Potem jednak nieufność poczęła topnieć, by w końcu utorować drogę może nie uczuciom przyjaźni, byłyby to słowa zbyt wielkie, ale na pewno szacunkowi. Davout doszedł bowiem do wniosku, że Poniatowski nie tylko jest szczerym patriotą, ale też wiąże dobrze rozumiany interes Polski ze sprawą Napoleona, którego on sam utożsamiał z francuską racją stanu. W czerwcu 1808 jego opinia o
Pepim była jeszcze dwuznaczna: „możliwe, że zmieni go odgłos armat, dotąd jednak postępował jak ktoś dosyć nieszczery”. Jednak już we wrześniu zanotował: „wszystko nakazuje mi wierzyć, że spełni on nadzieje, jakie w nim położyłem”.
Popularny pogląd głosi, że zamarzyło mu się zostać faktycznym władcą Polski. Miałby ku temu niebagatelne podstawy: sprawdził się jako „namiestnik”, potrafił znaleźć z mieszkańcami tego kraju wspólny język, otrzymał tu od Napoleona feudum, czyli dobra ziemskie, a to tyko podnosiło jego zainteresowanie Księstwem, wreszcie był powinowatym Cesarza, podobne jak Murat – a przecież ten syn oberżysty został królem Neapolu! W 1811 roku marszałek miał się nawet przechwalać, że sprawa polskiej korony została już dogadana. Davout miałby według tych ustaleń objąć vice-regnum. Pytanie, czy królem pozostałby Fryderyk August? A może zastąpiłby go nasz ukochany książę Józef?
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Cóż, nie dowiemy się, w jakich rolach los obsadziłby obu, bowiem nie tylko ten, ale i wszystkie inne plany polityczne „boga wojny” zostały pokrzyżowane przez klęski lat 1812-1814 – z rosyjską na czele.
Niezwyciężony
W czasie Stu Dni Napoleona (marzec-czerwiec 1815) mianowany ministrem wojny, nie mógł wykorzystać swych talentów w polu. Po raz kolejny jednak okazał się świetnym organizatorem, czemu dał dowód, w ciągu dwu miesięcy powołując pod broń 280 tys. ludzi.
Pod Waterloo go nie było, ale nawet po tej – dzisiaj wiemy, że ostatecznej – porażce, pozostał wierny swemu Cesarzowi. Gdy ten wrócił do Paryża w stanie zupełnej prostracji, proponował mu „szarpniecie cuglami”: rozpędzenie obu izb parlamentu, wprowadzenie dyktatury… Wobec odmowy, robił jeszcze, co mógł, by zneutralizować mściwość rojalistów wobec ludzi, zwłaszcza wojskowych, którzy przyłączyli się do „lotu orła”. Przepięknie, choć nieco upraszczając rzeczywistość, pisał o tym szkocki historyk Macdonell:
„Marszałek książę Eckmühl zajmował wciąż jeszcze stanowisko ministra wojny i zażądał, aby udzielono amnestii wszystkim, niezależnie od wyznawanych przez nich w ciągu Stu Dni zapatrywań politycznych. Odmówiono mu i dano do zrozumienia, że obecnie nie pora na wysuwania podobnych żądań przez napoleońskiego oficera. Nie zrażony tym Davout ponowił swoje żądanie”.
W tym miejscu należy wyjaśnić, iż Davout odniósł nad Prusakami jeszcze jedno zwycięstwo, tym razem w obronie Paryża, i dlatego z petenta mógł stać się na powrót negocjatorem. I dalej Macdonell:
„Wtedy polecono marszałkowi Macdonaldowi zobaczyć się z nim i dowiedzieć, co on zamierza uczynić. »Rozporządzam 150 000 bagnetów, 30 000 szabel i 750 działami« – powiedział Davout – »jeśli amnestia nie zostanie udzielona, przeprawię się przez Loarę i rozpocznę wojnę«. Z tym nieugiętym człowiekiem nie było żartów i Macdonald[…] zrozumiał to doskonale. Wodzowie sojuszników podpisali żądaną amnestię i wtedy Davout złożył swoje ostatnie dowództwo. Marszałek książę Eckmühl i Auerstädt pozostał niezwyciężony do końca”.
– Dominik Szczęsny-Kostanecki
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy