Za życia artystycznie pozostawała w cieniu Rivery. Doczekała się zaledwie dwóch wystaw, w tym jednej w Nowym Jorku w 1938 roku. Głównym motywem jej prac była własna twarz, odtwarzana z lustrzanego odbicia. Na ponad 200 pozostałych po niej obrazów, około 150 to autoportrety.
I nagle – tadam! – świat opętało szaleństwo na punkcie „kobiety z wąsem”.
Kilka dekad po śmierci (w 1954 roku) stała się „ikoną” pop-kultury.
Jakim cudem meksykańska artystka – owszem, oryginalna, lecz przecież nie genialna – zrównała się z największymi mistrzami wszech czasów?
Po prostu idealnie trafia w potrzeby dzisiejszej publiczności.
Modę zainicjowała znakomita biografia pióra Hayden Herrery, opublikowana w 1983 roku. Potem posypały się kolejne mniej lub bardziej uwiarygodnione życiorysy i wspomnienia, filmy, spektakle, musicale.
Wymownym dowodem tego, że „Frida ciągle żywa” jest stale aktualizowany portal „Frida – najnowsze wiadomości”. Trudno uwierzyć, że ktoś, kto zmarł prawie 70 lat temu, może wywoływać tak wiele emocji – a związana z Fridą wymiana zdań internautów należy do wyjątkowo gorących.
Kobiety na plan!
Od wielu lat to nie mężczyźni-artyści znajdują się w centrum powszechnej uwagi, lecz twórcze kobiety. Niemal z reguły ich życiorysy obfitują w niecodzienne wydarzenia – bo żeby zdobyć prestiż i pozycję na niwie sztuki, musiały mieć siłę, aby zerwać z tradycyjnym wizerunkiem kobiety, przeciwstawić się obyczajom, narzucić własne wzorce postępowania. Inaczej mówiąc, żyły w konflikcie z rodziną, społecznością, niekiedy także z prawem.
Oto heroiny, o których głośno:
Tamara Łempicka, Frida Kahlo,
Artemisia Gentileschi, Zofia Stryjeńska, Katarzyna Kobro… Listę można wydłużać.
Poza tym Zachód znudził się własna kulturą i dziedzictwem estetycznym, w sztukach wizualnych mile widziana jest wszelkiego rodzaju egzotyka. A malarstwo Fridy to mieszanka surrealizmu (choć ona temu przeczyła, twierdząc, że nie szuka inspiracji w snach, lecz we własnym życiu), indiańskich mitów, ludowej meksykańskiej tradycji. Oraz prywatnej symboliki.
Fridomanię dogrzał też – zupełnie przypadkowo – ruch obywatelski, mający zwrócić uwagę na problem molestowania kobiet. #Metoo!
Kobiety z różnych krajów poczuły związek psychiczny z Kahlo – te, które uważały się za ofiary patriarchalnej kultury, męskiej dominacji w sztuce, lub czuły się sponiewierane przez niewiernego męża.
Związek „słonia i gołębicy” omawiało i analizowało wielu. W tym – francuski noblista J.M.G. Le Clézio (książka „Diego i i Frida”, polskie wydanie 2009).
Tamże właśnie znalazłam interesujący szczegół dotyczący emocjonalnego uzależnienia artystki od męża. Pod koniec życia, otumaniona środkami uśmierzającymi ból i narkotykami, Kahlo nadała uczuciu do Diega formę kultu. Pisała do niego litanie: „…Diego w mej urynie Diego w mych ustach w mym sercu w mym szaleństwie w mych marzeniach…”.
Jestem popsuta
Jej drugą miłością była ojczyzna.
Identyfikowała się z Meksykiem całym swym wyglądem, folklorystycznymi strojami, wystrojem Casa Azul. Z patriotycznych pobudek fałszowała datę urodzin. Utrzymywała, że przyszła na świat w 1910 roku (w istocie trzy lata wcześniej) – w roku wybuchu rewolucji meksykańskiej.