Historia

Bezczelny geniusz Oppenheimer. Demon zagłady czy Prometeusz XX wieku?

Zajmujący się energią jądrową Robert Oppenheimer stał się symbolem tragicznych rozterek naukowca. Był na przemian wielbionym i nienawidzonym szefem Projektu Manhattan, w którym powstały bomby atomowe zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki. Najpierw rozniecił więc ogień, a gdy próbował ostrzegać przed związanymi z nim niebezpieczeństwami, rozgniewał rządzących niczym mityczny Prometeusz olimpijskich bogów.

„Teraz stałem się Śmiercią, niszczycielem światów” – miał powiedzieć Robert Oppenheimer, gdy dowiedział się o zrzuceniu bomb uranowej i plutonowej na Japonię. Zgromadził elitę naukowców, która przez ponad dwa lata pracowała w tajnym projekcie badawczym w USA i stworzyła potężną broń kończącą wojnę, potrafiącą w kilka chwil zmieść z powierzchni Ziemi pół miasta.

Wspomniany cytat pochodził z „Bhagawadgity”, księgi hinduizmu i jednej z ulubionych lektur naukowca. Oppenheimer miał wszechstronne zainteresowania. Potomek zamożnych żydowskich imigrantów z Niemiec, absolwent bostońskiego Harvardu, a także angielskiego Cambridge, od czasów studenckich przewyższający rówieśników tak samo erudycją, jak i bezczelnością. „Zapytaj mnie w łacinie, odpowiem ci w grece” – popisywał się jeszcze jako nastolatek. Obok języków klasycznych, czytał też w kilku innych, w tym w sanskrycie. Jeden z jego największych przyjaciół Isidor Isaac Rabi – urodzony w ortodoksyjnej rodzinie na Podkarpaciu amerykański fizyk, późniejszy noblista z roku 1944 za rezonansową metodę obserwacji właściwości magnetycznych jąder atomowych – miał o nim mówić”: „Oppenheimer? Bogaty, rozpieszczony żydowski bachor z Nowego Jorku”.

Ekstrawagancki teoretyk i świetny organizator

Ów utalentowany i świetnie wykształcony „bachor” sam nigdy nie dostał Nagrody Nobla, ale krążył wokół najwybitniejszych fizyków swoich czasów i to po obu stronach oceanu. Na wyróżnienie komitetu noblowskiego miał mniejsze szanse nie dlatego, że nie był geniuszem, tylko z braku cechy zwanej przez Niemców „sitzfleisch”: wytrwałego ślęczenia nad problemem badawczym aż do jego rozwiązania. On tymczasem był wybitnym fizykiem teoretycznym, interesującym się także chemią i fizyką jądrową, koneserem literatury, sprawnym żeglarzem, w międzyczasie pochłoniętym badaniem czarnych dziur. Miał niesamowitą naukową intuicję, a jednocześnie potrafił w niedbały sposób tworzyć obliczenia matematyczne.

Był ponadto ekstrawaganckim i inspirującym studentów wykładowcą, a przede wszystkim fenomenalnym organizatorem, odpowiedzialnym za kreację ogromnego przedsięwzięcia w dziejach nauki. Oppenheimer 80 lat temu w przyspieszonym tempie stworzył podstawy praktyczne fizyki jądrowej, a także specyficzną „fuzję atomową” – projekt integrujący największych naukowców swoich czasów z armią USA, w celu rzucenia na kolana III Rzeszy i Japonii.
Obszar Los Alamos z nazwami budynków, około 1945 roku. Fot. Narodowe Laboratorium Los Alamos, Wikimedia Commons
W 1943 roku w Los Alamos pod jego kierownictwem zaczęto grupować naukowców, inżynierów i personel tworzący tajny nuklearny Projekt Manhattan. Najpierw kilkudziesięciu, później tysiąc, później aż osiem tysięcy wybitnych umysłów, zakwaterowanych w ukrytym przed światem miasteczku na środku płaskowyżu w Nowym Meksyku. Błyskawicznie postawiono ukrytą przed światem oczyszczalnię plutonu, odlewnię, bibliotekę, audytorium oraz dziesiątki laboratoriów, magazynów i biur. Tak zmaterializowały się ściśle tajne plany administracji Franklina Delabo Roosevelta. Prezydent USA w 1939 roku został zainspirowany listem fizyków Leó Szilárda i Eugene’a Wignera (zaniepokojonych możliwością skonstruowania przez III Rzeszę bomby atomowej), sygnowanym przez samego Alberta Einsteina. Uprzejmie informowali, że USA mogą stworzyć broń nowego typu o niesłychanym potencjale, a Roosevelt w ten pomysł uwierzył. Jeszcze przed zakończeniem wojny Amerykanie dysponowali bombą, która mogła być zrzucona i na Berlin, ale ostatecznie użyto jej do złamania ducha walki Japończyków i zminimalizowania strat własnego wojska.

Warto tu zastanowić się, dlaczego to Amerykanie, a nie Niemcy byli w stanie uczynić tak znaczący skok w technologii masowej zagłady. Poza zaangażowaniem nazistów na wielu frontach wojennych i w prace nad nieco inną technologią, wytłumaczenie tego może skrywać się w ideologii NSDAP. Antysemityzm III Rzeszy spowodował emigrację tęgich umysłów już przed wojną – nie tylko z Niemiec i Austrii, ale i innych miejsc Europy. Przykładów na to jest wystarczająco dużo. Otto Frisch, który zinterpretował wyniki pierwszego sztucznego rozszczepienia jądra atomowego i jako pierwszy określił, że można to wykorzystać w celach wojskowych, wyjechał z Hamburga w roku 1933 – jeszcze przed wprowadzeniem ustaw norymberskich. Podobnie uczynił jego mentor, późniejszy noblista z roku 1943 Otto Stern. Ze względu na pochodzenie żony, z Włoch musiał wyjechać Enrico Fermi – laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z roku 1938, późniejszy twórca pierwszego na świecie reaktora jądrowego, a następnie z najważniejszy współpracownik zespołu Oppenheimera. W „drużynie” Projektu Manhattan znaleźli się także inni naukowcy, którzy nie mieli czego szukać w Europie czasów Holocaustu: czeski Żyd Georg Placzek, a także polscy naukowcy tego pochodzenia Józef Rotblat oraz Stanisław Ulam i wielu innych. Sam Einstein (nie brał udziały w Projekcie Manhattan) też zresztą emigrował ma stałe z Niemiec do USA po dojściu Hitlera do władzy.

Co prawda już w 1939 roku powstał niemiecki zespół badań jądrowych i na mocy rozkazu wojskowego dołączył do niego Werner Heisenberg – fizyk teoretyk, noblista 1932 roku za fundamentalny wkład w stworzenie mechaniki kwantowej. Projekt został przerwany przez alianckie bombardowania, sabotaż dostaw ciężkiej wody z Norwegii do Niemiec i na koniec z powodu aresztowania niemieckich fizyków jądrowych przez aliantów. Nie stworzyli bomby, jednak zbudowano reaktor jądrowy. Obawiając się niemieckiego programu, USA wraz z Wielką Brytanią rozpoczęły więc wspólny program budowy bomby jądrowej. Wykorzystały w nim przedwojenne prace amerykańskie nad wykorzystaniem energii jądrowej do napędu okrętów, w tym metodę separacji izotopu uranu.

10 wynalazków, które pozostawiła po sobie II wojna światowa

Walkie-talkie, nylon, Fanta, Jeep, penicylina czy energetyka jądrowa? 75 lat po zakończeniu wielkiego konfliktu zbrojnego nadal są używane…

zobacz więcej
Jak porównywał Alex Wellerstein – historyk nauki i broni jądrowej oraz profesor w Stevens Institute of Technology – Projekt Manhattan pochłonął około 2 mld USD w 1945 r. (ok. 30 mld USD w 2012 r.) funduszy rządowych i zatrudniał w szczytowym momencie około 120 000 osób, głównie w sektorach budowy i eksploatacji. W sumie angażował około 500 000 osób, czyli prawie 1% całej amerykańskiej cywilnej siły roboczej. Zaś budżet niemieckiego Uranverein wynosił zaledwie 8 milionów reichsmarek, co odpowiada około 2 milionom dolarów w 1945 – jednej tysięcznej amerykańskich wydatków.

