Gorzej, gdy reżyser ma bardziej niż skromną wiedzę o historii i wojskowości, a porywa się na tworzenie dzieła, przy którym jednak coś trzeba wiedzieć. Tak było w przypadku filmu „Orzeł. Ostatni patrol” (reżyseria Jacek Bławut), krytykowanego przede wszystkim za słaby scenariusz, w którym załoga większość czasu smętnie i jakby bez celu krąży po swoim okręcie.
Ale w forum dyskusyjnym na FilmWebie jeden z widzów wskazał na coś innego: „Chyba najbardziej absurdalną sceną filmu było niezauważone wejście OCEANICZNEGO OKRĘTU PODWODNEGO do płytkiego basenu holenderskiego portu i obserwowanie wesela na wybrzeżu. Nie wiem, skąd Polacy mieli peryskop na «Orle», ale była to technologia iście kosmiczna. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć to, że marynarze mogli za pomocą zoomu widzieć dokładnie matkę tańczącą z dzieckiem przy wesoło przygrywającym na saksofonie Murzynie. (…) W pewnym momencie nasz chwacki okręt wynurza się na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza, przy świadomości, że wokół krążą niemieckie okręty. «Orzeł» wynurza się i rozpoczyna OSTRZAŁ KARABINOWY (!!!) w stronę niemieckich okrętów. Czemu, skoro okręt był uzbrojony w działo kal. 105 mm i podwójnie sprzężone działko przeciwlotnicze kal. 40 mm? (…) Z innych – pardon moi – debilizmów to warto jeszcze wspomnieć o waleniu kluczem w drabinkę, by zwabić niemieckie okręty w swoim kierunku. Nawet nie wiem, jak to skomentować”.
Na „Orła…” wydano co najmniej 12 milionów złotych, na „Tajemnicę Westerplatte” 14 milionów – przynajmniej takie są oficjalne informacje.
Zabrakło konsultantów?
Oczywiście, pieniądze nie są jedynym problemem, ale są ważne. Znakomita „Dunkierka” kosztowała co najmniej 100 milionów dolarów, czyli 420 mln złotych. Próbując porównać z podobnym polskim filmem, przychodzi na myśl „1920. Bitwa Warszawska”, która kosztowała ponad 25 mln zł (nie biorąc pod uwagę inflacji i różnic kursowych). No tak, ale „Bitwa Warszawska” pełna jest błędów historycznych, wcale nie związanych z finansami. Przykład pierwszy: w filmie pojawia się sowiecki pociąg pancerny (stworzony komputerowo), zupełnie nierealny, wyglądający jak jakiś morski pancernik na kołach. Drugi: sowieckie samochody pancerne to repliki przedwojennych, polskich wz. 29 i wz. 34, lekko tylko „ucharakteryzowane” i wcale nie przypominające tych z
wojny polsko-bolszewickiej. A można było chociażby obudować je dyktą. I trzeci: ksiądz Ignacy Skorupka ma stułę wprowadzoną po II Soborze Watykańskim (taką jak obecnie), a nie ówczesną, rozszerzaną u dołu. Tymczasem oryginalna stuła ks. Skorupki znajduje się w Muzeum Wojska Polskiego…
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Musi to dziwić, bo przecież film miał konsultantów – przede wszystkim prof. Janusza Ciska (już nieżyjącego), w latach 2006 – 2012 dyrektora Muzeum Wojska Polskiego. Niestety, nie możemy go spytać, czemu nie dostrzegł tych błędów. A może nikt go nie słuchał?...
Można się oczywiście pocieszać, że inni też robią błędy. W internecie można znaleźć wiele list filmów najgorszych pod tym względem. Jest tam m.in. „Pearl Harbor”, na którym możemy ujrzeć barbarzyńskie zachowanie Japończyków – zbombardowanie cywilnego szpitala – które nigdy nie miało miejsca. Są i inne, od „Zakochanego Szekspira” (tam podobno wszystko jest nieprawdziwe) przez „Patriotę” (całe mnóstwo błędów) po „Braveheart. Waleczne serce” (podobnie).
Można odnieść wrażenie, że twórcy uważają przeciętnego widza za człowieka zupełnie nieznającego się na historii, więc da mu się „wcisnąć” dowolną opowieść, bo i tak nie zauważy, że coś jest nie w porządku. Ci co zauważą, nieliczni, będą spierać się na rozmaitych portalach i wytykać błędy, a inni ucieszą się, bo pojawi się szansa napisania kolejnego artykułu lub stworzenia kolejnego filmu na YouTube z cyklu „błędy w filmach”.
Gorzej, że po obejrzeniu całkiem nieprawdziwego obrazu, przedstawiającego znaczące wydarzenia historyczne, ludzie będą myśleć, że tak było naprawdę. A kino może być silniejszym kreatorem historii, niż piszący książki profesorowie.
– Piotr Kościński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy