Cywilizacja

Kiedyś grożono wyspom najazdem, teraz one grożą secesją

Czy Orkady naprawdę mogłyby dokonać secesji, opuścić Szkocję, a zatem także Wielką Brytanię, i zgłosić akces do innego państwa, zapewne Norwegii? Taka wiadomość obiegła światowe media na początku lata i nie była to bynajmniej sensacja obliczona na sezon ogórkowy. Spory o wyspy nie są kwestią zamierzchłej przeszłości. Wyspy są pożądane, bo są cenne.

Forvik to raczej wysepka niż wyspa. Ma niewiele ponad hektar powierzchni, żadnego domu i tylko jednego mieszkańca, który w dodatku nie mieszka tu na stałe. Stuart Hill na swe smagane północnym wiatrem włości, które wznoszą się tylko parę metrów nad powierzchnią morza, przypływa latem. Spędza tu kilka dni, mieszka w namiocie i w ten sposób podkreśla swe prawo do wyspy, podważane przez jej poprzedniego właściciela.

Mikroskopijna wysepka należy do archipelagu Szetlandów, ciągnącego się z północy na południe w miejscu, gdzie Morze Północne zlewa się z Atlantykiem. Wśród setek szkockich wysp nie ona jedna jest w rękach prywatnych. Właściciele często mają na wyspach domy, generatory prądu, urządzenia cywilizacyjne. Ale tylko Stuart Hill postanowił dokonać secesji – zarówno od Szkocji, jak Zjednoczonego Królestwa – i ogłosić niepodległość Forvik.

Było to piętnaście lat temu, w 2008 roku. Nikt nie oburzał się ani nie protestował, co zapewne dowodzi, że decyzji Hilla nie potraktowano z należytą powagą. A przecież pan na Forvik – która po angielsku nosi nazwę Forewick Holm – nie zapomniał o dopracowaniu szczegółów: flagi, godła, waluty, którą nazwał „gulde”, a nawet o zaoferowaniu obywatelstwa wyspy chętnym, których zresztą nie było.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Orkady, archipelag położony na północny wschód od wybrzeży Szkocji, to zupełnie inna kategoria: 70 wysp o łącznej powierzchni 990 kilometrów kwadratowych, ponad 22 tysiące mieszkańców. Władze Orkadów nie przymierzają się do niepodległości, uważają jednak, że należy radykalnie zmienić ich status w ramach Zjednoczonego Królestwa, a może nawet je opuścić. Norwegia, Dania, Islandia? Kto wie, co może przynieść przyszłość, gdy jedna strona – lokalne władze wysp – jest zdeterminowana, by coś zmienić, a druga – Szkocja, Wielka Brytania – stanowczo to wyklucza, trzecia zaś – Norwegia, do której chętnie dołączyłyby władze i mieszkańcy Orkadów – podkreśla, że cała ta sprawa jej nie dotyczy.

Cenne, pożądane, wyjątkowe

Nawet jeśli żale władz na Orkadach to tylko próba szantażowania władz szkockich i brytyjskich (o czym dalej), trudno nie dostrzegać, że wyspy są w polityce pod każdym względem szczególne. Duże czy małe, odległe czy bliskie – funkcjonują inaczej niż pospolite regiony lądowe. Historia poświęca im wiele uwagi, uświadamiając, jak łatwo zmieniały przynależność państwową, jak często przechodziły z rąk do rąk, bywały sprzedawane, ale także dawane w prezencie. Orkady na przykład wniosła Szkocji w posagu duńska królewna Małgorzata, gdy w 1472 roku poślubiła szkockiego króla Jakuba III. Jedni wyspy oblegali, inni żarliwie ich bronili, jak joannici Rodos czy Malty przed wojskami sułtana Sulejmana Wspaniałego (Maltę zdołali obronić, wcześniej jednak na Rodos zostali pokonani). Bo wyspy często – z wielu powodów – stanowiły łakomy kąsek.
Jakub III i Małgorzata Duńska, których zaręczyny doprowadziły do tego, że Szkocja przejęła od Norwegii Orkady i Szetlandy – wniosła je w posagu. Rys. Forman Armorial, wyprodukowany dla Marii, królowej Szkotów. Obraz jest dostępny w Bibliotece Narodowej Szkocji, Domena publiczna, Wikimedia
Bywa i tak, że państwo zgłasza pretensje do wyspy tylko po to, by utwierdzić się w swej pozycji. Takie było tło gorącego sporu o egejską wysepkę Imia. Z powodu dwóch kawałków skały, niezamieszkanych i bezwartościowych, w połowie lat 90. Grecja, do której Imia należy, i Turcja znalazły się niemal na krawędzi wojny. Trudno się tu doszukać nawet cienia racjonalnych argumentów, takich jak na przykład chęć przesunięcia wód terytorialnych Turcji, bo Imia, jak zresztą większość greckich wysp na Morzu Egejskim, leży tuż koło tureckich wybrzeży.

Spory o wyspy nie są wcale kwestią zamierzchłej przeszłości. Wielka Brytania i Argentyna stoczyły krótką, ale zaciętą wojnę o Falklandy zaledwie 41 lat temu. Rosja i Japonia o Kuryle nie walczą, ale sprawa przynależności japońskich wysp, których część pod koniec drugiej wojny światowej zajął Związek Sowiecki, jest nadal daleka od rozwiązania. Co z Tajwanem , który Chiny uważają za swe terytorium? Kto pamięta, że do 1944 roku Islandia była pod panowaniem Danii, w unii personalnej, i że Islandczycy położyli jej kres w referendum? I że do końca wojny Tajwan należał do Japonii?

Wyspy są pożądane, bo są cenne. Wiele się na to składa, od strategicznego położenia (Malta, niegdyś brytyjski „stały lotniskowiec”, czy Gotlandia, dająca Szwecji wgląd w to, co dzieje się na Bałtyku) po walory gospodarcze. Rybołówstwo, przez wieki podstawa gospodarki, dziś często ustępuje miejsca wydobyciu ropy naftowej i gazu spod dna morskiego, a także turystyce, bo wyspy są z natury malownicze. Jest więc o co zabiegać.

Okup za groźbę Orxitu

Czy Orkady naprawdę mogłyby dokonać secesji, opuścić Szkocję, w skład której wchodzą, a zatem także Wielką Brytanię, i zgłosić akces do innego państwa, najprawdopodobniej Norwegii? Taka wiadomość obiegła światowe media na początku lata i nie była to bynajmniej sensacja obliczona na sezon ogórkowy (którego zresztą od dobrych paru lat w wakacje właściwie nie ma, bo świat nie zatrzymuje się dziś ani na chwilę). W raporcie opracowanym na zlecenie lokalnego samorządu skrupulatnie wyliczono wszystkie grzechy, jakich wobec Orkadów dopuszcza się rząd Szkocji.

Orkady, stwierdza raport, są dramatycznie niedofinansowane, nie tylko w porównaniu z lądową częścią Szkocji, ale także dwoma innymi szkockimi archipelagami – Szetlandami i Hebrydami. Odbija się to na infrastrukturze i stanie usług. Bardzo źle jest zwłaszcza z komunikacją promową, bo wiele starych promów jest w takim stanie, że należałoby wycofać je z użytku – a bez dobrych połączeń promowych wyspy nie są w stanie funkcjonować. Skoro zatem władze w Edynburgu lekceważą sytuację Orkadów i potrzeby ich mieszkańców, należy – zdaniem autorów raportu oraz Rady Wysp, która przyjęła go zdecydowaną większością głosów – rozważyć „alternatywny model rządzenia”.
Platforma naftowa Beryl alpha firmy Apache Corporation w basenie wschodnich Szetlandów. Fot. Stephen (danrandom) z UK - Flickr, CC BY 2.0, Wikimedia
Co ów model oznacza? W grę wchodziłoby na przykład przyznanie Orkadom statusu tzw. Crown dependency, czyli terytorium zależnego Korony brytyjskiej, ze wszystkimi wynikającymi z niego korzyściami politycznymi i ekonomicznymi. Na takich zasadach funkcjonują wyspy Man, Jersey i Guernsey. Ale, według lokalnych władz, Orkady mogłyby również starać się o podobny status w ramach Norwegii.

James Stockan, przewodniczący rady, dostrzega tu wiele możliwości. Norwegia istotnie jest Orkadom najbliższa, zarówno geograficznie, jak historycznie, ale z innymi krajami nordyckimi też przez stulecia łączyły ją ścisłe więzy. Nie można zatem wykluczać i innych nordyckich sąsiadów, przede wszystkim Danii, ale także Islandii. Nic przecież nie zostało jeszcze postanowione. Najważniejsze, że o problemie się mówi.

Czy groźbę Orxitu, jak go natychmiast nazwano, należy traktować poważnie? Cóż, sprawa rozgrywa się na wielu płaszczyznach. Po pierwsze, bez zgody Szkocji i Wielkiej Brytanii nie ma mowy o rozpoczęciu jakichkolwiek na ten temat rozmów i przeprowadzeniu koniecznego referendum – a oba rządy, choć w innych sprawach skłócone, co do tego, że zmiana statusu Orkadów nie wchodzi w grę, są całkowicie zgodne.

Po drugie: o co naprawdę chodzi Orkadom? Nie o to przecież, pisze londyński tygodnik „The Economist”, by zmienić przynależność państwową. Chodzi, jego zdaniem, tylko i wyłącznie o to, by szantażem zdobyć pieniądze. W średniowieczu duńscy wikingowie groźbą napaści wymuszali od angielskich królów okup, który w związku z tym nazwano „Danegeld”. Przez wieki, podkreśla tygodnik, nic się pod tym względem nie zmieniło. Tyle tylko, że kiedyś grożono Anglii najazdem, a teraz grozi się secesją. Cel, czyli pieniądze, jest zawsze taki sam.

Nasze wyspy, nasza przyszłość

Nawet jeśli w tych domniemaniach kryje się ziarno – czy może więcej niż ziarno – prawdy, istnieje także trzeci aspekt, wcale niebagatelny. Władze Szkocji dobrze wiedzą, że mieszkańcy archipelagów do dzisiaj żywią sentymenty wobec swych nordyckich sąsiadów. To pokłosie historii, bo pod władzą norweską, czy później norwesko-duńską, żyły dłużej niż pod rządami Szkocji.

Okazuje się także, że jest istotna sprzeczność między tym, co szkockie władze mówią dzisiaj, a tym, co głosiły dziesięć lat temu, gdy same przygotowywały się do referendum niepodległościowego (przypomnijmy: odbyło się 18 września 2014 roku, ponad 55 procent Szkotów było przeciwko secesji). Rok wcześniej rząd szkocki obiecał mieszkańcom trzech archipelagów przyjęcie ustawy o wyspach, która da im możność decydowania o własnych sprawach, z suwerennością włącznie.

Można by rzec, że skoro niepodległa Szkocja nie powstała, obietnica jest nieaktualna. Z drugiej jednak strony władze w Edynburgu zachowują się tak, jak gdyby o aspiracjach mieszkańców wysp – a nie stanowią one przecież żadnej tajemnicy – słyszały pierwszy raz w życiu. Działacze z wysp nie bez racji zatem wytykają rządzącym Szkocją nacjonalistom, że odmawiają innym tego, czego sami pragną dla Szkocji.
Obserwatorzy ptaków szybujących nad morskimi klifami na Unst, jednej z wysp Szetlandów. Fot. PAP/Alamy
Weźmy Szetlandy. Przed trzema laty Rada Wysp Szetlandzkich niemalże jednogłośnie (tylko dwóch radnych na 20 było przeciw) zdecydowała, że należy zbadać, jakie są możliwości politycznego i finansowego uniezależnienia się od Szkocji, która pod każdym względem ogranicza samodzielność ich archipelagu. Przewodniczący rady, Steven Coutts, zwrócił uwagę na niekonsekwencję czy wręcz hipokryzję Szkotów, cytując słowa Alexa Salmonda, ówczesnego lidera szkockich nacjonalistów i zarazem premiera: „Decyzje o przyszłości Szkocji powinni podejmować ludzie, którzy w Szkocji żyją i pracują”. – Słowo „Szkocja” – powiedział wówczas Coutts – należałoby zastąpić słowem „Szetlandy”.

Na pół roku przed szkockim referendum władze trzech archipelagów zwróciły się do Edynburga o przeprowadzenie odrębnego referendum w sprawie przyszłości wysp. Proponowały, by odbyło się tuż po głosowaniu szkockim, tydzień później. Kampanię w tej sprawie wyspiarze prowadzili pod hasłem „Nasze wyspy, nasza przyszłość”. Jednym z głównych postulatów było przekazanie władzom wysp kontroli nad bogactwami znajdującymi się pod dnem morza – złożami ropy naftowej i gazu. Władze wysp dowodziły, że aż 67 proc. szkockich zasobów znajduje się na terenach wokół archipelagów. Do referendum nie doszło. Czy nie dlatego, że również szkoccy nacjonaliści widzieli w ropie przyszłość swego kraju? Przejęcie zasobów podmorskich stanowiło koronny argument, który miał przekonać oponentów, że niepodległa Szkocja gospodarczo da sobie radę.

Część nordyckiego świata

Dla mieszkańców wysp – tych przede wszystkim, którzy nie uważają, że zerwanie z Wielką Brytanią graniczy z szaleństwem – niebagatelny argument stanowi też historia. Wyspy pozostawały pod władzą Norwegii, związanej z czasem unią personalną z Danią, przez ponad 600 lat, od IX do końca XV wieku. Pięćset lat późniejszych rządów Szkocji nie zdołało, jak się okazuje, zatrzeć nordyckiego dziedzictwa, które przetrwało w nazwach, imionach, nazwiskach, a także poczuciu, że wyspy stanowią część świata nordyckiego.

Widomą tego oznaką jest forma flagi. Wszystkie wyspy północne, poza Hebrydami i Grenlandią, a także bałtyckie Wyspy Alandzkie mają na fladze, w różnych konfiguracjach kolorystycznych, charakterystyczny krzyż – taki sam, jaki widnieje na flagach wszystkich pięciu państw nordyckich.

Niepodległościowe dążenia terytoriów wyspiarskich nie są w obszarze nordyckim niczym nowym. Ma z nimi do czynienia przede wszystkim Dania. Najmniejsze z państw nordyckich ma, paradoksalnie, największe terytoria zależne: Grenlandię i Wyspy Owcze. To one właśnie wykazują najwięcej determinacji w dążeniu do suwerenności. Na Wyspach Owczych już w 1946 roku, dwa lata po referendum na Islandii, zorganizowano takie samo głosowanie. Wygrali je, z nieznaczną przewagą, zwolennicy oderwania się od Danii. Władze duńskie jednak wyników nie uznały, lokalny parlament rozwiązano i wszystko zostało po staremu. Zapewne do czasu, bo temat niepodległości jest na Wyspach Owczych stale obecny i, jak się uważa w kręgach nordyckich, one właśnie są najbliżej osiągnięcia celu.

Czy Chiny zaatakują Japonię? Archipelag niezgody

Pekin chce odzyskać Okinawę.

zobacz więcej
Choć może je wyprzedzić Grenlandia. W maju tego roku grenlandzki parlament przyjął projekt konstytucji, przygotowywany od sześciu lat przez specjalnie w tym celu powołaną komisję. Projekt jest, jak się zdaje, dość enigmatyczny, nie ma w nim bowiem mowy o uzyskaniu niepodległości, nie precyzuje się także jego ustroju – monarchia czy republika? – za to w preambule pojawia się określenie „suwerenne państwo”. To wszystko razem wzięte może stanowić wstęp do przygotowania secesji.

Nawet na należących do Finlandii Wyspach Alandzkich od pewnego czasu dają o sobie znać nastroje separatystyczne. Wyspy, położone w pół drogi między Szwecją a Finlandią, które pod władzą Finlandii są od 101 lat, mają szczególny charakter choćby przez to, że językiem urzędowym jest tu wyłącznie szwedzki. Miejscowi separatyści realistycznie oceniają, że mogą liczyć na poparcie na poziomie najwyżej 30 proc., sądzą jednak, że czas będzie działał na ich korzyść.

Na marginesie jednej z niedawnych konferencji nordyckich zastanawiano się między innymi nad tym, czy może kiedyś powstać jedno wielkie federalne państwo nordyckie – jednostka polityczna o ogromnej powierzchni i równie wielkim potencjale. Byłaby to unia kalmarska w nowym, większym wydaniu (przypomnijmy: zawiązana w 1397 roku, łączyła Szwecję, Norwegię i Danię do 1523 roku, gdy się rozpadła). Nie wszyscy byli przekonani, że nowa unia jest realna i że w ogóle ma sens. Przy okazji jednak pojawiła się opinia, że sprawy mogą się potoczyć w zupełnie innym kierunku: zamiast pięciu państw nordyckich będzie ich osiem. Powstaną bowiem trzy nowe: Grenlandia, Wyspy Owcze i Wyspy Alandzkie.

– Sądzę, że może to nastąpić za 10 – 20 lat – powiedział magazynowi „Nordic Labour Journal” Petur Petersen, członek Nordyckiego Komitetu Współpracy. – Aby można było uzyskać niepodległość, muszą być spełnione trzy warunki: odpowiedni stan gospodarki, istniejące struktury i wola ludzi. Dwa pierwsze są spełnione. Trzeci jeszcze nie całkiem.

– Teresa Stylińska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Zdjęcie główne: Owce pasące się na Suðuroy, jednej z Wysp Owczych, zależnych od Danii. W tle miasto Sumba. Fot. kallerna - Praca własna, CC BY-SA 4.0, Wikimedia
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.