Chodzi nie tylko o odszkodowanie za korzystanie z pracy niewolniczej, lecz również za wspomniane tłumienie dążeń do niepodległości – przypadek Kenii. Dziesięć lat temu władze brytyjskie zgodziły się wprawdzie wypłacić uczestnikom powstania Mau Mau i ich rodzinom – to w sumie ponad 5 tys. osób – odszkodowanie na łączną sumę 20 mln funtów, dzisiaj jednak uważa się to za gest dalece niewystarczający.
Za niewystarczające uznano także deklaracje, jakie i Karol, jeszcze jako książę Walii, i jego syn William, obecny następca tronu, nie raz i nie dwa wygłaszali podczas wizyt w dawnych koloniach i podczas spotkań państw Commonwealthu – Wspólnoty Narodów, skupiającej głównie, choć nie wyłącznie, dawne posiadłości brytyjskie. Obaj bardzo mocno podkreślają, że myśl o niewolnictwie i o „nieludzkich cierpieniach, jakich doświadczały tysiące ludzi”, napawa ich zgrozą. Dla licznych organizacji występujących w imieniu przeszłości – bo tak chyba należy to określić – jest to jednak o wiele za mało.
Problem polega jednak na tym, że ich oczekiwania są nierealne. Nie ma przy tym znaczenia, co na ten temat sądzi sam król i jego rodzina. Decyzja w tej sprawie należy do rządu i Karol, nawet gdyby osobiście był innego zdania (czy tak jest, oczywiście nie wiadomo), musi się jej podporządkować. Rząd zaś kategorycznie wyklucza przyznanie jakichkolwiek odszkodowań i wszelkie rozmowy na ten temat, nie widzi także możliwości zmiany polityki. Bo współczesna Wielka Brytania, jak podkreślił obecny premier Rishi Sunak, nie może ponosić odpowiedzialności za to, co działo się w czasach imperium.
To stanowisko podziela większość Brytyjczyków. Większość z nas, jak stwierdził Douglas Murray, dziennikarz renomowanego tygodnika „The Spectator”, jest zmęczona nieustannym wałkowaniem tematu odszkodowań. Ludzie mają dość ścigania się, kto bardziej dobitnie będzie ubolewać nad cierpieniami sprzed wieków.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Tylko najmłodsi widzą te sprawy inaczej. Ponad połowa ludzi młodych, w wieku 18-24 lat, czyli pokolenia Z, sądzi, że reparacje byłym koloniom się należą. Badania, jakie przeprowadził niedawno instytut YouGov, mogą być jednak obarczone sporym błędem, bo przeprowadzono je na bardzo małej próbie zaledwie 212 osób. Nie wiadomo także, czy i jaki był w niej odsetek ludzi o pochodzeniu, nazwijmy to, kolonialnym.
Żądania wobec Windsorów
Można byłoby sądzić, że stanowisko rządu brytyjskiego zamyka sprawę, odcinając dawnym koloniom drogą do wysuwania roszczeń. Nic bardziej mylnego.
Działacze z kolonii wpadli na pomysł, jak obejść odmowę: Można zrezygnować z dochodzenia reparacji od państwa brytyjskiego, a żądania skierować wprost do rodziny królewskiej. Bo przecież, jak dowodzą przedstawiciele organizacji, przodkowie króla Karola, bogacili się dzięki koloniom nie mniej niż angielscy przedsiębiorcy czy plantatorzy, nawet jeśli sami nie posiadali plantacji na Karaibach, nie wyłapywali mieszkańców Afryki i nie transportowali ich do Nowego Świata. Dlatego jest rzeczą słuszną, by odszkodowań domagać się wprost od rodziny Windsorów.
„Mamy nadzieję – mówił dziennikowi „Daily Telegraph” Arley Gill, prawnik, przewodniczący Komisji ds. Reparacji na Grenadzie – że król Karol przeanalizuje kwestię odszkodowań, złoży poważne oświadczenie, poczynając od przeprosin, i sięgnie po środki będące w posiadaniu rodziny królewskiej, by w kwestii reparacji zadośćuczynić sprawiedliwości. Nie mówimy, że powinien głodować on i jego rodzina, uważamy jednak, że należy zasiąść do stołu i przedyskutować, co da się zrobić”.