Pielgrzym, czy turysta podczas kilkudniowego pobytu w Jerozolimie najprawdopodobniej się z agresją nie spotka, ale siostry Elżbietanki z Nowego Domu Polskiego, tego, o którym w lipcu, z agresją ortodoksów muszą borykać się na co dzień.
Nowy Dom Polski stoi na obrzeżach Me'a Sze'arim, dzielnicy zamieszkałej przez ortodoksyjnych Żydów, ale to ta dzielnica przyszła do sióstr, a nie odwrotnie. Kiedy budowano Dom przy pomocy polskich żołnierzy żadni ortodoksi jeszcze w tych okolicach nie mieszkali. Obecnie siostry spotykają się na co dzień z pogardą i podszytą obrzydzeniem oraz lękiem agresją, wyrażaną wobec nich na ulicy.
Żeby spotkać się niechęcią nie zawsze trzeba wyjść na ulicę. Nawet z sąsiedniego budynku rzucano w krzyż wiszący w sali konferencyjnej Domu Polskiego, tłukąc przy tym szyby. Wygraża się siostrom siedzącym w samochodach, pluje się na auta.
Siostra Szczepana mieszka w Betlejem, nie w Me'a Sze'arim. Jako najtrudniejszy wspomina czas pandemii. Dom Pokoju nie przestrzegał ściśle izolacji, bo stale ktoś – pomimo blokad ulic – tam pukał z prośbą o pomoc. Siostry czuły się odpowiedzialne nie tylko za dzieci w Domu, ale także innych chrześcijan. W Betlejem nie ma nic więcej poza obsługą pielgrzymów i turystów, z tego wszyscy żyją.
No i w pandemii zaczęła się bieda. Poszukując ratunku siostry nawiązały kontakt z parafiami w Polsce: wysyłały tam dewocjonalia z drewna oliwnego produkowane w Betlejem. To uratowało Dom Pokoju. Siostra Szczepana wspomina, że jeden z mieszkańców Betlejem pierwszy po pandemii autokar z pielgrzymami przywitał na klęczkach – tak trudnym czasem czas dla miasta była pandemia.
Elżbietankom jednak nadziei i optymizmu nie brakuje. – Jak są chwile trudne, to znaczy, że jest dobrze, bo jak jest za łatwo... Tylko zdechłe ryby płyną z prądem – mówi zakonnica.
– Krzysztof Zwoliński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy