Pręt o średnicy 3 cm przeszył na wylot lewy płat czołowy mózgu Phineasa. Mężczyzna wstał z ziemi i poprosił o podwiezienie go do lekarza.
zobacz więcej
Kto używał jakiegokolwiek psychodelika, ten doświadczył odmiennych stanów świadomości,
mających czasem znaczenie terapeutyczne dla naszego mózgu i reszty somy . Jej stany normalne rozciągają się od prostego bycia przytomnym, czyli zdawania sobie sprawy z istnienia otoczenia (co potrafi każdy organizm, nawet jednokomórkowy, wyposażony w jakiekolwiek „zmysły”), aż po świadomość świadomą samej siebie. Tę stwierdzamy u ludzi, ale niespecjalnie mamy metody, by stwierdzić ją u osobników z innych gałęzi królestwa zwierząt. Pomiędzy znajdują się świadomość samego siebie i świadomość swojego życia psychicznego – które to świadomości dzielimy z szympansami (chyba, czyli na tyle, na ile prymatolodzy potrafią to stwierdzić).
Świadomość rozumiana bywa potocznie jako przytomność umysłu i utrata przytomności bywa – choć niesłusznie, z klinicznego punktu widzenia, gdyż nie w każdym takim przypadku zanika pamięć – uważana za utratę świadomości. Świadomość oczywiście może też być mniej lub trwalej zaburzona: a to przymglona, a to zmącona, a to wreszcie istnieją stany zamroczenia świadomości czy splątania. Nie wchodząc zatem w rewiry podświadomości, ani istotnych w psychoanalizie przedświadomości i nadświadomości, rzeczywistość świadomości to tyle nakładających się na siebie wątków, że trudno je rozsupłać i zbadać ów fenomen.
Problem większy od skrzynki wina
Tym bardziej dziwi, że w 1998 roku co prawda młody wówczas, ale bardzo rozumny naukowiec poszedł o zakład z niewiele starszym kolegą, że dziedzina wiedzy, którą obaj reprezentują, potrzebuje nie więcej niż kolejnych 25 lat do opisania neurologicznych podstaw świadomości. Skrzynka dobrego trunku piechotą nie chodzi, więc podali sobie ręce, które publicznie przecięto. Panowie są nadal w branży neuronauk: Christof Koch, neurobiolog wtedy z CalTech, dziś zaś z Allen Institute for Brain Science w Seattle, zaś ów starszy to David Chalmers, współdyrektor Centrum Umysłu, Mózgu i Świadomości na Uniwersytecie Nowojorskim. Właśnie mija ćwierćwiecze ich zakładu, zatem jego rozwiązanie nastąpiło 23 czerwca podczas kongresu naukowego – dorocznego spotkania Association for the Scientific Study of Consciousness w Nowym Jorku – na sesji naukowej, przy pełnym audytorium. Obaj zgodzili się publicznie, że mechanizm, dzięki któremu neurony mózgu wytwarzają świadomość, nie został ostatecznie poznany, co uczyniło Chalmersa zwycięzcą. Rzecz opisał nawet na swych łamach tygodnik „Nature”. W czasie trwania zakładu obaj panowie mocno posiwieli, ale uważają, że to nie koniec ich badań nad podstawami świadomości – jak by to ujęła policja, „sprawa jest rozwojowa”.
Zakład został rozstrzygnięty dzięki wieloośrodkowemu badaniu, testującemu dwie wiodące hipotezy na temat neuronowych podstaw świadomości – na wspomnianej konferencji sprawozdali je właśnie Koch i Chalmers. Nie wiemy dziś zatem, jak to jest naprawdę, mimo posiadania przez neuronaukowców rozlicznych technologii – od elektrofizjologicznych, przez skanery funkcjonalne mózgu, po badania za pomocą inżynierii genetycznej i tzw. optogenetyki, która umożliwia stymulowanie wybranych neuronów zwierząt eksperymentalnych. Że o sztucznej inteligencji i
„dekoderach mózgu” nie wspomnę szerzej.
Owe dwie hipotezy neuronowych podstaw świadomości to tzw. teoria zintegrowanej informacji (IIT) oraz teoria przestrzeni roboczej globalnej sieci (GNWT). Jak możemy przeczytać na łamach „Nature”, »IIT sugeruje, że świadomość jest „strukturą” w mózgu, utworzoną przez określony rodzaj połączeń neuronalnych, która jest aktywna tak długo, jak długo występuje określone doświadczenie, takie jak patrzenie na obraz. Uważa się, że ta struktura znajduje się w tylnej części kory mózgowej. Natomiast GNWT sugeruje, że świadomość powstaje, gdy informacje są transmitowane do obszarów mózgu przez połączoną sieć. Transmisja, zgodnie z teorią, ma miejsce na początku i na końcu doświadczenia i obejmuje korę przedczołową z przodu mózgu«. Tak, wiem, trudne. W każdym razie wyniki uzyskane w sześciu współpracujących ze sobą światowych laboratoriach przez kilka lat wykazały, że żadna z tych wiodących teorii nie jest prawdziwa. Trzeba je zrewidować.