cuglami”: rozpędzenie obu izb parlamentu, wprowadzenie dyktatury… Wobec odmowy, robił jeszcze, co mógł, by zneutralizować mściwość rojalistów wobec ludzi, zwłaszcza wojskowych, którzy przyłączyli się do „lotu orła”. Przepięknie, choć nieco upraszczając rzeczywistość, pisał o tym szkocki historyk Macdonell:

„Marszałek książę Eckmühl zajmował wciąż jeszcze stanowisko ministra wojny i zażądał, aby udzielono amnestii wszystkim, niezależnie od wyznawanych przez nich w ciągu Stu Dni zapatrywań politycznych. Odmówiono mu i dano do zrozumienia, że obecnie nie pora na wysuwania podobnych żądań przez napoleońskiego oficera. Nie zrażony tym Davout ponowił swoje żądanie”.

W tym miejscu należy wyjaśnić, iż Davout odniósł nad Prusakami jeszcze jedno zwycięstwo, tym razem w obronie Paryża, i dlatego z petenta mógł stać się na powrót negocjatorem. I dalej Macdonell:

„Wtedy polecono marszałkowi Macdonaldowi zobaczyć się z nim i dowiedzieć, co on zamierza uczynić. »Rozporządzam 150 000 bagnetów, 30 000 szabel i 750 działami« – powiedział Davout – »jeśli amnestia nie zostanie udzielona, przeprawię się przez Loarę i rozpocznę wojnę«. Z tym nieugiętym człowiekiem nie było żartów i Macdonald[…] zrozumiał to doskonale. Wodzowie sojuszników podpisali żądaną amnestię i wtedy Davout złożył swoje ostatnie dowództwo. Marszałek książę Eckmühl i Auerstädt pozostał niezwyciężony do końca”.

– Dominik Szczęsny-Kostanecki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Fragment obrazu „Bitwa pod Jeną” pędzla Horacego Verneta z 1836 roku. Fot. Wikimedia
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.