Cywilizacja

Los Putina nie jest już dla Rosji najważniejszy

Zmiana władzy w Rosji dokona się raczej pokojowo, bo Putin może po prostu nie wziąć udziału w przyszłorocznych wyborach prezydenckich ze względu na stan zdrowia. I wycofać się na swoją daczę, gdzie zapewne umrze w spokoju po kilku miesiącach, gdy jego następca skonsoliduje swoją władzę, bo w mafii nie ma etatu dla emerytowanego Dona.

Do rozwiązania sytuacji w Rosji po operetkowo wyglądającym buncie Jewgenija Prigożyna i jego wagnerowców jest w moim przekonaniu wiele kluczy, ale trzy z nich są najważniejsze, a z nich wynika czwarty. Jeden znajduje się na froncie ukraińskim, drugi spoczywa w jednym z gabinetów któregoś z oficjeli, być może gubernatora Tuły, a może premiera Federacji Rosyjskiej, trzeci zaś – w Pekinie. Czwarty to czas.

Paradoksalnie, los Władimira Władimirowicza nie jest i nie będzie już najważniejszy. Mimo tego, że w najbliższym czasie możemy się spodziewać wzmożonych działań z jego strony, dzięki którym będzie próbował zapanować nad krajem i odzyskać autorytet. Podobnie zresztą, jak los wykreowanego przezeń szefa firmy zatrudniającej najemników wojskowych. Oni są już – jak to się popularnie powiada – ludźmi dnia wczorajszego. Kiedy dokładnie ich los zostanie przypieczętowany i w jaki sposób zadziałają klucze (a może tylko niektóre z nich), nie sposób odpowiedzialnie powiedzieć. Jest jednak szereg elementów tej sytuacji, które można uchwycić.

Pekin się niecierpliwi

Zacznijmy od klucza pozornie najbardziej odległego, czyli od tego znajdującego się w Pekinie. Wiele wskazuje na to, że chiński przyjaciel Putina, z którym mieli wspólnie zmieniać świat, a ich przyjaźń i współpraca miały nie znać granic, stracił cierpliwość. Sygnalizacja, jaką zastosowała oficjalna propaganda chińska w ostatnich dniach nie pozostawia co do tego najmniejszych wątpliwości, choć czasami bywa w sposób nieoczekiwany subtelna. Zasadniczy przekaz jednak jest daleki od subtelności.

Minister spraw zagranicznych Qin Gang przyjął w minioną niedzielę (25 czerwca) przebywającego w Pekinie wiceministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Andrieja Rudenkę. Nie jest jasne, czy Rudenko przebywał tam z wizytą wcześniej, czy też pojechał specjalnie, aby uspokoić chińskich braci. Biorąc pod uwagę, że mniej więcej w tym samym czasie przedstawiciel Kremla specjalnie odwiedził Syrię, aby zadbać o rosyjskie interesy i przekonać tamtejszego dyktatora, że Grupa Wagnera pozostanie tam i znajdzie się pod kontrolą rosyjskiego państwa, można sądzić, że pojechał specjalnie.

Komunikaty, jakie wydały po tym spotkaniu ministerstwa obu krajów, różniły się zasadniczo. Rosyjskie poinformowało, że „strona chińska popiera wysiłki Rosji dla ustabilizowania sytuacji”. Natomiast chińskie ministerstwo wspomniało sucho i chłodno o tym, że obaj dyplomaci „wymienili poglądy” na temat stosunków obu krajów i interesujących obie strony kwestii międzynarodowych. Tego typu sformułowanie zdradza bardzo poważną różnicę, nieledwie kłótnię i z reguły nie jest stosowane tam, gdzie współpraca układa się dobrze. Gdy sekretarz stanu USA Antony Blinken jedzie do Pekinu, wtedy w komunikatach pojawia się fraza, że „wymienił poglądy” ze swoimi rozmówcami, ale to samo w przypadku Moskwy? Trudne do pomyślenia.
Kartonowe wizerunki prezydentów Rosji Władimira Putina i Chin Xi Jinpinga w centrum Moskwy, 28 czerwca 2023 r. Fot. PAP/EPA, MAXIM SHIPENKOV
Był to jednak tylko wstęp. Tego samego dnia Rudenkę przyjął chiński wiceminister Ma Zhaoxu i powiedział mu, że „wobec skomplikowanej i poważnej sytuacji międzynarodowej niezbędne jest, aby trzymać się ustaleń poczynionych przez obu przywódców państw, komunikować się w odpowiednim czasie, zapewnić stabilne długoterminowe stosunki między Chinami a Rosją i zadbać o wspólne interesy obu stron”. Inaczej mówiąc, zrugał swojego rosyjskiego kolegę, że Chiny nie dowiadują się odpowiednio szybko o tym, co się dzieje, a ich interesy są zagrożone przez nieodpowiedzialne działania Rosjan. Aby nie było wątpliwości, tu także pojawiła się fraza o „wymianie poglądów”.

Oficjalny chiński organ „Global Times” dodał do tego komentarz profesora stosunków międzynarodowych Wang Yiweia, w którym ten całkowicie otwarcie wspomniał o słabnącym przywództwie Putina. Jak dodał, cała sprawa sprawi, że „Putin i rosyjskie władze uświadomią sobie jaśniej, iż konflikt między Rosją a Ukrainą nie powinien się przedłużać, bo im dłużej trwa wojna, tym bardziej będą narastać problemy wewnętrzne”.

Co charakterystyczne dla chińskiego sposobu komunikacji, wszystkie te ciosy zostały zadane Putinowi w artykule pod tytułem „Osłabienie władzy Putina przez rewoltę Wagnera to chciejstwo Zachodu” – ten zabrzmiał nieco jak popularny pozytywny przekaz o Kowalskim, który już przecież przestał zdradzać żonę. Przekaz był jasny: osłabienie władzy prezydenta Rosji jest faktem, ale skoro mówi o tym Zachód, to nie będziemy mu przytakiwać, natomiast Rosja powinna się ogarnąć i przestać powodować kłopoty, bo mamy ich dość na głowie.

Następnego dnia redakcja „Global Times” zdecydowała się zadać kolejny cios i znowu nosił on wszelkie pozory przyjaźni. Pod tytułem „Zachód nie rozumie, że rosyjska patriotyczna opozycja nie wystąpi przeciwko państwu, ludowi” zamieściła wywiad z dwoma rosyjskimi politologami, członkami instytucji zajmujących się profesjonalnie przyjaźnią między oboma państwami. Już samo umieszczenie w tytule określenia „patriotyczna opozycja” mogło skłonić do zastanowienia. Czyżbyśmy mieli do czynienia z innymi patriotami, którzy są równie dobrzy dla Rosji, jak patrioci znajdujący się obecnie u władzy? Prawda, że ciekawe? Ciekawsze jednak było co innego. Rosyjscy politolodzy od przyjaźni, jak przystało na rosyjskich politologów (od przyjaźni) wyjaśniali wszystko tak, jak trzeba. Że prezydent jest silniejszy niż kiedykolwiek, a naród jest zjednoczony wokół prezydenta, no i te, Panie, knowania, to one nie przejdą. Chaos? Jaki chaos? W Rosji nigdy nie było większego porządku! A jaki porządek jeszcze będzie! Ho! Ho!

Prowadzący wywiad łykał to wszystko, bo nie było jego zadaniem zadawać trudne pytania, tylko umożliwić przyjaciołom wypowiedzenie się. Pojawiła się jednak jedna drobna, ale widoczna nieciągłość w tym przyjaznym Matrixie, a mianowicie komentarz czytelnika. Global Times jest oficjalnym organem Komunistycznej Partii Chin. Jeżeli się pod jego artykułami pojawiają komentarze czytelników, to tylko te wspierające przewodniczącego Xi i wielkość Chin, ewentualnie dezawuujące wrogie działania Amerykanów. Zobaczyć komentarz nieplanowany, to trochę tak, jak napotkać wieczorem trzeźwego Sybiraka (lub nietrzeźwego Marsjanina). Tymczasem komentarz nie tylko był, ale też dezawuował całkowicie narrację obu Rosjan o ładzie i porządku panującym w kraju: „Jak to, nie ma chaosu? A bunt Wagnera to co?” – pytał oburzony czytelnik o ujmującym pseudonimie GTU49CPHl. I znowu: czy towarzyszom chińskim można zarzucić cokolwiek? Przecież oddali swoim przyjaciołom łamy i pozwolili im nakreślić sytuację tak, jak chcieli. A komentarz? No, przecież Chiny to wolny kraj, każdy może komentować…

Pokój pod nadzorem ONZ i Chin? Ukraina bez Krymu i Donbasu? A może tylko przerwa w wojnie?

Amerykańscy analitycy o „nowej strategii”: pomagać „tak długo, jak trzeba”, czyli do końca roku.

zobacz więcej
Mniej więcej w tym samym czasie przedstawiciel Chin w Unii Europejskiej, Fu Cong, udzielił wywiadu telewizji Al Jazeera, w którym na pytanie o przywrócenie granic Ukrainy z roku 1991 rzucił od niechcenia: „Nie widzę powodu czemu nie”. Rzeczniczka chińskiego MSZ z twarzą o wyglądzie tysiącletniej porcelany natychmiast zapewniła, że w żaden sposób nie odnosiło się to do Krymu, a w ogóle to chińskie stanowisko jest „spójne i jasne”. Na tyle spójne i jasne, że można delikatnie zasugerować swoim dozgonnym przyjaciołom z Kremla, że w każdej chwili może się zmienić i nadal będzie „spójne i jasne”.

Wreszcie odezwał się doświadczony komentator Hu Xijin, który w komentarzu zatytułowanym dość dwuznacznie, bo mowa w nim o tym, że Putin ma jeszcze wiele opcji do wyboru, umieścił zdanie zawierające zawoalowaną groźbę: „Ludzie będą obserwować w najbliższych dniach, jak Rosja wraca do normalności”. Trudno mieć wątpliwości co do tego, kim są ci „ludzie” i gdzie zasiadają. Zdanie komentatora Hu oznacza, że kierownictwo chińskie uważnie przygląda się sytuacji u swojego sąsiada i oczekuje, że zapanuje tam porządek. Co to oznacza? Po pierwsze, że kierownictwo chińskie będzie informowane o biegu spraw, a nie zaskakiwane nimi, po drugie, że wojna na Ukrainie zostanie prędko zakończona, po trzecie wreszcie, że oba kraje będą współpracować gospodarczo. Zwłaszcza ta ostatnia kwestia jest dla Chin ważna, bo sytuacja gospodarcza kraju została zachwiana przez kryzys demograficzny, pandemię i konflikt handlowy ze Stanami Zjednoczonymi. Tymczasem rosyjski przyjaciel zamiast współpracować, powoduje coraz to nowe problemy. Bardzo możliwe, że wzmianka o „patriotycznej opozycji” w Rosji jest subtelnym sygnałem, że szef tego państwa wcale nie musi nazywać się Putin, byle był patriotą.

Klucz chiński: spokój i handel

Tak się składa, że tuż po rewolcie Prigożyna Klub Wałdajski opublikował tekst chińskiego ekonomisty Wang Wena, który zapewne został złożony w redakcji wcześniej, ale z jakichś przyczyn uznano, że jednak należy go puścić. W zwykły dla chińskich tekstów sposób posiadał on warstwę oficjalną, czyli „przyjazną”, w której autor pisał z emfazą, że współpraca gospodarcza obu krajów nie ma granic, oraz warstwę realną, w której wymieniał, jakie ograniczenia tej wymiany dotykają. Wyraźnie wynikało z tego tekstu, że Chińczycy są niezadowoleni z niewielkiej skali wymiany handlowej i z jej ograniczenia do węglowodorów. Autor pisał z zawodem, że Chiny importują rocznie 110 milionów ton zboża, a tylko milion z Rosji, chociaż powierzchnia ziemi ornej w tym kraju jest większa od chińskiej.

Podobnie zawód można było wyczuć we fragmencie dotyczącym infrastruktury, w którym Wang pisał dyplomatycznie, iż jego badania wykazały, że „rozwój rosyjskiej infrastruktury jest stosunkowo powolny” i istnieje potrzeba budowy kolei wysokich prędkości, dróg ekspresowych oraz sieci. Zaś Chiny mogą podjąć się tego zadania i połączyć ze sobą system transportowy obu krajów, bo umieją to robić.
Premierzy Rosji Michaił Miszustin i Chin Li Qiang podczas ceremonii powitalnej w Pekinie, 24 maja 2023 r. Fot. PAP/EPA – THOMAS PETER/POOL
Wiele wskazuje na to, że najlepszym z punktu widzenia Chin następcą Putina byłby obecny premier Michaił Miszustin, który miesiąc temu został przyjęty w Pekinie z honorami równymi przyjęciu prezydenta Federacji. Miszustin rozmawiał o zacieśnieniu współpracy gospodarczej i unikał kwestii politycznych i wojennych, poza rytualnymi wypowiedziami przeciwko Zachodowi. Taki partner byłby dla Xi wymarzony. Mafie walczące ze sobą o zajęcie miejsca na Kremlu powinny to wziąć pod uwagę. Bo gdyby Chiny zechciały ograniczyć swoją współpracę gospodarczą z Rosją, byłby to dla niej cios, po którym trudno byłoby ustać. Same Iran, Indie, Korea Północna i garść państw afrykańskich i latynoskich nie wystarczą, aby podtrzymać słabnącą gospodarkę Rosji. A gdy ona się zawali, zwykli Rosjanie mogą się zbuntować z powodów czysto ekonomicznych, zaś urzędniczo-generalskie mafie mogą nie mieć czego kraść.

Klucz mafijny: kto kogo

Czyli walka o władzę. Wiele wskazuje na to, że pucz Prigożyna mógł odnieść sukces, ale jego uczestnicy nie byli ostatecznie dogadani co do przyszłego ułożenia wpływów. Oczywiście tysiąc, czy dwa tysiące najemników jadących, aby zdobyć Kreml (między bajki można włożyć opowieści, że było ich 25 tysięcy) nie miało najmniejszych szans powodzenia w sensie wojskowym. Zdobycie kilkunastomilionowego miasta z taką siłą było zwyczajnie niemożliwe. Ze swoją „afrykańską” logistyką polegającą na tym, że w paliwo zaopatrywali się na stacjach benzynowych i ciągnęli za sobą cysterny z paliwem niczym wojownicy przyszłości z filmu „Mad Max 2”, i która to kolumna mogła być w każdej chwili zniszczona kilkoma rakietami, stanowili tylko pewien sygnał dla ogółu. Cały pucz, gdyby miał odnieść sukces, rozegrałby się przy pomocy telefonów, a nie walk ulicznych.

Tymczasem telefony zawiodły. Ci, którzy mogli się poukładać, najwyraźniej nie byli na to jeszcze gotowi. Czy był wśród nich gubernator Tuły i autor błyskotliwej operacji zajęcia Krymu w roku 2014 Aleksiej Diumin? Czy był generał Sergiej Surowikin, „rzeźnik z Syrii”, gwałciciel i morderca, a przy tym sprawny wojskowy? A Michaił Mizincew, „kat Mariupola”, potem współpracownik Prigożyna? A może był i premier Miszustin, który nie doszedł do swojej pozycji zajmując się tylko gospodarką? Wiele nazwisk można by wymieniać, ale nie w tym rzecz. Ci ludzie funkcjonują w strukturach mafijnych i jakakolwiek zmiana na stanowisku Ojca Chrzestnego musi dla nich oznaczać bezpieczeństwo osobiste i zapewnienie odpowiednio bogatych żerowisk, aby mogli na nich pożywić swoich klientów.

Być może nie zdołali osiągnąć porozumienia. Może zabrakło czasu, skoro o planowanym „puczu” wiedział nie tylko wywiad amerykański i brytyjski, ale i wywiad rosyjski i Prigożyn poczuł, że jeśli nie wystąpi natychmiast, to nie będzie miał drugiej szansy. Charakterystyczne zresztą, że oskarżany o współudział w buncie Surowikin był tym, który jeszcze w piątek wygłosił apel do wagnerowców, aby wstrzymali swoje działania. Czyżby wiedział, że sprawa jest niedojrzała i z góry skazana na niepowodzenie?
Członek Ludowego Ruchu Wyzwolenia (NOD) w koszulce z napisem „USA i NATO opuściły terytorium ZSRR”, trzyma plakat przedstawiający Władimira Putina i deklartacją: „Stoimy z nim w obronie suwerenności Rosji. A ty?”. Wiec poparcia dla prezydenta Rosji na placu przed Kremlem w Moskwie, 29 czerwca 2023 r. Fot. PAP/EPA, SERGEI ILNITSKY
Może też Putin zdołał w toku gorączkowych negocjacji zapewnić mafijnych bonzów, że to jednak on nadal może pełnić rolę Dona i to on zapewni im niezbędną równowagę. Na jak długo? Zapewne do czasu, gdy „rodziny” się dogadają i wysuną uzgodnionego kandydata. Jest przy tym prawdopodobne, że zmiana władzy dokona się pokojowo i „demokratycznie”, bo Putin może po prostu nie wziąć udziału w przyszłorocznych wyborach prezydenckich ze względu na stan zdrowia. I wycofać się na swoją daczę, gdzie zapewne umrze w spokoju w ciągu następnych kilku miesięcy, gdy jego następca skonsoliduje swoją władzę, bo w mafii nie ma etatu dla emerytowanego Dona.

Klucz wojenny

Kolejny klucz do sytuacji leży na froncie ukraińskim. Nie jest przypadkiem, że właściwie wszystkie komentarze zachodnie po gorącym weekendzie w Rosji zawierały jeden zasadniczy element: Zachód musi kontynuować, a nawet zwiększyć pomoc wojskową dla Ukrainy. Nie wolno zmniejszyć nacisku na Rosję. Nieskory do radykalizmu brytyjski think tank Chatham House opublikował w tym tygodniu obszerny raport, zatytułowany: „Jak zakończyć rosyjską wojnę na Ukrainie”. Grupa autorów rozprawia się w nim z tezami „realistów”, krytykując bezlitośnie zdania takie, jak „każda wojna kończy się przy stole negocjacyjnym”, „trzeba uznać rosyjskie obawy o bezpieczeństwo”, „rosyjska przegrana jest bardziej niebezpieczna niż rosyjskie zwycięstwo”, czy „przegrana Rosji spowoduje jej wewnętrzną destabilizację”.

To wojna destabilizuje Rosję. Coś, co miało być szybkim zwycięstwem zakończonym przyłączeniem upadłego państwa do „macierzy”, zamieniło się w walkę na śmierć i życie, w której zginęły dziesiątki tysięcy Rosjan. Trzeba będzie niedługo zmobilizować następne dziesiątki tysięcy, zaś gospodarka coraz bardziej przestawia się na tory wojenne i już za niewiele miesięcy miliony zwykłych obywateli Federacji mogą dotknąć braki w zaopatrzeniu. W dodatku w kraju panuje kompletny chaos ideowy, dotychczasowi patrioci okazują się zdrajcami, ale nie zostają przykładnie ukarani, tylko następnego dnia znowu są ogłaszani patriotami. Radykałowie typu Igora Girkina ogłaszają z kolei, że Putina należy usunąć z Kremla i włos im z głowy nie spada. Państwowa propaganda nie nadąża za rozwojem wydarzeń i gubi się w coraz to nowych koncepcjach. Panuje chaos.

