Historia

Jak polscy posłowie głosowali za utratą suwerenności

Ostatecznie 22 lipca (to dobra data dla współpracy polsko-rosyjskiej!) Sejm zrezygnował w imieniu Rzeczypospolitej z ziem zajętych pół roku wcześniej przez Rosję.

Motto:
Przegrali dom swój. Śnieg zawiał granice.
Od Petersburga szły z piszczałką roty.

(Miłosz)

Przegrana kampania przegraną kampanią, na cóż drążyć temat? Była bitwa pod Zieleńcami, 18 lipca 1792, i zawdzięczamy jej Virtuti Militari – na wstążce orderowej dwa czarne paski na bladobłękitnym tle, jakby gdzieś w oddali płonął folwark i biblioteka – ale potem postępował odwrót, przez Ostróg, Dubną, Kozienice. Jeszcze pod Markuszowem, 26 lipca, Józef Poniatowski skubnął Kozaków, ale to z desperacji, bo jego szlachetnie panujący stryj tydzień wcześniej zgłosił akces do konfederacji targowickiej, więc właściwie nie było już o czym mówić.

I miało być tak pięknie! Zapowiadała wszak zwycięska konfederacja targowicka w swym zredagowanym w Petersburgu manifeście: „Żądania nasze są, aby Rzplita udzielną, samowładną, niepodległą, w granicach całą została, bo od wieków nikomu podległą i czyją własnością, dziedzictwem, nie była. – Żądamy wolności, narodowi naszemu przyzwoitej, bo w niej przodkowie nasi od wieków żyli, bośmy się w niej porodzili i umierać chcemy. – Żądamy spokojności wewnętrznej, trwałego z sąsiadami pokoju, bo szczęśliwości, bezpieczeństwa własności, nie zamieszania wojen szukamy”.

Wielka monarchini gardzi podstępy

Słuszne to żądania, któż by się pod nimi nie podpisał! A jak je wcielić w życie? I to precyzuje akt konfederacji, „To są nasze zamiary, te abyśmy dokonać zdołali, dzielnej pomocy tej wielkiej monarchini wzywamy, która ozdobą i chlubą wieku naszego będąc, wzgardzając podłą zazdrością i chytremi podstępy, których zawody dzielność jej kruszy i niszczy, szczęśliwość narodu cenić umie i im pomocną podaje rękę”.

Wielka monarchini gardziła chytremi podstępy, ale zmuszona była patrzeć bardziej dalekowzrocznie, nie skupiać się na lokalnych polskich sprawach, lecz na perspektywie równowagi globalnej (rewolucyjna Francja, chytry Albion, rozumiejące powagę sytuacji Prusy) i stabilizacji gospodarczej (warto znieść utarczki i lokalne cła, utrudniające przepływ towarów na szlaku Wschód-Zachód!). Stąd w styczniu roku następnego, a dokładnie 23 stycznia 1793, podpisała – w dyskrecji, by oszczędzić biednym, doświadczonym przez ostatnie lata Polakom zbytecznych emocji – traktat podziałowy z Fryderykiem Wilhelmem II.

Robiła to niechętnie, naprawdę, chętnie wsparłaby rozsądny, praworządny i cieszący się poparciem większości ład targowicki, ale niestety! – musiała ustąpić przed żądaniami Fryderyka Wilhelma II. Ten stanowczy, charyzmatyczny polityk domagał się rekompensaty za krew przelewaną przez jego dragonów w walkach z Francją, groził wycofaniem się Prus z koalicji antyfrancuskiej – co było robić?

Konwencję podpisano, wojska pruskie pod komendą Joachima von Möllendorfa wkroczyły do Wielkopolski dwa dni później. Nieco zaskoczone władze targowickie poleciły oddziałom polskim wycofać się bez strzału (jeden kapitan Kazimierz Więckowski w przygranicznej Kargowej usiłował zorganizować opór w ratuszu, ale na takich warchołów pruska armia ma swoje sposoby), w ślad za wojskami pruskimi, tylko od wschodu, symetrycznie, jakby tańczyły gawota, wstąpiły roty rosyjskie, zajmując ziemie od Mińska i Słucka po Trembowlę i Kamieniec. Fait accompli, jak mawia się w życiu dyplomatycznym.

Fait accompli, ale swoją drogą trzeba dbać o wizerunek: jeszcze gotowi pomyśleć w tej zrewoltowanej Europie, że to jakiś nowy „rozbiór” czy „zabór”. O, nie. Ziemie rabuje Napolion, ten bezbożnik korsykański. My, oświeceni tak nie postępujemy, wszelkie decyzje tego rodzaju podejmowane są za zgodą samych zainteresowanych! PODMIOTOWOŚĆ. (– Comment dit-on ça en français, cher Zuboff?) Fryderyk Wilhelm, entuzjasta musztry może nie zna się na tego rodzaju subtelnościach, ale my? W wieku rozumu?

Pucybut dostąpił zaszczytu parzenia kawy

No właśnie: miłyj Zubow, jak sprawić, żeby to Polacy sami opowiedzieli się za drobnymi w końcu (285 tys. km2) cesjami terytorialnymi? I tu na scenę, za sprawą hrabiego Zubowa, wiernie wspierającego cesarzową wieloma organami, w tym mózgiem, wkracza – odkurzony nieco po kilku latach przymusowej bezczynności – Jakob Sievers, po ojcu Jefimowicz.

Cóż to była za doświadczona osoba! „Człowiek niezwykle czynny, przenikliwy, łatwo orientujący się w sytuacji, w której się znajdował, widzący ludzi na wylot, trafnie ich oceniający, niepopędliwy, niezarozumiały, zawsze pełen godności, z zimną krwią analizujący sprawy w ich właściwym wymiarze, niezły, nieuparty; niekierujący się kaprysem, nieskończenie cierpliwy niczym kamień w realizowaniu obranej drogi, niepodatny na wpływy. Dlatego też nie tracił panowania nad sobą i nie dawał wyprowadzić się w pole. Kiedy się czymś zajmował, pochłonięty był tym bez reszty. Z wyglądu dobroduszny, nieustannie uśmiechnięty, uprzejmy w obejściu. Umiał milczeć wtedy, kiedy milczenie było wymowniejsze niż słowa. Mówił mało i rzeczowo” – podsumował go rosyjski historyk drugiej połowy XIX wieku.

Jak znaczna część petersburskiej elity czasów Katarzyny, pochodził z bałtyckich Niemców. Błyskotliwa kariera holsztyńskiego rodu rozpoczęła się za sprawą stryja Jakowa, Karla: zaczynał jako pucybut Birona, faworyta carowej Anny, za księżnej Elżbiety dostąpił zaszczytu parzenia kawy, by po jej z kolei wstąpieniu na tron zostać szambelanem: czy zły to początek kariery? Starczyło młodemu Jakowowi znaleźć się przez rok-dwa w orbicie wpływów stryja, by trafić do Kolegium Spraw Zagranicznych na skrybę, a następnie szyfranta: przez ambasadę Rosji w Londynie, pola bitew na Pomorzu, urząd gubernatorski w Nowogrodzie (to już za Katarzyny) w roku 1775 otrzymał pod swą władzę nadzór nad wszystkimi kanałami w imperium.