Zatem w czasie, gdy Amerykanie metodycznie pracowali nad rozwojem broni nuklearnej, Niemcy wznosili komory gazowe i inwestowali w swoje Wunderwaffe – propagandowo rozgrywane „cudowne bronie”. Po wojnie amerykańscy analitycy wyliczyli, że inwestycja w niemiecki program V-2 (który finalnie, po przejęciu przez USA naukowców III Rzeszy, zaowocował po wojnie stworzeniem NASA i programu Apollo) kosztował w przybliżeniu tyle, co Projekt Manhattan. Gdy zatem Niemcy wystrzeliwali pociski rakietowe o napędzie na spirytus ziemniaczany, a wytworzenie każdego pochłaniało tyle pracy co produkcja sześciu samolotów, odnotowywali kompromitującą skuteczność. W atakach na Londyn jedna spadająca rakieta V-2 zabijała średnio dwie osoby. Tymczasem w sierpniu 1945 dwie amerykańskie bomby pokazały, jak niebezpiecznym narzędziem może być nowa technologia nuklearna. Ich znaczenie polityczne było jeszcze większe niż militarne. Zastraszono desperacko walczących Japończyków, a jednocześnie zyskano przewagę nad ZSRR – późniejszymi zimnowojennymi rywalami.

Stalin wiedział, Truman niekoniecznie

Dyskusja o dziele życia Oppenheimera i zasadności zniszczenia dwóch japońskich miast trwa od chwili, gdy zdjęcia z Hiroszimy i Nagasaki obiegły świat. Twórcę projektu pacyfiści już zawsze będą przedstawiać jako demona zagłady. Racjonalne spojrzenie na historię wymaga jednak stanowczego wyjaśnienia, iż… Amerykanie chyba nie mogli pod koniec wojny postąpić inaczej.

Około 150 tys. zabitych atakiem nuklearnym z 6 i 9 sierpnia 1945 to było nadal znacznie mniej, niż prognozowana liczba ofiar wśród japońskiej ludności cywilnej i żołnierzy obu stron, gdyby wojna miała trwać. Dowódcy amerykańscy szacowali, że próba desantu i zdobycie w konwencjonalny sposób Japonii mogłyby kosztować życie ćwierć miliona żołnierzy. Inna sprawa, iż w czasie II wojny światowej więcej niż od broni jądrowej ludzi zginęło od napalmu, który Amerykanie zaczęli wykorzystywać w bombach zapalających. Jednostkowe ich użycie tylko w czasie nalotów na Tokio pochłonęło więcej żyć niż bomby w Hiroszimie i Nagasaki. Ale faktem jest, że świat na długie lata solidnie się wystraszył radioaktywnej hekatomby i na szczęście już w czasach zimnej wojny nikt nie zdecydował się na użycie atomowego przycisku, uruchamiającego znacznie bardziej śmiercionośne ładunki.

Prace zespołu Oppenheimera znacznie przyspieszyły postęp w fizyce jądrowej. Naukowcy stworzył matematyczne i praktyczne podstawy atomistyki. Efektem zastosowania broni nuklearnej była także inna już geopolityczna „reakcja łańcuchowa”. Coraz więcej państw chciało mieć tą broń w swoim arsenale. Dziś mówi się o dziewięciu armiach dysponujących w sumie kilkudziesięcioma tysiącami głowic nuklearnych o łącznej mocy przewyższającej o kilka milionów potencjał archaicznych już dziś bomb zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki. To w zupełności wystarczy, aby wielkim, widocznym z kosmosu grzybem atomowym zakończyć historię ludzkości. ODWIEDŹ I POLUB NAS
Latem 1945 roku prezydentem USA biorącym na siebie ostateczny ciężar decyzji o ataku jądrowym był Harry Truman. Objął on najwyższy urząd jako wiceprezydent, automatycznie zastępując zmarłego 12 kwietnia 1945 roku Roosevelta. Dowiedział się o pracach Projektu Manhattan dopiero po złożeniu przysięgi. Pokazuje to, jak utajniona była ta operacja, skoro została ukryta nawet przed drugą osobą w państwie. Nie przeszkadzało to jednak agentom sowieckim. Ci systematycznie przekazywali dokumentację dotyczącą pierwszego ładunku jądrowego do ZSRR.

Józef Stalin doskonale wiedział, czym dysponują Amerykanie. Niesamowite przyspieszenie prac radzieckich fizyków zaowocowało detonacją w 1949 roku tzw. Pierwszej Błyskawicy – bomby wodorowej, żartobliwie nazwanej przez Amerykanów Joe-1 (od przydomka Stalina w USA) i podniosło alert w Waszyngtonie. Oczywiście przewidywano, że prędzej czy później ZSRR stworzy broń, ale nikt nie podejrzewał, że stanie się to tak szybko. Była to także kompromitacja nowo powstałej agencji wywiadowczej – CIA.

Przeprowadzane w atmosferze paniki dochodzenie wykazało, że wtyczką GRU w Projekcie Manhattan byli Niemiec Klaus Fuchs oraz technik wzbogacania uranu David Greenglass. Po latach wyszło na jaw, iż wspierał ich najmłodszy w zespole Oppenheimera nastoletni geniusz fizyki Theodore Alvin Hall. Wszyscy mieli sympatie komunistyczne, co było główną podstawą do późniejszego, wieloletniego tropienia szpiegów ZSRR w amerykańskiej administracji rządowej i instytucjach życia publicznego oraz przeciwdziałania „infiltracji komunistycznej” w społeczeństwie (przekształcało się to często w polowanie – inwigilację środowisk opiniotwórczych, bezpardonowe śledztwa i spektakularne procesy; choć większość oskarżeń nie miała wiarygodnych podstaw, otwierane dziś archiwalia pokazują dużą infiltrację instytucji rządowych USA).

W tym czasie Oppenheimer, który stał się najbardziej znanym naukowcem świata, był mentalnie przytłoczony rozmiarami tragedii, jaka rozegrała się w Japonii. Nie chciał mieć już nic wspólnego ani z produkcją kolejnych bomb, ani z Projektem Manhattan. Zrezygnował z funkcji dyrektora naukowego i dołączył do Alberta Einsteina w Princeton. Wkrótce wybrano go na przewodniczącego komitetu doradców Komisji Energii Atomowej.

Człowiek, który stworzył bombę atomową, jednocześnie najlepiej zdawał sobie sprawę, jakim zagrożeniem dla świata może być rozpoczęty wyścig zbrojeń. Gdy odważnie zaczął to głosić i sprzeciwiać się budowie wielokrotnie silniejszej bomby termojądrowej, zaczęto wnikliwiej sprawdzać zarówno jego otoczenie, jak i młodzieńcze poglądy polityczne. Uczyniło to Oppenheimera ofiarą powojennej „czerwonej paniki”.

Wróg publiczny

Choć zaprzeczał, jakoby kiedykolwiek był członkiem Partii Komunistycznej, wyciągano mu lewicowe sympatie z czasów pracy na uniwersytecie Berkeley. A także potwierdzenia jego wpłat na rzecz wojsk republikańskich w czasie wojny w Hiszpanii. Były i cięższe zarzuty, bo był on wręcz otoczony komunistami. W rodzinie i wśród przyjaciół miał sporo ludzi nie tylko o poglądach lewicowych, ale także członków partii. Co oczywiście można tłumaczyć specyficznym klimatem intelektualnym po czasach Wielkiego Kryzysu. W latach 30. XX w. do amerykańskiej partii komunistycznej należeli jego brat, późniejsza żona naukowca Katherine Puening (wdowa po amerykańskim działaczu komunistycznym, który zginął w Hiszpanii), a także kochanka Oppenheimera Jean Tatlock.

Czy Putin użyje broni jądrowej?

W 2013 roku Rosjanie poinformowali, że będą ćwiczyć atak nuklearny na Warszawę.

zobacz więcej
Co ciekawe, armia amerykańska wiedziała o tym wszystkim zanim naukowcowi zaproponowano kierowanie Projektem Manhattan. Gdy jednak powiadomiony został o tym nadzorujący przedsięwzięcie ze strony armii gen. Leslie Groves, 20 lipca 1943 wydał pismo zalecające, że widzi na tym stanowisku tylko Oppenheimera i to bez względu na wszystkie zaszłości.

Już kilka lat po wojnie sprawa wróciła. Trafił na celownik tropiących komunistów śledczych senatora Josepha McCarthy’ego. Inwigilacja naukowca, setki taśm z intymnych spotkań i zeznań doprowadziły do tego, że w latach 50. zrobiono Oppenhaimera podejrzanego, prawie zdrajcę. Komisja Energetyki Atomowej po cyklu publicznych przesłuchań pozbawiła go tzw. poświadczenia bezpieczeństwa. Bohater Ameryki został odsunięty na boczny tor. Już w latach 90. emerytowany generał NKWD Paweł Sudopłatow miał wyznać, że najważniejsze dane, które umożliwiły produkcję radzieckiej bomby atomowej, zostały pozyskane właśnie od szefa projektu, a także Fermiego i Leó Szilárda. Według enkawudzisty, to Oppenheimer miał być jednym z najważniejszych, ale ukrytych dygnitarzy amerykańskiej partii komunistycznej, swoistym „cardinal in cuore”. Tych rewelacji nie potwierdziły jednak dokumenty zwane jako „akta Venona”, przechwycone przez amerykański kontrwywiad radzieckie depesze szpiegowskie z przełomu lat 40. i 50.

Oppenheimera zaczęto w Stanach Zjednoczonych rehabilitować dopiera w latach 60. Komisja Energii Atomowej przyznała mu najwyższą nagrodę im. Enrico Fermiego, wręczoną przez prezydenta Lyndona Johnsona. Wkrótce jednak zdiagnozowano u niego raka gardła, efekt 40 lat nierozstawania się z tytoniem. Zmarł w roku 1967.

Kariera tego naukowca przypomina historię mitycznej postaci – Prometeusza, zresztą taki tytuł nosi jego najbardziej obszerna biografia Kaia Birda i Martina J. Sherwina „Amerykański Prometeusz. Triumf i tragedia”. Stał się symbolem tragicznych rozterek geniusza zajmującego się energią jądrową. Najpierw rozniecił ogień, a gdy próbował ostrzegać przed związanymi z nim niebezpieczeństwami, rozgniewał rządzących niczym Prometeusz olimpijskich bogów.

Zagrożenia związane z osiągnięciami Oppenheimera wracają ze szczególną siłą w dobie terroryzmu, wojen, raszyzmu czy też putinizmu. Gdy jeszcze w roku 1946 na zamkniętym posiedzeniu w Senacie miano go zapytać, czy Ameryka jest narażona na atak nuklearny np. bombami schowanymi w bagażach podróżnych, od razu potwierdził – wzbudzając przerażenie komisji. Zapytany, jak się można przed tym obronić, w typowy dla siebie sposób błyskotliwie zażartował: „Śrubokrętem, którym otworzysz i sprawdzisz każdą walizkę”. Dla Oppenheimera – człowieka, który stworzył broń jądrową – jedyną obroną przed terroryzmem nuklearnym była eliminacja samej broni jądrowej. Tylko czy na to nie jest już za późno?

– Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


21 lipca 2023 w Polsce wchodzi do kin biograficzny film „Oppenheimer”, brytyjsko-amerykańska produkcja w reżyserii Christophera Nolana. Scenariusz oparty został na nagrodzonej Pulitzerem książce „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej” Kaia Birda i Martina J. Sherwina..
SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Grafika z portretem Roberta Oppenheimera z 1944, z czasów jego pracy w Los Alamos (za Los Alamos National Laboratory - Charles Thorpe and Steven Shapin, „Who was J. Robert Oppenheimer? Charisma and Complex Organization”; Social Studies of Science – Wikimedia Commons). Praca: Cezary Korycki
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.