Historia

Czarna legenda Świętej Inkwizycji. Była mniej zbrodnicza niż protestanci i sądy świeckich

Zwalczanie katolików w Anglii przyniosło kilkudziesięciokrotnie większą liczbę ofiar, niż najskrupulatniej liczone ofiary Świętego Oficjum. Wielka Rewolucja Francuska przez dwa lata straciła kilkakrotnie więcej ludzi, niż Inkwizycja w ciągu wieków.

Profesor Marek Jan Chodakiewicz w prelekcji o Świętej Inkwizycji dostępnej w internecie wspomina, jak zapytał swoich amerykańskich studentów: ile – ich zdaniem – było ofiar śmiertelnych tej instytucji w całym kilkusetletnim okresie jej działania? „300 milionów” – padła pierwsza odpowiedź. Zważywszy na to, że w początkach działania Świętego Oficjum cała ludność Europy liczyła około 60 milionów, a następnie spadła w wyniku „czarnej śmierci” i licznych wojen, to odpowiedź jest dobitnym świadectwem czarnej legendy Inkwizycji.

Wprawdzie działała od XII do końca XVIII wieku, formalnie do roku 1859, ale żeby osiągnąć 300 milionów, to pokolenia inkwizytorów musiałyby zabijać wszystkich dorosłych. Kto wie – może i dobierać ofiary z niechrześcijan, a tylko ochrzczonych obejmowała jej jurysdykcja.

W latach dziewięćdziesiątych XX wieku Wspólnota Europejska zadawała obywatelom państw stowarzyszonych różne pytania. Spytano także o śmierć Galileusza i 30% respondentów odpowiedziało, że zginął na stosie z wyroku Świętej Inkwizycji. W śmierć Galileusza na stosie wierzyło – bo to sprawa wiary, nie wiedzy – 50% Polaków zapytanych o to dekadę później przez TNS OBOP. Galileusza na stosie musiała widzieć peerelowska szkoła i drugie 50% niewierzących widocznie potrafiło wyjść poza ów krzewiący kulturę świecką schemat na skutek własnej ciekawości.

W rok skruchy

Święta Inkwizycja jest dla wielu wojujących z Kościołem jedną z najbardziej zbrodniczych instytucji w historii ludzkości, a dla katolików – czułym punktem, w który ateiści mogą łatwo uderzyć. Ciemne lochy, zakapturzeni mnisi, narzędzia tortur i powszechny terror – nie ma się czym chwalić, jest się czego wstydzić. To złowroga prefiguracja Gestapo i NKWD, zapowiedź wszystkich zbrodniczych dyktatur i totalitaryzmów.

Ta narracja miała się doskonale do 2004 roku, kiedy to ukazało się obszerne opracowanie (800 stron) badań na temat Inkwizycji, prowadzonych w archiwach watykańskich od 1998 roku. Z pracy dwudziestu historyków wynikało, że od XII wieku do roku 1859, kiedy Pius IX oficjalnie zakończył działanie Świętej Inkwizycji, odbyło się około 100 tysięcy procesów o herezję, zarówno kościelnych, jak i świeckich, w których na śmierć skazano około stu osób.

To jest oficjalne stanowisko Watykanu, bo pod raportem badaczy podpisało się także trzech kardynałów, którzy patronowali pracom zespołu. Otwarcie watykańskich archiwów do badań nastąpiło z okazji nadchodzącego, a w chwili ogłoszenia już minionego roku jubileuszowego – 2000. Był to rok skruchy, przewartościowań i przeprosin.

Papież Jan Paweł II przeprosił w imieniu Kościoła za nieewangeliczne postępowanie w przeszłości. Sensus fidei (duch wiary) nakazuje potępić używanie przemocy do łamania sumień bez względu na czasy, w których to miało miejsce. Papież dokonał oceny moralnej w duchu wiary, który jest niezmienny, ale czasy powstania Inkwizycji były zupełnie inne niż te, w których żyjemy. Dla ówczesnych duchownych i świeckich niewyobrażalne byłyby dokumenty Soboru Watykańskiego II. Współczesny ekumenizm, gdyby się pojawił, byłby nie lada herezją, także dla protestantów po reformacji, a może zwłaszcza dla nich.
„Auto da fé na Plaza Mayor w Madrycie”, czyli tzw. akt wiary – ceremonia ogłoszenia wyroków przez inkwizycję w 1680 roku, w obecności króla Karola II. Obraz Francisco Rizziego, obecnie w Museo Nacional del Prado. Fot. Domena publiczna, Wikimedia
W średniowieczu nie było rozdziału Kościoła od państwa. Kościół był częścią państwa, a państwo częścią Kościoła. Wiara spełniała jednocześnie rolę ideologii państwowej. Wszystko było nierozerwalnie zrośnięte. Najłatwiej to zrozumieć, gdy zapomni się, że – jak uczono nas w szkole – spór o inwestyturę pomiędzy cesarstwem a papiestwem był sporem państwa z Kościołem. Otóż wtedy rozumiano to jako spór wewnątrz Kościoła. Cesarz, a także inni władcy mieli władzę od Boga, to dlaczego nie mieliby mianować biskupów na swoim terenie? Władza dana od Boga miała służyć doprowadzeniu poddanych do zbawienia podczas krótkiego przystanku, jakim wobec wieczności jest życie na ziemi. Papieże uważali, że poprowadzą oni. Cesarze rzymsko-niemieccy, a nawet królowie i pomniejsi feudałowie, że lepiej zrobią to sami, wspierani modlitwą papieża i kleru.

Ludzie średniowiecza czuli się częścią Kościoła, a Kościół prowadził ich w każdym zakresie aktywności w o wiele większym zakresie, niż to jest do wyobrażenia obecnie. Na kręgosłupie struktury kościelnej powstawały średniowieczne państwa na gruzach Imperium Rzymskiego. To sieć parafii i klasztorów ocaliła cywilizację w barbarzyńskiej zawierusze i na niej powstała christianitas pod przenikającymi się władzami – świecką i duchowną.

Herezje nie były tylko zaprzeczeniem dominującej wiary, uderzały w cały porządek społeczny i zagrażały zarówno Kościołowi, jak i państwu.

Odpowiedź na katarów

Niemrawą Inkwizycję biskupią zaktywizowało powstanie ruchu katarów w XII wieku – do straży dogmatów dołączyła polityka. To w reakcji na katarów Grzegorz IX powołał w XIII wieku Inkwizycję jako instytucję scentralizowaną, podległą papieżowi poprzez biskupów, a w Państwie Kościelnym – bezpośrednio.

Katarzy rozwinęli manichejskie i gnostyckie wierzenia z II i IV wieku. Według nich świat materialny stworzył zły Bóg-szatan, toczący walkę z Bogiem dobrym, twórcą świata duchowego. To szatan stworzył ciało ludzkie, zatem seksualność jest niedopuszczalna nawet w małżeństwie. Gdy już dojdzie do grzechu, to konieczna jest aborcja, bo przywoływanie na świat nowych istot, nowej materii, jest złe. Niedopuszczalną dbałością o ciało, materię, było odwoływanie się do medycyny. Katarzy byli wegetarianami, bo zwierzęta rozmnażają się drogą płciową i są siedliskiem czekających na zbawienie dusz ludzkich. Nie wierzyli w boskość Chrystusa i ostentacyjnie kpili z innych dogmatów.

Wyznawcom kataryzmu można było pomóc w przejściu ze stanu materialnego do duchowego przez śmierć głodową – zamurowując ich bez pożywienia lub dusząc poduszką. Czuwali nad tym, jak i nad wszystkim, „doskonali”, najwyżsi w sekciarskiej hierarchii.

Katarzy byli początkowo upominani przez Stolicę Apostolską i biskupów, ale to nie skutkowało, bo oni nie rozmawiali z władzą, która służy szatanowi. Postulowali obalenie państwa i likwidację Kościoła; twierdzili, że władza duchowna i świecka nie ma mandatu do wymierzania sprawiedliwości. Bezcześcili krzyż, czyniąc zeń narzędzia rolnicze. Burzyli podstawy ładu społecznego, bo nie dotrzymywali i nie zawierali umów w społeczeństwie opartym na przysiędze lennej, zobowiązaniu stanowym i przysiędze wierności. Na południu Francji kaptowali sobie miejscowych feudałów, którym marzyły się dobra kościelne. Herezja to jedno, ale Francji groziła utrata Langwedocji i – być może – innych terenów na południu kraju.

Katarzy mają dobrą opinię w kulturze współczesnej, opartą na sentymencie do ofiar. W rzeczywistości napadali na wsie i kościoły i gdy zamordowali inkwizytora Piotra z Werony, a także innego wysłannika papieskiego, czara się przebrała. W1228 roku papież ogłosił przeciwko nim krucjatę, co wsparł król Francji.
Pomnik upamiętniający masową egzekucję katarów w Montségur we Francji w 1244 roku. Fot. Yeza - Skan własnego zdjęcia, CC BY-SA 3.0, Wikimedia
Oprócz krucjaty, która w dwudziestoletnich zmaganiach zdobyła katarskie twierdze, działała na południu Francji także Święta Inkwizycja. Celem Kościoła nie było zniszczenie heretyków, tylko herezji i gdy na przykład członkowie innej sekty, waldensów, objęci ekskomuniką zaczęli się nawracać, to papież Innocenty II ekskomunikę cofnął.

Kiedy sąd przystępował do tortur?

Szanse aż do wyroku, a nawet po wyroku dawała także Święta Inkwizycja. Kiedy inkwizytor przyjeżdżał do miejsca rozpowszechniania herezji, to najpierw ogłaszał „czas łaski” trwający nawet kilka tygodni, kiedy wierzący nieortodoksyjnie mogli się dobrowolnie zgłosić i wyznać swoje winy i poglądy. Groziły im za to modlitwy pokutne, noszenie krzyża naszytego na ubraniu, ale najczęściej wystarczał sam akt ekspiacji i odchodzili wolni.

Gdy heretyk stawał przed trybunałem inkwizycyjnym – najczęściej z donosu – to oczekiwano, że się przyzna, bo w średniowieczu przyznanie się do winy było koroną dowodzenia. Podsądnego konfrontowano z zeznaniami świadków i dopiero, gdy wina była oczywista i potwierdzona, sąd mógł przystąpić do tortur. Najczęściej stosowano głód i pozbawianie snu, aby zmiękczyć podejrzanego. W miejscach i czasie największej aktywności Inkwizycji tortury fizyczne nie przekraczały 10% postępowań. Z tym, że mogły być stosowane tylko raz, najwyżej godzinę, a uzyskane zeznanie podsądny musiał powtórzyć następnego dnia, już niezagrożony torturami.

Przy stosowaniu tortur obecny musiał być lekarz, aby podejrzany nie stracił życia lub nie doznał trwałego okaleczenia. Na tortury musiał się zgodzić biskup miejsca i cała ława przysięgłych, złożona z miejscowych szanowanych obywateli, którą miał obowiązek powołać inkwizytor. Jeden sprzeciw wykluczał tortury.

Podsądny miał obrońcę z urzędu, a podczas trwania procesu mógł być zwolniony z aresztu za poręczeniem lub kaucją. Świadkowie nie byli ujawniani oskarżonemu, gdyż w regionach dotkniętych herezją to zapewniało im bezpieczeństwo. Przed sądem odczytywano ich zeznania złożone inkwizytorowi, ale podsądny mógł przedtem sporządzić listę swych śmiertelnych wrogów i zeznania świadka, który znalazł się na takiej liście nie były brane pod uwagę.

Rzekomo krwawe Święte Oficjum najczęściej skazywało na modlitwy, konfiskatę majątku, grzywny, jałmużnę i pielgrzymki do świętych miejsc. Pielgrzymkę do Ziemi Świętej w ówczesnych warunkach podróżowania można uznać za jedną z cięższych kar. Były, oczywiście, wyroki więzienia, najczęściej kilkuletnie i – co charakteryzowało wyłącznie Inkwizycję – pobyt w więzieniu ulegał skróceniu w zależności od zachowania więźnia. Były trzy rygory odbywania kary. Murus largos – więzień mógł wychodzić z celi i poruszać się po więzieniu, a nawet poza więzieniem i wracać na noc. Murus scritus – zamknięcie w celi i murus scritisimus – zamknięcie w celi i skrępowanie łańcuchami. W przypadku murus largos i murus scitus możliwe były odwiedziny bliskich i dostarczanie żywności z zewnątrz. Wyżywienie więzienne musiało zawierać mięso i wino.
Po lewej mężczyzna skazany za herezję przez hiszpańską Inkwizycję, po prawej zakonnica, która uniknęła spalenia na stosie dzięki odwołaniu. Rycina wykonana przez Bernarda Picarta w 1722 roku. Z kolekcji ikonograficznych. Fot. Fot. Wellcome Collection (wellcomeimages.org i wellcomecollection.org), CC BY 4.0, Wikimedia
Na każdym etapie procesu inkwizycyjnego heretyk mógł polepszyć swój los odrzekając się herezji i wracając na łono Kościoła. Uniknięcie śmierci w płomieniach zdarzało się nawet po wstąpieniu na stos. Często jednak inkwizytorzy czym prędzej uśmiercali nowo nawróconego, aby nie zmienił się stan jego umysłu i nie stracił możliwości życia wiecznego. Skruszony nawrócony był duszony przed spaleniem, co z czasem stało się praktyką bardziej powszechną, nie tylko w stosunku do skruszonych.

Więcej zabili protestanci i rewolucyjni Francuzi

W świeckich procesach kryminalnych karą śmierci powszechnie szafowano. Lekką ręką zasądzały ją trybunały miejskie i państwowe, czyli na różnych szczeblach hierarchii feudalnej, a władcom zdarzało się skazywać poddanych bez oglądania się na żaden sąd. Najwyższy wymiar kary groził już za fałszowanie monet, cudzołóstwo, homoseksualizm i kradzież, nie mówiąc o zabójstwie. Drobniejsze kradzieże były karane obcięciem dłoni, krzywoprzysięstwo – obcięciem języka i nie było mowy, aby przy torturach był lekarz. Tortury były stosowane kilkakrotnie, aż do skutku, czyli przyznania się lub śmierci oskarżonego. Warunki odbywania kary w więzieniach świeckich były bez porównania gorsze, niż w inkwizycyjnych.

Z procedury inkwizycyjnej wyłączano chorych psychicznie, kobiety w ciąży i dzieci, a zaliczanie się do którejś z tych kategorii podejrzanych nie chroniło przed procedurą świecką. Nie potrzebowano zgody biskupa ani jednomyślności ławy, aby zastosować tortury, bo były one nieodłącznym elementem postępowania w przypadku procedury świeckiej. Powszechnym było zasądzoną karę śmierci poprzedzać torturami, często publicznymi ku uciesze gawiedzi, albo doprowadzać do zasądzonej śmierci przez tortury. Śmierć nie musiała być zasądzona, ale brana pod uwagę, gdy skazany „tylko” na tortury, obcięcie części ciała, łamanie kości, po prostu tego nie przeżył.

Udowodnione są przypadki, że kryminaliści starali się uchodzić za heretyków, kiedy już ich schwytano, aby uniknąć sprawiedliwości królewskiej, książęcej czy miejskiej i dostać się pod władzę trybunałów inkwizycyjnych. Gwarantowało to bardziej wnikliwe rozpatrzenie sprawy i w wielu wypadkach dawało szansę uniknięcia najwyższej kary. Kara śmierci w wydaniu świeckim to było spalenie na stosie po torturach, które z czasem zastąpiono powieszeniem, także zazwyczaj po torturach. W wydaniu inkwizycyjnym to było zawsze spalenie na stosie, a od XV wieku – po uprzednim uduszeniu, kara przy współpracy z trybunałem, zazwyczaj bez tortur.

Trudno domyślić się, skąd się wzięła czarna legenda Inkwizycji, wziąwszy pod uwagę tło epoki, czyli wielokroć gorsze praktyki władzy świeckiej. Można za to wskazać tych, którzy ulegli pokusie tworzenia złowrogiej magii Świętego Oficjum z powodów politycznych, religijnych (nienawiść do Kościoła), etycznych (potępienie wpływania przemocą na sumienia), czy nawet estetycznych.

Czarną legendę Inkwizycji zaczęli tworzyć protestanci, w tym intensywnie anglikanie. Za to nikt nie oczekuje przeprosin za rzezie katolików dokonane przez Cromwella, Henryka VIII, czy Elżbietę I. Na Wyspach, po ich odłączeniu się od Kościoła, to katolicyzm był herezją i jej zwalczanie przyniosło kilkudziesięciokrotnie większą liczbę ofiar, niż najskrupulatniej liczone ofiary Świętego Oficjum. Marcin Luter nawoływał nie tylko do pogromów na Żydach, także na katolikach, a Jan Kalwin osobiście według widzimisię skazywał na stos katolików, nie oglądając się na żadne trybunały.
Kolekcje ikonograficzne. Stara akwaforta imaginująca wygląd wnętrza więzienia Inkwizycji, z księdzem nadzorującym swojego skrybę oraz ludźmi zawieszonymi na kołach, torturowanych na stojakach lub palonych pochodniami. Fot. Wellcome Collection (wellcomecollection.org), CC BY 4.0, Wikimedia
Rewolucja francuska to następny etap tworzenia czarnej legendy Inkwizycji, co nie może dziwić, znając stosunek najtęższych umysłów oświecenia i później rewolucjonistów do Kościoła i religii. Wielka Rewolucja Francuska (tak się to kiedyś pisało) tylko przez dwa lata okresu terroru straciła kilkakrotnie więcej ludzi, niż Inkwizycja w ciągu wieków. Ruch poczęty w imię rozumu i przeciwko wszelkim zabobonom i przesądom, a szczególnie wierze w Boga, posłał na gilotynę Antoine’a Lavoisiera, wielkiego chemika i fizyka. Jan Kalwin ponad dwa stulecia wcześniej spalił w Genewie na stosie Miguela Serveta, wybitnego prawnika i lekarza, odkrywcę krążenia płucnego.

