Kultura

Prawdziwa wojna z pedofilią. Film, który pokazuje, jak to się robi w Ameryce

Niemal w każdej recenzji w mediach głównego nurtu pojawiają się słowa „QAnon” i „Trump”: wyraźny sygnał do czytelników i widzów mający dyskwalifikować wiarygodność oraz wartości artystyczne obrazu.

„Sound of Freedom” podbija Amerykę: w dwa tygodnie ten niskobudżetowy film zarobił w kinach ponad 100 milionów dolarów, pomimo że konkuruje o uwagę widzów z najnowszą wersją „Indiany Jonesa” z Harrisonem Fordem oraz „Mission Impossible” z Tomem Cruisem. A wszystko to pomimo zmasowanej krytyki mediów głównego nurtu.

Obraz, w którym główną rolę gra Jim Caviezel (odtwórca roli Jezusa w „Pasji” Mela Gibsona) to opowieść o wojnie przeciw stręczycielom i sutenerom dostarczającym dzieci amerykańskim pedofilom. Film powstał na podstawie prawdziwych wydarzeń i opowiada historię Tima Ballarda, agenta federalnego z 12-letnim stażem w łapaniu dewiantów. Bohater, po ocaleniu z rąk pedofilów 8-letniego Miguela z Hondurasu, porzuca służbę, aby – już całkiem prywatnie – ratować jego 11-letnią siostrę, Rocio, która zmuszona jest świadczyć usługi seksualne w Kolumbii. Ballard stworzył organizację Operation Underground Railroad, której od 2014 r. udało się wyrwać z pedofilskich siatek kilka tysięcy dzieci i nastolatków.

„Sound of Freedom” widziałem dwa razy, za każdym razem ze ściśniętym żołądkiem i łzami w oczach. To nie jest agitka, ale bardzo dobrze zrobiony film: choć zgodnie z wolą twórców nie ma w nim żadnych drastycznych scen, jednak widzowie – dzięki wirtuozerii reżysera Alejandra Monteverde - doskonale wiedzą, co za chwilę przydarzy się kilkulatkom. Mogą to sobie łatwo dopowiedzieć, widząc reakcję agenta Ballarda, gdy – na potrzeby sądu – ogląda sceny z dziecięcą pornografią. Czy wtedy, gdy podpity amerykański turysta, rzecz jasna w klapkach i butlą gorzały w dłoni, zasłania firankę w brudnym, hotelowym pokoiku z przerażoną 11-latką, wymalowaną jak profesjonalna prostytutka. Prawdziwie dramatycznie wyglądają też autentyczne czarno-białe ujęcia z kamer przemysłowych rejestrujące porwania dzieci z ulic bieda-miast.

Niektóre dialogi na długo pozostają w głowie. Jak spowiedź byłego współpracownika gangsterów, nawróconego po tym, gdy 25-letnia prostytutka okazuje się tak naprawdę czternastolatką, pracującą jako seksualna niewolnica od chwili, gdy miała sześć lat. – Przez chwilę wejrzałem w jej duszę. Był w niej smutek i ciemność. I tą ciemnością byłem ja – te słowa podkreślają, że proceder by nie istniał, gdyby nie było zapotrzebowania na seks z dziećmi. Gdyby nie było milionów amatorów kilkuletnich „modeli”, „modelek” czy „kurczaczków”, jak się o nich mówi w pedofilskim slangu.

Kolejny niezapomniany cytat. – Dlaczego to robisz? – pada w filmie pytanie do agenta Ballarda. – Bo boże dzieci nie są na sprzedaż – odpowiada główny bohater. I to zdanie jest kluczem do tego filmu.

W kilkuminutowym przesłaniu odtwarzanym już po napisach końcowych Caviezel podkreśla, że „Sound of Freedom” to więcej niż zwykły film. Aktor przypomniał, czym była powieść „Chata Wuja Toma” dla ruchu abolicjonistycznego w XIX wieku. – Wierzymy, że ten film ma siłę, aby stać się wielkim krokiem na drodze do likwidacji procederu handlu dziećmi – mówi. Przypominając, że w naszych nowoczesnych i rzekomo postępowych czasach mamy więcej niewolników niż wtedy, gdy niewolnictwo było legalne – a co najmniej kilka milionów z nich to dzieci.

Co roku w Stanach Zjednoczonych znika ok. 460 tys. dzieci, 2 miliony jest w różny sposób wykorzystywanych (głównie seksualnie), tysiące przekraczają granicę z Meksykiem, aby służyć Amerykanom jako seksualne zabawki. Twórcy filmu opowiadają – w tym grająca drugoplanową rolę znana i nagradzana aktorka Mira Sorvino – że to dramatyczny problem. – To najszybciej rosnący segment przestępczości wart 150 miliardów dolarów. W ostatnich pięciu latach liczba filmów z pornografią dziecięcą wzrosła o 5 000 proc. Takie dziecko przynosi lepszych dochód niż narkotyki. Możesz je sprzedać nawet pięciu klientom dziennie i tak przez 5-10 lat, a narkotyk sprzedajesz tylko raz – stwierdza główny bohater.
Kadr z filmu "Sound of Freedom" (2022). Fot. Image Capital Pictures / Film Stills / Forum
Jednak dla mediów głównego nurtu ważniejsze od współczesnego niewolnictwa jest to, kto o tym opowiada. W większości recenzji, obok nieskrywanego szoku, że film tak sobie dobrze radzi, zaraz pojawiają się próby powiązania twórców ze „skrajnie prawicowymi” grupami, spiskowymi teoriami spod znaku „QAnon”, wedle których zdeprawowane elity konspirują przeciw zwykłym ludziom. Według magazynu „Rolling Stone”, film to „zabarwiony ideami QAnon thriller o handlu dziećmi, który ma przemawiać do świadomości, ogarniętych spiskami boomerów”. W podobnym tonie pisze o filmie „Washington Post”. Zaś brytyjski dziennik „The Guardian” nazwał film “QAnon thrillerem.” Niemal w każdej recenzji znajdują się odniesienia do tego, co powiedział na jakiejś konferencji kilka lat temu Jim Caviezel, przyznając, że poglądami zbliżony jest do ruchu QAnon.

Prawdziwą perełką jest recenzja Marca Tracy’ego z „New York Timesa”. Przytaczam fragmenty trzeciego i czwartego akapitu tego tekstu: „film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach: Caviezel gra Tima Ballarda, agenta Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który prowadził śledztwa przeciw pedofilom (później założył grupę walczącą z przemytem Operation Underground Railroad, stał się częstym gościem telewizji Fox News i został powołany przez prezydenta Donalda Trumpa do grupy doradczej ds. handlu dziećmi”. I dalej: „niektórzy krytycy uważają, że film to apel do wyznawców QAnon, którzy rozprzestrzeniają fałszywe teorie spiskowe oskarżające lewicowe elity o pedofilę.”

I nic nie pomoże, że Neal Harmon, szef studia Angel Studios i producent, zaprzeczał takim interpretacjom w jednym z wywiadów: – Ktokolwiek obejrzał ten film wie, że to nie jest film o teoriach spiskowych, to nie jest film o polityce.

Niemal w każdej recenzji w mediach głównego nurtu pojawiają się słowa „QAnon” i „Trump”: wyraźny sygnał do czytelników czy widzów, mający dyskwalifikować wiarygodność i wartości artystyczne filmu.

Inny sposób dyskredytowania czy umniejszania „Sound of Freedom” to uparte opisywanie go jako „faith-based film”, czyli obraz „inspirowany wiarą”. – Nie chcemy, żeby nas szufladkowano jako film inspirowany religią. Dajemy ludziom najlepsze z możliwych doznań. Ale musimy wysłać wiadomość nie tylko do przemysłu filmowego, ale także mediów i zdeprawowanego świata, że nasze dzieci są dziećmi Boga i nie są na sprzedaż – mówił James Caviezel.

„Sound of Freedom” został nakręcony pięć lat temu. Obraz zamówiony był przez międzynarodową gałąź wytwórni Fox, a po przejęciu tej wytwórni przez Disneya zniknął na lata w dystrybucyjnej czarnej dziurze. Sytuacja zmieniła się, gdy w marcu tego roku prawa do rozpowszechniania obrazu wykupiło niezależne Angel Studios. – Ten film utknął, nie mógł wejść do dystrybucji, ale na końcu okazało się, że ostateczną władzę ma widownia – powiedział szef studia Josh Harmon. Jego firma stara się przeciwstawiać bogatym firmom z Hollywood, którym wydaje się, że „kontrolują bramy wejściowe” do całego biznesu filmowego. ODWIEDŹ I POLUB NAS Film jest pokazywany od 4 lipca 2023, czyli od amerykańskiego Dnia Niepodległości, tradycyjnie uważanego za najlepszy letni moment na premiery. I tego dnia zdobył tytuł największego hitu kinowego. Plan biznesowy z marca zakładał sprzedaż dwóch milionów biletów, co miało symbolizować dwa miliony wykorzystywanych dzieci. Nie było to łatwe, bo film wszedł zaledwie na 2 852 ekrany, a to na skalę amerykańską niewielki zasięg. W biznesie filmowym nie ma litości: filmy, które nie zyskują widowni, są wycofywane.

Jednak widownia waliła drzwiami i oknami. Pierwszy wieczór przyniósł 19,6 mln dolarów z biletów, po pierwszym tygodniu to było już 45,7 mln dolarów. Najlepiej ogląda się w interiorze, „kraju pomiędzy”, jak nazywa się bardziej konserwatywne stany pomiędzy lewicowymi Kalifornią i Nowym Jorkiem. Teksas, Arizona, Floryda, Utah – najwięcej widzów było właśnie tam.

– Jeden z przedstawicieli studia filmowego powiedział mi, że żeby film wszedł do pierwszej trójki sprzedaży po pierwszym tygodniu na ekranach, trzeba wydać na promocję 11-12 milionów dolarów – mówił Neal Harmon. Angel Studios nie miała takich pieniędzy, ale miała model biznesowy: zebrała pośród drobnych inwestorów związanych z firmą od wcześniejszych projektów 5 milionów dolarów potrzebnych na promocję (otrzymają część z ewentualnych zysków).

Serial, który ma obejrzeć miliard ludzi

Niebieskookich blondynów w nim nie ma.

zobacz więcej
Jednak o sukcesie zadecydowało pospolite ruszenie widzów, którzy tzw. pocztą pantoflową przekazywali sobie informacje o filmie i seansach. Szeptanka była wzmacniana przez wpisy w mediach społecznościowych – głównie Tik Tok i Twitter – co dało niespodziewany efekt.

Na pewno pomogło też wsparcie celebrytów popularnych wśród konserwatywnej widowni. Do oglądania filmu, obok Caviezela („to drugi co do ważności – po «Pasji» – film, który zrobiłem”) namawiali m.in. Mel Gibson oraz Elon Musk. Dana White, twórca konferencji mieszanych sztuk walki UFC, nie tylko zafundowała wszystkim swoim pracownikom darmowe bilety, ale zaapelowała o to samo do innych pracodawców.

Sukces kasowy „Sound of Freedom” to także przykład, do czego zdolne są nowoczesne rozwiązania technologiczne. Angel Studios korzysta z wymyślonego przy okazji promocji biblijnego serialu „Chosen” elektronicznego systemu zakupu biletów w systemie pay-it-forward (zapłać za kogoś). Oprogramowanie pozwala fanom kupować bilety dla tych, których na to nie stać. Zainteresowany darmowym biletem wpisuje swój kod pocztowy, dzięki któremu lokalizowane jest najbliższe kino, gdzie wyświetlany jest film. Następnie otrzymuje hasło, dzięki któremu kino otrzymuje pieniądze za bilet na wybrany seans. Wiosną udało się w ten sposób kupić bilety dla 20 tys. widzów „His Only Son” (biblijnej historii Abrahama – film za 250 tys. dolarów zarobił 12 milionów). Od wejścia na ekrany „Sound of Freedom”, do chwili, gdy piszę ten tekst, zakupiono w ten sposób bilety za kilkanaście milionów dolarów.

System działa bez zarzutu, widzowie po seansie z napisów końcowych dowiadują się, że mogą z niego skorzystać i korzystają. Gdy kończę pisać ten tekst, „Sound of Freedom” wciąż utrzymuje się w kinach, mimo że musi mierzyć się z najnowszym filmem z udziałem Toma Cruise’a z serii „Mission Impossible”, dysponującym ogromnym budżetem promocyjnym. Liczba sprzedanych biletów na niskobudżetową produkcję o walce z pedofilią sięgnęła 9 milionów i wciąż rośnie. To niemal pięciokrotnie więcej od zakładanego celu. Wbrew Hollywood, wbrew mediom głównego nurtu, na przekór modnym krytykom filmowym, dzięki widzom film-krucjata utrzymuje się na kinowych ekranach już trzeci tydzień.

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


– Paweł Burdzy z Nowego Jorku

SDP 2023

Zdjęcie główne: Kadr z filmu "Sound of Freedom" (2022), z prawej Jim Caviezel. Fot. Image Capital Pictures / Film Stills / Forum
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.