Cywilizacja

Żniwa stały się niezauważalne, dożynki też są inne

Co z wieńcem robi się po dożynkach? Część twórców po prostu je sprzedaje. Kupiec daje wieńcowi drugie życie i na kolejnych dożynkach prezentuje go jako własny. – My nie wygrałyśmy ubiegłorocznego konkursu, ale wiemy, że w tym roku nasz wieniec dostał nagrodę – mówi Wanda Polewska. Handel wieńcami nie wszystkim się jednak podoba.

W niedzielę, 24 września o godz. 13.00 TVP 1 pokaże relację z Dożynek Prezydenckich.

Słońce wisi już nisko, kiedy lokalnymi drogami, mijając opustoszałe już pola, dojeżdżam do Blichowa, mazowieckiej wsi w powiece płockim. Przy wjeździe na teren szkoły podstawowej czekają na mnie panie z Koła Gospodyń Wiejskich Perły z Blichowa. To dla nich pracowity wieczór. Za kilkanaście godzin rozpoczną się dożynki gminno-parafialne, a nie wszystkie przysmaki, które będą oferować na swoim stoisku, są już gotowe. Trzeba jeszcze upiec ciasta, ugotować zapas szarych klusek, które będą podawane z twarogiem i okrasą. – Na dożynki najlepiej przyjechać z pustym żołądkiem, będzie co zjeść – radzą gospodynie.

Panie znalazły jednak trochę czasu, by opowiedzieć o przygotowaniach do dożynek. W dopiero co oddanym im do użytku gminnym budynku czekają dekoracje, które ozdobią dożynkową scenę. Pęki zżętego zboża z chylącymi się kłosami przystrojone są misternie wykonanymi kwiatami z krepiny: makami, chabrami, słonecznikami. To dzieło Agnieszki Pawlak, pełniącej w kole rolę zastępcy przewodniczącej. Rękodzieło to jej pasja, którą dzieli się z innymi. Na stole leżą własnoręcznie zrobione przez nią zarówno kwiaty, jak i palmy wielkanocne. Uwite z krepiny żonkile, krokusy czy bazie do złudzenia przypominają te prawdziwe.

Tniemy kolorową krepinę i też próbujemy zrobić jeden z kwiatów. Niby nie jest to trudne – papier trzeba zagiąć na kciuk, którym go przytrzymujemy i skręcić górną krawędź energicznym ruchem – ale po mojej produkcji z daleka widać, że to praca amatora. Perłom z Blichowa idzie znacznie lepiej.

– Jesteśmy młodym Kołem Gospodyń Wiejskich, zarejestrowałyśmy się dopiero w lutym, dlatego w tym roku na dożynki przygotowujemy dekoracje z kłosów i papierowych kwiatów, ale w przyszłym roku będziemy już robić tradycyjny wieniec dożynkowy – zapowiada Agnieszka Pawlak. Bo tej sztuki będą się musiały jeszcze nauczyć. – W mojej rodzinie nikt wieńców nie robił. Oczywiście, za dzieciaka – gdzieś w latach 80. – organizowało się u nas dożynki. W pamięci mam zespoły grające przy remizie, tańce, ale nie wieńce. Do Blichowa dożynki na dobre wróciły nie tak dawno, kiedy te gminne połączono z tymi parafialnymi. W kultywowanie tradycji zaangażowały się Koła Gospodyń Wiejskich – mówi Renata Klimkiewicz, jedna z gospodyń.

Obwarzanki, wiatraczki, pokémony

Nazajutrz w Blichowie od rana spory ruch. Na głównej ulicy rozstawiły się kramy z obwarzankami, wiatraczkami, pluszowymi pokémonami. Na przyszkolny plac zjeżdżają straże pożarne, z głośników leci muzyka. Kolejne koła gospodyń, parafie, grupy z terenu gminy Bulkowo gromadzą się pod drewnianą świątynią z XVIII w. i ustawiają swoje wieńce w szeregu. A te są fotografowane niczym gwiazdy filmowe. Nic dziwnego, misterna praca budzi podziw.

Większość uwitych ze zbóż i oklejonych nasionami konstrukcji ma motywy religijne. Jest krzyż, kielich, hostia. Na płycie w kształcie serca Matka Boska z Dzieciątkiem ubrani są w niebieskie i czerwone szaty wyklejone z malowanej i starannie uplecionej słomy. Napis „Pod Twoją obronę…” wysypany jest drobnymi czarnymi ziarenkami. Maku, a może rzepaku uprawianego na okolicznych polach?
– Dużo czasu potrzeba na zrobienie takiego wieńca? – dopytuję panie z KGW Włóki, które ubrane w jednolite stroje – czarne bluzki, duże czerwone korale i spódnice w czerwone kwiaty – wnoszą na plac przed kościołem wieniec przedstawiający kielich z hostią pod łukiem z kłosów. – Kilka tygodni – odpowiadają. Ale przewodnicząca koła Wanda Polewska dodaje, że jakby dobrze przysiąść dużą grupą, to i kilka dni wystarczy.

– Najpierw trzeba zespawać konstrukcję takiego wieńca. Na czymś przecież te kłosy muszą się trzymać. Kto spawa? Syn. Podstawę robimy z płyty OSB – opowiada. Jak konstrukcja jest gotowa, plecie się zboża, klei ziarnka. – Dowiązujemy pęczuszki kłosów jeden po drugim. Tego nie da się robić w pojedynkę. Jedna osoba wiąże, druga przytrzymuje. Najwięcej czasu schodzi się z klejeniem, bo trzeba czekać aż klej wyschnie. W tym roku w przygotowanie naszego wieńca zaangażowanych było 15 osób – tłumaczy Polewska. I podkreśla, że twórcy wieńca muszą pomyśleć o ścięciu zboża i jego wysuszeniu na długo przed dożynkami. – Jeśli się chce mieć bardzo jasne kłosy, to trzeba je zbierać z pola jeszcze zanim pojawi się ziarno. Te ciemniejsze też trzeba zbierać przed żniwami, zanim kłos się pochyli od ciężaru ziaren. Jak się nauczyłam robić wieńce? Rodzice robili i ja robię podobnie. Każda wioska dawniej swój wieniec robiła.

– Na pewno odkąd wyszłam za mąż, to te wieńce robimy, a już 45 lat jestem po ślubie – mówi dołączająca do rozmowy Elżbieta Natkowska, inna z gospodyń KGW Włóki. I zapewnia, że tradycja nie zaginie. – Moja wnuczka aż rwie się, żeby nam pomagać – przytula szczuplutką pięcio-sześciolatkę.

Drugie życie wieńca

Wieńce stają do konkursu. Wyeksponowane przed sceną biją się o głosy jury i tytuł najpiękniejszego. Co z wieńcem robi się po dożynkach? Część twórców po prostu je sprzedaje. W sieci nie brakuje ofert z całej Polski. Za wieniec dożynkowy – w zależności od wielkości i skomplikowania – trzeba zapłacić zwykle od kilkuset złotych do nawet kilku tysięcy. W małopolskich Balicach za 1,3 tys. zł jest do kupienia wieniec w formie obrazu świętej rodziny wyklejonej z ziarenek. W Łowiczu kielich i krzyż z długich, wąsatych kłosów wystawiono za 800 zł. Jest też coś dla tych z dużo grubszym portfelem. W Kołobrzegu ogromny wieniec w formie korony zwieńczonej orłem wyceniono na 3,9 tys. zł.

Dzikie Baby podbijają polską wieś

Te kobiety to wulkan energii połączonej z pasją i lokalnym patriotyzmem.

zobacz więcej
Kupiec daje wieńcowi drugie życie i na kolejnych dożynkach prezentuje go jako własny. – Jeśli myszki się do takiego wieńca nie dobiorą i jest solidnie zrobiony, to za rok też pięknie wygląda – mówi Wanda Polewska i dodaje, że na ubiegłoroczny wieniec zrobiony przez jej koło znalazł się chętny. – My z tym wieńcem nie wygrałyśmy ubiegłorocznego konkursu, ale wiemy, że w tym roku dostał nagrodę – dodaje.