Powyższe wyroki były w imieniu rozumu wyzwolonego z katolickiej opresji, której jaskrawym przejawem była Święta Inkwizycja, tłumiąca każdą wolną myśl, czego dowodem miały być losy Galileusza i Giordana Bruna.

Zmyślona historia Galileusza

Galileo Galilei miał być spalony za promowanie heliocentryzmu przeciwko obowiązującemu w Kościele, a zarazem i świecie geocentryzmowi. Owszem, Galileusz wykładał heliocentryzm na podstawie „O obrotach sfer niebieskich” Mikołaja Kopernika. Nauczał, że to Ziemia i inne ciała niebieskie krążą wokół Słońca, a nie wszystko wokół Ziemi, jak dotychczas uważano. Sam Kopernik tego nie dożył, ale przed swoją śmiercią zdążył wysłać swoje dzieło papieżowi, co nie spowodowało żadnych nerwowych reakcji. Myśl Kopernika była znana w Kościele i traktowana jako nieudowodniona hipoteza.

Galileusz traktował heliocentryzm jako pewnik, ale nie potrafił tego dowieść, jak zresztą nikt jeszcze przez ponad sto lat. Zapłacił za zbytnią pewność siebie. Wezwany do Rzymu przed oblicze Inkwizycji Papieskiej, wyrzekł się błędów. W procesie – co ciekawe – pomogły oskarżycielom błędy samego Kopernika, który orbity opisał jako koła, a nie elipsy, a o eliptycznym ruchu ciał niebieskich już co nieco wiedziano. Nie pomogło Galileuszowi też to, że w jednym ze swoich dzieł nazwał papieża Urbana VIII prostakiem i nieukiem.

Galileusz został potępiony za mieszanie teologii z astronomią. Negował cuda czynione przez Chrystusa, a Bogu przypisywał właściwości akcydensu, a nie substancji. Nie potrafił także udowodnić swoich wątpliwości co do dosłownego odczytywania Pisma tam, gdzie to miało związek z nauką astronomii, a raczej – przy ówczesnym stanie badań – hipotezami astronomicznymi.

Wyrok opiewał na zamknięcie w areszcie domowym, czyli najpierw w willi zaprzyjaźnionego kardynała, później – ambasadora Toskanii w Rzymie. W zamknięciu Galileusz przyjmował licznych gości, w tym hierarchów Kościoła, a zakaz swobodnego poruszania się cofnięto po trzech latach. Podczas procesu Galileusz rezydował w pięciopokojowym apartamencie, udzielonym mu przez Watykan z widokiem na papieskie ogrody.

Skazano go także na cotygodniowe odmawianie siedmiu psalmów pokutnych, co mógł po czasie scedować na zakonnicę. Po upływie trzech lat Galileusz, jako człowiek wierzący odmawiał psalmy do końca życia – to znaczy zakonnica za niego. Słynne „a jednak się kręci”, rzucone ponoć w twarz inkwizytorom – według radykalniejszej wersji legendy: już ze stosu – dopisano mu w XVIII wieku. Galileusz nie był torturowany i ani godziny nie spędził w prawdziwym więzieniu.
„Galileusz przed Świętym Oficjum” - Joseph-Nicolas Robert-Fleury, 1847 r. Fot. Domena publiczna, Wikimedia
Mniej szczęścia do Świętego Oficjum miał Giordano Bruno, który rzeczywiście spłonął na stosie z wyroku rzymskiego trybunału inkwizycyjnego w roku 1600. Bruno przed Galileuszem rozgłaszał teorię Kopernika, ale nie to mu zaszkodziło. Kopernik jeszcze nie był na indeksie ksiąg zakazanych – tak naprawdę „O obrotach sfer...” dostało się tam za sprawą uporu Galileusza, by głosić teorię jako fakt. Ale Bruno to nie jest dobry przykład na tłumienie nauki przez Inkwizycję i Kościół.

Giordano Bruno był kilkanaście lat dominikaninem, zwiedzał Europę, bywał na dworach i uniwersytetach i był jedynym ekskomunikowanym przez katolików, luteran i kalwinistów. Wyśmiewał podstawowe kanony wiary chrześcijańskiej, sam będąc raczej gnostykiem i panteistą, przeciwnikiem Arystotelesa, wyznawcą systemów zodiakalnych i magii. „Nauczycielem doskonalszej teologii, synem nieba i matki ziemi” – tak sam siebie określał. Publicznie wyśmiewał dogmat o Niepokalanym Poczęciu i mówił o Chrystusie jako o szarlatanie. Odrzucał też objawienie, grzech pierworodny, sąd ostateczny, boskość Jezusa, a proroków postrzegał jako epileptyków.

Utrzymywał, że może za pomocą magii manipulować każdym władcą, co już godziło w porządek społeczny. Zanim doszło do wyroku Inkwizycji, Bruno spędził w więzieniu siedem lat, namawiany do odwołania swoich herezji przez inkwizytorów i licznie odwiedzających go duchownych. Tuż przed ogłoszeniem wyroku dostał w tym celu papier i pióro – kartki pozostały puste. Z dzisiejszego punktu widzenia wyrok Inkwizycji to zbrodnia, przecież dogmatem współcześnie jest wolność słowa. W tamtych czasach Giordano Bruno rujnował fundamenty, na których stał ówczesny świat – na pewno nie pomagał władzom, duchownej i świeckiej, prowadzić poddanych do zbawienia. Nie wierzył w karę za grzechy, ani nagrodę w niebie.

Inkwizytor w butach estetycznych

Oprócz religijnych, przechodzących gładko w polityczne Świętej Inkwizycji szyto też buty estetyczne. Artystom było łatwiej tworzyć obrazy pełne grozy, opierając się na rozpalających wyobraźnię wizerunkach auto da fé, czy palonych czarownic. Sam Kościół jest tajemniczy dla świeckich, do tego klauzura klasztorna (dominikanie i częściowo franciszkanie byli przeważnie inkwizytorami), tajemne reguły i strzeżone archiwa; niezależność od władzy świeckiej, wszechobecne habity i kaptury i ich sięgająca wszędzie potęga.

Fiodor Dostojewski sprawił, że dla wielu ludzi Inkwizycja miała postać Wielkiego Inkwizytora z „Braci Karamazow”: „Jest to prawie dziewięćdziesięcioletni starzec, wysoki i wyprostowany, o wyschłej twarzy, wpadniętych oczach, w których pełga jeszcze blask jak mała iskierka. (...) Za nim w pewnej odległości idą jego posępni pachołkowie i niewolnicy, (...) oczy jego błyszczą złowieszczym blaskiem”.

Gdy złowrogi starzec spalił prawie setkę heretyków jednego dnia, dowiedział się, że w okolicy pojawił się Jezus. Kazał go pojmać i obiecał spalenie następnego dnia. W paranoidalnej wizji czystości doktryny i zarządzania strachem Jezus Chrystus by tylko przeszkadzał. Po takiej prezentacji Inkwizycji, nic gorszego i straszniejszego nie jest do wyobrażenia.

Mniej wszechogarniająco złowrogi jest inkwizytor Bernard Gui w powieści „Imię róży” Umberto Eco, ale też nic mu nie brakuje w doktrynerstwie i sadyzmie. Jeszcze bardziej odpychające wrażenie robi ta postać w ekranizacji powieści, mając – co oczywiste – szerszy zasięg oddziaływania.

Sęk w tym, że Bernard Gui to postać historyczna i nie przypomina swojego powieściowego wizerunku, a o tej różnicy Umberto Eco – mediewista – nie mógł nie wiedzieć. Gui był inkwizytorem Tuluzy w czasach rozprzestrzeniania się tam kataryzmu. W podręczniku dla inkwizytorów napisał: „Inkwizytor winien względem osób, które przesłuchuje i co do których prowadzi dochodzenie, rozważając ich usposobienie, ich położenie, ich stan, ich chorobę i miejscowe okoliczności, przy badaniu i sprawdzaniu tego wszystkiego poczynać sobie jak roztropny lekarz dusz – z największą ostrożnością”.

Nie bał się kroczyć w „cieniu śmierci”. Tolkien był katolikiem, ortodoksyjnym i staroświeckim

Twórca Śródziemia przyjmował Eucharystię codziennie rano.

zobacz więcej
W czasie, kiedy dzieje się powieść, prawdziwy Bernard Gui miał na koncie kilkaset procesów ludzi zagrażających religii, porządkowi społecznemu i państwu. I wątpliwe jest, aby za przywódców groźnej herezji uznał tępego mnicha i wieśniaczkę, i nastawał na ich życie.

Jeden z amerykańskich historyków podsumował karierę inkwizycyjną Bernarda Gui. Na 931 wyroków ogłoszonych przez dominikanina w czasie pracy w Tuluzie, tylko 41 stanowiły wyroki śmierci. Na resztę werdyktów skazujących składały się głównie wyroki więzienia i nakazy noszenia krzyży. Trzeba też podkreślić, że Gui złagodził kary przeszło 274 heretykom, zamieniając więzienie na noszenie naszytego krzyża.

Przy okazji tych 41 wyroków śmierci warto wyjaśnić, że żaden trybunał inkwizycyjny nie skazywał na śmierć i nie wykonywał wyroków. Inkwizycja przekazywała szczególnie opornych heretyków sprawiedliwości świeckiej ze zwyczajową prośbą o łagodne traktowanie, co jurysdykcja świecka rutynowo realizowała w formie śmierci na stosie. Hipokryzja? Zapewne, ale duchowny nie mógł skazywać na śmierć, jurysdykcje współpracowały.

Na polskim podwórku Jerzy Andrzejewski w „Ciemności kryją ziemię” stalinizm kryptonimował Inkwizycją. W niemieckim romantyzmie Fryderyk Schiller rozliczał dawne czasy „Don Carlosem”, a sztukę rozpropagował Giuseppe Verdi słynną operą. Coś złowrogiego i potwornego o Inkwizycji jest w każdej bibliotece, w teatrach i kinach.

Wszystko z wyłączeniem… hiszpańskiej Inkwizycji

Najczęstszym skojarzeniem z Inkwizycją jest palenie czarownic. W rzeczywistości czarownice palono we wszystkich krajach chrześcijańskich i żądali tego rozhisteryzowani wierni. Święta Inkwizycja wyhamowała ten proces. Jedno z poważnych opracowań mówi, że na 300 tysięcy spalonych czarownic od XII do końca XVIII wieku dwie trzecie spłonęło w krajach protestanckich, a 70 tysięcy w oderwanej od Kościoła Anglii. Wspomniany Bernard Gui w swoim podręczniku napisał o wróżbach i zaklinaniu duchów jako o „urojeniach i wymysłach ludzi zabobonnych”. Inkwizycja wszędzie najpierw paliła czarownice, by szybko się z tego wycofywać.

W Hiszpanii w jednej z diecezji w XVII wieku ogłoszono, że donosy z podejrzeniem o czary będą traktowane jak herezja i surowo karane, co zlikwidowało problem.

Najstraszniejsza to hiszpańska Inkwizycja z ponuro złowrogimi obrzędami auto da fé. W danych watykańskich ujawnionych w 2004 roku mowa jest o 100 ofiarach przez wszystkie wieki Inkwizycji. Chodziło zapewne o Inkwizycję papieską. W rzeczywistości wszystkie ofiary w chrześcijaństwie to kilka do kilkunastu tysięcy, co piszący o sprawie zastrzegają – bez Inkwizycji hiszpańskiej.

Królowie Aragonii Ferdynand II i Kastylii Izabela I po zjednoczeniu swoich królestw stanęli przed problemami nieznanymi gdzie indziej. Półwysep Iberyjski był świeżo odwojowany z rąk muzułmanów, których część została jako nowi poddani Hiszpanii i nowi chrześcijanie – moryskowie. Korona – nie bez racji – nie miała do nich zaufania, groźba ponownego najazdu islamskiego była realna. O pomocnictwo w działaniu przeciwko religii i państwu podejrzewano maranów – ochrzczonych Żydów.

Para hiszpańskich panujących w 1478 roku uzyskała od papieża Sykstusa IV bullę, dającą im prawo ścigania heretyków. Inkwizycja hiszpańska miała dwie władze zwierzchnie, czego nie było nigdzie indziej. Król i królowa wykorzystywali Inkwizycję do walki politycznej o stabilność kraju. Ścigano morysków i maranów jako pozornie ochrzczonych, nie zapominając o heretykach wśród starych chrześcijan, jak w innych krajach.

Pozycja ustrojowa Inkwizycji w Hiszpanii przełożyła się na jej większą aktywność, jednak z ocalałych dokumentów trudno wywnioskować, że szokująco większą, niż gdzie indziej. Na przykład w cieszącym się sławą gorącego (od stosów) okręgu Bajadoz w latach1493 – 1599 na stos skazano 20 osób. Mówi się, że w latach 1560 – 1700 w całej Hiszpanii, uwzględniając terytoria zamorskie, spalono 500 osób. Ogień i miecz zaniesiony do Meksyku to w całym okresie kolonialnym 39 ofiar Inkwizycji. Inne badania dotyczące całego imperium kolonialnego z metropolią mówią o niecałych dwóch tysiącach spalonych przez Inkwizycję.
Edouard Moyse – „Inkwizycja”. Google Art Project. Fot. Google Cultural Institute, Domena publiczna, Wikimedia
Hiszpańska Inkwizycja budziła zaniepokojenie papieży. Trybunały działały jak gdzie indziej, były wieloinstancyjne, łagodziły kary, torturowano średnio co dziesiątego podejrzanego, skazywały raczej na modlitwy i więzienie. Ale zdarzało się, że uwolniony przez Inkwizycję był nadal ścigany przez sądy świeckie Hiszpanii. Korona zabraniała odwoływać się do Stolicy Apostolskiej z apelacjami lub w sprawach wiarygodności świadków i składu trybunału. Władze kraju posunęły się do grożenia śmiercią tym, którzy będą do Rzymu pisali i przestały ogłaszać brewa papieskie.

Korona sprawiła, że Inkwizycja hiszpańska, przynajmniej na początku działalności, była surowsza od innych, a kolejni papieże w wyniku bulli Sykstusa IV niewiele mogli z tym zrobić. Przy okazji hiszpańskiej Inkwizycji pojawia się w umysłach przerażające auto da fé, ze stosami płonącymi po horyzont. Tymczasem hiszpańskie „fe” nie pochodzi od francuskiego „feu” (ogień), a od fide (wiara). W rzeczywistości to, co płonęło na auto da fe to świece w rękach skruszonych heretyków.

Tłumne pochody licznych nawróconych przez Inkwizycję, ubranych w spiczaste czapy i białe długie koszule z naszytymi krzyżami, ze świecami w rękach, są zamieniane w czarnej propagandzie na pola wypełnione stosami. Bywało, że na auto da fe było kilka stosów, co skłaniało zaangażowanych historyków do liczenia wszystkich uczestników uroczystości jako spalonych. W 1680 roku w Madrycie było auto da fe na sto osób, z czego sześć stosów. Pokusa zaliczenia stu stosów mogła być w wielu wypadkach nieodparta.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Cała Święta Inkwizycja przez wieki działania ma na koncie kilka... kilkanaście tysięcy spalonych na stosie. Największa liczba rzucona w obieg przez naukowca, nie publicystę, wynosi 30 tysięcy, a chodzi o czasy od XIII wieku do – formalnie – połowy dziewiętnastego. Nie zalicza się na plus Inkwizycji, że to ona zastąpiła „sądy boże”, w których o prawowierności lub niewinności świadczyło, czy się tonie czy nie, albo odporność na poparzenia. Po właściwym stłumieniu w świecie katolickim histerii związanej z czarami i strzeżeniu porządku w czasach religijnych i społecznych napięć, Święta Inkwizycja powinna być zapamiętana jako instytucja, która więcej ludzi ocaliła niż zabiła. Bez trudu można sobie wyobrazić, że bez niej byłoby gorzej.

Święta Inkwizycja pozostanie pewnie złowrogim motywem w kulturze masowej, choć są przykłady innego podejścia.

Grupa Monty Python nagrała skecz „Hiszpańska Inkwizycja”. W drugiej części starsza pani pokazuje młodej krewnej zdjęcia wujka: wujek Albert tu, wujek Albert tam i wreszcie – wujek Albert i hiszpańska Inkwizycja za komórką na węgiel. Po wybrzmieniu fatalnej nazwy, do pokoju wpadają trzej kardynałowie. Po torturach starszej pani miękkimi poduszeczkami, z minami wzbudzonych sadystów postanawiają przynieść wygodny fotel. „Będziesz na nim siedziała do obiadu i dostaniesz tylko kawę” – obwieszczają kobiecie, która nie chciała wyznać swych herezji.

Prosta przewrotność Pythonów, czy podwójna. Inkwizycja wprawdzie nie była wygodnym fotelem, ale na tle epoki...

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Francisco de Goya – „Procesja biczowników” z ok. 1815–1819 roku. Fot. Google Cultural Institute, Domena publiczna, Wikimedia
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.