Cywilizacja

Czy w Hiszpanii zanosi się na kontrrewolucję?

Tydzień przed wyborami w Hiszpanii premier Sánchez próbuje zmobilizować lewicę i wyborców centrowych, strasząc rzekomo mizoginistyczną, faszystowską partią Vox. Wtórują mu zagraniczni eksperci. Paul Kennedy, na stronie London School of Economics, wieszczy nadejście gabinetu „Francosteina”.

23 lipca, dzień wyborów parlamentarnych, to według opozycji data ważności socjalistycznych rządów Pedro Sáncheza w Hiszpanii. Kłamca, narcyz, polityk bez skrupułów, tak mówi się na półwyspie o obecnym premierze. Publicysta liberalnego portalu „El Confidencial” porównał Sáncheza i jego styl rządzenia nazywany „sanchismo” do smoka o siedmiu głowach, miażdżącego prawdę i podporządkowującego sobie wszystkie instytucje.

Sondaże też nie dają mu szans, no może z wyjątkiem CIS, sondażowni prowadzonej przez kolegę premiera. Nawet przyjazne lewicy zagraniczne media spodziewają się, że Hiszpania dołączy po wyborach do przeciągających stopniowo Europę na prawo Włoch i Finlandii. Czy jednak liberałowie i socjaliści rozdający dziś karty w Unii rzeczywiście muszą się obawiać politycznej zmiany w Hiszpanii, a zbliżające się wybory będą czymś więcej niż plebiscytem w sprawie niepopularności Sáncheza?

Oczekiwania wobec prawicy są olbrzymie. Santiago Abascal, lider konserwatystów z antyimigracyjnej partii Vox, która wedle sondaży na tydzień przed wyborami jest trzecią polityczną siłą w Hiszpanii, mówi: „teraz albo nigdy”. Niewiadomych jest jednak bardzo wiele. Nie tylko pytań o to, jak zachowa się prawdopodobny zwycięzca, politycznie poprawna centroprawica i czy jest gotowa na mezalians z demonizowanymi przez lewicę konserwatystami.

Media piszą o przesycie polityką – to przecież druga w tym roku kampania wyborcza. Majowe starcie, w regionach, wygrała wspólnie prawica i – jak spekulowały media – premier Sánchez zwołał przedterminowe wybory, aby tę falę zahamować. W dodatku jest środek wakacji. Bogatsi wyborcy, zazwyczaj głosujący na bardziej konserwatywne ugrupowania, będą leżeć na plaży, a nie stać w kolejkach do urn. Szansa na próbę odwrócenia daleko zaawansowanego procesu tworzenia z Hiszpanii jednego z najbardziej postępowych krajów w Europie może więc zostać niewykorzystana.

Najbardziej postępowi z postępowych

Kiedyś katolicka i tradycyjna Hiszpania pod względem tempa wprowadzania lewicowych projektów nie ma dziś sobie równych. Madryt szczyci się największą w Europie paradą środowisk LGBT, a z sondażu przeprowadzonego w 2021 roku przez YouGov wynika, że spośród 8 badanych krajów Hiszpanie są najbardziej otwarci wobec mniejszości seksualnych.
1 lipca 2023, hiszpańscy celebryci czekają na paradę LGBT w Madrycie, jedną z większych w Europie. Fot. Javier RamíRez / Zuma Press / Forum
Lewica oswoiła Hiszpanów nawet z najdalej idącymi pomysłami. Postępowe zmiany, na czele z aborcją, małżeństwami osób tej samej płci i adopcją przez nie dzieci, wprowadzone jeszcze za czasów rządów José Luisa Zapatero, to był jedynie skromny początek. Dziś mamy w Hiszpanii już nie tylko aborcję na życzenie, ale od lutego tego roku ciążę mogą usunąć także szesnastolatki i to bez potrzeby pytania o zgodę rodziców.

Na tym nie koniec. Rząd Sáncheza uchwalił w tym roku jedną z najbardziej postępowych na świecie ustaw dotyczących praw osób transpłciowych, która umożliwia każdemu nastolatkowi powyżej 16. roku życia zmianę tożsamości płciowej w urzędzie stanu cywilnego, bez konieczności poddawania się kuracji hormonalnej lub uzyskania diagnozy dysforii płciowej. O zgodę rodziców też oczywiście nie musi pytać.

W czerwcu 2021 r. Hiszpania stała się czwartym – po Holandii, Belgii i Luksemburgu – krajem Unii Europejskiej dopuszczającym eutanazję nieuleczalnie chorych, także upośledzonych. A jak wynika z doniesień PAP, rząd Sáncheza poradził sobie nawet z sądami, bo choć we wspólnocie autonomicznej Madrytu istniał wymóg uzyskania orzeczeń sądowych zezwalających na eutanazję, aby zapobiec ewentualnym nadużyciom w ośrodkach opiekuńczych, obowiązek ten został oprotestowany, a niedługo później zniesiony orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego Hiszpanii.

Dzicy lokatorzy. Wyjedziesz na urlop, a oni „legalnie” zajmą twoje mieszkanie

To działające bezkarnie mafie. Gdy właściciel usiłuje się ich pozbyć, atakują nożami i siekierami.

zobacz więcej
Okres rządów Sáncheza to także raj dla dzikich lokatorów. Podyktowane lewicową ideologią prawo, tzw. okupas, pod pretekstem ochrony najbiedniejszych, pozwala bowiem na bezkarność za bezprawne zajmowanie czyichś nieruchomości. Mafie włamują się do mieszkań, zajmują je, a następnie zarabiają na wynajmie, podczas gdy prawowici właściciele są bezradni. Wielu, przy próbie wejścia do własnej nieruchomości trafia do aresztu, tymczasem, jak alarmują media, m. in. dziennik „El Mundo”, wprowadzane w tym roku przez rząd zmiany w przepisach mieszkaniowych okres nielegalnego zajmowania nieruchomości jeszcze wydłużają.

W Hiszpanii rośnie też liczba nielegalnych migrantów. W 2023 r. ponad 40 proc. przybyłych pochodziło z Maroka, a prawie 15 proc. z Algierii. To dane Frontexu, bo – jak alarmuje opozycja – hiszpańskie MSW od dwóch lat ukrywa takie informacje. W 47-milionowej Hiszpanii zarejestrowano już 5,6 mln cudzoziemców, stanowiących 12 proc. ludności całego kraju, w tym 2 mln muzułmanów, ale w praktyce jedynie Vox sprzeciwia się masowej imigracji i ostrzega, że można już mówić o islamizacji niektórych regionów Hiszpanii. Np. w rządzonej przez koalicję ugrupowań lewicowo-separatystycznych Katalonii, działa już około 300 meczetów, a w ponad 130 szkołach publicznych nie tylko nie można uczyć się kastylijskiego, bo obowiązuje kataloński, ale prowadzone są zajęcia z języka arabskiego, opłacane przez władze Maroka.

Jednak żaden z tych kontrowersyjnych pomysłów i efektów polityki lewicy nie wzbudził takiego oburzenia hiszpańskiej opinii publicznej jak katastrofalna ustawa autorstwa Irene Monteros, minister ds. równości z Podemos. Protestowały nawet feministki, nie mówiąc o sporach wewnątrz rządu. Ustawa, która tak zaszła za skórę Hiszpanom zawierała zmianę definicji agresji seksualnej (znaną jako ustawa „tylko tak znaczy tak”) i zamiast – jak reklamowała lewica – chronić kobiety przed gwałtem, z powodu luk prawnych doprowadziła do wcześniejszego zwolnienia około 1000 przestępców seksualnych skazanych wcześniej na wiele lat więzienia. Sánchez ostatecznie uznał te przepisy za błąd, przeprosił, ale wyborcy wystawili mu rachunek w czasie majowych wyborów. PSOE straciła władzę niemal we wszystkich samorządach. Teraz może stracić władzę w całym kraju.

Nijaka centroprawica

Na razie sondaże wskazują, że w przedterminowych wyborach do Kongresu Deputowanych, które odbędą się 23 lipca, najwięcej głosów padnie na centroprawicową Partię Ludową (po hiszp. Partido Popular, w skrócie PP), na czele z technokratą Alberto Núñezem Feijóo, mającym na koncie cztery zwycięstwa wyborcze w Galicji, z której pochodzi.

Aby jednak stworzyć rząd większościowy – i co do tego sondaże są zgodne – PP potrzebuje konserwatywnego, demonizowanego przez liberalne media Vox, partii Santiago Abascala, zaciekle krytycznego wobec separatystów Baska i byłego działacza PP. Według dziennika „El Mundo”, Vox, który po raz pierwszy wzbudził nadzieje konserwatystów w 2018 roku, zdobywając mandaty w parlamencie Andaluzji, m. in. pod hasłami sprzeciwu wobec mainstreamowej polityki pobłażania buntownikom z Katalonii, wyszedł po majowych wyborach z cienia w blask reflektorów i stał się pierwszoplanowym aktorem sceny politycznej.

Koalicji z konserwatystami, dającej szansę na zdecydowaną zmianę, chcą wyborcy zmęczeni lewicową rewolucją. Samodzielne rządy nijakiej ideowo, choć sprawnej w zarządzaniu gospodarką PP, według wielu komentatorów takiej gwarancji nie dają. – PP funkcjonuje wedle modelu business as usual , a Feijóo jest typowym politykiem mainstreamu, stąd obawa konserwatywnych wyborców, że samodzielnie rządzącej PP będzie bliżej do polityki Macrona niż do jakichkolwiek prawicowych projektów – mówi Tygodnikowi TVP Rodrigo Ballester, z brukselskiego think tanku Mathias Corvinus Collegium (MCC).

Taki francuski scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Feijóo w rozmowie z konserwatywnym portalem OKdiario przyznaje, że w lewicowej polityce obecnego rządu niepokoi go głównie ukrywany przez Sáncheza plan ulegania żądaniom separatystów próbujących oderwać od Hiszpanii Katalonię i Kraj Basków. Równocześnie Feijóo kreśli czerwone linie, których nie przekroczy w ewentualnych rozmowach z Vox: nie będzie negocjował w sprawach przemocy wobec kobiet (nie niepokoi go najwyraźniej ustawa Zapatero o przemocy ze względu na płeć, faworyzująca kobiety narażone na przemoc z samego faktu bycia kobietami, przeciwko której do dziś bezskutecznie protestują konserwatyści) i nie powie Hiszpanom, że nie ma zmian klimatycznych.
Alberto Núñez Feijóo jest typowym politykiem mainstreamu. Fot. Lavandeira jr./EPA/PAP
Feijóo nie ukrywa zresztą, że wolałby uniknąć koalicji rządowej z Vox i wciąż ma nadzieję na samodzielną większość. W tej samej rozmowie z OKdiario przyznaje, że głosy na inne ugrupowania (w tym przede wszystkim Vox) to patent na utrzymanie Sancheza przy władzy. Taka retoryka wydaje się skuteczna, bo według hiszpańskich mediów Partii Ludowej udało się zahamować odpływ wyborców do Vox i teraz to ona przyciąga ich więcej z Vox. Partii Abascala trudno będzie powtórzyć sukces z 2019 roku, kiedy zdobyła 52 mandaty i 15, 1 proc. głosów.

Inna sprawa, że Feijóo definitywnie krajowej koalicji z Vox nie wyklucza. Partii Ludowej wciąż sporo brakuje np. do wyniku José Aznara, który z 156 miejscami w parlamencie objął w 1996 roku rządy w Hiszpanii. Dlatego Feijóo na pytania mediów, czy regionalne pakty z Abascalem mu szkodzą, mówi że PP ma prawo zawierać porozumienia z ugrupowaniami szanującymi konstytucję, mając zapewne na myśli Vox. Jednak, jeśli do większości umożliwiającej stworzenie samodzielnego rządu zabrakłoby PP jedynie kilku głosów, rola Vox będzie z pewnością marginalna. Taka sytuacja ma miejsce w Murcji, gdzie Partii Ludowej do większości zabrakło dwóch punktów procentowych, więc Voxu do rządzenia w regionie nie zaprosiła.

Na stole jest zresztą więcej politycznych opcji, w tym rząd mniejszościowy PP, przy ewentualnym wsparciu Vox w głosowaniach w Kongresie Deputowanych, a nawet wielka koalicja z rządzącymi dziś socjalistami. A przecież hiszpańska lewica też nie składa broni.

„Gabinet Frankensteina” gotowy na więcej

W 2018 roku, kiedy do dymisji podał się ówczesny lider PP Mariano Rajoy, komentatorzy przekonywali, że mniejszościowy rząd Pedro Sáncheza długo się nie utrzyma. Mylili się. Sánchezowi nie brakuje politycznego sprytu i umiejętności przetrwania. Socjalistom sprzyja też niezła sytuacja gospodarcza, z inflacją poniżej 2 proc., choć opozycja twierdzi, że to tylko pozory koniunktury, a w państwie Sáncheza rośnie tylko biurokracja.

