Jednak później, kiedy te skarby znalazły się w rękach Republiki, inwentaryzacja jakby przestała być priorytetem. Przeprowadzono ją w 1894 r., a potem odpuszczono na ponad sto lat. Po drodze były dwie wojny światowe, kilkadziesiąt zmian rządów, tysiące nowych ministrów i dziesiątki tysięcy prefektów i ambasadorów, a każdy z kohortą współpracowników i urzędników.
Przez ten czas właściwie tylko Izba Obrachunkowa, czyli francuski NIK, wydawała się być zainteresowana losem narodowego skarbca i od czasu do czasu upominała się o dokładniejszą inwentaryzację wszystkich posiadanych i zdeponowanych mebli i dzieł sztuki. To jej publiczny raport z 1996 r., który odbił się szerokim echem w mediach, skłonił ówczesnego premiera Alaina Juppé do stworzenia specjalnej komisji (CRDOA) odpowiedzialnej za nadzór nad inwentaryzacją. Jej pracę ruszyły z kopyta i od tego czasu okresowo zgłasza ona właściwym organom liczne nieprawidłowości oraz składa skargi w wypadku podejrzenia o kradzież.
Przeprowadzenie ogólnej inwentaryzacji ruszyło w 2007 r. i ujawniło to, czego wszyscy w administracji państwowej się obawiali, a mianowicie gigantyczną skalę strat. Z okresu ancien régime’u, z registrów Colberta przetrwało mało co, może kilka procent. Z ogółu państwowych kolekcji już za czasów Republiki bezpowrotnie zniknęło ok. 15% stanu, z czego może 5% da się wytłumaczyć zniszczeniami w wojnach, pożarach, przeprowadzkach i wypadkach losowych, a tylko 1% można przypisać kradzieżom, jak z optymistyczną wiarą w dobrą naturę rządowego urzędnika tłumaczy Jean-Pierre Bady, pierwszy szef komisji CRDOA.
Gdy jednak pochylić się nad statystykami, to liczby wydają się zadawać kłam temu optymizmowi. W centralnych instytucjach państwowych, jak Pałac Elizejski, Zgromadzenie Narodowe, Senat, Rada Gospodarczo-Społeczna, Rada Konstytucyjna, Rada Stanu, Trybunał Obrachunkowy czy Sąd Kasacyjny, nie można się doszukać 73% wypożyczonych przedmiotów. Podobnie jest w ministerstwach (62%) i placówkach zagranicznych (55%), a nieco lepiej na prowincji np. w prefekturach (17%).
Liczby wydają się niewiarygodnie wysokie, co w części tłumaczy fakt, że liczone są sztuki, a więc skradziona z Senatu dwumetrowa marmurowa rzeźba liczona jest tak samo, jak stłuczona filiżanka z manufaktury porcelany w Sèvres. Wiadomo, zastawa stołowa czy filigranowe bibeloty są kruche i łamliwe, z czasem również się psują. Z tego powodu dla porcelany prowadzone są osobne statystyki, a wraz z wyłączeniem przedmiotów z manufaktury w Sèvres „znikalność” spada z 73% do 10% w dużych instytucjach i z 62% do 26% w ministerstwach.
Nie wszędzie dzieła sztuki znikają po równo. W wielkich proporcjach ulatniają się tajemniczo w Ministerstwie Rolnictwa (43%), Ministerstwie Spraw Zagranicznych (40%) oraz Ministerstwie Spraw Socjalnych (38%). Z kolei Pałac Elizejski stracił „jedynie” 12% wypożyczonych przedmiotów, chociaż owo „jedynie” oznacza mimo wszystko ok. 700 sztuk. Na podium plasuje się szacowna Rada Konstytucyjna, która straciła tylko dwa ze 185 powierzonych jej przedmiotów.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Nowa komisja i jej kolejni szefowie mają niewątpliwie poczucie misji: inwentaryzują, szukają, sporządzają protokoły, współpracują z wyspecjalizowanymi wydziałami policji… Jean-Pierre Bady szczycił się faktem, że osobiście odnalazł 900 brakujących dzieł sztuki. Niekiedy da się je odnaleźć na strychu czy w innym biurze, ale były już przypadki, że meble czy porcelana ze stemplami Mobilier National odnajdywano w antykwariatach, a nawet na serwisie Le Bon Coin, czyli francuskim OLX. Od czasu do czasu przedmioty brakujące w ambasadach w Europie wschodniej trafiają w tajemniczy sposób na wiedeński Naschmarkt. Od 2014 r. istnieje nawet specjalna baza danych, dostępna publicznie, zawierająca ok. 22 800 poszukiwanych przedmiotów.
Komisja ma na liczniku 2300 złożonych skarg, a 900 kolejnych czeka w kolejce. 87 z nich dotyczy rezydencji prezydenta, a 60 – premiera. Jednak skargi to ostateczność, a są one składane tylko pod warunkiem, że istnieje pełna dokumentacja dotycząca dzieła sztuki, zawierająca opis, ostatnią lokalizację, a najlepiej zdjęcie. Niekiedy zawracać głowy policji po prostu się nie opłaca, bo szkoda jest znikoma, a wartość poszczególnych przedmiotów relatywnie niewielka.
Ale tylko te 2300 skarg, które dotyczą przecież niewielkiego procenta zaginionych dzieł sztuki, to robota dla całej armii Panów Samochodzików na długie lata.
Jakie konsekwencje poniósł Hubert Astier, dyrektor pałacu w Wersalu, który znalazł się w posiadaniu cennych mebli, bo po prostu nie otworzył drzwi urzędnikom, kiedy przyszli dać mu do podpisania protokół zdania? W teorii za przywłaszczenie mienia z Mobilier National i sprzedanie antykwariuszowi groziła mu kara do pięciu lat pozbawienia wolności i 375 tys. euro grzywny. Wykpił się naganą.
– Adam Gwiazda
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy