Może też Putin zdołał w toku gorączkowych negocjacji zapewnić mafijnych bonzów, że to jednak on nadal może pełnić rolę Dona i to on zapewni im niezbędną równowagę. Na jak długo? Zapewne do czasu, gdy „rodziny” się dogadają i wysuną uzgodnionego kandydata. Jest przy tym prawdopodobne, że zmiana władzy dokona się pokojowo i „demokratycznie”, bo Putin może po prostu nie wziąć udziału w przyszłorocznych wyborach prezydenckich ze względu na stan zdrowia. I wycofać się na swoją daczę, gdzie zapewne umrze w spokoju w ciągu następnych kilku miesięcy, gdy jego następca skonsoliduje swoją władzę, bo w mafii nie ma etatu dla emerytowanego Dona.
Klucz wojenny
Kolejny klucz do sytuacji leży na froncie ukraińskim. Nie jest przypadkiem, że właściwie wszystkie komentarze zachodnie po gorącym weekendzie w Rosji zawierały jeden zasadniczy element: Zachód musi kontynuować, a nawet zwiększyć pomoc wojskową dla Ukrainy. Nie wolno zmniejszyć nacisku na Rosję. Nieskory do radykalizmu brytyjski think tank Chatham House opublikował w tym tygodniu obszerny raport, zatytułowany: „Jak zakończyć rosyjską wojnę na Ukrainie”. Grupa autorów rozprawia się w nim z tezami „realistów”, krytykując bezlitośnie zdania takie, jak „każda wojna kończy się przy stole negocjacyjnym”, „trzeba uznać rosyjskie obawy o bezpieczeństwo”, „rosyjska przegrana jest bardziej niebezpieczna niż rosyjskie zwycięstwo”, czy „przegrana Rosji spowoduje jej wewnętrzną destabilizację”.
To wojna destabilizuje Rosję. Coś, co miało być szybkim zwycięstwem zakończonym przyłączeniem upadłego państwa do „macierzy”, zamieniło się w walkę na śmierć i życie, w której zginęły dziesiątki tysięcy Rosjan. Trzeba będzie niedługo zmobilizować następne dziesiątki tysięcy, zaś gospodarka coraz bardziej przestawia się na tory wojenne i już za niewiele miesięcy miliony zwykłych obywateli Federacji mogą dotknąć braki w zaopatrzeniu. W dodatku w kraju panuje kompletny chaos ideowy, dotychczasowi patrioci okazują się zdrajcami, ale nie zostają przykładnie ukarani, tylko następnego dnia znowu są ogłaszani patriotami. Radykałowie typu Igora Girkina ogłaszają z kolei, że Putina należy usunąć z Kremla i włos im z głowy nie spada. Państwowa propaganda nie nadąża za rozwojem wydarzeń i gubi się w coraz to nowych koncepcjach. Panuje chaos.
W dodatku z wojny coraz bardziej niezadowoleni są sami wojskowi. To nie są operacje specjalne w krajach Trzeciego Świata, łatwe i prowadzone z dużą przewagą technologiczną. To jest walka z przeciwnikiem silnym, zdeterminowanym i dobrze wyposażonym. Walka, którą stopniowo przegrywają. Otwarta krytyka wojny wypowiedziana przez Prigożyna miała też swój wydźwięk. Zaprzeczył jej sensowności, ale nade wszystko wypowiedział po wielokroć słowo, którego w Rosji wypowiadać nie wolno, bo idzie się za to do więzienia. Rosja jest wojną zmęczona.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Putin miał nadzieję najpierw na to, że pokona Ukrainę szybko, a potem, że przeciągający się konflikt osłabi zdecydowanie Zachód i pozwoli na zdobycie osamotnionego państwa. Wygląda jednak na to, że kij, który zdawał się trzymać w rękach, spróchniał. Tak naprawdę jedynym sposobem na zakończenie wojny na jego warunkach – i na uratowanie swojej władzy – jest dla niego
użycie broni jądrowej. Temu jednak sprzeciwia się zdecydowanie rosyjskie społeczeństwo. W niedawnym sondażu Centrum Lewady ponad 80% pytanych powiedziało, że broń ta nie powinna być użyta na Ukrainie „niezależnie od okoliczności”. Sprzeciwiają się też Chiny. Wreszcie, sprzeciwiają się członkowie rosyjskiego establishmentu. Wypowiedź Siergieja Karaganowa o tym, że Rosja powinna użyć broni jądrowej, aby „złamać wolę” Zachodu, spotkała się z polemikami ze strony innych politologów. Czy członkowie mafijnych „rodzin” urzędniczo-wojskowych byliby zadowoleni z takiej perspektywy? Wolno wątpić, bo ich nie obchodzi ideologia wielkoruska, co najwyżej traktują ją jak narzędzie, nie obchodzi „łamanie woli Zachodu”, obchodzą za to własne interesy i władza.
Definicje zwycięstwa Putina i Ukrainy różnią się tak zasadniczo, że nie ma możliwości ich pogodzenia. Być może jesienią, gdy ukraińska kontrofensywa nie przyniesie wielkich rezultatów, Zachód może zechcieć nacisnąć na Kijów, aby zamrozić konflikt, jak na to wskazywało szereg amerykańskich komentarzy z początku tego roku. Putin będzie miał wtedy możliwość przedstawienia tego jako swego rodzaju sukcesu. Być może rosyjski prezydent jeszcze na to liczy i będzie chciał dotrwać do jesieni. Tylko, że czas jest krótki i materiał, jakim dysponuje, rozłazi mu się w palcach. A Zachód, czyli Ameryka, wykazuje większe zdecydowanie niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Klucz najważniejszy: czas
Czas jest czynnikiem kluczowym. Ukraina musi zdobyć jak najwięcej terenu do jesiennych roztopów. Putin musi zrobić coś z wojną, odnieść jakikolwiek sukces, bo inaczej jego władza się rozpadnie, a jedyny realny sojusznik (Białorusi nie liczę) ostatecznie go opuści. Mafijne rodziny w Rosji muszą się dogadać przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckim, aby ustalić, kto zajmie stanowisko Dona. Wiele wskazuje na to, że najbliższe pół roku będzie dla Rosji decydujące.
– Robert Bogdański
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy