Cywilizacja

Polski sąd wziął pod opiekę Holendra ściganego listem gończym za domniemaną przemoc domową

Niemiecki Jugendamt, norweski Barnevernet, niderlandzki Veilig Thuis – te zachodnie instytucje, w założeniu mające chronić dzieci, w rzeczywistości często zajmują się nękaniem rodziców. Leonard Hermans z dziećmi przed bezdusznymi urzędami musiał uciekać najpierw do Belgii, potem do Polski. Jego żona Lisbeth została aresztowana w Niemczech i trafiła do belgijskiego więzienia.

Holenderska rodzina od 5 lipca 2023 może cieszyć się ze zwycięskiej bitwy z organizacją Veilig Thuis, mającą z założenia chronić dzieci przed przemocą domową. Sąd w Krakowie oddalił Europejski Nakaz Aresztowania (ENA), za pomocą którego lekarz z Amsterdamu i jego czwórka dzieci są ścigane przez belgijski wymiar sprawiedliwości. Jednak do zwycięstwa w tej wojnie jest jeszcze daleko. Matka dzieci jest za kratkami w Belgii, a ojciec nie może ruszyć się poza Polskę, bo z miejsca zostałby zatrzymany.

Hermansowie w Holandii byli majętną rodziną. 58-letni Leonard w swoim kraju jest wziętym okulistą, z prywatną praktyką, z kolei jego żona Lisbeth, prawniczka po amerykańskiej uczelni, zarządzała szeregiem nieruchomości, które były w posiadaniu rodziny. Małżeństwo cieszyło się z domu w centrum Amsterdamu, posiadłości nad Morzem Północnym z widokiem na plażę czy obszernego mieszkania w niemieckim Chemnitz.

Do szczęścia brakowało tylko dzieci. Lisbeth długo nie mogła donosić ciąży, wielokrotnie poroniła, udało jej się wreszcie urodzić za pomocą metody in vitro. – Gdy masz takie doświadczenia, szczególnie troszczysz się potem o dzieci – mówi Leonard Hermans. Na świat przyszły kolejno czwórka pociech, dwóch chłopców i dwie dziewczynki.

Donosy „życzliwych”

Problemy zaczęły się kilkanaście lat później. „Życzliwy” obywatel, jak domyślają się Hermansowie, sąsiad, z którym się pokłócili, postanawia zawiadomić holenderski system opieki o rzekomym zaniedbywaniu dzieci przez rodziców. Veilig Thuis (co w niderlandzkim języku znaczy Bezpieczny Dom) to instytucja działająca na zbliżonych zasadach, co osławiony niemiecki Jugentamt czy norweski Barnevernet. Z założenia ma pomagać kobietom i dzieciom narażonym na przemoc domową. Nie może zignorować żadnej informacji, nawet mało wiarygodnego donosu. Sprawdza zatem i ten wysłany w sprawie Hermansów. Po wizycie wysłanników placówki Veilig Thuis w domu rodziny, okazuje się, że nie ma podstaw do jakichkolwiek działań.

Jednak do Bezpiecznego Domu trafia kolejny donos o zaniedbywanych dzieciach. Tym razem, jak przyznaje kancelaria prawna reprezentująca Hermansów w Polsce, jego autorką jest jedna z sióstr Lisbeth. Z nią rodzina też nie ma dobrych kontaktów, bo chodzi o spór w sprawie dziedziczenia sporego majątku, z wieloma nieruchomościami, będącymi w posiadaniu rodziny matki dzieci.

Do akcji ponownie wkracza Veilig Thuis. Znów cała rodzina przechodzi upokarzające, ale wymagane przez holenderskie prawo procedury. I tym razem okazuje się, że Hermansom nie można nic zarzucić.
Polskie matki, którym Jugendamt odebrał dzieci, założyły Polskie Stowarzyszenie Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. Na zdjęciu podczas konferencji prasowej w Berlinie w 2017 roku. Fot. PAP/Marcin Bielecki
Opiekuńcza instytucja dostaje jednak kolejny sygnał, tym razem od zaniepokojonej znajomej rodziny, którą zdziwił niewielki siniak na twarzy najmłodszej w rodzinie dziewczynki. Najstarsza córka, wypytywana, co się stało, podała zupełnie niewinną przyczyną, co najwyraźniej jeszcze bardziej upewniło kobietę, składającą zawiadomienie, że dzieje się coś niewłaściwego.

Nie chcecie współpracować, to zabieramy dzieci

Tym razem Veilig Thuis skupił się na sprawie jeszcze intensywniej, wyciągając również poprzednie donosy. – Otrzymaliśmy dokumenty z raportem, w którym roiło się od kłamstw. Nasze dzieci miały niby chodzić w brudnych ubraniach. Przecież to bzdura, codziennie miały nową czystą odzież. Albo to, że od naszego młodszego syna czuło się rzekomo zapach moczu. Pijany 50-letni alkoholik może śmierdzieć moczem, ale nie pięciolatek, który w szkole wstydzi się poprosić o wyjście do toalety – mówi ojciec dzieci.

