Drugą ważną zmianą jest usprawnienie działania Komisji Europejskiej, która miałaby też przyjąć nową nazwę, a mianowicie: Europejski Organ Wykonawczy. Organ liczyłby jedynie 15 członków, a więc likwidowano by zasadę, że każde państwo musi mieć swojego komisarza i dodawano by jeszcze jedną funkcję: obok sekretarza do spraw zagranicznych znalazłby się sekretarz do spraw zarządzania gospodarczego. Przewodniczący Organu miałby nad nim dużą władzę, mogąc w każdej chwili odwołać każdego z członków, a w czasie procedury powołania proponując kandydatury.
Następnie, do kompetencji Unii zostałyby włączone nowe, ważne dziedziny: polityka dotycząca granic zewnętrznych, sprawy zagraniczne, bezpieczeństwo i obrona oraz przemysł, leśnictwo, rolnictwo i rybołówstwo. Byłyby to tak zwane kompetencje dzielone z państwami członkowskimi, a więc nie oznaczałoby to automatycznie i natychmiast, że tracilibyśmy kontrolę nad tymi sprawami, ale niewątpliwie znając praktykę Unii, stanowiłoby to wstęp do stopniowego przejmowania kompetencji.
Na końcu tego procesu byłaby Unia decydująca o ochronie granic, o polityce zagranicznej całego bloku, której musiałaby być podporządkowania polityka poszczególnych państw, o kwestiach militarnych i policyjnych (a być może i wywiadowczych, bo pojęcie bezpieczeństwa jest terminem pojemnym), a także o polityce przemysłowej, rolnej, leśnej i morskiej.
Wyobraźni czytelników pozostawiam to, jak mogłaby wyglądać taka Unia, zwracając tylko uwagę na to, że odebranie krajom członkowskim prawa decydowania w tych obszarach i nadanie go centralnemu organowi (pardon, Organowi) stanowiłoby niekończące się zarzewie konfliktów.
A gdyby na przykład członek Organu pochodzący z państwa rezygnującego z powodów ideologicznych z energii atomowej, zechciałby państwu pragnącemu zbudować reaktor zabronić tego na podstawie przepisów o ochronie ludności? Acha, zapomniałem napisać, że to też ma się znaleźć w kompetencjach Unii. I specjalnie nie chcę używać nazw państw, żeby nie być posądzonym o antyniemieckość...
Ważną zmianą jest też wprowadzenie ułatwień do procedury zmian traktatowych. Wszyscy pamiętamy niesmak, jaki pozostawiła ratyfikacja poprzednich zmian, kiedy niektóre państwa musiały w referendach głosować do skutku, aż zagłosują właściwie. Nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że cała ta demokratyczna procedura uwiera Unię, więc teraz postanowiono z niej zrezygnować. Oczywiście nie tak całkowicie, ale na tyle skutecznie, aby można było nazwać procedurę demokratyczną, ale osiągnąć pożądany efekt. Zamiast obowiązku ratyfikacji zmian przez wszystkie państwa wystarczy, jeżeli ratyfikuje je 80%. Jeżeli natomiast zmian traktatowych nie ratyfikuje 4/5 państw, wówczas zostanie ogłoszone referendum ogólnoeuropejskie.
To ostatnie jest elementem budowania demokratycznego sztafażu, dzięki któremu będzie zapewne w pojęciu autorów zmian łatwiej sprzedać je społeczeństwom. Polega to na bardzo poważnym wzmocnieniu roli Parlamentu Europejskiego i dowartościowaniu głosu obywateli Unii, jednak głosu dobywanego w sposób kontrolowany, czyli na sposób przetestowany w czasie słynnej Konferencji o Przyszłości Europy, w czasie której poglądy wyrażone przez kilkaset wylosowanych (sic!) osób z całej Unii i poddanych następnie obróbce w czasie moderowanych spotkań trwających kilka miesięcy, zostały przedstawione jako „vox populi” i włączone do politycznych planów.
ODWIEDŹ I POLUB NAS Dość powiedzieć, że likwidacja narodowego weta była jednym z postulatów tejże Konferencji. Na papierze i w prezentacjach to wzmocnienie siły instytucji demokratycznej z nazwy, czyli parlamentu wygląda znakomicie, jednak w praktyce powiązanie siły głosu z możliwością decyzji w organizmie tak ogromnym i zróżnicowanym jak Unia Europejska będzie iluzoryczne. To zresztą temat na osobne rozważania, bo z punktu widzenia projektowania mocarstwa Europa jest to tylko budowanie ogromnego Theatrum, które będzie zajmowało publiczność swoimi sporami i aferami, dając złudzenie decydowania o losach świata.
W projekcie zmian traktatowych znajdują się jeszcze dość poważnie brzmiące zapisy dotyczące wspólnych sił zbrojnych i jednolitego „dowództwa operacyjnego”, ale na tym etapie do tego aspektu nie przywiązywałbym wielkiej wagi. Owszem, pojawia się tu element ludyczny, bowiem w gronie komisji pracującej nad zmianami znalazł się jeden europejski radykał, zwolennik podjęcia wyzwania obrony krajów Unii jedynie przez nią samą, który zgłosił zdanie odrębne i chciałby, aby „zmianie traktatów towarzyszyły kroki w kierunku uniezależnienia się od NATO”.
Tak jest! Ten radykał nazywa się Helmut Scholz (zbieżność nazwisk z kanclerzem Niemiec przypadkowa) i jest absolwentem znanej w świecie uczelni, a mianowicie Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGiMO), którą kończył w latach 70., przygotowując się do służby dyplomatycznej dla NRD.
W przygotowanym przez komisję, której członkiem jest sympatyczny pan Helmut wraz z trzema jeszcze niemieckimi kolegami i Belgiem Guy Verhofstadtem na czele (nie jest to więc komisja czysto niemiecka, o nie!), jest jednak jeszcze jeden ważny zapis, bardzo krótki i łatwy do przeoczenia, ale mogący mieć poważne konsekwencje już w najbliższych latach.
Zapis dotyczący europejskiej waluty. Obecnie funkcjonuje w tej sprawie norma, że „Unia ustanawia unię gospodarczą i walutową, której walutą jest euro”. Oznacza to, że taka unia została utworzona i każdy może do niej przystąpić. Nowy przepis brzmi: „Walutą Unii jest euro.” Czy to oznacza, że gdy jest się członkiem Unii trzeba przystąpić do euro? Zapewne zadecyduje o tym nowy demokratyczny europejski parlament działający według demokratycznych procedur.
Skoro mowa o pieniądzach, to trzeba teraz przejść do następnego dokumentu, o jakim wspomniałem na początku, a który frywolnie nazwałem dokumentem „żeglarskim”, bo w tytule ma żeglowanie po pełnym morzu. Plany, jakie zamieścili tam wynajęci przez francuski i niemiecki rząd eksperci w dużej mierze pokrywają się z projektem zmian traktatowych przyrządzonych przez ekipę Verhovstadta i znowu nie warto rozwodzić się nad szczegółami, bo w politycznych i eksperckich środowiskach Europy Zachodniej coś takiego jak rezygnacja z prawa weta i wzmocnienie Komisji Europejskiej jest uważane za oczywiste. Dwunastu autorów tego dokumentu zajęło się oprócz tego zasadniczymi dla przyszłości Unii jako mocarstwa kwestiami finansowymi. I znowu kluczowe zdanie jest krótkie: „Wnioskiem z pozytywnego doświadczenia z mechanizmu NextGenerationEU powinno być umożliwienie Unii w przyszłości emisji wspólnego długu.”