Jednak dla mediów głównego nurtu ważniejsze od współczesnego niewolnictwa jest to, kto o tym opowiada. W większości recenzji, obok nieskrywanego szoku, że film tak sobie dobrze radzi, zaraz pojawiają się próby powiązania twórców ze „skrajnie prawicowymi” grupami, spiskowymi teoriami spod znaku „QAnon”, wedle których zdeprawowane elity konspirują przeciw zwykłym ludziom. Według magazynu „Rolling Stone”, film to „zabarwiony ideami QAnon thriller o handlu dziećmi, który ma przemawiać do świadomości, ogarniętych spiskami boomerów”. W podobnym tonie pisze o filmie „Washington Post”. Zaś brytyjski dziennik „The Guardian” nazwał film “QAnon thrillerem.” Niemal w każdej recenzji znajdują się odniesienia do tego, co powiedział na jakiejś konferencji kilka lat temu Jim Caviezel, przyznając, że poglądami zbliżony jest do ruchu QAnon.
Prawdziwą perełką jest recenzja Marca Tracy’ego z „New York Timesa”. Przytaczam fragmenty trzeciego i czwartego akapitu tego tekstu: „film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach: Caviezel gra Tima Ballarda, agenta Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który prowadził śledztwa przeciw pedofilom (później założył grupę walczącą z przemytem Operation Underground Railroad, stał się częstym gościem telewizji Fox News i został powołany przez prezydenta Donalda Trumpa do grupy doradczej ds. handlu dziećmi”. I dalej: „niektórzy krytycy uważają, że film to apel do wyznawców QAnon, którzy rozprzestrzeniają fałszywe teorie spiskowe oskarżające lewicowe elity o pedofilę.”
I nic nie pomoże, że Neal Harmon, szef studia Angel Studios i producent, zaprzeczał takim interpretacjom w jednym z wywiadów: – Ktokolwiek obejrzał ten film wie, że to nie jest film o teoriach spiskowych, to nie jest film o polityce.
Niemal w każdej recenzji w mediach głównego nurtu pojawiają się słowa „QAnon” i „Trump”: wyraźny sygnał do czytelników czy widzów, mający dyskwalifikować wiarygodność i wartości artystyczne filmu.
Inny sposób dyskredytowania czy umniejszania „Sound of Freedom” to uparte opisywanie go jako „faith-based film”, czyli obraz „inspirowany wiarą”. – Nie chcemy, żeby nas szufladkowano jako film inspirowany religią. Dajemy ludziom najlepsze z możliwych doznań. Ale musimy wysłać wiadomość nie tylko do przemysłu filmowego, ale także mediów i zdeprawowanego świata, że nasze dzieci są dziećmi Boga i nie są na sprzedaż – mówił James Caviezel.
„Sound of Freedom” został nakręcony pięć lat temu. Obraz zamówiony był przez międzynarodową gałąź wytwórni Fox, a po przejęciu tej wytwórni przez Disneya zniknął na lata w dystrybucyjnej czarnej dziurze. Sytuacja zmieniła się, gdy w marcu tego roku prawa do rozpowszechniania obrazu wykupiło niezależne Angel Studios. – Ten film utknął, nie mógł wejść do dystrybucji, ale na końcu okazało się, że ostateczną władzę ma widownia – powiedział szef studia Josh Harmon. Jego firma stara się przeciwstawiać bogatym firmom z Hollywood, którym wydaje się, że „kontrolują bramy wejściowe” do całego biznesu filmowego.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Film jest pokazywany od 4 lipca 2023, czyli od amerykańskiego Dnia Niepodległości, tradycyjnie uważanego za najlepszy letni moment na premiery. I tego dnia zdobył tytuł największego hitu kinowego. Plan biznesowy z marca zakładał sprzedaż dwóch milionów biletów, co miało symbolizować dwa miliony wykorzystywanych dzieci. Nie było to łatwe, bo film wszedł zaledwie na 2 852 ekrany, a to na skalę amerykańską niewielki zasięg. W biznesie filmowym nie ma litości: filmy, które nie zyskują widowni, są wycofywane.
Jednak widownia waliła drzwiami i oknami. Pierwszy wieczór przyniósł 19,6 mln dolarów z biletów, po pierwszym tygodniu to było już 45,7 mln dolarów. Najlepiej ogląda się w interiorze, „kraju pomiędzy”, jak nazywa się bardziej konserwatywne stany pomiędzy lewicowymi Kalifornią i Nowym Jorkiem. Teksas, Arizona, Floryda, Utah – najwięcej widzów było właśnie tam.
– Jeden z przedstawicieli studia filmowego powiedział mi, że żeby film wszedł do pierwszej trójki sprzedaży po pierwszym tygodniu na ekranach, trzeba wydać na promocję 11-12 milionów dolarów – mówił Neal Harmon. Angel Studios nie miała takich pieniędzy, ale miała model biznesowy: zebrała pośród drobnych inwestorów związanych z firmą od wcześniejszych projektów 5 milionów dolarów potrzebnych na promocję (otrzymają część z ewentualnych zysków).