Być może, ale Hiszpanie doceniają jego ofertę socjalną, a w programie wyborczym PSOE jest tego jeszcze więcej, m. in. bezpłatne studia uniwersyteckie i szkoły zawodowe gratis dla zdających egzaminy za pierwszym razem oraz miejska komunikacja bezpłatna dla dzieci i studentów do 24. roku życia, nie mówiąc o obietnicy likwidacji list oczekujących na operacje i wizyty specjalistyczne.

Sánchez ma też opinię polityka, który żeby utrzymać władzę, dogada się z każdym. W 2019 roku stworzył koalicję z Unidas-Podemos, ugrupowaniem, które w Polsce nazwalibyśmy pewnie komunistycznym, podejrzewanym zresztą o związki z władzami w Wenezueli. Za ten manewr jego poprzednik u sterów PSOE nazwał rząd Sáncheza „gabinetem Frankensteina”. Nazwa się przyjęła, ale Sánchez i tak jest gotowy na jeszcze więcej.

W czerwcu 2021 roku jego rząd doprowadził do ułaskawienia katalońskich puczystów z 2017 roku, zyskując w zamian poparcie ponad 20 ustaw. Pewnie dlatego nie zgodził się na propozycję Feijóo, aby obie partie podpisały umowę, dającą władzę ugrupowaniu, które zdobędzie najwięcej głosów. Według byłego premiera José Marii Aznara, PSOE już umawia się z separatystami (z partii Bildu i ERC). W zamian za poparcie Sáncheza w nowym parlamencie, mają dostać zgodę na referenda w Katalonii i Kraju Basków, pod pozorem „konsultacji społecznych”.
Kłamca, narcyz, polityk bez skrupułów, tak w Hiszpanii mówi się o premierze Pedro Sánchezie. Fot. SERGIO PEREZ/EPA/PAP
Premier Sánchez potrafi również wykorzystywać przewagę lewicy w narzucaniu narracji historycznej. Aby rozgrzać społeczne emocje, kilka tygodni przed wyborami w 2019 roku zapowiedział przeprowadzenie ekshumacji gen. Franco z Doliny Poległych i słowa dotrzymał. Wygrał wtedy z Partią Ludową, a szczątki generała przeniesiono na podmadrycki cmentarz Mingorrubio. W tym roku ruszyły także ekshumacje pochowanych na terenie tego mauzoleum 128 ofiar wojny domowej.

Tym razem, na tydzień przed wyborami, próbuje zmobilizować lewicę i wyborców centrowych, strasząc rzekomo mizoginistycznym, faszystowskim Voxem. Wtórują mu zresztą także zagraniczni eksperci. Na przykład Paul Kennedy, na stronie London School of Economics, wieszczy nadejście rządu „Francosteina”, bo do rządu miałaby wejść skrajna prawica, pierwszy raz po śmierci gen. Franco w 1975 roku. Lewicowi działacze już zaczynają reagować histerycznie. Głośno było ostatnio o sprawie menedżerki z Orange, która w mediach społecznościowych przyznała się, że chce głosować na Vox. Skończyło się petycjami do Francuzów z żądaniem jej zwolnienia.

Sánchez ma nadzieję, że mantra o wspólnych rządach PP z „faszystami” zatrzyma odpływ umiarkowanych wyborców z PSOE do PP i zmniejszy przewagę prawicy. Jest o co walczyć, bo, jak napisał na podstawie danych głównego urzędu statystycznego Hiszpanii (CIS) dziennik „El Mundo”, ponad pół miliona Hiszpanów waha się, czy głosować na PP czy na PSOE, a kilkanaście procent spośród 37,5 mln wyborców, w ogóle nie wie jeszcze, na kogo głosować.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Strategia Sáncheza może jednak zawieść w obliczu przegranej debaty telewizyjnej z Feijóo, pierwszego takiego medialnego starcia liderów największych dwóch partii od 8 lat. Sánchez był bardzo podenerwowany, agresywny, przerywał moderatorom i nie udało mu się pokazać, że jest doświadczonym technokratą o chłodnym spojrzeniu na rzeczywistość, a pewnie taki był plan jego sztabu. O słabej dyspozycji premiera napisał nawet lewicowy dziennik „El Pais”, ostrzegając, że do końca kampanii prawdopodobnie żadne wydarzenie nie będzie miało takiej wagi jak ta debata z 10 lipca.

