Nie, jego życiorys nie jest naznaczony ani libertynizmem, ani radykalnymi zwrotami – a przede wszystkim, co bardzo charakterystyczne, skromność Lecha Jęczmyka nigdy nie pozwoliłaby mu uczynić ze swojej biografii (jak to się zdarzyło tylu innym) ani pomnika, który kazałby czcić, ani bata na inaczej myślących.
We wszystkich niemal wspomnieniach o nim pojawia się dzieciństwo w Bydgoszczy, wojenna Warszawa, dokąd wysiedlili rodzinę Niemcy, i rodzaj wilczego biletu – we wczesnych latach 50. nie udało mu się dostać na wymarzoną filologię angielską. Zamiast tego trafił na rusycystykę: znamienne, że doświadczenie to dzielił z takimi autorami jak Janusz Szpotański czy Andrzej Walicki, którzy również przetrwali najgorsze lata stalinizmu na kierunku, wydawałoby się, najsztywniejszym ideologicznie. Nie wydaje się, by żywił wtedy jakiekolwiek złudzenia: jego brat Janusz Jęczmyk (1938-2008), poeta i tłumacz wierszy (między innymi gorzkich rymowanek w tłumaczonych przez Lecha powieściach Vonneguta) został aresztowany w październiku 1957 podczas manifestacji w obronie zamykanego przez Gomułkę tygodnika „Po Prostu”: został wówczas ciężko pobity i skazany na trzy lata więzienia, z którego dzięki apelacji wyszedł po roku.
Lech Jęczmyk zaczął karierę tłumacza i redaktora w wydawnictwie Iskry, współpracował z tygodnikiem studenckim „Itd”, przemknął przez Instytut Spraw Międzynarodowych, ale nazwisko wyrobił sobie trafiwszy do Państwowego Instytutu Wydawniczego z propozycją przełożenia Hellera, Vonneguta oraz (przełożonego ostatecznie w lata później przez Tomasza Mirkowicza) „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya, też powieści anarchicznej przecież, nie bogobojnej. Jak przypomina Janusz R. Wiśniewski, książki Hellera i Vonneguta dotarły do Jęczmyka za pośrednictwem Roberta Gamble’a, którego poznał podczas wycieczki amerykańskich studentów Harvardu (w tym Gamble’a) „za żelazną kurtynę” w roku 1958. Gamble zresztą związał się z Polską na wiele lat, m.in. zakładając już w III RP wydawnictwo Media Rodzina.
Habent sua fata libelli .
Marzenie o wydawnictwie
Jęczmyk w PRL nie miał szans na założenie wydawnictwa, choć miał ogromne apetyty wydawnicze: w Iskrach stworzył legendarny cykl antologii s-f „Kroki w nieznane” (1970-1976) z ambicją przekształcenia ich w miesięcznik. To udało się dopiero w dziesięć lat później, w „Fantastyce”, miesięczniku, w którym najpierw kierował działem zagranicznym, a w roku 1990 stanął na trzy lata na jego czele. W międzyczasie jeszcze, na polecenie Wydziału Kultury KC PZPR zwolniony z Iskier, kierował działem literatury anglojęzycznej Czytelniku.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Jako wydawca „Kroków…”, Czytelnika i „Fantastyki”, publikujący Dicka i Harrisona, ale też polskich autorów – Macieja Parowskiego, Janusza Zajdla i Marka Oramusa współtworzył tak naprawdę nurt „fantastyki socjologicznej” – inspirowanej Orwellem i Huxleyem próby opowiedzenia o współczesnych społeczeństwach z wykorzystaniem sztafażu s-f. Środowisko odwdzięczyło mu się w szczególny sposób: Maciej Parowski, twórca legendarnego dziś polskiego komiksu s-f „Funky Koval”, stworzył, wzorując się na Jęczmyku, postać Paula Barleya: szefa i przyjaciela Funky’ego, niepokonanego w sztukach walki (i picia) członka wyprawy na DB4, a na Ziemi – prezesa agencji detektywistycznej „Universs”.
Wzór to nieprzypadkowy – Lech Jęczmyk od liceum trenował judo, w 1967 był medalistą mistrzostw Polski, do 1969 – członkiem reprezentacji judo naszego kraju, jako jeden z pierwszych zdobył najwyższy stopień, czyli 1. dan. I do kościoła św. Stanisława Kostki trafił trochę, jak wszyscy, przez Solidarność i Duszpasterstwo Środowisk Twórczych, ale trochę za sprawą swoich umiejętności. Nie nosił płóciennej czapeczki, a jeśli – to dla kamuflażu: był szefem grupy chroniącej księdza Jerzego Popiełuszkę w latach 80. Kto wie, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby to on pojechał z ks. Jerzym do Bydgoszczy 19 października 1984?