Historia

Dyplomaci zbuntowani przeciw Jaruzelskiemu

W PRL orzeczono wobec nich karę śmierci, utratę obywatelstwa, praw publicznych i mienia w całości. Co ciekawe, odrodzona Rzeczpospolita Polska w 1990 roku zamieniła Rurarzowi i Spasowskiemu wyroki śmierci na 25 lat więzienia. Otrzeźwienie – nie bez udziału dyplomacji amerykańskiej – przyszło po kilku miesiącach i skazanym skasowano wyroki. Mienia obydwaj nie odzyskali.

W drugim tygodniu stanu wojennego PRL obiegła wieść, że dwóch ambasadorów poprosiło o azyl w USA. Dla wielu było to pocieszające i krzepiące, bo znaczyło, że pękają nawet najwierniejsi z wiernych. Ale gdy czas nie przyniósł kolejnych przejawów niesubordynacji aparatu urzędniczego i odmów wykonania rozkazów w wojsku, zainteresowanie opinii publicznej dyplomatami opadło. Na arenie międzynarodowej coś to jednak znaczyło.

Azylanci to Romuald Spasowski, ambasador w USA i Zdzisław Rurarz, ambasador w Japonii. Uwaga była skupiona bardziej na tym pierwszym, bo Tokio to nie Waszyngton. A w zimnej wojnie USA były głównym wrogiem obozu socjalistycznego. Wprawdzie obaj dyplomaci poprosili o azyl w Stanach Zjednoczonych, ale to Spasowski był tam na placówce, w samej paszczy wroga obozu pokoju.

Pod rękę z Reagnem

W Departamencie Stanu ścierały się dwie opcje: pomagać jak najbardziej Solidarności w Polsce i pomagać, ale nie drażnić za bardzo ZSRR – niezbędnego czynnika równowagi sił w podzielonym świecie. Wyczyn Spasowskiego wsparł propagandowo wyznawców tej pierwszej i samego prezydenta Ronalda Reagana, co miało odzwierciedlenie w mediach. Spasowski był na miejscu i na konferencji prasowej powiedział: „nie mogę dalej reprezentować władzy odpowiedzialnej za akty brutalności i przemocy.”

19 grudnia 1981 roku były ambasador poprosił o azyl, a dwa dni później dyplomatę z małżonką przyjął w Gabinecie Owalnym prezydent Ronald Reagan w obecności wiceprezydenta i najbliższych doradców. Reagan miał zapytać gościa, co powinien – jego zdaniem – zrobić dla Polski. Spasowski odradzał jakąkolwiek pomoc ekonomiczną państwu, optował za humanitarną i poprosił o akcję zapalenia świeczek w Białym Domu, w wigilię, 24 grudnia na znak solidarności z Solidarnością.

W Orędziu Bożonarodzeniowym Reagan zaapelował do Amerykanów o zapalenie świec, a 30 styczna 1982 ogłosił Międzynarodowym Dniem Solidarności z Polską. Świat obiegło zdjęcie prezydenta odprowadzającego gości do samochodu. Padało, Reagan trzymał nad nimi parasol, opiekuńczo obejmując panią Spasowską. Spasowski trzymał prezydenta pod rękę. Takie pożegnanie gości przez głowę państwa amerykańskiego nie zdarzyło się nigdy przedtem ani nigdy potem.

Hollywoodzka produkcja o Polsce

Już wstęp jest mocny: Obrazki z Polski, także z karnawału Solidarności. Po 30 sekundach w ścieżce dźwiękowej słychać jakby strzały.

zobacz więcej
Jedna z amerykańskich agend rządowych sfinansowała błyskawicznie program telewizyjny„Let Poland be Poland”, gdzie oprócz prezydenta Reagana na rzecz wolnej Polski wystąpili inni przywódcy Zachodu, gwiazdy popkultury i kultury jak Czesław Miłosz. Program obejrzało 185 milionów widzów na świecie. Emisja nastąpiła 31 stycznia 1982 roku, a w Dzień Solidarności (30 stycznia) odbyły się demonstracje solidarności ze zniewolonym narodem polskim w wielu stolicach Zachodu. Nigdy Polska nie miała takiej popularności.

Być może impulsem do tego uderzenia propagandowego w obóz socjalistyczny i sam ZSRR, który podejrzewano o inspirację stanu wojennego w Polsce, był czyn Romualda Sapasowskiego, zresztą obaj azylanci byli ważnym elementem ofensywy informacyjnej USA przeciw obozowi podległemu Sowietom. Obaj też wystąpili w programie „Let Poland be Poland”, bo w międzyczasie Zdzisław Rurarz dojechał z Tokio do USA.

Bezpośrednim impulsem postępowania Rurarza był zapewne Spasowski. Ambasador w Tokio zrobił to samo cztery dni później w miejscowej ambasadzie amerykańskiej. Są świadectwa tłumaczące zwłokę tym, że odchodził wtedy właśnie ukochany pies ambasadorostwa i państwo Rurarzowie nie chcieli zostawić pupila w ostatnich dniach życia. To, że Zdzisław Rurarz udał się na „pogrzeb” psa służbowym samochodem ozdobionym flagą państwową, zdaje się potwierdzać wagę tego wydarzenia w życiu rodziny Rurarzów.

Zdzisławowi Rurarzowi, jego żonie i córce ambasador USA w Japonii natychmiast udzielił azylu.

Z rezydencji do bezpiecznego domu

Zresztą okoliczności udzielenia azylu obu ambasadorom godne są filmów sensacyjnych.

W ambasadach PRL były dwie hierarchie, oficjalna i ta druga, tworzona prze służby specjalne cywilne i wojskowe. Złośliwi antykomuniści mówią – ale to nie może być prawda – że od ambasadora ważniejszy mógł być na przykład kierowca, w tej drugiej, ważniejszej hierarchii.

Żona ambasadora Rurarza w dzień „azylowy” wyszła sama z rezydencji, która mieściła się na terenie ambasady, obwieszczając, że idzie do fryzjera. Nieco później ambasador załadował walizki do samochodu, nie skorzystał z kierowcy i wraz z córką pojechali „do pralni”. W umówionym miejscu do auta dosiadła się żona i wszyscy razem pojechali do ambasady USA w Tokio.

Rezydencja ambasadora w Waszyngtonie mieściła się kilka kilometrów od ambasady, co ułatwiało sprawę. Po telefonie Romualda Spasowskiego do zastępcy sekretarza stanu z prośbą o azyl rezydencję dyskretnie otoczyła FBI. Powracającego z miasta kierowcę ambasadora przetrzymano na poboczu. Nikt z personelu nie wchodził do budynku ani z niego nie wychodził, a służący na dwóch etatach byli w ambasadzie. Po spakowaniu się Spasowscy opuścili rezydencję pod opieką.
Świat obiegło zdjęcie prezydenta Reagana odprowadzającego Spasowskich do samochodu. Fot. By William Fitz-Patrick - contact sheet # 5688, photo 7A. Ronald Reagan Presidential Library (1981-12-22)., Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=46532450
W obu przypadkach następnym miejscem pobytu azylantów był tak zwany bezpieczny dom w dyspozycji odpowiednich służb amerykańskich. Z bezpiecznego domu w Tokio Rurarzowie udali się następnego dnia rejsowym samolotem do USA. Z bezpiecznego domu Spasowscy w Waszyngtonie zostali przeniesieni do również tajnego stałego mieszkania, podobnie Rurarzowie po wylądowaniu w USA.

Bardzo szybko w PRL orzeczono w obu przypadkach karę śmierci, utratę obywatelstwa, praw publicznych i mienia w całości. Co ciekawe, odrodzona Rzeczpospolita Polska w 1990 roku zamieniła Rurarzowi i Spasowskiemu wyroki śmierci na 25 lat więzienia. Otrzeźwienie – nie bez udziału dyplomacji amerykańskiej – przyszło po kilku miesiącach i skazanym skasowano wyroki. Mienia obydwaj nie odzyskali, do kraju nie wrócili.

Pryncypialny komunista

Romuald Spasowski podobno wspierał Solidarność, do związku zapisała się jego córka, a żona, jawnie praktykująca katoliczka, uważa, że pierwszym impulsem odchodzenia męża od komunizmu był ich ślub kościelny – Romuald był nominalnie ewangelikiem, praktycznie ateistą – w 1944 roku. Następnym istotnym momentem miała być prywatna audiencja u Jana Pawła II w 1980 roku. Proces był zatem długi, ale lepiej późno niż wcale, można by powiedzieć. Ci, którzy czytali niedawno wydaną książkę wspomnieniową Spasowskiego mówią – i trzeba im wierzyć, bo książka liczy 728 stron – że autor sugeruje swoje wątpliwości co do systemu prawie od zawsze.

Fakty natomiast są takie: po zajęciu Warszawy przez Armię Czerwoną 25-letni Romuald Spasowski wstąpił do Szkoły Oficerów Politycznych. Następnie jest w Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim, czyli został oficerem wywiadu z zadaniem śledzenia okupacyjnej Brytyjskiej Armii Renu. W ciągu kilkunastu miesięcy awansował z podporucznika na majora. Niedługo potem przeszedł do rezerwy i zaczął karierę w dyplomacji. Pojawia się pytanie, czy można być byłym oficerem wywiadu?

Gdy nabrał praktyki dyplomatycznej w ambasadzie PRL w Londynie i w Niemczech, został posłem w Buenos Aires, ambasadorem w Stanach Zjednoczonych w latach 1955-61, ambasadorem w Indiach w latach 1967-70, dyrektorem i następnie podsekretarzem stanu w MSZ w latach 1972-78 i ponownie ambasadorem w Stanach Zjednoczonych od 1978 roku do końca 1981.

Superagent? Szpieg sowiecki? A może zachodnioniemiecki? Niezrównoważony maniak? Kim był esbek, który inwigilował Solidarność?

Na zlecenie SB nawiązywał kontakty z Bujakiem, Gwiazdą, Lisem i Modzelewskim.

zobacz więcej
Jan Nowak-Jeziorański relacjonując zdanie Polonii amerykańskiej o Spasowskim, określił go jako wyjątkowo gorliwego, pryncypialnego i twardego komunistę. Opinia Nowaka pochodzi z sentymentalnie psychologizującego i apologicznego filmu TVP z 2003 roku „Kariera i sumienie” Wincentego Ronisza. W tym samym filmie Nowak-Jeziorański mówi jednak: „Wierzę w uczciwe nawrócenia”.

Wspomniany film opowiada dużo o dzieciństwie Romualda Spasowskiego i o wpływie ojca, także komunisty, jakiemu podlegał prawie przez cale życie.

Władysław Spasowski był marksistą-leninistą i fanatycznym wielbicielem Związku Radzieckiego. Podczas okupacji starszy pan Spasowski nie doczekał się wizy sowieckiej z ambasady w Berlinie, gdyby nadeszła, to – jak powiedziano mu na Gestapo – Spasowscy, ojciec i syn zostaliby wypuszczeni z Generalnego Gubernatorstwa. Zamiast wizy nadeszła agresja III Rzeszy na ZSRR, wobec czego Władysław Spasowski popełnił samobójstwo. Synowi przykazał w liście wierność ideałom. Syn poprzysiągł, okupację przeżył w domu matki (rodzice byli po rozwodzie) w Milanówku, ucząc się języków obcych. Przyjście Armii Czerwonej przyniosło możliwość, i konieczność, pójścia w ślady Władysława – nie każdy ma ojca, który ma ulicę w Warszawie (1952-1992).

Idąc tropami „Kariery i sumienia”, można założyć, że Spasowscy byli typami ludzi wierzących. Władysław i Romuald w marksizm leninizm, a syn Romualda i wnuk Władysława, Władysław Kajetan równie żarliwie w marksizm nie wierzył. W wieku 19 lat popełnił samobójstwo w New Delhi, w rezydencji ojca, bo bardzo nie chciał wracać do PRL. Tak jest w filmie i tak uważa dr hab. Patryk Pleskot w materiale wideo na stronie IPN. Romuald Spasowski po powrocie do kraju i później w USA żył w cieniu dwóch samobójstw najbliższych krewnych.
Marzec 1982. Plakat propagandowy z ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. Fot. Janusz Fila / Forum
Dziennik Telewizyjny o porzuceniu przez Spasowskiego placówki wypowiedział się w przewidywalny sposób. „Dla swoich egoistycznych, małostkowych interesów, choć swojej ojczyźnie zawdzięcza tak wiele” miał szkalować PRL, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mocodawców „za judaszowe srebrniki”. Swoją drogą zwrot zaskakujący, jak na DTV. Było też o tym, że centrala nie zgodziła się na przedłużenie misji, bo Spasowski pracował coraz gorzej, co miało wynikać z „depresji spowodowanej przeżyciami osobistymi”. Czyli koniec kariery, a tu Ameryka i dolary. Proste.

Nie tak bardzo. Józef Czyrek, wtedy minister spraw zagranicznych opowiada we wspomnianym filmie, że w połowie 1981 roku zapowiedział Spasowskiemu, iż skończy misję wiosną 1982 roku, ale gdy tylko zwolni się miejsce któregoś wiceministra, bo ów pojedzie na placówkę, to natychmiast Spasowskiego powoła na wolne stanowisko.

Zakładając nawet, że Czyrek osładzał Spasowskiemu pustymi obietnicami definitywne odejście z resortu, to co w tym strasznego? PRL stanu wojennego i powojennego nie był miłym miejscem do życia, ale – jak mówił osławiony rzecznik Jerzy Urban – „rząd się wyżywi”. Spasowski byłby w tej grupie, może postawiłby sobie daczę w jakiejś sekretarsko- generalskiej okolicy na Mazurach i pisał wspomnienia. Nie było się tak bardzo czego obawiać.

Tymczasem azylant to pozycja pod wieloma względami niekomfortowa psychicznie, a po otrzymaniu wyroku śmierci – co Spasowskiego nie zdziwiło – i niebezpieczna. Przez to dodatkowo niewygodna życiowo, trzeba się przebierać, zapomnieć własnego nazwiska itp.

Znający świat Spasowski na pewno nie liczył na willę z basenem w słonecznej Kalifornii. Jakieś „srebrniki” były, ale mieszkanie – jak relacjonują jego amerykańscy przyjaciele – było wypełnione rzeczami z second handu. Żył skromnie, głównie za zaliczkę z wydawnictwa za książkę „The liberation of one” („Wyzwolenie jednostki”), która miała być rozliczeniem z przedwojennym dziełem ojca „Wyzwolenie człowieka”. Dochodziły jakieś wpływy za wykłady i odczyty.

Książka „The liberation of one” nie sprzedawała się dobrze. W kręgach opiniotwórczych modne było być „antyantykomunistą”, jak pisał Leopold Tyrmand o swojej sytuacji pisarskiej dekadę wcześniej. Dziennik „New York Times” książkę zjechał, na spotkaniach promocyjnych zdarzały się nawet rutynowe w USA wobec Polaków pytania, sugerujące antysemityzm. Pod względem materialnym azyl w USA dla Spasowskiego to był nie najlepszy interes.

W bardziej wyważonym filmie „Ambasador Spasowski” Tadeusza Śmiarowskiego z 2009 roku Stanisław Głąbiński, wieloletni korespondent PAP w Waszyngtonie i Nowym Jorku, określa wybór Spasowskiego dosadnie: „idiotyzm”, „przekreślił tym całe swoje dotychczasowe życie”.

Dla dawnych towarzyszy to musiało tak właśnie wyglądać. Wśród opozycji antysystemowej Romuald Spasowski i Zdzisław Rurarz nie mogli budzić zaufania. Największego wsparcia udzielił Spasowskiemu Jan Nowak-Jeziorański, który „wierzył w uczciwe nawrócenia”, przez wywiad dla RWE.

Działacz energiczny i pragmatyczny

Jeżeli Romuald Spasowski był wierzący, to Zdzisław Rurarz, jak uważa Patryk Pleskot, był pragmatyczny. Po prostu uważał, że innej Polski po wojnie nie będzie i trzeba starać się robić coś dobrego w warunkach, jakie są. Musiał chcieć bardzo szybko zrobić coś dla Polski, to znaczy dla siebie, czyli dla Polski – kto by się rozeznał – bo w wieku 16 lat, tuż po wojnie, wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej, w komunistycznej młodzieżowce był już jako piętnastolatek. Był „energicznym działaczem”, jak mówi Pleskot.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS    
Energiczny małoletni w partii dla dorosłych w Końskich wystartował i robił karierę w tempie Spasowskiego. Również związany ze służbami wojskowymi, a jawnie nie z „czystą” dyplomacją, tylko z Ministerstwem Handlu Zagranicznego. Skończył Szkołę Główną Służby Zagranicznej i Szkołę Główną Planowania i Statystyki, gdzie się doktoryzował i habilitował z ekonomii. Pomiędzy licznymi wyjazdami na placówki był wykładowcą SGPiS, a karierę naukową uhonorował tytuł profesora nadzwyczajnego.

Rozminął się ze Spasowskim w Waszyngtonie, gdzie pracował w Biurze Radcy Ekonomicznego ambasady PRL w latach 60. Był wielokrotnym przedstawicielem PRL w placówkach ONZ w Genewie, w kraju między innymi doradcą ekonomicznym Edwarda Gierka, a ambasadorem w Tokio, akredytowanym także w Manili, tylko dziesięć miesięcy w 1981 roku.

Zdzisławowi Rurarzowi mniej poświęcano uwagi niż Romualdowi Spasowskiemu, ale po opuszczeniu placówki odnaleziono tam jego list otwarty do generała Jaruzelskiego:

„Panie Generale, wydając rozkaz użycia Wojska Polskiego przeciwko polskiemu narodowi, zapewnił Pan sobie miejsce w naszej krwawej historii jako oprawca tegoż narodu. Gorzej nawet, bo nie tylko jako oprawca, ale także jako cynik i kłamca, a nawet komediant, który śmie szargać słowa naszego hymnu narodowego przy ogłaszaniu stanu wojennego! Wystąpił Pan, Generale, nie w imieniu obrony interesów naszego narodu, ale w imieniu obrony interesów imperializmu sowieckiego. Jako żołnierz polski podniósł Pan rękę, Generale, nie na obcych agresorów, przed którymi Pańskim świętym obowiązkiem jest bronić Ojczyzny, ale na swój własny naród! (…) Czyżby Pan, Generale, był tak naiwny, że nie zdaje sobie sprawy z faktu, komu Pan służy? Czy też jest Pan, Generale, zwykłym tchórzem, któremu łatwiej mordować bezbronnych górników, niż walczyć przeciwko obcej agresji?”