Można odnieść wrażenie, że w ten poniedziałkowy wieczór Sánchez rzeczywiście pogrzebał szanse PSOE na skuteczną pogoń za PP. Według sondażu GAD3, przeprowadzonego dla dziennika „ABC”, opublikowanego dzień po debacie, Partia Ludowa razem z Vox może liczyć w Kongresie Deputowanych, niższej izbie hiszpańskiego, parlamentu na 181 mandatów, o 5 więcej niż większość absolutna, a PSOE i Sumar (skrajnie lewicowy projekt polityczny Yolandy Díaz, tworzący blok wyborczy m.in. z Izquierda Unida i Podemos) przypadnie poniżej 140 miejsc.

Prawica jest na fali. Jak mogłaby więc wyglądać koalicja PP z Vox?

Jak prawica rządzi w regionach?

Prognozy na ten temat można snuć na podstawie tego, co dzieje się w hiszpańskich regionach. W niektórych Vox i PP już zbudowały koalicje, ale są samorządy, gdzie Partia Ludowa oczekuje poparcia Vox bez żadnych koncesji na rzecz konserwatystów.

W Walencji Vox jest w regionalnym rządzie z PP i ma jedno ministerstwo. Na Balearach PP dostało poparcie Vox, ale partia Abascala nie weszła do regionalnego rządu. W Estremadurze, w bólach, ale ostatecznie doszło do powstania wspólnego rządu. Regionalna współpraca z konserwatystami już daje pierwsze efekty. W Walencji obie partie zgodziły się, by zrezygnować w programie z wszelkich wzmianek o przemocy ze względu na płeć lub prawach LGBT. W stolicach prowincji, takich jak Burgos, Toledo, Orihuela i Valladolid, zlikwidowano stanowiska ds. równouprawnienia w radach miejskich. Podobnie na Balearach – ministerstwo ds. równości przestało istnieć.
Politycy centrowej Partii Ludowej jak ognia unikają pytania o koalicję z Vox Santiago Abascala. Fot. Carlos Barba/EPA/PAP
Z kolei, nowy rząd Estremadury ma się skoncentrować na wsparciu rodzin, zwalczaniu bezrobocia, ubóstwa i przeciwdziałaniu wyludnieniu regionu. W dokumencie programowym znalazła się obietnica „wszechstronnej obniżki podatków”, obrona polowań i walk byków, które tak zaciekle zwalcza lewica oraz zapewnienie większych środków przeciwko „nielegalnemu zajmowaniu nieruchomości”. Rząd koalicyjny obiecał też zniesienie podatku od spadków i darowizn. Obie partie zobowiązały się do zagwarantowania „neutralności ideologicznej” edukacji w regionie, uznając prawo rodziców do decydowania o edukacji ich dzieci zgodnej z ich przekonaniami. Koalicja przyjrzy się też polityce leśnej, aby pozwolić na tradycyjną działalność rolniczą w górach, m. in. hodowlę, którą lewica zgodnie z unijną zieloną polityką próbuje ograniczać.

Te pierwsze sygnały napawają oczekujących zmiany Hiszpanów optymizmem. – PP jednak chce koalicji z Vox, ale nie mówi teraz o tym otwarcie, żeby nie odstraszać umiarkowanych wyborców, szczególnie tych, którzy przechodzą do nich z PSOE – mówi Rodrigo Ballester i spodziewa się, że na poziomie całego kraju obie partie łatwo się dogadają w sprawach gospodarczych. Nie wyklucza jednak, że współpraca byłaby też możliwa w kwestiach światopoglądowych i rząd PP-Vox uchyliłby niektóre najbardziej szokujące przepisy, np. te dotyczące swobody zmiany płci, co zresztą ostatnio potwierdził sam Feijóo, tłumacząc, że „legalna zmiana płci nie powinna być łatwiejsza niż uzyskanie prawa jazdy”. Prawicowa koalicja mogłaby też według Ballestera zrezygnować z nieudanej ustawy o wolności seksualnej („tylko tak znaczy tak”). Można też liczyć na to, że nowy rząd prowadziłby politykę wspierającą kastylijski, bo w niektórych regionach, np. w Katalonii czy Kraju Basków, jest on dyskryminowany.

