Zaskoczyły mnie trochę kostiumy. Większość postaci nosi stroje markujące stylizowaną starożytność. Ale Chabriasz (Tomasz Obiński), tebański urzędnik, jest w XVIII-wiecznym ubraniu. Podobnie jak dodana przez inscenizatorów kobieca postać nazwana Cieniem (Julia Banasiewicz). Ta ostatnia stylizacja tłumaczy się tym, że odgrywa ona podwójną rolę, mówiąc także kawałkami tekstu z epoki Stanisława Augusta i Konarskiego. Ten zabieg był dla mnie ryzykowny, bo nie całkiem jasny. Rodziły się pytania o związki tych cytatów z polityczną metaforą. Zarazem Cień przedstawia również śmierć, którą zafascynowany jest Epaminondas.
Dla odmiany Meneklides grany przez Pawła Paprockiego, typ wyjątkowo odpychającego demagoga i warchoła, nosi ubranie całkiem współczesne. To przemieszanie różnych wizerunków sugeruje, jak rozumiem, uniwersalne związki epoki starożytnej, czasów Oświecenia i tego, co dzieje się z Polakami, a może z różnymi zbiorowościami, także i dzisiaj. Nie wpłynęło to specjalnie na mój odbiór, ani w sensie pozytywnym ani negatywnym.
Studenci wypadli dobrze
Intrygującej muzyce odpowiada sugestywna kompozycja scen, nawet swoista choreografia. Aktorzy grają to na tyle współcześnie, na ile mogą. Wybija się klarowna aktorska oferta Marcina Przybylskiego, aktora Teatru Narodowego, który nasyca stoicką rezygnację Epaminondasa iskrą realnego życia i realnego tragizmu. Wyrazistą postacią jest energiczny rzecznik racji głównego bohatera Cymon, grany przez Roberta Jarocińskiego. Skrajnym kontrapunktem dla nich są tragikomiczne figury oskarżycieli: Meneklides Pawła Paprockiego i Kalistrat Macieja Wyczańskiego. Nieco bardziej jednowymiarowo wypadają: tebański urzędnik Archiasz Macieja Wierzbickiego i Pelopidas, główny towarzysz broni Epaminondasa, grany przez Sebastiana Rysia, być może jednak dlatego, że taką rolę wyznacza im sam autor.
Oddzielną pozycję stanowi Ismena, żona Pelopidasa, grana przez Maję Hirsz. To postać tragiczna, rozdarta między miłością do nieudanego syna Polimnusa, jednego z demagogów, a poczuciem obowiązku wobec wspólnoty i poczuciem sprawiedliwości. Rola grana jest w kilku momentach na „górnym c”, z czym jednak kontrastują jej wręcz intymne wyznania. Ismena odgrywa też rolę organizatorki oporu wobec ruchawki motłochu. Jest więc zaskakującym akcentem niemal „feministycznym”. Najwyraźniej Konarski w różnych sferach wykraczał poza horyzonty swoich czasów.
Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie przez Gajewskiego do spektaklu studentów Akademii Teatralnej. Można by rzec, że to swoisty hołd złożony przez tę szkołę Konarskiemu. Trzecioroczniacy zostali obsadzeni w ważnych rolach, równorzędnych wobec tych, które grają renomowani aktorzy. Wybija się Stanisław Kawecki jako prawie neurotyczny w swoim fanatyzmie młody demagog Polimnus. Klasę trzymają: Kacper Męcka (Michytus), Tomasz Obiński (Chabriasz), Julia Banasiewicz (Cień) czy Maja Kalbarczyk (Arete).
Aż by się chciało spytać aktorów na początku ich drogi zawodowej, jak się czują w tej konwencji. Warto tu jeszcze odnotować rolę Diomedona, perskiego posła, zagraną przez kolejnego studenta Mikołaja Łukasiewicza w konwencji delikatnej, subtelnej groteski wspomaganej niemal tanecznymi ruchami. Obecność tej postaci w całej akcji to z kolei przyczynek do kolejnego wątku dramatu. Poseł sugeruje Epaminondasowi wsparcie, ale w wyraźnie instrumentalnym celu. Szuka pretekstu do wtrącania się swojego króla w greckie sprawy. To mocna przestroga w XVIII wieku, kiedy Polska była rozgrywana coraz mocniej przez potężniejących sąsiadów. Na ile jest ona aktualna i dziś? Warto się nad tym zastanowić.
Dostajemy więc spory ładunek sygnałów do przemyśleń. Pytanie, na ile łatwo je przyswajać dzisiaj, kiedy estetyka tak mocno się zmieniła, a właściwie nadal się zmienia. Na ile można oczekiwać od współczesnego widza wysiłku aby się w to wgryzać, łowić analogie, aluzje, rozmaite morały. Ja, powtórzę, czułem się zaciekawiony. Na ile jestem typowy?
Prośby do władzyNa tle zamiaru uczczenia Konarskiego, w co włączyła się też Akademia Teatralna, przychodzi mi do głowy kolejna myśl. Kiedy do władzy doszedł PiS, namawiałem bezskutecznie kolejnych ministrów edukacji aby przemyśleli prosty pomysł. Warto by, na wzór krajów anglosaskich, uczynić edukację teatralną integralną częścią szkolnych programów – i w podstawówce i w szkołach ponadpodstawowych. I to nie tylko w sensie uczenia jakichś elementów wiedzy o teatrze na lekcjach polskiego. Przede wszystkim w postaci udziału całych klas szkolnych w przygotowanych spektaklach. Konarski rozumiał, jak bardzo to otwiera młodych ludzi i czego ich uczy. To się wcale nie zdezaktualizowało.
Czy warto o to kołatać do kolejnej władzy? Czynię to, choć bez wielkiej wiary w skuteczność swoich zaklęć. Skądinąd zaś myśląc o zmianie warty na szczytach, przychodzi mi do głowy coś jeszcze.
Teatr Klasyki Polskiej czekał parę lat na swoistą legalizację, pozwalającą na ubieganie się o dotacje na równi z innymi podmiotami teatralnymi. Ma mądrego dyrektora Jarosława Gajewskiego i ambitne plany. Lada dzień wystawi „Ambasadora” Sławomira Mrożka, a więc sztukę w mocno odmiennej konwencji, zarazem o uniwersalnym przesłaniu.
Sam fakt zbudowania takiej oferty, konkurencyjnej wobec estetyki dominującej na innych profesjonalnych scenach, budził niechętne reakcje w mediach popierających obecną opozycję, która lada dzień stanie się zapewne rządową koalicję. Czytałem, że taki teatr jest niepotrzebny.
Chciałbym wierzyć, że ta nowa koalicja uszanuje różnorodność i pozwoli Teatrowi Klasyki Polskiej na swobodną działalność. Teatralne portale pełne są dziś okrzyków, że kończy się czas rządowej cenzury. Ja jej specjalnie nie dostrzegałem. Ale skoro jesteście takimi zwolennikami swobód, pozwólcie aby rozkwitało 100 teatralnych kwiatów. A nie tylko 99.
– Piotr Zaremba
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy