Kultura

Zwyciężył, ale zbyt długo kierował armią

Chciałbym wierzyć, że nowa koalicja uszanuje różnorodność i pozwoli Teatrowi Klasyki Polskiej na swobodną działalność…

Czy trzeba wystawiać dramat, który przez prawie 270 lat nie doczekał się swojej premiery na deskach profesjonalnego teatru? – Może były ku temu powody, że go tyle lat nie grano? – rozważał nawet jeden z aktorów, którzy zagrali w „Epaminondasie” autorstwa księdza Stanisława Konarskiego. A jednak ta sztuka to pierwsza premiera Teatru Klasyki Polskiej, w jego nowej postaci, od kiedy z produktu prywatnej fundacji stał się instytucją kultury uznaną przez ministerstwo.

Będę się upierał, że „Epaminondas” to eksperyment udany, chwilami nawet intrygujący. Zacznijmy od autora i od kontekstu. Stanisław Konarski to wielki rzecznik reform polskiego państwa, na którego cześć po jego przedwczesnej śmierci bito medale z sentencją „Sapere auso” – temu, który odważył się być mądry. On sam napisał fundamentalne dzieło „O skutecznym rad sposobie”, ale zaczął od przemian na własnym poletku.

O odwadze mądrości

Zreformował system edukacji w swoim zakonie pijarów. Postawił na nowoczesną naukę i na samodzielne myślenie. Wychodził z założenia, że adepci lepszych szkół staną się rzecznikami lepszej Rzeczypospolitej. Niestety tego wyścigu z czasem Polacy nie wygrali. Skończyło się rozbiorami. A sam Konarski zmarł w 1773 roku, kiedy to jego misję przejęło – poniekąd – państwo tworząc Komisję Edukacji Narodowej.

Dodajmy, że był duchownym oświeceniowym, ale zdaje się autentycznie wierzącym (polska wersja Oświecenia!). I dodajmy coś jeszcze: był wielkim rzecznikiem teatru. On akurat w reformie szkolnej Konarskiego odgrywał wielką rolę. Uczniowie pijarskich szkół uczyli się między innymi grania na scenie.

Symboliczne: pijarski zakład szkolny w Warszawie był w tym miejscu, gdzie teraz jest Akademia Teatralna, a raczej zbudowany na nowo, prowadzony przez Akademię Teatr Collegium Nobilium – przy ulicy Miodowej. Pomysł wystawienia „Epaminondasa” miał swój początek w konferencji „Sapere Auso” zorganizowanej właśnie w Akademii podczas pandemii. Była ona poświęcona Konarskiemu i jego teatrowi. Wszak to jeden z prekursorów nowoczesnego polskiego dramatu, jeszcze przed Wojciechem Bogusławskim, i przed tym co nazwano teatrem narodowym.

Jarosław Gajewski, znakomity aktor i reżyser, pedagog Akademii, czytał podczas konferencji fragmenty „Epaminondasa”. Zrodziła się w nim wtedy myśl aby wydobyć ten tekst z mroków dziejów. Wydano go w roku 1756. Po raz pierwszy wystawiono w 1759. Pod skrzydłami pijarów wystawiano go potem wielokrotnie. Z kolei w czasach II Rzeczpospolitej robiły to czasem teatry szkolne.

Epaminondas – kto to?

Teraz o samym temacie. Jest on świadectwem historycznej erudycji Konarskiego. Bohater jego sztuki to wódz i polityk z greckich Teb. Silna kulturalnym oddziaływaniem na ówczesny świat starożytna Grecja była podzielona na wiele miniaturowych państewek, często niewiele większych niż miasta. Epaminondas zjednoczył pod zwierzchnictwem Teb większy region: Beocję.
Fot. Piotr Babisz/ Teatr Klasyki Polskiej
W klasycznej historii powszechnej czasów starożytności jej autor Józef Wolski opowiada o nim jako o kimś, kto pokonał Spartę w bitwie pod Leuktrami w roku 371 przed naszą erą. Złamał w ten sposób jej dominację nad większością Grecji. Sparta była oligarchią, Teby miały system demokratyczny. Na dokładkę Epaminondas wyzwolił spod władzy Sparty Meseńczyków będących państwowymi niewolnikami – helotami. Zawdzięczał to nowoczesnemu zorganizowaniu wojska, przede wszystkim użyciu tak zwanego szyku skośnego. Wykorzysta to potem Macedonia Filipa i Aleksandra posyłając w świat na podboje swoją falangę.

Epaminondas nigdy nie został władcą. Zginął w bitwie pod Mantineą w roku 362 p.n.e. To pomogło z kolei Sparcie w przełamaniu hegemonii Teb. Związek Beocki się rozpadł. Historyk pomija jednak perypetie Epaminondasa wewnątrz samych Teb. Próbowano go tam postawić przed sądem, wkrótce po tym, kiedy odniósł swoje najświetniejsze zwycięstwo pod Leuktrami. Dla Konarskiego to okazało się najciekawsze. Ale od razu powiedzmy: to nie tyle wierne studium greckiej polityki, ile metafora dotycząca Polski i Polaków.

O czym jest ta metafora?

Nim zaczniemy ją roztrząsać, wróćmy do pytania: czy należało wystawiać. Nawet program wydany przez teatr Akademii Collegium Nobilium (to w jego budynku na Miodowej odbyła się premiera) cytuje uczciwie opinie sugerujące sceptycyzm. Wacław Borowy pisał w roku 1948: „Rzecz pełna jest szlachetnych tyrad i sentencyj moralnych, ale przy całej swojej powadze niezbyt dramatycznie ożywiona. Jest to nie tyle tragedia, ile raczej wielka rozprawa w dialogach i monologach”.

Wacław Kloss, dyrektor gimnazjum Władysława IV, wydał „Epaminondasa” w roku 1923 z okazji 150 rocznicy KEN i śmierci Konarskiego. Ale i on przyznawał (znalazłem tę opinię w internecie), że dramat jest zbyt rozwlekły, i że wystawiając go w szkole musiał używać nożyc inscenizatora do jego przycięcia. Czy zatem mamy do czynienia jedynie z filologiczną i historyczną ciekawostką?

Dla mnie to polityczna metafora, wciąż żywotna i celna, pomimo staroświeckich form wyrazu. Opowiadająca o roli jednostki w historii, o relacjach między jednostką i zbiorowością. Epaminondas zaraz po swoim największym zwycięstwie staje w cieniu podejrzenia – przekroczył formalne uprawnienia, konkretnie zbyt długo kierował armią. To że dzięki temu odniósł zwycięstwo przestaje mieć nagle znaczenie. W teorii to ograniczenie ma chronić przed tyranią. Ale jest traktowane mechanicznie i wykorzystywane przez notorycznych demagogów do kampanii przeciw wybitnej jednostce. ODWIEDŹ I POLUB NAS Konarski miał naturalnie na myśli XVIII-wieczną Polskę z łatwym do rozkołysania szlacheckim demosem, broniącym anarchicznych swobód z liberum veto na czele. Mitycznego ludu w dramacie nie widzimy. Ale to on jest sędzią, nieobliczalnym, nieodpowiedzialnym, nieobywatelskim. Naturalnie można w takim obrazie widzieć jakieś jednostronne przerysowanie czy przechył. Ale sam dylemat wykracza naturalnie poza czasy oświeconego pijara. Można szukać analogii, nawet całkiem współczesnych. Na ile formalne gwarancje powinny obowiązywać, kiedy kolidują ze wspólnym dobrem?

Jest i temat drugi. Epaminondas to typ lidera niemal idealnego. Nie broni się wobec oskarżeń, próbuje na narastającą przemoc wobec niego odpowiadać pojednawczą wyrozumiałością. Zarazem na jego postawę wpływ ma nie tylko polityczne wyobrażenie roli przywódcy. Także mocna wiara w nieśmiertelność duszy, w to, że śmierć, która mu grozi, jest tylko przystankiem. Odbierałem passusy na ten temat jako żarliwe wyznanie wiary samego Konarskiego. Który czerpał ją bardziej od stoików niż z Pisma Świętego.

Tragedia w żwawym tempie

Oglądałem to więc z zainteresowaniem. Czy podzielać je będą widzowie o mniej rozbudzonych historycznych pasjach? Pytanie zawisa w powietrzu. Forma jest miejscami niełatwa, sporo tu patosu zgodnego z kanonami tamtej epoki. A jednak Gajewski zrobił wiele aby z tej historii uczynić opowieść wartką, pełną dramatycznych zwrotów akcji. Na ile to zasługa jego nożyczek, których użycie zapowiadał pan dyrektor Kloss dokładnie 100 lat temu? Rzecz warta oddzielnych badań, dramat ma być wydany, więc będzie można sprawdzić.

Wielka tu również zasługa Patryka Kenckiego, speca od dawnej polszczyzny. Skoro poradził sobie z „Żywotem Józefa” Mikołaja Reja czy z „Historyją o chwalebnym zmartwychwstaniu pańskim” Mikołaja z Wilkowiecka, gdzie słowa przypominały niekiedy słowacki, musiał sobie poradzić z dramaturgiczną adaptacją i tu. I tak się stało. Tak naprawdę to głównie on i ciął, i czasem modyfikował zbyt archaiczny język. Uwypuklając zarazem wątki ciekawe dla nas.

Tempa nadawała sugestywna, niemal filmowa muzyka. Wojciech Lubertowicz i Tomasz Skrętowski używają rozmaitych egzotycznych instrumentów, głównie bębnów, które udatnie kojarzą się z dawnymi namiętnościami i obsesjami. Z kolei scenografia znakomitej Aleksandry Redy jest prosta i nawiązująca do klasycystycznego wyobrażenia starożytnego świata. Nie przytłacza aktorów. Nie odwraca od nich uwagi.
Zaskoczyły mnie trochę kostiumy. Większość postaci nosi stroje markujące stylizowaną starożytność. Ale Chabriasz (Tomasz Obiński), tebański urzędnik, jest w XVIII-wiecznym ubraniu. Podobnie jak dodana przez inscenizatorów kobieca postać nazwana Cieniem (Julia Banasiewicz). Ta ostatnia stylizacja tłumaczy się tym, że odgrywa ona podwójną rolę, mówiąc także kawałkami tekstu z epoki Stanisława Augusta i Konarskiego. Ten zabieg był dla mnie ryzykowny, bo nie całkiem jasny. Rodziły się pytania o związki tych cytatów z polityczną metaforą. Zarazem Cień przedstawia również śmierć, którą zafascynowany jest Epaminondas.

Dla odmiany Meneklides grany przez Pawła Paprockiego, typ wyjątkowo odpychającego demagoga i warchoła, nosi ubranie całkiem współczesne. To przemieszanie różnych wizerunków sugeruje, jak rozumiem, uniwersalne związki epoki starożytnej, czasów Oświecenia i tego, co dzieje się z Polakami, a może z różnymi zbiorowościami, także i dzisiaj. Nie wpłynęło to specjalnie na mój odbiór, ani w sensie pozytywnym ani negatywnym.

Studenci wypadli dobrze

Intrygującej muzyce odpowiada sugestywna kompozycja scen, nawet swoista choreografia. Aktorzy grają to na tyle współcześnie, na ile mogą. Wybija się klarowna aktorska oferta Marcina Przybylskiego, aktora Teatru Narodowego, który nasyca stoicką rezygnację Epaminondasa iskrą realnego życia i realnego tragizmu. Wyrazistą postacią jest energiczny rzecznik racji głównego bohatera Cymon, grany przez Roberta Jarocińskiego. Skrajnym kontrapunktem dla nich są tragikomiczne figury oskarżycieli: Meneklides Pawła Paprockiego i Kalistrat Macieja Wyczańskiego. Nieco bardziej jednowymiarowo wypadają: tebański urzędnik Archiasz Macieja Wierzbickiego i Pelopidas, główny towarzysz broni Epaminondasa, grany przez Sebastiana Rysia, być może jednak dlatego, że taką rolę wyznacza im sam autor.

Oddzielną pozycję stanowi Ismena, żona Pelopidasa, grana przez Maję Hirsz. To postać tragiczna, rozdarta między miłością do nieudanego syna Polimnusa, jednego z demagogów, a poczuciem obowiązku wobec wspólnoty i poczuciem sprawiedliwości. Rola grana jest w kilku momentach na „górnym c”, z czym jednak kontrastują jej wręcz intymne wyznania. Ismena odgrywa też rolę organizatorki oporu wobec ruchawki motłochu. Jest więc zaskakującym akcentem niemal „feministycznym”. Najwyraźniej Konarski w różnych sferach wykraczał poza horyzonty swoich czasów.

Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie przez Gajewskiego do spektaklu studentów Akademii Teatralnej. Można by rzec, że to swoisty hołd złożony przez tę szkołę Konarskiemu. Trzecioroczniacy zostali obsadzeni w ważnych rolach, równorzędnych wobec tych, które grają renomowani aktorzy. Wybija się Stanisław Kawecki jako prawie neurotyczny w swoim fanatyzmie młody demagog Polimnus. Klasę trzymają: Kacper Męcka (Michytus), Tomasz Obiński (Chabriasz), Julia Banasiewicz (Cień) czy Maja Kalbarczyk (Arete).

Aż by się chciało spytać aktorów na początku ich drogi zawodowej, jak się czują w tej konwencji. Warto tu jeszcze odnotować rolę Diomedona, perskiego posła, zagraną przez kolejnego studenta Mikołaja Łukasiewicza w konwencji delikatnej, subtelnej groteski wspomaganej niemal tanecznymi ruchami. Obecność tej postaci w całej akcji to z kolei przyczynek do kolejnego wątku dramatu. Poseł sugeruje Epaminondasowi wsparcie, ale w wyraźnie instrumentalnym celu. Szuka pretekstu do wtrącania się swojego króla w greckie sprawy. To mocna przestroga w XVIII wieku, kiedy Polska była rozgrywana coraz mocniej przez potężniejących sąsiadów. Na ile jest ona aktualna i dziś? Warto się nad tym zastanowić.

Dostajemy więc spory ładunek sygnałów do przemyśleń. Pytanie, na ile łatwo je przyswajać dzisiaj, kiedy estetyka tak mocno się zmieniła, a właściwie nadal się zmienia. Na ile można oczekiwać od współczesnego widza wysiłku aby się w to wgryzać, łowić analogie, aluzje, rozmaite morały. Ja, powtórzę, czułem się zaciekawiony. Na ile jestem typowy?

Prośby do władzy

Na tle zamiaru uczczenia Konarskiego, w co włączyła się też Akademia Teatralna, przychodzi mi do głowy kolejna myśl. Kiedy do władzy doszedł PiS, namawiałem bezskutecznie kolejnych ministrów edukacji aby przemyśleli prosty pomysł. Warto by, na wzór krajów anglosaskich, uczynić edukację teatralną integralną częścią szkolnych programów – i w podstawówce i w szkołach ponadpodstawowych. I to nie tylko w sensie uczenia jakichś elementów wiedzy o teatrze na lekcjach polskiego. Przede wszystkim w postaci udziału całych klas szkolnych w przygotowanych spektaklach. Konarski rozumiał, jak bardzo to otwiera młodych ludzi i czego ich uczy. To się wcale nie zdezaktualizowało.



Czy warto o to kołatać do kolejnej władzy? Czynię to, choć bez wielkiej wiary w skuteczność swoich zaklęć. Skądinąd zaś myśląc o zmianie warty na szczytach, przychodzi mi do głowy coś jeszcze.



Teatr Klasyki Polskiej czekał parę lat na swoistą legalizację, pozwalającą na ubieganie się o dotacje na równi z innymi podmiotami teatralnymi. Ma mądrego dyrektora Jarosława Gajewskiego i ambitne plany. Lada dzień wystawi „Ambasadora” Sławomira Mrożka, a więc sztukę w mocno odmiennej konwencji, zarazem o uniwersalnym przesłaniu.



Sam fakt zbudowania takiej oferty, konkurencyjnej wobec estetyki dominującej na innych profesjonalnych scenach, budził niechętne reakcje w mediach popierających obecną opozycję, która lada dzień stanie się zapewne rządową koalicję. Czytałem, że taki teatr jest niepotrzebny.



Chciałbym wierzyć, że ta nowa koalicja uszanuje różnorodność i pozwoli Teatrowi Klasyki Polskiej na swobodną działalność. Teatralne portale pełne są dziś okrzyków, że kończy się czas rządowej cenzury. Ja jej specjalnie nie dostrzegałem. Ale skoro jesteście takimi zwolennikami swobód, pozwólcie aby rozkwitało 100 teatralnych kwiatów. A nie tylko 99.

– Piotr Zaremba

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Fot. Piotr Babisz/ Teatr Klasyki Polskiej
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.