Po drugie ze względu na niechęć części konserwatywnych działaczy do sportu kobiecego w ogóle. Dziś starannie ukrywaną, ale widoczną w różnych decyzjach. W prywatnych rozmowach tacy działacze bywają bardziej otwarci. Nie opuszcza ich ochota by zamknąć „wszystkie baby” w jakiejś bańce sportu inaczej, ale
sorry Batory. To se ne wrati...
Wreszcie po trzecie są powody merytoryczne. Zwycięska emancypacja na szczęście nie zresetowała wszystkich różnic między kobietami a mężczyznami. Z tych różnic wynikają konkretne rozwiązania. Chociaż niektóre nie są konieczne ani udane.
800 metrów nie dla pań?
Proces przystosowawczy miał wiele rozdziałów. Przechodził okres skrajności w czasach, gdy pogląd o słabszej płci niewieściej dominował niepodważalnie. Kobiety nie miały dostępu do niektórych konkurencji uznawanych za szkodliwe. I nie mam na myśli boksu czy dźwigania ciężarów.
Wybitnie „zasługi” w tym zakresie położyła najbardziej naturalna i najbardziej wszechstronna dyscyplina jaką jest lekkoatletyka i to wobec najprostszej, najłatwiejszej formy ruchu jaką są biegi.
Dyskusje działaczy trwały nie tylko latami, ale całymi dekadami. W tych debatach dominował argument, że wszystkie biegi powyżej 200 metrów są niezdrowe dla zdrowia kobiet. Ignorancja grona „fachowców” była tak oczywista, jak ignorowanie sportowego potencjału kobiet przez zwykłe niedouczenie.
W 1928 roku na igrzyskach olimpijskich w Amsterdamie przejściowo zapadła brawurowa decyzja: kobiety mogą wystartować na 800 metrów! No i wystartowały, poprawiły rekord świata i swoje życiówki, ale trochę się zmęczyły, więc kładły się na trawie za metą. To wystarczyło, żeby zawiesić tę śmiałą decyzję na 32 lata.
Falowanie i spadanie ciągnęło się dziesięciolecia. Dopiero w 1988 roku na igrzyskach w Seulu pozwolono kobietom biegać na 5000 i 10000 metrów. Dzisiaj śmigają maratony i dystanse 100 km. Nikomu nie przychodzi do głowy, żeby im tego zakazać, co nie znaczy, że teoria kruchych kobietek zniknęła bez śladu.
Ten ptaszek różnie waży
Tropienie tych śladów nie jest specjalnie trudne, można na nie trafić w różnych sportach. Wiele odcisnęła historia dyscyplin czy poszczególnych konkurencji, jakie wchodzą w ich skład. Zatem istnieją powody praktyczne, by nie zmieniać pewnych, tradycyjnych zasad, chociaż nie wszystkich.
I znowu lekkoatletyka wyróżnia się na tle innych dyscyplin mnogością takich artefaktów. Kobiety i mężczyźni uprawiają identyczne konkurencje, które wymagają identycznej techniki, prawie niczym się nie różnią, ale „prawie” czyni różnice.
Gdy młotem rzuca Anita Włodarczyk czy Paweł Fajdek wszystko wygląda tak samo. Jest kula na lince, są cztery obroty i ptaszek odfruwa. Tyle, że ten ptaszek różnie waży. Kobiety rzucają młotem o ciężarze 4 kg. Młot dla mężczyzn waży 7,26 kg.
Dokładnie tak samo jest w pchnięciu kulą. Kobieca waży 4 kg a męska 7,26 kg. Oszczep dla kobiet waży 600 g, oszczep dla mężczyzn 800 g. A mimo to mężczyźni rzucają i pchają dalej niż kobiety.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Mają też lepsze rekordy świata. W pchnięciu kulą ten męski jest blisko o metr lepszy od tego damskiego. W rzucie młotem prawie o cztery metry. A w rzucie oszczepem ponad dwadzieścia. I co z tego wynika? Naturalne różnice płci, które przecież nie zniknęły, a jedną z nich jest siła fizyczna.
Na pozór potwierdza to dogmat o słabszym sektorze populacji. Ale tylko na pozór i bardzo nieprecyzyjnie, bo wnioski zależą od tego, kogo się z kim porównuje. Miotaczki nie mają takiej mocy jak miotacze, to prawda. Ale każdego cywila, nawet napakowanego, na siłowni wciągnęłyby nosem.
Zresztą nie tylko miotaczki. Grażyna Rabsztyn i Zofia Bielczyk były płotkarkami. Obie miały rekordy świata. Pierwsza na stadionie, a druga w hali. Na pozór wyglądały jak chucherka. Ale każda przysiadała ze sztangą o wadze 180 kg. No i po temacie.
A skoro mowa o płotkach to takie biegi także pozornie prawie się nie różnią w wykonaniu damskim czy męskim. Technika jest podobna, jednak dystanse a zwłaszcza wysokości płotków wręcz przeciwnie. Krótki dystans męski to 110 metrów a kobiecy tylko 100 m.
Płotki na męskim dystansie mają wysokość 106,70 cm a na kobiecym – 84 cm. Natomiast bieg na jedno okrążenie jest dokładnie taki sam pod względem długości, bo mierzy 400 m, ale chłopaki muszą wyżej podnosić nogę, bo na wysokość 91,40 cm a dziewczyny na 76,20 cm.
Wysokość przeszkód, jak i odległości między nimi też odmienne, wynikają z przeliczenia jardów na centymetry, gdyż to Anglosasi dawno temu ustalali formaty lekkoatletyczne. Kierując się, a jakże, poglądem, że kobiety powinny mieć łatwiej, gdyż są kobietami.
Tak zostało, choć czasem to łatwiej wychodzi na trudniej. Szybkie i wysokie płotkarki mają dziś poważne problemy, by zmieścić się w odległościach między płotkami na krótkim dystansie, bo odcinki są za krótkie a płotki za niskie, więc zawodniczki muszą „podsiadać” i nienaturalnie skracać kroki, co niekorzystnie odbija się na wynikach.
Można się zastanawiać, czy takie ułatwienia dla miotaczek czy płotkarek są sprawiedliwe? Czy mężczyźni nie powinni się upomnieć o równe warunki startu? Nie powinni i tego nie robią, ponieważ nie rywalizują z kobietami.
Słabsza płeć urosła w siłę
Słabsza płeć urosła w siłę, czego nie mogli przewidzieć dawni działacze sportowi, bo nie znali zjawiska jakim jest dzisiaj „kobieta sportowa”. Emancypacja pączkowała, technologia przy obecnej była siermiężna, kobiety miło uzupełniały świat mężczyzn nie próbując z nimi rywalizować.