Maria K. urodziła się w 1939 roku, w chwili śmierci miała 74 lata. Za młodu pracowała jako lekarz w pogotowiu. Jeszcze w latach 70., podczas dyżuru doznała poważnego wypadku. Pijany pacjent uderzył ją butelką w oko, na tyle dotkliwie, że odkleiła się siatkówka. Maria częściowo straciła wzrok. Od tego czasu zajmowała się domem i dziećmi.
Nigdy nie chciała pomocy. Na zakupy chodziła sama, „wracając z ciężkimi siatami”, jak podają akta śledztwa. Córka Marii opowiadając policjantom o matce, mówiła tak: „Mama siedziała w domu, gotowała godzinami, chociaż potem dowiedziałam się, że tego nienawidziła. Problemem dla niej było to, że nie może pracować.”
Dziś powiedzielibyśmy, że Maria była rodzicem helikopterem. Swoje dzieci wyręczała dosłownie we wszystkim. W zeznaniach córki czytamy, że matka zmieniała im nawet kanały w telewizorze. Bardzo się też bała, że dzieci oddadzą ją do domu starców. Dlatego była tak samodzielna, pomimo zniszczonej siatkówki. Nie używała laski, na pamięć nauczyła się dróg, którymi uczęszczała – mieszkanie, klatka schodowa, apteka, dwa pobliskie sklepy. Wiadomo też, że Maria widziała na tyle słabo, że nie rozpoznawała twarzy. Swoich bliskich i znajomych poznawała jedynie po głosie.
Jej dzieci wyprowadziły się z domu w 1999 roku. Córka wyjechała za granicę, syn został w Warszawie. Mąż Marii zmarł w 2006 roku. Kobieta bardzo przeżyła jego śmierć. Jeden ze świadków zeznaje: „Po śmierci męża Maria bardziej zamknęła się w sobie, stała się bardziej smutna. Po jego śmierci starała się przebywać w domu, nie chciała wychodzić. Mąż Marii był bardzo dobry, był dla niej podporą.”
Codzienność Marii K. cechowała rutyna: wstawała o 6 rano, a kładła się spać około 20. Co niedzielę chodziła do kościoła z sąsiadkami koleżankami. Sprawunki załatwiała sama w pobliskich sklepach. Sprawy urzędowe również.
Kto mógł zabić?
W czwartek, 16 maja 2013 roku, Maria była na pogrzebie kuzyna. Do domu, około 15.00 odwiózł ją syn. W dniu zabójstwa, w piątek 17 maja, z zapisów monitoringu wynika, że Maria dwa razy wychodzi z domu i dwa razy wraca z zakupami. Ostatni raz około 14.00. Możemy założyć, że od tamtej pory pozostaje w domu, a na pewno nie wychodzi z klatki schodowej. Blok, w którym mieszkała Maria to wieżowiec z kilkoma klatkami - w ciągu dnia przewija się tam wielu ludzi. Monitoring zapisał wiele osób wchodzących i wychodzących z budynku. Dozorca bloku obecny przy przeglądaniu zapisu sporo z tych osób rozpoznał jako mieszkańców. A pozostali nie wzbudzili podejrzeń policji.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Kolejne nieoczywiste odkrycie, jakie poczynili śledczy na podstawie badań i rozmów z patologami, to fakt, że ciało Marii zostało przeniesione. Kobieta nie została zatem uduszona na wersalce, na której znaleziono jej ciało. Na dodatek Marię znaleziono w dawnym pokoju męża, na tej samej wersalce, na której parę lat wcześniej umarł. To kolejna ważna rzecz, bo kobieta nie używała tego pokoju. Trzymała w nim dokumenty, jednak nie wchodziła tam często.
Czas spędzała w salonie i tam odpoczywała. Kładła się wtedy na swojej wersalce, z nogą na nogę i składała ręce na piersi. Istotne jest to, że w takiej pozycji kładła się tylko i wyłącznie przy najbliższych. Nasuwa się zatem pytanie: Czy to przypadek, że morderca ułożył jej ciało w taki sposób? Czy był z Marią na tyle blisko, że wiedział dokładnie w jakiej pozycji odpoczywa?
Policja wielokrotnie przesłuchała najbliższą rodzinę i sąsiadów zamordowanej, aby dowiedzieć się jak najwięcej o jej zwyczajach i z kim się spotykała. Nikt z bliskich ani sąsiadów nie zauważył zmian w życiu Marii. Natomiast wszyscy w zeznaniach mówią jednym głosem: Maria nie miała wrogów i nikt nie miał żadnych podejrzeń, kto mógł zabić starszą panią.
Pierwszy raz w życiu ufarbowała włosy
Maria była bardzo ostrożna. Potwierdzają to zeznania wielu świadków. Przytoczę tylko kilka z nich:
„Raz w zimę, gdy złamała rękę, poszłam do niej zapytać się, czy zrobić jej jakieś zakupy. Musiałam pukać do drzwi i krzyczeć, że jestem sąsiadką z lokalu obok, gdyż pani Maria nie chciała otworzyć mi drzwi.”
„Maria była osobą nieufną, ostrożną i nie wpuszczała obcych do domu.”
„Kiedyś nie mogłem dodzwonić się do babci i przyjechałem do niej. Nie otwierała mi drzwi, więc zadzwoniłem do pani Marii. Wyszła ze swojego mieszkania, podeszła do szklanych drzwi na piętrze i nie otwierając mi ich, powiedziała, że babcia pojechała do rodziny. Nie otworzyła mi tych drzwi i nie zaprosiła mnie do siebie.”
Warto dodać, że korytarz, w którym mieszkała Maria i jej najbliżsi sąsiedzi był odgrodzony od klatki schodowej przeszklonymi drzwiami, które były zamykane na klucz. Zarówno te szklane drzwi, jak i drzwi wejściowe do mieszkania Marii nie nosiły śladów włamania. Drzwi balkonowe również.