Nawet pod rządami PP w Galicji trudno znaleźć w publicznych instytucjach pracę bez certyfikowanej znajomości galicyjskiego, o czym przekonała się pewna nauczycielka gry na skrzypcach, z pochodzenia Polka, z 17-letnim doświadczeniem pedagogicznym i znakomitym wykształceniem, która rozmawia z uczniami po hiszpańsku, ale z powodu braku certyfikatu znajomości galicyjskiego wylądowała na bezrobociu.

Są jednak sprawy, w których koalicyjnej harmonii może zabraknąć, przede wszystkim w tym, co dotyczy Unii Europejskiej. PP jest w PE częścią Europejskiej Partii Ludowej, więc trudno liczyć, że sprzeciwi się np. paktowi migracyjnemu, z którym walczy Polska, albo kolejnym unijnym pomysłom ograniczania rolnictwa dla obrony klimatu.

Nie byłoby też porozumienia w kwestii aborcji i wsparcia społeczności LGBT. PP niespecjalnie interesuje się też sprawą masowej imigracji. Dlatego Federico Jimenez Losantos, znany konserwatywny publicysta, autor „Powrotu prawicy”, zwolennik powstania rządu PP-Vox, jest pesymistą. W wywiadzie dla dziennika „Independiente” ostrzega, że Feijóo reprezentuje frakcję PP, według której nie należy drażnić lewicy, a rządzić można, jeśli PSOE na to pozwoli. W praktyce może to oznaczać, że PP nie zdecyduje się na stworzenie aliansu z liberalnym gospodarczo, ale tradycyjnym światopoglądowo Voxem, a nawet jeśli do tego dojdzie, konserwatystom nie uda się przekonać Feijóo do próby odwojowania choćby kilku pól zdominowanych przez lewicę, o jakiejkolwiek kontrrewolucji nie wspominając.

Nic politycznie niepoprawnego

Feijóo waży wprawdzie słowa, kiedy media pytają go o ewentualną koalicję z Vox, a w gminach takich jak Náquera i Torrijos nowe rady miejskie Partii Ludowej-Vox zakazały używania tęczowych flag, ale już Maria Guardiola, premier rządu PP-Vox w Estremadurze, nie ukrywa, że PP nie zrobi niczego politycznie niepoprawnego. Guardiola przekonuje w mediach, że jej rząd ani o milimetr nie odejdzie od obowiązujących przepisów aborcyjnych i nie przewiduje też kryminalizowania nielegalnej imigracji w jakiejkolwiek formie. Podkreśla przy tym, że to nie jej opinia, ale stanowisko partii.

Deklaracje Guardioli skomentował na antenie ElToroTV José Javier Esparza, dziennikarz i autor „Przewodnika niepoprawnego politycznie po kulturze Zachodu”. Jego zdaniem słowa szefowej rządu Estremadury to żywy dowód na istnienie konsensusu socjaldemokratycznego i prognoza na przyszłość. „Polityczna prawica przestała się różnić od lewicy na polu ideologicznym, doszło do zbliżenia dawnej prawicy liberalno-konserwatywnej z lewicą eks-socjaldemokratyczną i powstała kasta polityczna, operująca w całym świecie tymi samymi tematami, coraz bardziej oddalona od ludzi, których ma reprezentować” – tłumaczy Esparza, nie pozostawiając złudzeń, że Partia Ludowa do przeprowadzenia kontrrewolucji się nie nadaje i żadnego trzęsienia ziemi w Hiszpanii nie będzie.

Poza niezdecydowaniem w szeregach PP na małżeństwo z rozsądku z pragnącą radykalnego odejścia od lewicowej polityki partią Abascala jest jeszcze jedna niewiadoma, utrudniająca ocenę szansy na sukces hiszpańskiej prawicy. To termin wyborów, który według mediów będzie miał duży wpływ na wyniki. Hiszpanie nigdy nie głosowali w środku lata, a jak zauważa „Politico”, 10 spośród 37 mln Hiszpanów jest w tym czasie na wakacjach i część z nich będzie musiała zagłosować korespondencyjnie. Ostatni nieuczciwy chwyt premiera Sáncheza? Feijóo jest tego pewien.

– Anna Gwozdowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: W Madrycie pojawił się wielki baner ze zdjęciami liderów głównych partii – (od lewej) premiera Pedro Sáncheza, Yolandy Diaz z lewicowego ruchu Sumar, Santiago Abascala z partii Vox i Alberto Núñeza Feijóo z Partii Ludowej – i pytaniem: „Czy zmiany klimatyczne cię obchodzą?” Fot. FERNANDO VILLAR/EPA/PAP
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.