Praktyka handlu wieńcami nie wszystkim się podoba. To zastrzyk finansowy dla KGW czy innych plotących je organizacji, ale też przyczynek do plotek. Uczestnicy dożynek snują domysły co do tego, czy wszystkie prezentowane wieńce zostały przez niosących je wykonane czy może ktoś poszedł na dożynkową łatwiznę i kupił wieniec w sąsiedniej gminie albo nawet województwie.

W dawnych czasach nikt nie myślał o wystawianiu na sprzedaż dożynkowych wieńców. – Ziarna nie można było zmarnować. Szacunek do zboża był zupełnie inny niż obecnie. Już podczas żniw dokładnie zbierano wszystkie kłosy. Jeszcze do XIX w. zboże kosiło się sierpami, które pozwalały na zebranie wszystkich kłosów w garść i ich przycięcie. Dopiero w XIX w. zaczęto kosić zboże kosami, bo to znacznie przyspieszało żniwa. Wieńce dożynkowe, poświęcone w kościele, dziedzic czy gospodarz przechowywał do następnego roku i dokładał ziarno z nich do zboża do zasiewu.To symbolizowało kontynuację wegetacji – wyjaśnia Danuta Krześniak, etnograf z Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu.

Najstarsze świadectwa o obchodzeniu dożynek, do jakich dotarli badacze, pochodzą z XVI w. – Takie święto plonów na zakończenie prac organizowali dziedzice dla pracownikow dworu i chłopów biorących udział w żniwach na polach dworskich i folwarcznych. Kończąc żniwa, kosiarze zostawiali na polu pas lub kępę niezżęty kłosów zwany w różnych częściach Polski przepiórką, pępem czy brodą. Pozostawione na polu kłosy dekorowano kwiatami. Na koniec żniw wyplatano wieniec dożynkowy, do ktorego dokładano kłosy z przepiórki. Kosiarze, żniwiarki przystrajali kwiatami i wstążkami kosy i sierpy i całą gromadą z pieśnią na ustach szli do dziedzica lub gospodarza. Wieniec niosła przodownica, czyli żniwiarka, która najlepiej i najszybciej ścinała zboże i wiązała snopki. Przodownicą zostawała dziewczyna niezamężna, dziewica. Dziedzic lub gospodarz dziękował przodownicy i wszystkim żniwiarzom, po czym wykupywał wieniec i zapraszał na biesiadę i poczestunek trwający do późnych godzin nocnych. Nie brakowało jadła, w tym mięsiwa i alkoholu – opowiada Danuta Krześniak.

Dożynkowym obchodom towarzyszyły pieśni. Część z nich układali sami żniwiarze, kośnicy. – To były radosne przyśpiewki, w których nie brakowało docinków pod adresem ekonomów, zarządców, którzy na dworskich polach pilnowali pracowników. Wszystko miało formę żartu i nikt o te przyśpiewki się nie obrażał – dodaje Danuta Krześniak.

Były i tańce. Z dziedzicem czy gospodarzem tańczyła przodownica. Żonę dziedzica czy gospodarza do tańca porywał najlepszy żeńca czy kośnik.

Przeobrażenia własnościowe na wsi, zniesienie pańszczyzny, parcelacja majątków – tych państwowych, kościelnych i szlacheckich – którą rozpoczęto jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym sprawiła, że zmieniały się też święta plonów. – Już nie tylko dziedzice, ale i bogatsi gospodarze organizowali dożynki dla swoich pracowników. Często sąsiedzi pomagali sobie w żniwach, a na ich koniec albo każdy z gospodarzy organizował u siebie dożynki i zapraszał tych, którzy mu pomagali w pracach, albo organizowano je wspólnie. Po II wojnie światowej dożynki zaczęły przyjmować charakter instytucjonalny i organizowano je na szczeblu administracyjnym – od gminnych po centralne. Także mechanizacja w rolnictwie sprawiła, że żniwa stały się niemal niezauważalne, zmienił się więc charakter dożynek – podkreśla Danuta Krześniak.

28 pociągów do Spały

Ogólnopolskie dożynki – organizowane do dziś i nazwane prezydenckimi (tegoroczne odbędą Warszawie w dniach 23-24 września) – po raz pierwszy obchodzono w 1927 r. Rozsławiły one Spałę, niewielką miejscowość w Puszczy Pilickiej, gdzie znajdowała się wiejska rezydencja prezydenta. Zbudowano ją na potrzeby rosyjskich carów, którzy przyjeżdżali na polowania do Lasów Spalskich. Rezydencję, którą Mikołaj II odwiedził po raz ostatni w 1912 r., upodobali sobie prezydenci II RP – Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki. Ten ostatni za namową zarządcy spalskiej rezydencji prezydentów RP kpt. Tadeusza Roplewskiego dał się przekonać do organizacji dożynek, na które zjeżdżać miały się delegacje rolników z całej Polski.
Delegacja z ziemi krakowskiej na prezydenckich dożynkach w Spale w 1933 roku. Fot. NAC/IKC
„(…) Sprawy ekonomiczne i społeczne wsi w okresie II RP należały do najbardziej palących problemów polityki wewnętrznej państwa. Władze sanacyjne za wszelką cenę pragnęły pokazać swoją otwartość i gotowość do współpracy ze środowiskami wiejskimi. Propagandowo postać prezydenta Mościckiego do roli »przyjaciela ludu« nadawała się doskonale” – pisze o motywach dożynkowej inicjatywy Michał Słoniewski w książce „Prezydencka Spała”.

Rzeczywiście do Spały zjechały rolnicze delegacje z całej Polski. Było i nabożeństwo przed ołtarzem polowym, i barwne korowody chłopów w strojach ludowych, z grabiami, cepami, na pełnych siana wozach. Przygrywały kapele ludowe, a prezydent Mościcki witał barwny pochód z wieńcami na schodach pałacu. Delegacje składające wieńce zaprosił na obiad przy wspólnym stole. Pozostałym gościom dożynek podano bigos i piwo.

Pierwsze dożynki w Spale przyciągnęły 10 tys. osób. Obszerne relacje prasowe sprawiły, że w kolejnym roku przyjechało na nie niemal cztery razu tyle gości. „Z samej Warszawy przybyło 28 pociągów, nie licząc autokarów i innych środków transportu. W Lasach Spalskich wyrosło prawdziwe miasteczko namiotów, w różnych miejscach stanęło 70 kuchni polowych, z których każda wydawała 400 obiadów” – wylicza Michał Słoniewski, dodając, że dożynki prezydenckie w 1928 r. trwały trzy dni i były największymi w dwudziestoleciu międzywojennym.

Bochen dla Gierka

Kolejne dożynkowe rekordy padały już po wojnie. W Dożynkach Centralnych – komunistyczne władze po raz pierwszy zorganizowały je już w 1946 r. – udział brało w niektórych latach nawet 100-250 tys. osób. Dożynki organizowano na stadionach, a ich drobiazgowo przygotowywany program artystyczny na myśl przywodzi ceremonie otwarcia igrzysk olimpijskich. Nie brakowało korowodów w strojach ludowych, pieśni i wieńców (także tych z motywem z sierpa i młota czy fabrycznych kominów) niesionych przez przodowników pracy. W latach 50. minionego wieku na dożynkowych obchodach niesione były portrety Józefa Stalina, Bolesława Bieruta czy Kim Ir Sena. Na transparentach umieszczano hasła na cześć ZSRS czy z pochwałą Nowej Huty. Dworski rodowód święta plonów zdawał się partii nie przeszkadzać, bo można było je wykorzystać propagandowo, pokazując, jak PZPR troszczy się o rolnika i zachwalając kolektywizację czy postęp techniczny.

W 1969 r. Dożynkom Centralnym towarzyszyła wystawa rolnicza. Na plac Teatralny w Warszawie zajechały ciągniki URSUS, prototyp kombajnu Vistula-Bizon i dziesiątki innych maszyn rolniczych. „Tak zwana brona aktywna typ BA-3 – ponoć rewelacja. Rozbija glebę, oczyszcza z chwastów, bronuje ziemniaki nie mówiąc o tym, że mogłaby z powodzeniem produkować dziurki w serze” – zachwalał lektor okolicznościowego reportażu filmowego zatytułowanego „Dla rolnictwa”.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     W 1973 r. rolę gospodarza Dożynek Centralnych w Białymstoku pełnił Edward Gierek. Kronika filmowa relacjonowała, jak obaj z Piotrem Jaroszewiczem wizytują pełną wieprzków oborę Jana Jabłonowskiego, starosty dożynek. Główne uroczystości zorganizowano na stadionie miejskim. Bochen chleba Gierkowi wręczył starosta Jabłonowski i starościna z PGR-u Gołdap – Wiera Martynowicz.

„Macie coraz większe możliwości rozwoju, dzięki wielkim inwestycjom przemysłu spożywczego. Że wymienię nową chłodnię w Białymstoku, budowany obecnie kombinat mięsny w Ełku, cukrownię w Łapach, nowe zakłady mleczarskie oraz przechowalnię produktów rolnych i spożywczych. Jest to wyrazem urzeczywistnienia w praktyce polityki partii i państwa, dążenia aby przyśpieszyć postęp, zapewnić zatrudnienie i zwiększać dochody” – przekonywał rolników białostocczyzny Piotr Jaroszewicz.
Rok 1979. Centralne uroczystości dożynkowe na stadionie XXXV-lecia w Piotrkowie Trybunalskim. Fot. PAP/Leszek Łożyński
Uprawianą na Dożynkach Centralnych propagandę sukcesu utrwalono na taśmach filmowych. To, jak wyglądały pierwotne dożynkowe obyczaje, zobaczyć trudniej.

– Tradycyjne dożynki – takie, które odbywały się na wsiach między XVI a XIX w. można zobaczyć już tylko w muzeach skansenowskich. W Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu co roku w pierwszą niedzielę sierpnia organizujemy imprezę plenerową „Żniwa w skansenie”. Przyjeżdża do nas Regionalny Zespół Pieśni i Tańca Boczki Chełmońskie, który prezentuje dawne zwyczaje i tradycje żniwene i dożynkowe – mówi Danuta Krześniak.

Chłop z głową z dyni

Czas wrócić do Blichowa. Do korowodu, na którego czele stoi starościna i starosta dożynkowy niosący bochen chleba, wychodzi proboszcz. Święci wieńce oraz kosze warzyw, owoców, nasion i kwiatów. Wszystkie dary i wieńce procesyjnie wnoszone są do kościoła, a po liturgii korowód rusza na teren szkoły, gdzie odbędą się dożynkowe zabawy. Na scenie płocki zespół Mazovia w strojach ludowych wyśpiewuje dożynkową pieśń: „Plon niesiemy, plon, w gospodarza dom”.

Na boisku jedne przy drugich stanęły stoiska: gminy, szkoły, stowarzyszeń czy kilku działających w gminie KGW. Każde próbuje przyciągnąć dożynkowych gości. Panie z KGW Perły z Blichowa przystroiły swoje stoisko dyniami, kolorowymi cukiniami, słonecznikami. Na pierwszym planie posadziły parę gospodarzy. Zrobieni ze słomy – baba w kapeluszu kwiecistej chustce i spódnicy, chłop w roboczym kombinezonie, gumiakach i kaszkieciku – zachęcają do zerknięcia na smakołyki, pod którymi ugina się stół.

Nie jednego dziwią kulinarne zamiłowania kół gospodyń wiejskich. Bo niby dlaczego współczesna kobieta miałaby po uporaniu się z codziennymi obowiązkami chcieć gotować w kole? – To jest zupełnie inne gotowanie niż to na co dzień – tłumaczy Magdalena Bartkowska, przewodnicząca KGW Perły z Blichowa. – Spotykamy się, uczymy się od siebie, podglądamy jak te same potrawy robią inni. Zawsze coś można z takich spotkań wynieść dla siebie. Poza tym rozmawiamy, jest wesoło – zapewnia.

Siła kobiety wiejskiej

Wychowana w miłości do ojcowizny, która spoczywa na dnie zbiornika na Dunajcu.

zobacz więcej
Inna z członkiń, Aneta Tybuś dodaje, że to, co zmotywowało je do założenia koła to właśnie potrzeba spotykania się, wychodzenia z domu, robienia czegoś wspólnie i dla lokalnej społeczności. – KGW to jest odpowiedź na to nasze zabieganie. Choć mieszkamy na wsi, to tylko niektóre z nas są rolniczkami. Część z nas codziennie dojeżdża do pracy np. do Płocka oddalonego o 30 km. Dobrze mieć taką grupę, z którą można wspólnie coś zrobić – mówi Aneta Tybuś.

Nie wszystkie gospodynie z Blichowa znały się przed założeniem koła. – Nie wszystkie stąd pochodzimy. Jestem żoną sołtysa, więc akurat często spotykam się z sąsiadami, ale widzę, że pandemia dużo zmieniła. Niektórzy odzwyczaili się od wychodzenia z domu, odwiedzania sąsiadów – dodaje Ewa Pęcherzewska. A dożynki niezmiennie są okazją do wyjścia z domu, zabawy w gronie rodzinny i sąsiadów – tych zza płotu i tych z sąsiedniej wsi.

W Blichowie na scenie obok ludowych nut są i współczesne brzmienia. Dla najmłodszych przygotowano konkursy z nagrodami, przejażdżki kucykiem, kąciki plastyczne. Nieco starsi mogą sprawdzić się w konkurencji przeciągania liny – nagrodą dla zwycięzcy jest bigos.

Nie brakuje akcentów edukacyjnych. Stowarzyszenie „Nasza przyszłość”, które na co dzień prowadzi m. in. działanie z zakresu profilaktyki uzależnień, na swoim stanowisku zwraca uwagę na problem alkoholizmu okolicznościową instalacją. Tu też główne role grają baba z chłopem. Przewrócona taczka, rozrzucone kolby kukurydzy, a na nich siedzi chłop z głową z dyni. Wokół niego puste puszki po piwie. Baba z kijem w ręce groźnie się chłopu przygląda. – Mój mąż stwierdził, że ta instalacja jest seksistowska – mówi szefowa stowarzyszenia i zaraz dodaje, że działaczki jej organizacji na mężów narzekać nie mogą. – Ale przecież wiemy, że takie sytuacje się zdarzają – zaznacza, wskazując na instalację i szuka zdjęcia z ubiegłorocznych dożynek.

Przed rokiem panie ustawiły przed swoim stoiskiem wielką belę słomy. To w nią głową zarył przygotowany przez nie chłop jadący rowerem. Winowajca? Alkohol. Napoczętą butelkę trunku rowerzysta miał w tylnej kieszeni spodni. – Ta nasza dekoracja wywołała sensację, wszyscy do nas przychodzili, robili sobie zdjęcia – opowiadają panie ze Stowarzyszenia „Nasza przyszłość”.

Pod koniec dożynek okazało się jednak, że z kieszeni chłopa zniknęła butelka. I trudno się dziwić. Chłop był ze słomy. Za to butelka, najprawdziwsza, z monopolowego.

– Agnieszka Niewińska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy



W niedzielę, 24 września o godz. 13.00 TVP 1 pokaże relację z Dożynek Prezydenckich.
SDP 2023
Zdjęcie główne: Dożynki w Blichowie, gmina Bulkowo. Fot. Agnieszka Niewińska
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.