Historia

22 miliony ton gruzu. Warszawa po wojnie

Domy z drugiej połowy XIX wieku, były wyburzane, nawet jeżeli w czasie powstania spłonęły w nich tylko dach i stropy. Gdyby nie ta niechęć do architektury końca XIX i początku XX wieku wiele ulic i miejsc w Warszawie mogłoby wyglądać inaczej.

W Muzeum Miasta Stołecznego Warszawy do 3 września można oglądać wystawę „Zgruzowstanie 1945 – 1949”. Ekspozycja ma przypomnieć, skąd się wzięła dzisiejsza Warszawa, bo powstała właśnie z gruzów. Dla starszych mieszkańców, nawet urodzonych jakiś czas po wojnie to oczywistość: kikuty domów widywano powszechnie jeszcze – szczególnie na styku Woli i Śródmieścia – w latach 60. minionego wieku. Dla młodszych to nie przypomnienie, a być może odkrycie. Chociaż dzięki działalności Muzeum Powstania Warszawskiego i licznym filmom o tematyce powstańczej obraz tego, jak wyglądała Warszawa po okupacji niemieckiej, powinien być znany powszechnie. To, co spotkało stolicę od niemieckiego okupanta, jest jednak na tyle wyjątkowe, że opowieści o tym może nigdy za dużo.

Twórcy wystawy nie nawiązują do żądań Polski reparacji wojennych od Niemiec, ale patrząc na eksponaty, zdjęcia i malarstwo obrazujące stan miasta po wojnie, trudno nie mieć takich skojarzeń.

Górki i Stadion Narodowy

Warszawa lewobrzeżna, czyli stanowiąca większość przedwojennej zabudowy, gdzie były wszystkie obiekty ważne historycznie i kulturowo, została zniszczona w 84%. Efekt działań wojennych w 1939 roku to kilkanaście procent. Likwidacja getta warszawskiego po powstaniu w 1943, kiedy wyburzany artylerią i palony był dom po domu, przyniosła zrównanie z ziemią Dzielnicy Północnej. Powstanie Warszawskie, obejmujące większość dzielnic, przyniosło najwięcej strat architektonicznych z wszystkich działań wojennych w mieście. Ale największe straty poniosła Warszawa już po powstaniu, kiedy specjalne oddziały niszczycielskie doszczętnie wypalały, po obrabowaniu, kwartał po kwartale. Z wielką skrupulatnością niszczono zabytki i dobra kultury. W centrum miasta ocalały domy, w których do końca mieszkali Niemcy, i te nieliczne, z którymi żołnierze niemieccy nie zdążyli się rozprawić do stycznia 1945 roku.

Po walkach i szczególnie po działaniach grup niszczycielskich Wehrmachtu pozostały w mieście 22 miliony ton gruzu. Właśnie o gruzie opowiada wystawa. „ Po raz pierwszy na wystawie o odbudowie Warszawy gruzy stały się centrum opowieści” – przeczytać można na stronie Muzeum. No właśnie – konieczność, chcąc nie chcąc, wymusiła zasadę „zero waste” w czasach, kiedy żadnego ze współczesnych ekologów nie było jeszcze na świecie.

Czyszczono cegły i połówki cegieł i z nich budowano i odbudowywano. Z drobniejszego gruzu powstał gruzobeton, z którego zbudowano całe osiedle na Kole i duży gmach rządowy na placu Trzech Krzyży. Z gruzu usypano Wzgórze Powstania Warszawskiego, Górkę Szczęśliwicką, z której dziś zjeżdża się na nartach i Górkę Moczydłowską. Korona Stadionu Dziesięciolecia też została usypana z gruzu, a na tym stadionie stoi dziś Stadion Narodowy, ale to już poza czasem, który obejmuje wystawa – Stadion Dziesięciolecia zbudowano w latach 1954 – 1955.
Z gruzu usypano Górkę Szczęśliwicką, z której dziś zjeżdża się na nartach. Fot. PAP
Gruz warszawski był przydatny nie tylko w mieście, regulowano nim Wisłę na odcinku od Puław do Torunia. A to ile go było, wizualizuje praca Tymka Borowskiego powstała wprawdzie na inną wystawę o podobnej tematyce, ale obecna i na tej. „Gruz nad Warszawą” to wkomponowany w pejzaż obecnego Śródmieścia gruzowy wieżowiec. Jest szerokości pięciu „Mariottów”, a iglica Pałacu Kultury nie sięga mu nawet do polowy wysokości.

Eksponaty na wystawie to cegły, także te z gruzobetonu, elementy elewacji nieistniejących kamienic, potłuczone kafle pieców i potłuczona porcelana. Są plany, rysunki, obrazy, fragmenty Polskiej Kroniki Filmowej, gdzie praca wre, a nawet sam Bolesław Bierut daje przykład, ruszając (niemrawo) łopatą. Jest też sporo do czytania pod fotografiami i na ścianach. Znani pisarze piszą o szoku i że nie sposób poznać miasta. Opisy, oprócz wiedzy, rodzą pytania i ciąg skojarzeń.

Staliniści rządzą BOS

O odbudowie stolicy nie zdecydowano od razu. Były koncepcje przeniesienia jej do Łodzi albo rozczłonkowania funkcji na inne miasta. Warszawa na lewym brzegu Wisły miała zostać w ruinach jako pomnik i przestroga.

Jednak już w lutym 1945 roku powstało Biuro Odbudowy Stolicy, które szybko zatrudniło 1500 architektów, urbanistów, inżynierów różnych specjalności i prawników, i wobec czekających je zadań nie był to przerost zatrudnienia. Biuro miało funkcję urzędu centralnego i wyłącznie zarządzało odbudową, chyba że ktoś zadzwonił, wtedy były korekty.

BOS był kierowany przez Romana Piotrowskiego, jego zastępcą był Józef Sigalin. Piotrowski to przedwojenny lewicowy modernista i funkcjonalista, po wojnie stalinista, a Sigalin, przedwojenny komunista i także stalinista, który wojnę przeżył w ZSSR. Lewicowy rodowód kierownictwa był jak znalazł na nowe czasy. BOS trwał do 1951 roku i przed rozwiązaniem tracił rozmaite kompetencje na rzecz nowo powstających instytucji, ale pozostałe po nim idee przetrwały biuro, czego znakiem było powołanie Romana Piotrowskiego na ministra budownictwa po rozwiązaniu BOS.

Jeszcze jeden szkielet w niemieckiej szafie

Prof. Stanisław Żerko o 70 latach cynicznej polityki Niemiec ws. odszkodowań za II wojnę.

zobacz więcej
Urbaniści i architekci lewicujący jeszcze przed wojną nie lubili Warszawy z powodów estetycznych i społecznych, po wojnie doszły jeszcze powody polityczne. Miasto było ciasne, przeludnione, bez zieleni, gdzie wiele okien wychodziło na podwórka studnie, a przyzwoite warunki mieszkaniowe mieli nieliczni uprzywilejowani, ci z wielopokojowych mieszkań od frontu kamienic.

Komunizujący lewicowi esteci optowali za zabudową złożoną z luźno rozrzucanych bloków, ulice klasyczne, pierzejowe to przeżytek. Teraz ulice miały być szerokie, gdzie lud oddychałby pełna piersią, a w razie potrzeby i czołg poruszałby się swobodnie, bo na szerokich arteriach z zieleńcami trudno zbudować barykady. Nawarstwiona przez wieki tradycja ich nie interesowała. Szło nowe i budować można od zera, bo miasta prawie nie ma.

Jednak potrzebny był kompromis władzy z oczekiwaniami społecznymi, szczególnie na początku nowego ustroju. Komuniści wiedzieli, że są niechcianymi uzurpatorami i potrzebują jakiejś legitymacji. Dlatego mogło powstać Stare Miasto, Trakt Królewski i inne przedwojenne budowle i mogła ocaleć częściowo przedwojenna siatka ulic.

W przypadku Starego Miasta i nie tylko – dość wspomnieć późniejsze o wiele lat Zamek Królewski czy Ujazdowski – termin „odbudowa” to powszechny eufemizm; budowano od zera na starych planach.

Przed Zachodem trzeba było wykazać, że Polska jest normalnym państwem ze stolicą przypominającą przedwojenną, stąd koncesje na rzecz historii i tradycji. Ale Biuro Odbudowy Stolicy robiło, co mogło w duchu modernizmu, zaślubionego po wojnie przez komunizm, a jego idee po rozwiązaniu stały za miastem pełnym betonowych noclegowni, nawet w Śródmieściu, bez odniesień do niczego, po których hula wiatr historii i ten dosłowny.

Na cenzurowanym była secesja, jako styl burżuazyjny. Kamienice, które ocalały przed estetycznym zapałem modernistów miały skuwane elewacje, te wstrętne ozdoby, świadectwa kapitalistycznej pychy. Zabytkami ewentualnie szanowanymi były obiekty sprzed 1850 roku. Domy z drugiej połowy XIX wieku, były wyburzane, nawet jeżeli spłonęły w nich tylko dach i stropy. Gdyby nie ta niechęć do architektury końca XIX i początku XX wieku wiele ulic i miejsc w Warszawie mogłoby wyglądać inaczej.
Dla oddania sprawiedliwości trzeba podkreślić, że oprócz modernistów w biurze pracowali architekci o innym stosunku do przeszłości. Przede wszystkim profesor Jan Zachwatowicz, któremu Warszawa zawdzięcza Stare Miasto i Trakt Królewski, a o wiele później także Zamek Królewski. O pluralizmie instytucji najlepiej świadczy zatrudnienie tam Kazimierza Jankowskiego „Agatona”, cichociemnego, ostatniego adiutanta generała „Bora” Komorowskiego.

Pierwsze powojenne lata przyniosły rekonstrukcje i stylizacje historycznej tkanki miasta. Wiele udało się zrobić przed zadekretowaniem socrealizmu w architekturze. Dokładna inwentaryzacja tego, co zastano w Warszawie w styczniu 1945 roku to też dzieło BOS i to BOS w dużej mierze zaplanował układ komunikacyjny miasta funkcjonujący do dzisiaj.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     O walce komunizujących modernistów z architektami chroniącymi zabytki wystawa nie mówi, ale prowokuje do zastanowienia nad późniejszymi estetycznymi i historycznymi efektami „Zgruzowstania”.

Cegły z Ziem Odzyskanych

Wystawa mówi za to dobitnie, że entuzjazm odbudowy Warszawy nie był tylko ówczesną propagandą.

Już w pierwszym kwartale 1945 roku do stolicy wróciło 100 tysięcy mieszkańców, przeważnie kobiet, bo mężczyźni – ci, którzy przeżyli – wracali z obozów i z wojska dłużej. Mieszkańcy wrócili i koczowali w ruinach na mrozie. Odbudowa miasta była koniecznością. Z jednej strony zadekretowana, a z drugiej pożądana i wymagana.

Ochotnicy przy odgruzowaniu to nie mit komunistyczny. Na fotografiach i odcinkach Kroniki Filmowej widać prawdziwy entuzjazm i poświęcenie. Hasło; „Cały naród buduje swoją stolicę” brzmi nieznośnie propagandowo, ale ludzie w całym kraju wpłacali na „Fundusz Odbudowy Stolicy” i podobno nie tylko przy zachęcie miejscowych władz.

Oczywiście, cegły z Ziem Odzyskanych zwożone były z odgórnego polecenia, podobnie jak i inne świadczenia na rzecz Warszawy, ale na pewno Polacy chcieli mieć stolicę, a nie gruzowisko ku pamięci i przestrodze. Trudno dziś dociec, na ile spontaniczne powroty już zimą 1945 roku wpłynęły na decyzje władz o odbudowie, ale wobec decyzji nogami dawnych mieszkańców chyba nie miały one wyjścia.

Na wystawie „Zgruzowstanie” można obejrzeć cegły w gablotach, nie wszystkie całe. Dla kogoś, komu zdarzało się chodzić po Południowym Muranowie po deszczu, wartość poznawcza ekspozycji jest tautologiczna. Muranów zbudowano na gruzach getta, a domy w części południowej stoją wręcz na kopcach z gruzów i gdy deszcz spłukiwał trochę ziemi, cegły z getta ukazywały się same.

Wydaje się, że w Warszawie wszyscy o gruzach wiedzą. Nie wszyscy i nie wiedzą – uważają muzealnicy z Muzeum m. st. Warszawy. Może i racja edukacyjna, a nie oczywistość w dosłowności. A na wystawie, żeby się edukować, trzeba dużo czytać pod planszami, oglądać filmy i słuchać nagrań. Cóż, narracyjność.

A jedyne, co naprawdę robi wrażenie i pozostaje w pamięci, to wieżowiec z gruzów Tymka Borowskiego i niektóre fotografie, ale można by zostać przy Borowskim. Czyli coś tradycyjnie wystawienniczego, co działa obrazem, bez multimedialnej narracyjności...

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Wystawę „Zgruzowstanie Warszawy 1945-1949” można oglądać w Muzeum Warszawy, Rynek Starego Miasta 28–42, do 3 września
SDP 2023
Zdjęcie główne: Warszawa, wiosna 1945. Powroty mieszkańców po wyzwoleniu miasta spod okupacji niemieckiej. Na zdjęciu: ulica Marszałkowska. Fot. PAP/Stanisław Urbanowicz
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.