Cywilizacja

Mocarstwo Europa? Jakim kosztem? Za jaką cenę?

Eurokraci chcą wzmocnić Unię. Ale będzie trzeba oddać możliwość podejmowania decyzji we własnych sprawach na poziomie własnego kraju.

Czerwona Królowa powiedziała Alicji, że w jej kraju trzeba biec tak szybko jak to jest możliwe, aby pozostać w miejscu, a by znaleźć się w innym miejscu, trzeba biec dwa razy szybciej. To z pewnością odnosi się do współczesnego świata, a jeżeli nawet nie do całego świata, to na pewno do Azji i Ameryki. Europa jest inna. Europa porusza się powoli i statecznie, jakby w przekonaniu, że świat powinien być tam, gdzie jest ona.

Kiedy świat zabiera się za wymyślanie innowacyjnych produktów, Europa zastanawia się nad przepisami, jakie mogłyby ten proces uregulować. Kiedy przychodzi do spraw wojskowych, najważniejsze jest dla niej utworzenie odpowiedniej „koalicji chętnych” i znalezienie dla niej efektownie brzmiącej nazwy. Tak było chociażby z utworzonymi przed dwiema dekadami Europejskimi Grupami Bojowymi (piękna nazwa!), które miały dyżurować, broniąc naszego bezpieczeństwa. Czy ktoś o nich jeszcze pamięta?

Europa jest „mocarstwem regulacyjnym”, jak je nazywają złośliwi. Wszystko musi mieć swoje „ramy organizacyjne” i optymistycznie brzmiący akronim. Z tego zamiłowania eurokratów natrząsała się ostatnio włoska analityczka Nathalie Tocci, pisząc o ich predylekcji do skrywania się w „strefie komfortu euro-akronimów” i miała w tym wiele racji, gdyż wielokrotnie stworzenie jakiegoś „mechanizmu” zastępowało w Unii działanie. Plany i zamiary grzęzły w uzgodnieniach i partykularyzmach. Bogaty kontynent liczący 450 milionów mieszkańców, okazywał się niezdolny do okazania swojej siły, jak choćby ostatnio w regionie Sahelu, skąd wyrzucono Francuzów, a Europejczycy nawet nie byli w stanie podjąć refleksji nad działaniem, choć stamtąd idzie największe zagrożenie migracyjne i stabilność tam jest warunkiem bezpieczeństwa południa Europy.

Wiele wskazuje jednak na to, że nie tylko pani Tocci jest niezadowolona. Politycy i eksperci najważniejszych krajów europejskich dochodzą do wniosku, że jedynym sposobem dla Starego Kontynentu, aby wyrwać się z marazmu jest stać się mocarstwem. W świecie zdominowanym przez dwa wielkie mocarstwa, który – jak chciałoby wielu – przekształca się w świat wielobiegunowy, kolejnym biegunem powinna ich zdaniem zostać Europa. Czyżbyśmy się w Europie znaleźli pod władaniem Czerwonej Królowej, która każe nam biec szybciej?

Funkcjonowanie mocarstwa wymaga dwu zasadniczych elementów: sprawnego procesu decyzyjnego i pieniędzy. W obiegu publicznym znalazły się w ostatnim czasie co najmniej dwa dokumenty, które zajmują się załatwieniem tych problemów. Jeden z nich to projekt sprawozdania Komisji Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego w sprawie zmiany traktatów, a drugi to roboczy dokument dwunastu ekspertów wynajętych przez rządy Francji i Niemiec w sprawie reformy Unii Europejskiej zatytułowany poetycko: „Żeglując po pełnym morzu: reforma i poszerzenie UE w XXI wieku”.

Lektura tych dokumentów w całości, zwłaszcza pierwszego, który liczy ponad 120 stron, nie jest zajęciem przyjemnym i – jak sarkastycznie zauważył europoseł Jacek Saryusz-Wolski – autorom chodziło zapewne o tym, aby nikt z publiczności ich uważnie nie przeczytał, bo wtedy z pola widzenia umyka wiele istotnych szczegółów i zmiany łatwiej będzie przepchnąć przez proces legislacyjny. Oczywiście przepychanie będzie dotyczyło pierwszego z dokumentów, bo dokument „żeglarski” ma charakter roboczy i tylko wskazuje kierunek, w jakim będziemy zmierzać, gdy już reforma organizacyjna Unii się dokona. A ponieważ głosowanie nad projektem zmian traktatów wyznaczono na 12 października 2023, więc już bardzo niedługo, to i nimi wypada zająć się w pierwszej kolejności.

Wbrew temu, co napisał Saryusz-Wolski, zagłębianie się w szczegóły nie jest tu konieczne do tego, aby uzyskać pełny obraz zmian, o ile rzecz jasna przyjmie się zaproponowaną przeze mnie perspektywę analizowania ich jako prowadzących do utworzenia mocarstwa Europa. Przede wszystkim dokument zakłada praktyczną likwidację prawa weta i bardzo znaczne ograniczenie możliwości blokowania decyzji przez mniejsze grupy państw. Głosowania co do zasady będą się odbywały większością zwykłą, nie zaś kwalifikowaną. Ta większość zwykła jest określona jako większość głosów reprezentujących ponad 50% ludności Unii.

Wcześniej zasadą było głosowanie większością kwalifikowaną, co oznaczało 55% członków Rady, nie mniej niż 15 krajów reprezentujących do najmniej 65% ludności Unii. Planuje się też zmienić definicję większości kwalifikowanej, określając ją jako 2/3 głosów reprezentujących nie mniej niż 50% ludności. Zmiana ta więc znakomicie ułatwi przeprowadzania wszelkich projektów politycznych, nawet w poszerzonej Unii, a właściwie – ponieważ ewentualni nowi członkowie będą bardzo podatni na wszelkie sugestie i szantaże bogatszych kolegów – w większym gronie będzie to w gruncie rzeczy łatwiejsze.
Helmut Scholz, działacz partii komunistycznej i urzędnik państwowy w NRD, absolwent sowieckiej akademii dyplomatycznej MGIMO, obecnie europoseł partii Die Linke jest współautorem dokumentu, który proponuje zmianę ustroju Unii Europejskiej. Fot. Mauricio Duenas Castaneda / EFE / Forum
Drugą ważną zmianą jest usprawnienie działania Komisji Europejskiej, która miałaby też przyjąć nową nazwę, a mianowicie: Europejski Organ Wykonawczy. Organ liczyłby jedynie 15 członków, a więc likwidowano by zasadę, że każde państwo musi mieć swojego komisarza i dodawano by jeszcze jedną funkcję: obok sekretarza do spraw zagranicznych znalazłby się sekretarz do spraw zarządzania gospodarczego. Przewodniczący Organu miałby nad nim dużą władzę, mogąc w każdej chwili odwołać każdego z członków, a w czasie procedury powołania proponując kandydatury.

Następnie, do kompetencji Unii zostałyby włączone nowe, ważne dziedziny: polityka dotycząca granic zewnętrznych, sprawy zagraniczne, bezpieczeństwo i obrona oraz przemysł, leśnictwo, rolnictwo i rybołówstwo. Byłyby to tak zwane kompetencje dzielone z państwami członkowskimi, a więc nie oznaczałoby to automatycznie i natychmiast, że tracilibyśmy kontrolę nad tymi sprawami, ale niewątpliwie znając praktykę Unii, stanowiłoby to wstęp do stopniowego przejmowania kompetencji.

Na końcu tego procesu byłaby Unia decydująca o ochronie granic, o polityce zagranicznej całego bloku, której musiałaby być podporządkowania polityka poszczególnych państw, o kwestiach militarnych i policyjnych (a być może i wywiadowczych, bo pojęcie bezpieczeństwa jest terminem pojemnym), a także o polityce przemysłowej, rolnej, leśnej i morskiej.

Wyobraźni czytelników pozostawiam to, jak mogłaby wyglądać taka Unia, zwracając tylko uwagę na to, że odebranie krajom członkowskim prawa decydowania w tych obszarach i nadanie go centralnemu organowi (pardon, Organowi) stanowiłoby niekończące się zarzewie konfliktów.

A gdyby na przykład członek Organu pochodzący z państwa rezygnującego z powodów ideologicznych z energii atomowej, zechciałby państwu pragnącemu zbudować reaktor zabronić tego na podstawie przepisów o ochronie ludności? Acha, zapomniałem napisać, że to też ma się znaleźć w kompetencjach Unii. I specjalnie nie chcę używać nazw państw, żeby nie być posądzonym o antyniemieckość...

Ważną zmianą jest też wprowadzenie ułatwień do procedury zmian traktatowych. Wszyscy pamiętamy niesmak, jaki pozostawiła ratyfikacja poprzednich zmian, kiedy niektóre państwa musiały w referendach głosować do skutku, aż zagłosują właściwie. Nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że cała ta demokratyczna procedura uwiera Unię, więc teraz postanowiono z niej zrezygnować. Oczywiście nie tak całkowicie, ale na tyle skutecznie, aby można było nazwać procedurę demokratyczną, ale osiągnąć pożądany efekt. Zamiast obowiązku ratyfikacji zmian przez wszystkie państwa wystarczy, jeżeli ratyfikuje je 80%. Jeżeli natomiast zmian traktatowych nie ratyfikuje 4/5 państw, wówczas zostanie ogłoszone referendum ogólnoeuropejskie.

To ostatnie jest elementem budowania demokratycznego sztafażu, dzięki któremu będzie zapewne w pojęciu autorów zmian łatwiej sprzedać je społeczeństwom. Polega to na bardzo poważnym wzmocnieniu roli Parlamentu Europejskiego i dowartościowaniu głosu obywateli Unii, jednak głosu dobywanego w sposób kontrolowany, czyli na sposób przetestowany w czasie słynnej Konferencji o Przyszłości Europy, w czasie której poglądy wyrażone przez kilkaset wylosowanych (sic!) osób z całej Unii i poddanych następnie obróbce w czasie moderowanych spotkań trwających kilka miesięcy, zostały przedstawione jako „vox populi” i włączone do politycznych planów. ODWIEDŹ I POLUB NAS Dość powiedzieć, że likwidacja narodowego weta była jednym z postulatów tejże Konferencji. Na papierze i w prezentacjach to wzmocnienie siły instytucji demokratycznej z nazwy, czyli parlamentu wygląda znakomicie, jednak w praktyce powiązanie siły głosu z możliwością decyzji w organizmie tak ogromnym i zróżnicowanym jak Unia Europejska będzie iluzoryczne. To zresztą temat na osobne rozważania, bo z punktu widzenia projektowania mocarstwa Europa jest to tylko budowanie ogromnego Theatrum, które będzie zajmowało publiczność swoimi sporami i aferami, dając złudzenie decydowania o losach świata.

W projekcie zmian traktatowych znajdują się jeszcze dość poważnie brzmiące zapisy dotyczące wspólnych sił zbrojnych i jednolitego „dowództwa operacyjnego”, ale na tym etapie do tego aspektu nie przywiązywałbym wielkiej wagi. Owszem, pojawia się tu element ludyczny, bowiem w gronie komisji pracującej nad zmianami znalazł się jeden europejski radykał, zwolennik podjęcia wyzwania obrony krajów Unii jedynie przez nią samą, który zgłosił zdanie odrębne i chciałby, aby „zmianie traktatów towarzyszyły kroki w kierunku uniezależnienia się od NATO”.

Tak jest! Ten radykał nazywa się Helmut Scholz (zbieżność nazwisk z kanclerzem Niemiec przypadkowa) i jest absolwentem znanej w świecie uczelni, a mianowicie Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGiMO), którą kończył w latach 70., przygotowując się do służby dyplomatycznej dla NRD.

W przygotowanym przez komisję, której członkiem jest sympatyczny pan Helmut wraz z trzema jeszcze niemieckimi kolegami i Belgiem Guy Verhofstadtem na czele (nie jest to więc komisja czysto niemiecka, o nie!), jest jednak jeszcze jeden ważny zapis, bardzo krótki i łatwy do przeoczenia, ale mogący mieć poważne konsekwencje już w najbliższych latach.

Zapis dotyczący europejskiej waluty. Obecnie funkcjonuje w tej sprawie norma, że „Unia ustanawia unię gospodarczą i walutową, której walutą jest euro”. Oznacza to, że taka unia została utworzona i każdy może do niej przystąpić. Nowy przepis brzmi: „Walutą Unii jest euro.” Czy to oznacza, że gdy jest się członkiem Unii trzeba przystąpić do euro? Zapewne zadecyduje o tym nowy demokratyczny europejski parlament działający według demokratycznych procedur.

Skoro mowa o pieniądzach, to trzeba teraz przejść do następnego dokumentu, o jakim wspomniałem na początku, a który frywolnie nazwałem dokumentem „żeglarskim”, bo w tytule ma żeglowanie po pełnym morzu. Plany, jakie zamieścili tam wynajęci przez francuski i niemiecki rząd eksperci w dużej mierze pokrywają się z projektem zmian traktatowych przyrządzonych przez ekipę Verhovstadta i znowu nie warto rozwodzić się nad szczegółami, bo w politycznych i eksperckich środowiskach Europy Zachodniej coś takiego jak rezygnacja z prawa weta i wzmocnienie Komisji Europejskiej jest uważane za oczywiste. Dwunastu autorów tego dokumentu zajęło się oprócz tego zasadniczymi dla przyszłości Unii jako mocarstwa kwestiami finansowymi. I znowu kluczowe zdanie jest krótkie: „Wnioskiem z pozytywnego doświadczenia z mechanizmu NextGenerationEU powinno być umożliwienie Unii w przyszłości emisji wspólnego długu.”

Mitteleuropa, czyli Europa Środkowa. Cała niemiecka

Dlaczego ktoś musi zarządzać Europą i dlaczego powinny to być Niemcy?

zobacz więcej
Obywatele naszego kraju mogą oczywiście mieć własne zdanie na temat owego „pozytywnego doświadczenia”, jednak nie w tym rzecz: zapewne gdyby pieniądze z KOP zostały Polsce wypłacone, zdanie by zmienili. Tu chodzi o to, że z chwilą, gdy Unia Europejska będzie mogła finansować swoją działalność z długu, pęknie bardzo poważna bariera stojąca na drodze do utworzenia jednolitego państwa. Wszystkie pozostałe elementy zostały zapisane w zmianach komisji Verhovstadta, zaś pozwolenie na emisję długu może zostać do nich dodane, gdy przebudowa organizacyjna Europy zostanie dokonana. Wydarzenia będą wówczas napędzane swoją własną logiką. Przecież dług trzeba będzie spłacać, a skoro tak, to trzeba będzie ujednolicić – w imię sprawiedliwości – podatki w całej Unii, być może zresztą trzeba będzie wprowadzić jakieś nowe, europejskie podatki. Były premier Włoch i czołowy eurokrata Mario Draghi pytał niedawno, czy da się utrzymać unię walutową bez unii fiskalnej i w jego środowisku pytanie to zabrzmiało raczej jak retoryczne. Nie da się. Lawina ruszy i zmiecie wszystko, napotka na swojej drodze, bo państwa nie można zbudować częściowo.

Europejscy politycy z krajów dominujących w Unii wstępują więc na drogę tworzenia mocarstwa Europa. Będzie ono posiadało własny ogromny budżet, decydowało o polityce zagranicznej, gospodarczej, a w przyszłości może także i obronnej. Z punktu widzenia Berlina i Paryża najważniejsze jest jednak to, że na projekty rozwojowe, z których będzie korzystał w lwiej części ich własny przemysł, będzie można zmobilizować co najmniej tak wielkie kwoty, jakie wyasygnowali Amerykanie na politykę nazwaną nieco myląco Inflation Reduction Act, a polegającą na wpompowaniu w zieloną transformację gospodarki ponad biliona (europejskiego biliona!) dolarów.

Kwoty, jakie na podobny cel należy wydać w Europie, są także astronomiczne, a przed nami jeszcze odbudowa Ukrainy po wojnie, która zapewni europejskim firmom prosperity na dziesięciolecia. Jedynym sposobem zapewnienia finansowania takich projektów i uzyskania przy tym spokoju społecznego, jest zaciągnięcie długu wspólnotowego, bo poszczególne kraje są już poważnie zadłużone. Dług publiczny krajów takich jak Francja, Hiszpania czy Włochy przewyższa ich PKB, a średni dług krajów strefy euro przekracza 90% PKB. Ucieczka do przodu wydaje się jedynym wyjściem.

Przy okazji nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wielkie kraje Unii, które jednak nie są dość wielkie, aby być samodzielnymi „biegunami” w tworzącym się świecie wielobiegunowym, będą dzięki tej reformie mogły zająć miejsce na równi z prezydentem Stanów Zjednoczonych i sekretarzem Komunistycznej Partii Chin. Nie jak dotychczas, w jednej sali, ale naprawdę na równi. Na razie pod względem gospodarczym, ale w przyszłości, kto wie? Może także militarnym. To ostatnie wydaje się bardzo odległe, ale jest chyba jakiś powód, dla jakiego komisja Guy Verhovstadta umieściła w swoim projekcie zapis o realizowaniu przez Unię „autonomii strategicznej”? Wielkim pytaniem, na jakie będą musieli sobie odpowiedzieć obywatele państw należących do Unii, ale także państw do niej wstępujących, jest to czy są gotowi i zdecydowani budować mocarstwo Europa? Niewątpliwie wielką zachętą do tego będą korzyści finansowe i budowanie dumy z tego, że Europa stanie się wielką światową potęgą. Oddać zaś trzeba będzie możliwość podejmowania decyzji we własnych sprawach na poziomie własnego kraju. Czy się na to zdecydujemy?

– Robert Bogdański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Żródło:
https://www.politico.eu/article/when-doubt-eu-use-euro-acronyms-russia-ukraine/
SDP 2023

Zdjęcie główne: Siedziba Parlamentu Europejskiego w Strasbourgu. Fot. Europa Press/ABACA / Abaca Press / Forum
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.