Rozmowy

Ta zbrodnia ma twarz. Twarz pomordowanych, niewinnych dzieci Ulmów

Sołtys Markowej Teofil Kielar został wyrwany ze snu przez Niemców, którzy żądali pochowania zabitych. Na miejscu zbrodni zapytał dowódcę żandarmerii Elierta Diekena, dlaczego zabili dzieci. Niemiec odpowiedział: „Żeby gromada nie miała z nimi problemu”. Dieken nigdy nie odpowiedział za mordy na Żydach i Polakach. Dożył swoich dni w niemieckim Esens – opowiada Dariusz Walusiak, reżyser filmu „Ulmowie. Błogosławiona rodzina”, który wszedł do kin 25 sierpnia.

Dokument przybliża historię rodziny Ulmów z Markowej na Podkarpaciu, która 10 września zostanie beatyfikowana. W 1942 roku małżeństwo przyjęło pod swój dach ośmioro Żydów – rodzinę Goldmanów z Łańcuta i Markowej. Dowiedzieli się o tym Niemcy i 24 marca 1944 roku w odwecie rozstrzelali Józefa Ulmę, a także jego żonę Wiktorię, będącą w zaawansowanej ciąży, i szóstkę ich dzieci: 8-letnią Stanisławę, 6-letnią Barbarę, 5-letniego Władysława, 4-letniego Franciszka, 3-letniego Antoniego i 1,5-roczną Marię. Razem z nimi zginęli wszyscy ukrywani przez nich Żydzi.

TYGODNIK TVP: W swoim filmie opowiada pan o bohaterskiej postawie Polaków, którzy ratowali Żydów w czasie II wojny światowej. Co pana najbardziej poruszyło w tej historii?

DARIUSZ WALUSIAK:
Ta zbrodnia ma swoją twarz. Twarz pomordowanych niewinnych dzieci. Najstarsze z nich miało przecież zaledwie 8 lat, najmłodsze półtora roku. Zabito je w bestialski sposób. Ekshumacja zwłok wykazała, że strzelano im w głowę. Przerażające jest też zabicie matki w zaawansowanej ciąży. Wiktoria nosiła dziecko pod sercem już od siedmiu miesięcy. Ci, którzy naprędce zbijali trumny z desek opowiadali, że jej śmierć spowodowała przedwczesny poród, między udami matki widoczna była główka dziecka i część tułowia. To są rzeczy niewyobrażalne. Przeżywałem to tym bardziej, że kiedy w 2004 r. poznałem tę historię, sam miałem dwie córki w wieku podobnym do starszych dzieci Ulmów. Jak ujął to jeden z bohaterów mojego filmu, te dzieci dopiero poznawały świat, były u początku życia, które zostało im brutalnie odebrane.

Po rodzinie pozostało ponad 600 zdjęć wykonanych przez Józefa Ulmę, ukazujących ich życie codzienne oraz innych mieszkańców Markowej. Widać, że mężczyzna był bardzo oddany życiu wsi.

Gdzie są kaci, a gdzie ofiary

Skąd się wzięły niemożności w wyjaśnianiu zbrodni wojennych popełnionych na polskich obywatelach?

zobacz więcej
Józef Ulma społecznie działał już w młodości. Najpierw w ramach Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Wiejskiej, a w latach 30. XX w. w ZMW RP „Wici”. Należał też do lokalnego teatru i tam poznał swoją przyszłą żonę. Był już wtedy dojrzałym mężczyzną, Wiktoria zaś – z domu Niemczak – była dużo młodsza od niego. We wczesnym dzieciństwie straciła rodziców i była zdana tylko na siebie. Pobrali się w 1935 roku i zamieszkali w małym, skromnym domku na uboczu wsi. W ciągu dziewięciu lat na świat przyszła szóstka ich dzieci. Wszystkie były chrzczone zaraz po urodzeniu, co wynikało z silnej wiary Ulmów. W Markowej, jak mówią, każdą pracę poprzedzano dawniej znakiem Krzyża.

