Gdy po zamachu w Brukseli pojawiły się pierwsze pogłoski o jego możliwych związkach z tym państwem, Szwedzka Agencja Migracyjna początkowo nie była w stanie znaleźć w kartotekach żadnych informacji. Dopiero po szczegółowym dochodzeniu zdołano ustalić, że mężczyzna faktycznie przebywał w Szwecji w latach 2012–14.
Abdesalem Lassoued dał o sobie znać dość szybko po przyjeździe. Już we wrześniu 2012 roku został zatrzymany przez policję w Malmö ze 100 gramami kokainy. Podczas rewizji w mieszkaniu znaleziono więcej narkotyków i dużą sumę pieniędzy, został więc skazany na dwa lata i dwa miesiące więzienia. Podczas odbywania kary wystąpił o umieszczenie w zakładzie karnym usytuowanym w pobliżu Norwegii, ponieważ miał tam krewnych. Wyraził również chęć nauki angielskiego i jakiegoś zawodu.
Jednak służba więzienna stwierdziła, że jest niebezpieczny. Trzy dni po przybyciu do więzienia groził strażnikowi, że pchnie go nożem. Tłumaczył potem, że to tylko „arabskie powiedzonko”. Został umieszczony w zakładzie o poziomie bezpieczeństwa 1, w którym odbywają karę mordercy i skazani na dożywocie.
Innym razem kazał strażnikom czekać aż skończy modlitwę. Kilkakrotnie odmówił pracy, bo „był ramadan i nie mógł jeść, więc nie mógł pracować”. Nie chciał się zgodzić na oddanie próbki moczu, ponieważ – jak mówił – jego religia nie pozwala mu rozbierać się przed innymi mężczyznami. Podczas odsiadki dostał co najmniej trzy ostrzeżenia i kilkakrotnie trafił do izolatki z powodu różnych problemów, gróźb i bójek.
Raport szwedzkiej Służby Więziennej i Kuratorskiej mówi, że późniejszy terrorysta miał pozwolenie na posiadanie telefonu, i że odwiedzała go kobieta, początkowo określana jako partnerka, a później jako żona, mieszkająca częściowo w Tunezji, częściowo we Francji
W więzieniu złożył wniosek o azyl w Szwecji. Kuratorowi powiedział, że jeśli go nie dostanie, to „nie będzie miał dokąd pójść”. Decyzja jednak była odmowna, a o to, gdzie ma iść zatroszczyło się szwedzkie państwo: w marcu 2014 r. Abdesalem Lassoued został warunkowo zwolniony i deportowany ze Szwecji.
„Nigdy nie posiadał pozwolenia na pobyt w Szwecji i po odbyciu tutaj kary pozbawienia wolności został deportowany do innego kraju Unii Europejskiej zgodnie z protokołem dublińskim” – informuje Jesper Tengroth, rzecznik prasowy Szwedzkiej Agencji Migracyjnej. Rozporządzenie dublińskie zakłada, że azylant ma wrócić do pierwszego kraju, w którym złoży wniosek o azyl – w tym wypadku do Włoch.
Na marginesie – zabawny zbieg okoliczności: w tym okresie centroprawicowym premierem Szwecji był Fredrik Reinfeldt, znany z proimigracyjnej polityki pod hasłem „Otwórzcie swe serca”. To jego rząd wprowadził m.in. bezpłatną opiekę zdrowotną i dentystyczną dla nielegalnych imigrantów. Było to częścią, przyjętego w porozumieniu ze skrajnie lewicową partią Zielonych, tak zwanego Paktu Migracyjnego, który sam Reinfeldt przedstawiał jako „karę dla Szwedów” za masowe głosowanie na konserwatywno-narodowych Szwedzkich Demokratów. A 16 października 2023 r. ten sam Fredrik Reinfeldt, już jako prezes Szwedzkiego Związku Piłki Nożnej, był na meczu w Brukseli. Gdy jego rodacy padli od kul zamachowca, były premier został ewakuowany przez belgijską policję w bezpieczne miejsce. Pozostałych szwedzkich kibiców zatrzymano na stadionie do późnej nocy.
Rok 2016 był we Włoszech okresem szczytowego zagrożenia terrorystycznego. Współpracujące z włoskimi tunezyjskie służby bezpieczeństwa uznały Lassoueda za „element niebezpieczny i zradykalizowany”, a włoska policja sporządziła nawet profil potencjalnego dżihadysty. Mężczyzna był także monitorowany przez włoski wywiad i antyterrorystyczną służbę Digos. Stwierdziły one, że Tunezyjczyk chciał „przystać do Państwa Islamskiego i zdobyć broń palną, aby dokonywać nieobliczalnych czynów przeciwko chrześcijanom i Żydom”. Jak twierdził sam Lassoued, był on w kontakcie z Abdeslamem Salehem, współorganizatorem zamachów na Bataclan w Paryżu w 2015 i w Brukseli w 2016 r. Jeździł już wtedy do Belgii.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Prokuratura w Bolonii wszczęła przeciw niemu wstępne postępowanie, które umożliwiło m.in. założenie obu Tunezyjczykom podsłuchów i skonstatowanie, że kontaktują się regularnie z numerami za granicą. Postępowanie jednak nie przyniosło żadnych rezultatów i zostało zawieszone.
26 maja 2016 r. Lassoued złożył kolejny wniosek o ochronę międzynarodową. Dość szybko, bo już w czerwcu, jego wniosek o azyl został odrzucony, a przyszły terrorysta został odesłany do ośrodka w Caltanissetta dla osób oczekujących na deportację. Oczywiście, jak większość nielegalnych imigrantów, którym odmówiono azylu, złożył odwołanie, błyskotliwie wykorzystując europejskie prawo azylowe.
Opłaciło się! Sąd w Bolonii zawiesił decyzję o deportacji i wyznaczył termin kolejnej rozprawy na 2017 r., co pozwoliło mu wyjść z ośrodka z trzymiesięcznym zezwoleniem na pobyt w kieszeni. Kiedy odwołanie zostanie odrzucone, będzie już za granicą, w kolejnym kraju europejskim – tym razem w Belgii, gdzie bywał wcześniej.
Wybór Tunezyjczyka był racjonalny z jego punktu widzenia. Po pierwsze, miał tam już kontakty w środowisku islamistów, które nawiązał jeszcze przed przybyciem do Bolonii. Po drugie, przedmieścia Brukseli to bez wątpienia jedno z najbardziej
muslim friendly miejsc w Europie, obok brytyjskiego Birmingham czy niemieckich metropolii w Zagłębiu Ruhry, tam, gdzie prawdziwie prawowierny wyznawca Proroka może żyć w zgodzie z zasadami swojej religii, nie zawracając sobie głowy cywilizacyjnymi zasadami chrześcijańskiego społeczeństwa ani antyreligijnym laicyzmem. Po trzecie, Belgia jest powszechnie znana z liberalnego podejścia do kwestii migracyjno-azylowych, co pozwoliłoby mu na złożenie kolejnego wniosku z szansą na ominiecie procedur Unii Europejskiej.
Mimo odmowy azylu w Norwegii, w Szwecji, i dwukrotnie we Włoszech, Abdesalem Lassoued złożył w Brukseli kolejny wniosek o azyl w grudniu 2019 r. Przedstawił tunezyjski akt ślubu z obywatelką Belgii, ale dokument nie został uznany przez urząd. Niemal rok później, w październiku 2020 r. jego prośba została odrzucona, a Urząd ds. Cudzoziemców wydał mu nakaz opuszczenia kraju do 4 marca 2021 r. Dokument został wysłany listem poleconym na podany adres, ale zainteresowany go nie odebrał. Policja była równie nieskuteczna, jak listonosz: nie potrafiła go znaleźć, mimo że mieszkał z żoną, a jego córka normalnie chodziła do szkoły. Czy w ogóle ktoś go szukał? Można powątpiewać.
Groźba deportacji nie była aż taką tragedią jak mogłoby się wydawać. Tunezyjczyk po prostu nadal żył normalnie. Regularnie pojawiał się na policyjnych radarach, jak w 2021 roku w Genui, bywał też wielokrotnie w Turynie, o czym świadczą zdjęcia na jego Facebooku.
Pomimo sądowego nakazu opuszczenia terytorium Belgii Abdesalem Lassoued znalazł schronienie w zislamizowanej brukselskiej dzielnicy Schaerbeek, w okolicach placu Eugène Verboekhovena, tzw. niedźwiedziej klatki, siedliska dżihadystów, jednej z tych
no go zones, których ponoć na Zachodzie nie ma. Mimo braku dokumentów i zameldowania prowadził w miarę normalne życie z żoną, noszącą hidżab i pracującą jako fryzjerka. Jego pasierbica chodziła do belgijskiej szkoły, a on sam uczęszczał do lokalnego meczetu – skąd zresztą w pewnym momencie został wyproszony