Zbuntowany ambasador kończył list tak:

„Nawet jeszcze po ogłoszeniu przez Pana stanu wojennego chciałem wierzyć, że szuka Pan pretekstu do postawienia naszych wojsk w stan gotowości bojowej i takiego ich przegrupowania, aby możliwie najskuteczniej opierać się obcej interwencji. Co prawda logika i znajomość naszych realiów podpowiadały mi co innego, ale naprawdę nie posądzałem Pana, Generale, o duszę zdrajcy i mentalność mordercy (…). Gdyby Pan miał doprawdy żołnierski honor, to uklęknąłby przed płytą Grobu Nieznanego Żołnierza i strzelił sobie w łeb! Może wtedy naród wybaczyłby Panu dokonane zbrodnie”
Rok 1981. Jeszcze ambasador PRL w Tokio Zdzisław Rurarz z żoną składają ambasadorowi ZSRR w Japonii gratulacje z okazji objęcia przez niego tego stanowiska. Fot. PAP/archiwum
Całe życie komunista, a tu nagle takie rzeczy z „Kodeksem” Boziewicza w ręku. Z pełnym patosu listem mało kto miał jednak okazję się zapoznać.

Między nonkonformizmem a koniunkturalizmem

Tajemnica zwrócenia się o azyl w USA dwóch ambasadorów PRL tkwi zapewne gdzieś pomiędzy nonkonformizmem a koniunkturalizmem, przynajmniej w opinii tych, którzy się nad tym zastanawiali. Czyny ludzkie nierzadko mają złożone motywacje i tak też zapewne było w tych obu przypadkach.

Impulsem do wystosowania prośby o azyl było wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Spasowskim, według świadectw, miała wstrząsnąć masakra w kopalni „Wujek”. Ale obydwaj nie mrugnęli okiem na większe masakry – Poznań 1956 czy Grudzień 1970 na Wybrzeżu. Dlaczego teraz?

Przyczyną może być nadzieja, jaką dała Solidarność, zniszczona właśnie przez stan wojenny. Dawniej w PRL nie było żadnej alternatywy.

Tyle w sferze duchowej, bo materialnie Zdzisław Rurarz też utrzymywał się z publikacji. Pisał więcej artykułów niż Spasowski, któremu czas zajmowały książki. Zdzisław Rurarz nic nie wiedział, by miano go odwołać. Mógł się hipotetycznie bać odwołania, bo otarł się o Gierka, choć powołano go już w czasach „odnowy”. Swoje pewne odwołanie Spasowski „zawdzięczał” być może Gierkowi. To na życzenie pierwszego sekretarza został ponownie ambasadorem w USA, rzecz nie praktykowana. Gdyby Zdzisław Rurarz został jednak ofiarą odnowy Jaruzelskiego, to w kraju jakoś by utrzymał swoja ładną willę z dwoma garażami i mercedesa. Miał swoje środowisko na uczelni, znajomości, możliwości.

Romuald Spasowski ma apologetów wśród osób związanych z administracją amerykańską, a film „Kariera i sumienie” świadczy, że także w Polsce. Zdzisław Rurarz tylko za Oceanem. Były ambasador USA w Warszawie, Victor Ashe, stwierdził: „Ambasador Rurarz był człowiekiem niezłomnych zasad, który w czasie trudnym dla Polski podjął niełatwą decyzję, by twardo bronić swoich przekonań, i zostanie zapamiętany dzięki swojej odwadze”.

Obydwu przypadków nie można wyjaśnić dowcipem, o czym marzy każdy Polak z lat 80. „Przeskoczyć przez ladę Pewexu i poprosić o azyl polityczny”.

Romuald Spasowski się ochrzcił w 1986 roku, umarł na raka w 1995. Zdzisław Rurarz umarł także na raka w roku 2007.

Właściwa okazja do pisania o Rurarzu i Spasowskim to okolice 13 grudnia, w rocznice stanu wojennego, ale wtedy pisze się o prawdziwych bohaterach. Aby być prawdziwym bohaterem działającym na wyobraźnię, trzeba zrobić coś ważnego w odpowiednim miejscu i czasie. Obaj spełnili te warunki częściowo, bo najważniejsze działo się wtedy w Polsce, no i jeszcze te życiorysy...

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Romuald Spasowski wystąpił w filmie „Let Poland be Poland”. Fot. PAP/CAF-ARCH
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.