Wiktoria zajmowała się dziećmi i prowadziła dom. Józef Ulma był natomiast człowiekiem bardzo przedsiębiorczym. Myśląc o przyszłości swojej rodziny, inwestował wszystkie oszczędności, m.in. kupił ziemię niedaleko Sokala na obecnej Ukrainie. Wtedy te tereny należały do II Rzeczypospolitej. Kiedy po wybuchu II wojny światowej doszło do podziału ziem polskich między Niemcami a Rosjanami, te wschodnie tereny zostały wchłonięte przez Związek Radziecki. Mimo tej straty Józef nie poddawał się, nadal zajmował się wieloma rzeczami, aby utrzymać liczną rodzinę.

Był odważny i chyba musiał wyrastać ponad wielu sąsiadów ze wsi.

Miał w domu bogaty księgozbiór, liczący ponad 300 książek, czyli można powiedzieć, że to był oczytany człowiek na ówczesne czasy. Wiele z nich stanowiły publikacje związane z rolnictwem. Józef specjalizował się w sadownictwie, uprawie warzyw, zajmował się pszczelarstwem, a nawet hodowlą jedwabników. Pierwsze jednak miejsce zajmowała u niego fotografia. Sam nawet skonstruował aparat do robienia zdjęć. Był bardzo wrażliwy na piękno świata. Fotografie są przemyślane, mają ciekawe kompozycje . Na wielu z nich widać jak Ulma zwraca uwagę na światło. Szczególne wrażenie zrobiło na mnie zdjęcie, na którym Wiktoria siedzi przy stole z córką i uczy ją pisać. Tu widać niezwykłe wyczulenie Józefa na światłocień. Praktycznie w każdym domu w Markowej były wykonane przez niego zdjęcia. Rejestrował ważne uroczystości z życia wsi. Nagrałem relację pana, który jako młody człowiek zafascynował się fotografią i Józef Ulma uczył go tej sztuki. Zatem pomagał i przekazywał swoją pasję innym.
W czasie wojny Ulma zajął się garbowaniem skór. Dla mieszkańców było to prawdziwe dobrodziejstwo. Z takich skór szewc mógł zrobić buty, które wówczas ciężko było zdobyć. W czasie okupacji była to działalność nielegalna, bo związana z zabronionym przez Niemców ubojem bydła czy świń. Mimo to Ulma garbował skóry w dużych ilościach. Po zamordowaniu rodziny Ulmów, Niemcy wywieźli z ich domu trzy furmanki pełne skór. Niestety, przy okazji w ich ręce wpadł zeszyt z nazwiskami osób korzystających z garbowania. Jak wynika z prowadzonej przez Józefa księgowości, z tej usługi skorzystało 337 markowian i mieszkańców okolicy. W gospodarstwie Ulmów musiał zatem panować spory ruch. Mimo to do chwili zabójstwa rodziny sprawę udawało się utrzymać w tajemnicy. Niemcy chcieli na podstawie tego zeszytu ukarać klientów Józefa. Na szczęście kiedy żandarmi wrócili, aby się z nimi rozprawić, ówczesny sołtys Markowej Teofil Kielar spił ich wódką, zabrał ten zeszyt i spalił. Kiedy Niemcy wytrzeźwieli, nie mogli znaleźć zeszytu. Dzięki zdecydowanej postawie sołtysa uniknięto kolejnej tragedii w Markowej.

Żandarmi z Łańcuta, przyjeżdżając do wsi zazwyczaj najpierw kontaktowali się z sołtysem. Suto zakrapiany poczęstunek niejednokrotnie usypiał ich czujność. Często celem takich wizyt było poszukiwanie ukrywających się Żydów. Kiedy więc pojawiali się we wsi szukając Żydów, za każdym razem Teofil Kielar częstował ich wódką. W tym czasie syn sołtysa ostrzegał chłopów przed niebezpieczeństwem. Z domów, które podlegały sprawdzeniu przenoszono ich wtedy w bezpieczniejsze miejsca. Jak widać, mieszkańcy współpracowali ze sobą, aby uchronić Żydów. Jak wiemy, Józef Ulma pomagał też w budowaniu dla nich schronów w pobliskich jarach. W końcu zdecydował się na przyjęcie jednej z rodzin żydowskich pod swój dach.

Co wiemy o Żydach mieszkających w Markowej?

Według ustaleń Instytutu Pamięci Narodowej, w Markowej mieszkało w czasie II wojny światowej około 20 rodzin żydowskich, w powiecie łącznie niemal tysiąc Żydów. W lecie 1942 r. Niemcy przystąpili do realizacji akcji eksterminacyjnej pod kryptonimem Reinhardt. Większość żydowskiej społeczności wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu, bądź zabito na miejscu. Część jednak zaczęła się ukrywać w prowizorycznych kryjówkach, ziemiankach. Od markowian otrzymywali jedzenie i ubrania. Kiedy nastała jesienna pora i noce były coraz zimniejsze, Żydzi szukali schronienia pod dachem.

Jesienią 1942 roku do domu małżeństwa Ulmów najpierw przyszła żydowska rodzina Goldmanów z Łańcuta. Handlarz bydła Saul Goldman i jego czterej synowie schronili się na poddaszu . Niedługo potem dołączyły do nich dwie córki i wnuczka Chaima Goldmana z Markowej: Genia (Gołda) Grünfeld oraz Lea (Layca) Didner ze swoją córką o nieznanym imieniu. Osiem osób żyło przez ponad rok na strychu. Mężczyźni pomagali w codziennych pracach, choćby we wspomnianym garbowaniu skór lub przygotowaniu drewna na opał. Zachowały się nawet zdjęcia dokumentujące ich wspólną pracę. Niezwykłą odwagę i ofiarność Józefa Ulmy niech obrazuje fakt, że 500 metrów od jego domu było miejsce, w którym rozstrzeliwano Żydów. To było grzebowisko, gdzie chowano padłe zwierzęta, a po łapankach zabierano tam Żydów i – jak opowiadał mi jeden ze świadków takiej egzekucji Antoni Kuźniar, wówczas kilkuletni chłopiec – sami musieli sobie wykopać grób. Potem żandarm podchodził do każdego i zabijał go strzałem w głowę. Huk strzałów roznosił się po całej okolicy, tym bardziej było je słychać w domu Ulmów, co musiało przypominać im o ryzyku, jakie ponosili. Wcześniej Goldmanom pomagał się ukrywać, ale za opłatą, Włodzimierz Leś, granatowy policjant, który mieszkał pod Łańcutem. Przez jakiś czas opiekował się ich majątkiem i prawdopodobnie liczył, że przejmie go po zakończeniu wojny. Później przestał ich wspierać.

Według ustaleń, to właśnie on zdradził Goldmanów i Ulmów zarazem, donosząc Niemcom o nowej kryjówce żydowskiej rodziny.

Prawdopodobnie tak. Niewiele wiemy o tym człowieku, nawet jakiej był narodowości. Udało się ustalić, że był grekokatolikiem. Wiadomo, że współpracował z Niemcami i jego szmalcownictwo zostało ukarane. Nie dożył końca wojny. Został zabity przez polskie podziemie. Tak więc poniósł karę za swoją haniebną postawę w czasie wojny.

