Film, który obala brednie wygadywane przez Putina. „Wilno 1939”
piątek,18 sierpnia 2023
Udostępnij:
Pamięć o tym, że nie oddaliśmy Wilna bez walki, wbrew pozorom jest niezwykle istotna. Do dziś bowiem propaganda rosyjska powtarza, że w kampanii wrześniowej Moskwa nie była agresorem, bo przecież Polacy nie stawiali zbrojnego oporu. W domyśle: Rosjanie weszli, by ratować swoją mniejszość, a nie by zniewolić Polskę.
Że mobilizacja zarządzona – to fakt. Ale czy wojna, czy pochód litewski na Wilno – to jeszcze kwestia. Staje przed Litwą trudny i odpowiedzialny problemat decyzji. Niemcy i Sowiety mogą ją kusić, mogą nawet na nią wywierać presję, aby uczyniła to samo, co Sowiety, to znaczy zajęła Wilno, nie wypowiadając formalnie wojny Polsce i ogłaszając zachowanie „neutralności” w wojnie polsko-niemieckiej. Ale ulegnięcie takiej pokusie jest niebezpieczne podwójnie. Raz – że mogą uczynić po tym tak, jak z Polską po zezwoleniu jej na zajęcie Zaolzia, a po wtóre – że jeszcze ostateczny wynik wojny niewiadomy i że niebezpiecznie jest Litwie stanąć po stronie niemieckiej. Gdybyż to sama Polska zaproponowała Litwie zajęcie Wilna! Ale czy zgodziłyby się wtedy na to Niemcy?
To dywagacje jednego z najwybitniejszych litewskich konstytucjonalistów międzywojennej Litwy i wielkiego litewskiego patrioty Michała Römera, które zapisał w swoim pamiętniku dzień przed uderzeniem armii Związku Radzieckiego na polskie wówczas Wilno.
Bo do dzisiaj mało kto zdaje sobie sprawę, że Wilno nie poddało się bez walki, o czym już na samym początku przypomina Römer. Działania wojenne prowadzone były 18-19 września 1939 r. i w tym czasie udało się zniszczyć przynajmniej kilkanaście sowieckich wozów bojowych. A samo miasto było jednym z najsilniejszych ośrodków wojskowych w północno-wschodniej Polsce. W przeddzień radzieckiego uderzenia, stacjonowało tam ok. 14 tys. żołnierzy.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Pamięć o tym, że nie oddaliśmy Wilna bez walki, wbrew pozorom jest niezwykle istotna, gdyż do dziś propaganda rosyjska powtarza, że w kampanii wrześniowej Moskwa nie była agresorem, bo przecież Polacy nie stawiali zbrojnego oporu. W domyśle: Rosjanie weszli, by ratować swoją mniejszość, a nie by zniewolić Polskę.
Dlatego środowiska patriotyczne, kombatanckie oraz mniejszości polskie za granicą z entuzjazmem przyjęły fakt, że powstaje profesjonalny dokument fabularyzowany o obronie Wilna. Nasza redakcja podeszła do tego z jeszcze większą dozą entuzjazmu, bowiem to nasz redakcyjny kolega Piotr Kościński, prezes Fundacji Lelewela, jest producentem tego filmu.
Wartość historyczna
Mieszkańcy spacerują głównymi ulicami miasta, robią zakupy, dyskutują, kobieta zachwyca się świeżym kwiatem słonecznika. Sielankowa jeszcze strona życia przeplata się z przygotowaniami żołnierzy, którzy sprawdzają umocowania, czyszczą broń, wieszają plakaty „Silni Zwarci i Gotowi”. Dowództwo melduje o gotowych fortyfikacjach – tak rozpoczyna się trailer filmu „Wilno 1939”, który produkowany jest przez Fundację Joachima Lelewela i ośrodek Wilnoteka w koprodukcji z TVP.
Film ma przedstawiać niezwykle szczegółowy obraz obrony polskiego Wilna i tego, co działo się w samym mieście tuż przed napaścią Sowietów we wrześniu 1939 roku. Zdjęcia kręcone były w głównej mierze na ulicach Suwałk i Wilna, a kadry wnętrz pochodzą z Mińska Mazowieckiego. Do konsultacji historycznych zaproszono najwybitniejszych specjalistów zajmujących się tą tematyką: dr Agnieszkę Jędrzejewską i Wiktora Cygana, autorów książek o tamtych wydarzeniach.
– Przy odtwarzaniu realiów tamtych czasów i oddawaniu prawdy historycznej doszliśmy do takiej perfekcji i szczegółowości, że jeden z naszych historyków zwrócił uwagę, iż każdy z oficerów dowództwa obrony Wilna powinien nosić krzyż Virtuti Militari – opowiada Piotr Kościński, producent filmu. – Myśmy nie mieli o tym wcześniej pojęcia, więc musieliśmy szybko znaleźć pięć właściwych krzyży. Tylko po to, by oddać widzowi jak najrealniej ówczesne czasy – dodaje.
Niezwykle mocno w pomoc przy produkcji zaangażowały się lokalne grupy rekonstrukcyjne, których to członkowie odgrywają role żołnierzy. Jak przyznają sami producenci, jest to o wiele lepszy zabieg, niż zatrudnienie profesjonalnych aktorów, gdyż mocne nazwiska mogłyby odciągnąć widza od sedna problemu, który produkcja podejmuje.
– Jest to co prawda film fabularyzowany, ale jednak dokumentalny – przyznaje reżyser Janusz Petelski. – Wydarzenia historyczne przedstawione w scenach fabularnych ubarwiają film dokumentalny. Robią większe wrażenie, niż te same sytuacje opisane przez wypowiadającego się przed kamerą historyka czy podane w komentarzu przez lektora. Jednocześnie jednak zubożają nieco widzów, odbierając im ich własne wyobrażenie o przebiegu danego wydarzenia.
Walka z dezinformacją
Dużą wartością są jednak zdjęcia zrobione na tych samych ulicach Wilna, na których prawdziwi żołnierze bronili się 84 lata temu przed agresją radziecką. Ekipa nie ukrywała, że przybycie na miejsce i próby odtwarzania tamtych wydarzeń obudziły w nich potężną dawkę emocji patriotycznych.
– I chcielibyśmy, by dokładnie takie same emocje odczuwali widzowie, którzy będą mogli zapoznać się z naszym filmem m.in. na antenie TVP Historia – dodaje Kościński.
Fundacja zakończyła już kręcenie zdjęć i obecnie trwa montaż filmu. Twórcy liczą, że obejrzeć go będzie można już na jesieni tego roku.
Emocje, powrót do korzeni, czy przedwojenne wspomnienie Wilna to jedno, ale głównym celem jest realna walka z dezinformacją i propagandą rosyjską. Bo do dzisiaj władze Kremla oficjalnie przekonują, że Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich nigdy nie był agresorem wobec II Rzeczpospolitej, a Moskwa przystąpiła do II wojny światowej dopiero wtedy, gdy Hitler na nich napadł. Wcześniej ich wojska miały jedynie bronić cywilną ludność.
– Nie ustają próby wypaczenia prawdy historycznej. Zaangażowali się w to nie tylko spadkobiercy wspólników nazistów, dotarło to teraz do niektórych szacownych instytucji międzynarodowych i struktur europejskich – mówił jeszcze przed agresją na Ukrainę Władimir Putin. I dodawał: – Nazistowskie Niemcy 1 września 1939 r. napadły na Polskę, a 22 czerwca 1941 r. na ZSRR. To jest fakt historyczny. ZSRR wkroczył do Polski, bo całkowicie straciła kontrolę nad sytuacją. Nie było wtedy już mowy o jakichkolwiek negocjacjach, gdyż polski rząd znajdował się gdzieś w okolicach rumuńskiej granicy. Wszystkich, którzy sprzeciwiają się kłamstwom, obwinia się od razu o udział w wojnie informacyjnej.
„Wilno 1939” jasno i dobitnie obala brednie wygadywane przez prezydenta Rosji.
Budżet – wersja ekonomiczna
Budżet filmu zamknął się w ok. 300 tys. zł. Jak przyznaje zgodnie środowisko producenckie, nie jest to kwota, za którą można stworzyć hollywoodzki superhit. Kościński dodaje, że dosłownie każdą złotówkę jego fundacja musiała oglądać dwukrotnie, zanim ją wydała. Głównym donatorem jest oczywiście Telewizja Polska, ale pieniądze zbierane były także poprzez internetowe zbiórki, wśród mniejszości polskiej za granicą, znalazło się także dofinansowanie z Urzędu do spraw Kombatantów, a także od sponsorów prywatnych. Nadal można dorzucić kilka „swoich groszy” do produkcji poprzez tą platformę: zrzutka.pl – Wilno 1939.
Produkcje dokumentalno-historyczne nie są filmami, które przyciągną miliony widzów do kin. Nie są także tak dobrym miejscem na product placement, jak chociażby popularne seriale rodzinne. To bardzo specyficzna dziedzina, która wymaga gigantycznego nakładu sił, pracy i umiejętności, a jest jednocześnie niezwykle skomplikowana w jej finansowaniu – a ściślej: samosfinansowaniu.
Tym bardziej środowisko jest pod wrażeniem, że budżet udało się spiąć i stworzyć niezwykle wartościowe dzieło dokumentalne.
– Najwięcej kosztowały nas plany zdjęciowe na Litwie – tłumaczy Kościński. – Noclegi, wyżywienie, transport całej ekipy. Olbrzymie środki pochłaniają także lawety, na których przewozi się pojazdy z tamtych lat.
Duża pomoc ze strony litewskiej płynęła od Walentego Wojniłło z ośrodka Wilnoteka i jednocześnie współproducenta filmu. U naszego wschodniego sąsiada nie można bowiem od tak po prostu przyjechać do miasta i kręcić sceny filmu, jak w Polsce. Na wszystko konieczne są pozwolenia i dobre relacje z lokalnymi władzami.
Twierdza Modlin stała się Grodnem
Pomimo, że dokumenty fabularyzowane nie są produkcjami, na których zarabia się pieniądze, to fundacja już po raz drugi podejmuje niezwykle trudny temat. Wcześniej bowiem wzięto na tapetę obronę Grodna w 1939 r. – dokument, który powstał w 2014 r. nosił tytuł „Krew na bruku”, a obejrzało go, tylko w internecie, ok. 200 tys. widzów. Trzykrotnie emitowany był już w Telewizji Biełsat, a białoruska Polonia bardzo chętnie upowszechnia go własnymi kanałami.
Wówczas to Związek Polaków na Białorusi zabiegał o powstanie tego materiału. Wsparli fundację, a nawet zaprosili ich ekipę telewizyjną do Grodna. Zdjęcia były kręcone w największej konspiracji, bo władze Białorusi nigdy nie zgodziłyby się na tworzenie i emisję takiego filmu. Dlatego Kościński ze współpracownikami pojechali na wschód jako grupa turystów. Białoruskie KGB nie wiedziało, w jakim, naprawdę celu przyjechali do Grodna.
Co ciekawe, gros ujęć zostało nakręconych w Polsce, a dokładnie – w Twierdzy Modlin, która na czas produkcji stała się przedwojennym Grodnem.
Producentem fabularyzowanego dokumentu o obronie Wilna we wrześniu 1939 r. jest Fundację Joachima Lelewela i ośrodek Wilnoteka, a powstaje w koprodukcji z Telewizją Polską. Film będzie można obejrzeć m.in. na antenie TVP Historia.
Zdjęcie główne: Reżyser i rekonstruktorzy na Górze Trzech Krzyży – kadr z filmu „Wilno 1939”. Przy organizacji zdjęć pomagali rekonstruktorzy, zwłaszcza z polskiej grupy Garnizon Nowa Wilejka. Fot. Piotr Kościński i Krzysztof Wilczyński