– Zapytałem ich, jak mogę się bronić przed kłamstwami, które idą w ślad za oskarżeniami. Jak mam udowodnić, że jesteśmy dobrymi rodzicami, to przecież niemożliwe. W mailu zaznaczyłem też: „proszę dać mi znać, jeśli jestem zobowiązany do dalszych rozmów w tej sprawie”. To wystarczyło, by instytucja uznała, że nie chcemy z nią współpracować. A skoro nie współpracujecie, zabieramy wam dzieci – opowiada Leonard Hermans o początkach swoich zmagań z Veilig Thuis. ODWIEDŹ I POLUB NAS Przyznaje też, że rodzice rzeczywiście nie rwą się do wspólnego działania z tą instytucją opieki, ponieważ nie mają z nią szans. – W wyniku donosu wpada się w pułapkę, z której nie ma wyjścia. Słyszysz o sobie jakieś głupie, zmyślone historie, a urzędnicy wierzą bardziej sąsiadom, komukolwiek, byle nie rodzicom – twierdzi ojciec czwórki dzieci.

„Ciągle piszą o Polsce, a sami łamią prawo”

Ojciec z czwórką dzieci wyjechali do Belgii. – Moja żona przeszła tyle, by zajść w ciążę, a teraz omal ich nie straciła w ciągu dwóch dni. To straszne. Holandia jest jednym z najgorszych państw pod tym względem, ale inne państwa mają podobne problemy. W krajach takich jak Holandia media każdego tygodnia piszą o fatalnych rządach w Polsce. Ale w Holandii nikt nie wie, a przypuszczam, że w Polsce również się o tym nie mówi, jak bardzo łamane są prawa człowieka właśnie w Holandii. Rodzice nie mają tam praktycznie żadnych praw. A jeśli ktoś z zewnątrz na ciebie doniesie, to masz naprawdę duży problem – opowiada lekarz z Holandii.

Jednak holenderska opieka socjalna nie odpuściła rodzinie również poza granicami kraju. Do belgijskiego sądu wpłynął pozew. Leonard i Lisbeth Hermansowie wiedzieli już, że ryzyko utraty dzieci jest zbyt wysokie. Postanawiają wyjechać do Polski. Dwa dni później, pod ich belgijski adres trafia zawiadomienie z zarzutami. Proces odbywa się bez ich obecności, a oskarżenie zawiera paragraf belgijskiego prawa obejmujący wywiezienie za granicę i przetrzymywanie dzieci wbrew decyzji sądu. To przestępstwo jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat pięciu. Hermansowie, którzy nigdy wcześniej nie byli karani i nie mieli ograniczonej opieki nad dziećmi dostają zaocznie wyrok czterech lat bezwzględnego więzienia. Jednocześnie wysłany jest za nimi Europejski Nakaz Aresztowania.

Niemcy aresztują bez wahania

Jak Francja wykradła dzieci Reunionu. „Mają nie być zbyt czarne”

Niektóre matki traciły córki i synów jedynie dlatego, że paliły papierosy.

zobacz więcej
Polski sąd w dokumentacji przesłanej przez stronę belgijską nie zauważył żadnych przesłanek do aresztu i odesłania Holendrów do Belgii. W Polsce rodzina utrzymuje się na razie z oszczędności. – Sprzedałem jeden z domów. Z pracą jest ciężko, u siebie w kraju byłem okulistą, w Polsce nie pracuję, bo nie znam jeszcze na tyle języka polskiego – przyznaje.

Holenderski lekarz musi również zatrudnić prawnika w Belgii, by pomóc żonie Lisbeth. Matka dzieci znajduje się obecnie w najgorszej sytuacji, bo nakaz aresztowania zastał ją w Niemczech, dokładnie w Chemnitz, gdzie ją zatrzymano. Tam spędziła w areszcie dwa i pół miesiąca. Potem przewieziono ją do Belgii, gdzie od dwóch tygodni przebywa w areszcie.

Leonard Hermans widzi dodatkowy problem. Żona działa czynnie przeciwko instytucjom opieki socjalnej, założyła nawet fundację, która skupia ofiary działalności podobnych placówek. – Zna wiele osób pokrzywdzonych w taki sposób, również rodzin pochodzących z Polski – opowiada. Dr Hermans ma utrudniony kontakt z żoną, której wolno dzwonić z aresztu tylko raz na kilka dni. – Spodziewam się od niej telefonu za dwa dni, może będę wiedział coś więcej – mówi mąż.

Dr Leonard Hermans pozostanie w Polsce wraz z dziećmi przynajmniej do czasu osiągnięcia przez nie wieku pełnoletniego. – Czujemy się tutaj szczęśliwi i bezpieczni. Dzieci chodzą do szkoły. Gdy skończą 18 lat same zdecydują, czy wrócą do Holandii. Nie wiem, czy będą chciały to zrobić, zobaczymy – mówi ojciec. On sam na razie nie może się ruszyć z Polski – nawet na Słowację – bo natychmiast mógłby zostać zaaresztowany i odesłany przed sąd w Belgii.

– Sławomir Cedzyński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Autor jest dziennikarzem portalu i.pl
SDP 2023

Zdjęcie główne: Veilig Thuis po niderlandzku znaczy Bezpieczny Dom. Fot printscreen/ veiligthuis.nl
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.