W dodatku z wojny coraz bardziej niezadowoleni są sami wojskowi. To nie są operacje specjalne w krajach Trzeciego Świata, łatwe i prowadzone z dużą przewagą technologiczną. To jest walka z przeciwnikiem silnym, zdeterminowanym i dobrze wyposażonym. Walka, którą stopniowo przegrywają. Otwarta krytyka wojny wypowiedziana przez Prigożyna miała też swój wydźwięk. Zaprzeczył jej sensowności, ale nade wszystko wypowiedział po wielokroć słowo, którego w Rosji wypowiadać nie wolno, bo idzie się za to do więzienia. Rosja jest wojną zmęczona.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Putin miał nadzieję najpierw na to, że pokona Ukrainę szybko, a potem, że przeciągający się konflikt osłabi zdecydowanie Zachód i pozwoli na zdobycie osamotnionego państwa. Wygląda jednak na to, że kij, który zdawał się trzymać w rękach, spróchniał. Tak naprawdę jedynym sposobem na zakończenie wojny na jego warunkach – i na uratowanie swojej władzy – jest dla niego użycie broni jądrowej. Temu jednak sprzeciwia się zdecydowanie rosyjskie społeczeństwo. W niedawnym sondażu Centrum Lewady ponad 80% pytanych powiedziało, że broń ta nie powinna być użyta na Ukrainie „niezależnie od okoliczności”. Sprzeciwiają się też Chiny. Wreszcie, sprzeciwiają się członkowie rosyjskiego establishmentu. Wypowiedź Siergieja Karaganowa o tym, że Rosja powinna użyć broni jądrowej, aby „złamać wolę” Zachodu, spotkała się z polemikami ze strony innych politologów. Czy członkowie mafijnych „rodzin” urzędniczo-wojskowych byliby zadowoleni z takiej perspektywy? Wolno wątpić, bo ich nie obchodzi ideologia wielkoruska, co najwyżej traktują ją jak narzędzie, nie obchodzi „łamanie woli Zachodu”, obchodzą za to własne interesy i władza.

Definicje zwycięstwa Putina i Ukrainy różnią się tak zasadniczo, że nie ma możliwości ich pogodzenia. Być może jesienią, gdy ukraińska kontrofensywa nie przyniesie wielkich rezultatów, Zachód może zechcieć nacisnąć na Kijów, aby zamrozić konflikt, jak na to wskazywało szereg amerykańskich komentarzy z początku tego roku. Putin będzie miał wtedy możliwość przedstawienia tego jako swego rodzaju sukcesu. Być może rosyjski prezydent jeszcze na to liczy i będzie chciał dotrwać do jesieni. Tylko, że czas jest krótki i materiał, jakim dysponuje, rozłazi mu się w palcach. A Zachód, czyli Ameryka, wykazuje większe zdecydowanie niż jeszcze kilka miesięcy temu.

Klucz najważniejszy: czas

Czas jest czynnikiem kluczowym. Ukraina musi zdobyć jak najwięcej terenu do jesiennych roztopów. Putin musi zrobić coś z wojną, odnieść jakikolwiek sukces, bo inaczej jego władza się rozpadnie, a jedyny realny sojusznik (Białorusi nie liczę) ostatecznie go opuści. Mafijne rodziny w Rosji muszą się dogadać przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckim, aby ustalić, kto zajmie stanowisko Dona. Wiele wskazuje na to, że najbliższe pół roku będzie dla Rosji decydujące.

– Robert Bogdański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Targ pamiątek w Petersburgu, 28 czerwca 2023 r. Nadal obok siebie wiszą na straganie maski na twarz przedstawiające głównych graczy przerwanej rebelii wagnerowców: od lewej prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka, który miał mediować między Jewgienijem Prigożynem, właścicielem PMC (Prywatnej Firmy Wojskowej) Wagner, a prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Fot. PAP/EPA, ANATOLY MALTSEV
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.