Wracając do dnia zabójstwa rodziny Ulmów, wspomniany sołtys Teofil Kielar nad ranem został wyrwany ze snu przez Niemców, którzy żądali pochowania zabitych. Był ponoć tak przerażony tą wiadomością, że w pośpiechu na założony kożuch ubierał koszulę. Kiedy pojawił się na miejscu zbrodni, zapytał dowódcę żandarmerii Elierta Diekena: „Dlaczego zabiliście dzieci?”. Niemiec odpowiedział: „Żeby gromada nie miała z nimi problemu”. Dieken nigdy nie odpowiedział za mordy na Żydach i Polakach. Dożył swoich dni w niemieckim Esens. Kiedy go chowano na cmentarzu, nikt z miejscowych nie wiedział, że jest to nazistowski morderca.

Tu też warto wspomnieć jednego z podwładnych Diekena, Jozefa Kokota, czeskiego volksdeutscha, nazywanego „Diabłem z Łańcuta”. Zabijał ludzi bez opamiętania. Kiedyś przegrał w karty ze znajomymi, wyszedł wściekły na zewnątrz i ujrzał Żydówkę. Strzelił do niej i zabił ją na miejscu, później zabił jej męża i jeszcze jedną Żydówkę, która była świadkiem całego zdarzenia. Podobno Jozef Kokot zastrzelił trójkę albo czwórkę dzieci Ulmów. Miał powiedzieć podczas egzekucji: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”. Mówił również, że gdyby ich dom znajdował się w centrum wsi, to by żandarmi rozstrzelali mieszkańców sąsiednich dziesięciu gospodarstw – zarówno leżących z prawej, jak i z lewej strony. Zginęliby za to, że mogli wiedzieć o ukrywanych Żydach, a nie donieśli, co było nakazane przez okupacyjne prawo. Po wojnie Kokot ukrywał się i pewnie by go nie dosięgła sprawiedliwość, gdyby nie dziwny zbieg okoliczności. W 1957 roku mieszkańcy Markowej byli na wycieczce w Czechosłowacji. W jednej z restauracji rozpoznali Jozefa Kokota. Okazało się, że jest właścicielem tego lokalu. Niedługo potem sprowadzono go do Polski i sąd skazał go na śmierć, potem wyrok zamieniono na dożywocie. Zmarł w więzieniu w 1980 roku.

Brytyjski historyk: Macie powody do dumy z postawy Polaków wobec Holokaustu

Potrzeba było niesamowitej odwagi, by ryzykować życie swoje i swojej rodziny, aby pomagać Żydom – mówi Roger Moorhouse.

zobacz więcej
Pana film o rodzinie Ulmów, który można oglądać w kinach od 25 sierpnia, powstawał niemal 20 lat. Przez ten czas zbierał pan relacje świadków tragedii, ale też badał pan motywacje odpowiedzialnych za zbrodnię. Jak odnalazł pan świadków tamtych wydarzeń?

Od dawna zajmuję się stosunkami polsko-żydowskimi w czasie okupacji niemieckiej, więc zainteresowałem się także i tym tematem. Historię Ulmów poznałem w 2004 roku. Ówczesny historyk krakowskiego Instytutu Pamięci Narodowej, a dziś wiceprezes tej instytucji Mateusz Szpytna, zaproponował mi wyjazd do swojej rodzinnej wsi Markowa na odsłonięcie pomnika tej rodziny. Tak zrealizowałem o nich pierwszy dokument „Sprawiedliwi wśród narodów świata”. Wtedy poznałem m.in. brata Józefa Ulmy, Władysława, który bardzo emocjonalnie opowiadał o tym co się wydarzyło. Był po wylewie, więc nie mogłem zbyt długo z nim rozmawiać.

W samej Markowej, jak wiemy, udało się uratować 21 Żydów, wśród nich był Abraham Segal, który pojawia się w moim dokumencie. Takich odważnych Polaków jak Ulmowie można znaleźć w Markowej, ale też w innych miejscach Polski. Profesor Jan Żaryn twierdzi, że w pomoc Żydom mogło być zaangażowanych nawet milion Polaków, mimo grożącej im śmierci. W innym, również niedawno zrobionym moim filmie „Matusia – siostra Matylda Getter” opowiadam o zakonnicach ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, które uratowały 750 Żydów, w tym 500 dzieci żydowskich.

Czy inni świadkowie równie chętnie, jak brat Józefa Ulmy, dzielili się trudnymi wspomnieniami?

Tak, to były duże emocje i chcieli je przekazać . Duże wrażenie wywarło na mnie spotkanie z córkami Antoniego i Doroty Szylar, w których domu na strychu przez rok i siedem miesięcy ukrywała się siedmioosobowa żydowska rodzina Weltzów. Opowiedziały mi o tragicznym poranku 24 marca 1944 roku. Kiedy we wsi rozeszła się wieść o zabiciu całej rodziny Ulmów wraz z ukrywającymi się tam Żydami, strach padł na mieszkańców Markowej. Wiedzieli, że każdy z nich może się znaleźć na ich miejscu, również bezbronne dzieci. Warto tu przypomnieć, że śmierć groziła za każdy odruch serca wobec Żydów. Nie tylko za ich ukrywanie, ale też za pomoc w ucieczce czy podanie im kromki chleba lub szklanki wody. Mimo tego ryzyka rodzina Szylarów dalej ukrywała Żydów. Wówczas 15 -letnia Hanna Kielar z domu Szylar tak wspominała: „Wpadłam na strych i chciałam ich wyganiać. Mówiłam, żeby się lepiej ukryli, ale gdzie mieli się ukryć? Potem nadszedł mój tatuś. Oni całowali go po rękach i mówili: »Panie Antoni, jakoś przetrwamy«. Prosili, aby ich nie wyrzucać i tak zostali”. Obie rodziny przeżyły wojnę. Jak dodała pani Hanna: „Kiedy minęło zagrożenie, po raz pierwszy wspólnie zjedliśmy obiad. Śmialiśmy się i płakaliśmy zarazem”. Rodzina Weltzów po wojnie wyjechała do Jarosławia, następnie do Niemiec, a ostatecznie osiedliła się w Stanach Zjednoczonych. Antoni i Dorota Szylarowie za ratowanie Żydów zostali w 1992 roku uhonorowani medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Natomiast ten sam tytuł Wiktorii i Józefowi Ulmom przyznano we wrześniu 1995 roku.
Dzień, w którym zamordowano Ulmów, został ustanowiony Narodowym Dniem Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Fot. IPN
W 2014 roku, kiedy kolejny raz odwiedziłem Markową, dodałem następne wątki do filmu. Widzę w tym Palec Boży, że udało się wówczas zebrać tyle bezcennych relacji. Wszyscy moi rozmówcy nagrani w 2004 r już dawno nie żyją, więc ich wspomnienia są dzisiaj bezcenne.

O zbrodni w Markowej pisałem także w jednym z rozdziałów mojej książki „Winni. Holokaust i fałszowanie historii”, wydanej w 2017 roku. Zależy mi, aby pokazać, że za mordowaniem Żydów stoją przede wszystkim Niemcy, którzy wyznawali nazistowską ideologię. W moim dokumencie „Ulmowie. Błogosławiona rodzina” przytaczam też historie innych polskich rodzin, które ratowały Żydów i zginęły z rąk Niemców.

Pokaz filmu w kinach poprzedza wydarzenie wręcz bezprecedsowe w historii Kościoła: 10 września cała rodzina Ulmów, wraz z nienarodzonych dzieckiem, zostanie wyniesiona na ołtarze. Co, według pana, przesądza o jej świętości?

Ulmowie wiarą katolicką żyli na co dzień. Kochali Boga i drugiego człowieka. Żyli tym, co głosił Jezus Chrystus, prawdą ewangelii. Obecnie atakuje się rodzinę, tradycyjne wartości. Przykład rodziny Ulmów wychodzi naprzeciw pytaniom o sens i cel życia ludzkiego oraz ukazuje heroizm wiary. Jak powiedziała jedna z bohaterek filmu Urszula Niemczak, żona Franciszka Niemczaka, bratanka Wiktorii: „Pan Bóg w swojej Opatrzności wybrał tę rodzinę i miał wobec niej swój plan”. Ksiądz prof. Robert Skrzypczak dopowiada w moim dokumencie, że po ich beatyfikacji rodzice dzieci nienarodzonych będą mogli się modlić za ich wstawiennictwem. Ich bezimienne dziecko może być też patronem dzieci zabijanych podczas aborcji w łonach matek na całym świecie.

– rozmawiała Monika Chrobak, dziennikarka Polskiego Radia

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów rozpoczął się 17 września 2003 r. w ramach procesu beatyfikacyjnego drugiej grupy męczenników II wojny światowej. Metropolita przemyski abp Adam Szal 31 stycznia 2017 r. zwrócił się do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych (obecnie Dykasterii) o wyłączenie procesu „sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów i ich siedmiorga Dzieci” z procesu 89 męczenników II wojny światowej. Po przychylnej decyzji otwarto nowy, niezależny proces rodziny Ulmów, zabitych – jak się utrzymuje – z powodu nienawiści do wiary. W tej sprawie zostało przesłuchanych 11 świadków. W większości byli to krewni oraz bliscy rodziny.

W lipcu 2020 r. ukończono prace nad liczącą 500 stron Positio o ich męczeństwie. Następnie trafiło to do oceny siedmiu historyków oraz biskupów i kardynałów, członków zwyczajnych watykańskiej Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Celem opracowania było udowodnienie, że ponieśli oni śmierć męczeńską za wiarę w Chrystusa. Jej najważniejszą część stanowią 3 aspekty konstytutywne teologii męczeństwa, tzn. aspekt materialny (w jaki sposób umarł sługa Boży), aspekt formalny ex victimae (motywy ofiary – czym kierowali się Józef i Wiktoria, przyjmując pod dach swojego domu ośmioro Żydów) oraz aspekt formalny ex persecutoris (motywy prześladowców – dlaczego pozbawili życia rodzinę Ulmów).

Papież Franciszek 17 grudnia 2022 r. podjął decyzję o wyniesieniu na ołtarze rodziny Ulmów. Beatyfikacja odbędzie się 10 września w Markowej.
Dariusz Walusiak – historyk, reżyser, dokumentalista, pisarz. Od kilku lat zajmuje się tematyką związaną z ratowaniem Żydów podczas II wojny światowej. Autor poświęconych tej tematyce filmów dokumentalnych: „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata” (2004), „Dziedzictwo Sprawiedliwych” (2013), „Matusia – siostra Matylda Getter” (2022), „Ulmowie. Błogosławiona rodzina” (2023) oraz książki „Winni. Holokaust i fałszowanie historii” (2017, wydawnictwo Rafael).

Wcześniej zrealizował m.in. cykl filmów „Wyklęci – Niezłomni. Przywróćmy pamięć naszym Bohaterom”(tu m.in. „Rączy”, „Jastrząb – żołnierz Łupaszki”, „Mój przyjaciel Laluś”, „Więzy Krwi”),„Kościół w godzinie próby”, „W okowach dwóch totalitaryzmów”, „Teraz i w godzinę śmierci” (wraz z Mariuszem Pilisem). Jest autorem wielu artykułów, a także książek „Wdowy smoleńskie” (2011) oraz „Wojna i wiara. 1920” (2020).
SDP2023
Zdjęcie główne: Wiktoria Ulma z dziećmi, 1943. Rok później zostali zamordowani. Fot. Józef Ulma – z publikacji Mateusza Szpytmy i Jarosława Szarka „Rodzina Ulmów”, Kraków: Dom Wydawniczy Rafael, 2018, Domena publiczna, Wikimedia
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.