Urząd to ważny w Rosji: Sieversowi nie śniło się jeszcze wprawdzie połączenie drogą wodną Morza Białego i Bałtyku, miał jednak wiele inwencji w sprawach reform wewnętrznych – zbyt wiele może, skoro w 1781 został odprawiony do swego majątku. Teraz jednak, po jedenastu latach, człowiek „czynny, przenikliwy, widzący ludzi na wylot” otrzymał nowe zadanie.
Jakób Jefimowicz Sievers, poseł rosyjski w Rzeczypospolitej. Portret pędzla Josepha Mathiasa Grassiego. Fot. Wikimedia
Rzecz nie była tak prosta. Co prawda Petersburg miał ogromne doświadczenie w zarządzaniu elitami politycznymi Rzeczypospolitej, wodzeniu ich za nos i stawianiu pod ścianą: przypomnijmy, zainicjował tę praktykę sam Piotr I Wielki, rozstrzygając spór opozycji z dworem saskim i narzucając się jako gwarant postanowień tzw. Sejmu Niemego w roku 1717. Odtąd to Rosja odpowiadała za kształt ustroju (wolna elekcja, liberum veto) oraz liczebność i formułę działania sił zbrojnych (maksymalna liczebność – 10 tysięcy, przy 145 tys. wojsk pruskich, 140 tys. austriackich i 330 tys. rosyjskich), zarazem występując w obronie praw zagrożonych przez polską nietolerancję mniejszości (w wieku XVIII szło o tzw. dysydentów i dyzunitów, czyli wyznawców luteranizmu, kalwinizmu i prawosławia).

Ludzkie oblicze Sejmu

Te doświadczenia ogromnie przydały się w pół wieku później, podczas procedury rozbiorów. „Pozornie mniej ważna, mieszcząca się w formalnej warstwie problemu zniewolenia Polaków, formuła rozbiorów dotykała głębszych treści: moralnych pryncypiów ówczesnej polityki europejskiej. Chodzi tu o wymuszenie zgody parlamentu polskiego na wcześniej zawarte traktaty rozbiorowe. Interes państw rozbiorczych był w takim rozwiązaniu oczywisty: I Prusy, i Rosja unikały w ten sposób jawnej manifestacji zarówno swojej siły jak ekspansjonistycznych intencji, co mogłoby zaalarmować opinię Zachodu i spowodować mediację. Co więcej – obyczaj moralny władców oświeconych wymagał, by każdej agresji nadać status misji, zgodnej z zasadami prawa narodów i prawami człowieka” – piszą o tym znawcy epoki i wydawcy dokumentów Sieversa, Barbara Grochulska i Piotr Ugniewski.

Badacze ci mają rację, twierdząc, że ratyfikacja rozbiorów przez polski parlament stanowiła rękojmię nieingerencji Zachodu. Jak to mówią – volenti non fit iniuria. Skoro sam sejm i senat zatwierdzą rozbiór, czym byłyby ewentualne pretensje, jak nie protestami garstki frustratów, zacofanych „suwerenistów”?

Stworzona przez Piotra I metoda wymagała jeszcze udoskonalenia: dokonał go ambasador Nikołaj Repnin, wymyślając i wprowadzając w życie instytucję tzw. delegacji sejmowej: węższej reprezentacji, która byłaby upoważniona do podejmowania decyzji w imieniu sejmu. Delegacji takiej nie obowiązywała już formuła liberum veto; mógł sobie coś wykrzykiwać szalony Rejtan. Jest delegacja, są procedury, „a politycznych obyczajów trzeba strzec”! Co prawda nie od razu sejm rozbiorowy zgodził się na uznanie nowej instytucji, trzeba było, dla uspokojenia nastrojów, uprowadzić w środku dnia i zesłać do Kaługi kilku najkrzykliwszych posłów i senatorów, w tym dwóch biskupów (Sołtyka i Załuskiego), ale potem już nic nie stało na przeszkodzie nadaniu bardziej ludzkiego oblicza sejmowi.

Nie znaczy to jednak, że Jakob Johann (Jakow Jefimowicz) Sievers przyjeżdżał do Polski na gotowe. Nic dwa razy się nie zdarza. W roku 1773 nietrudno było oświeconym z Petersburga i Berlina ukazać Rzeczpospolitą jako ostoję zacofania, nierządu, ciemnoty i nietolerancji, w której trzeba podjąć interwencję w imię humanitaryzmu, praw człowieka i chłopa oraz tolerancji. Dwadzieścia lat później sytuacja nieco się zmieniła: trzy lata po zburzeniu Bastylii oświecony absolutyzm nie był już tak en vogue, gwiazda Semiramidy Północy nieco przyblakła, a co gorsza – tu i ówdzie słyszano o Konstytucji 3 Maja jako o rozwiązaniu nie najgorszym, wręcz zdumiewająco dobrym jak na kraj warchołów i dewotów. ODWIEDŹ I POLUB NAS A po wtóre – sami ci warcholi i dewoci nabrali jakby nieco inicjatywy, by nie rzec – zadufania w to, że mogą sami o sobie stanowić. Po prostu – chciałoby się powiedzieć, jeśli nie byłoby to zbyt obraźliwe pod adresem naszych przodków – suwerencjoniści!

Oczywiście, od czasu majowej jutrzenki trochę im przytarto nosa. Trochę ich przetrzebiono podczas interwencji humanitarnej trzech mocarstw w 1792, trochę rozproszyło się na emigracji, sporej części skonfiskowano majątki lub puszczono je z dymem, żeby odechciało im się politykowania, a reszta, złamana moralnie, siedziała w swoich grochowinach i klepała pacierze. Jak z tego zbiorowiska wyłonić rzutki, sprawny, młody sejm, który przegłosuje niezbędne reformy graniczne i ustrojowe?

Cóż, konieczne okazały się bodźce materialne. „Przyszło mu kuć groty z każdego żelaza, jakie miał pod ręką” – wyraził się metaforycznie inny biegły w sprawach polskich dyplomata carski, Osip Igelström.

Toasty za carycę

Zaczął Sievers, po przybyciu do Warszawy 10 lutego 1793, od nakłonienia króla do zwołania sejmu w Grodnie. Było z tym trochę kłopotu – zawiodła w zimowym czasie koordynacja, wojska pruskie wkroczyły do Wielkopolski dwa tygodnie wcześniej – ale ambasador zapewniał, że w żadnym razie nie chodzi o cesje graniczne, wszystko zresztą da się jeszcze naprawić: sejm służyć ma jedynie uporządkowaniu spraw administracyjnych, przywróceniu porządku po awanturze trzeciomajowej.

W maju zmobilizowano wojska rosyjskie, stacjonujące w całym kraju, które obstawiały sejmiki. Zmobilizowano sygnatariuszy konfederacji targowickiej. Władze konfederacji z kolei wydały dekrety, na mocy których zakazano udziału w wyborach członkom „stronnictwa trzeciomajowego”, tym, którzy przyjęli prawo miejskie lub po prostu nie zgłosili akcesu do konfederacji.

Pierwszy rozbiór Polski – triumf nowoczesności nad obskurantyzmem?

Niemiecki dramatopisarz wiernie oddał kluczowe elementy konfliktu Rzeczypospolitej z Moskwą z początku XVII wieku.

zobacz więcej
Jeśli ktoś prześlizgnął się przez to sito – oddziały rosyjskie otaczały wskazanych przez targowiczan warchołów i z szacunkiem eskortowały ich do majątków, ustawiając straże przed wjazdem. W ten sposób sejmiki odbywały się szybko, sprawnie, nikt nie sprzeciwiał się wznoszeniu toastów za carycę na fundowanych przez ambasadę biesiadach – i już 17 czerwca udało się otworzyć sejm w Grodnie, obsadzony przez targowiczan oraz pozyskanych przy pomocy subwencji ludzi nowych, świeżych, nieskażonych dotąd polityką.

Co prawda, łatwiej się polskim frustratom przecisnąć do zgromadzeń ustawodawczych niż wielbłądowi przez ucho igielne! – nawet w tak starannie skompletowanym sejmie nie brakowało posłów niezadowolonych z ogłoszonego w międzyczasie (w kwietniu) tzw. traktatu podziałowego między Katarzyną II a Fryderykiem Wilhelmem. Ksawery Branicki i Szczęsny Potocki usiłowali protestować w Petersburgu, ani marszałek wielki koronny Michał Mniszech, ani prymas Michał Poniatowski, liderzy przecież stronnictwa Targowicy, nie chcieli bliżej współpracować z Sieversem, mało tego – posłowie, którzy otrzymali już swoje gratyfikacje, wzbraniali się przed podpisaniem traktatu cesyjnego z PrusamI! W tej sytuacji ambasador naprawdę nie miał już wyjścia i zmuszony był sięgnąć do posunięć zdecydowanych.

Przydała się szkoła Riepnina! Jak z Warszawy deportowano w 1776 biskupa Załuskiego z towarzyszami, tak w Grodnie roku 1793 generał Johann von Rautenfeld na polecenie posła Sieversa aresztował ośmiu posłów, w tym Kazimierza Wyganowskiego i Franciszka Kunickiego. I to zmiękczyło trochę obie izby, dziesięć dni później Stanisław August Poniatowski mianował – znów idąc za Riepninowskim wzorem – delegację przeznaczoną do negocjowania kwestii pruskiej.

Trochę jeszcze trzeba było ponaciskać: a to Sievers zagroził sekwestrowaniem majątków opornych posłów, a to pogrozić trzeba było wojskiem. Znaleźli się nawet naśladowcy Rejtana – gruntownie niepamiętani mówcy Wincenty Gałęzowski, Antoni Karski, Dionizy Mikorski i Józef Kimbar, którzy jeszcze 17 lipca protestowali przeciw cesji – ale ostatecznie 22 lipca (to dobra data dla współpracy polsko-rosyjskiej!) 1793 roku sejm zrezygnował w imieniu Rzeczypospolitej z ziem zajętych pół roku wcześniej przez Rosję.

Wymarzona jednogłośność

Liczono jeszcze na wsparcie carowej w kwestii pruskiej. Znów więc trzeba było finansować, straszyć i odpalać lonty. Jak z dziećmi! Najpierw poseł płocki, niejaki Szymon Szydłowski, domagał się zerwania rozmów z Berlinem. Potem na żądanie Sieversa otoczono grodzieński zamek pierścieniem grenadierów i artylerii. Wobec perspektywy wycelowanych w siebie dział posłowie nieco skruszeli i 2 września wyrazili zgodę na układ z Prusami, ale jeszcze stawiali warunki: jakieś odszkodowania, jakiś układ handlowy…

Co robić! Przyszło najpierw zawiązać z inicjatywy posła konfederację grodzieńską (15 września), tydzień później – internować czterech szczekaczy i znów powtórzyć sztuczkę z wycelowanymi armatami: 23 września znany nam już generał von Rautenfeld oświadczył, że nikt nie wyjdzie z sali sejmowej, póki układ cesyjny z Prusami nie zostanie podpisany. Wojna nerwów trwała przez pół nocy! Ale o czwartej nad ranem Rautenfeld skierował się ku drzwiom, wzywając grenadierów, i to wystarczyło. Marszałek sejmu trzykrotnie spytał o zgodę na podpisanie traktatu przez delegację, trzykrotnie uznał ciszę za wyrażenie zgody – i sprawę zamknięto. Jednogłośnie!

Potem pozostało jeszcze domknąć sprawy ustrojowe. Uczyniono to 14 października, przegłosowując wieczyste przymierze Rzeczypospolitej i Rosji. Dla pewności postąpiono podobnie jak w przypadku aktu konfederacji targowickiej czy manifestu PKWN: projekt został sformułowany przez rosyjskich fachowców, a następnie przełożony na polski i przedłożony przez posłów jako prośba całego narodu.

Na mocy przymierza Rosja miała prawo stacjonowania na terytorium Rzplitej swoich wojsk i magazynów oraz przekraczania granicy Litwy i Korony przez swoje siły zbrojne bez konieczności wcześniejszych uzgodnień. Warszawa zobowiązała się nie zawierać żadnych sojuszy bez zgody Petersburga; zastrzeżenie zresztą puste, skoro polska działalność dyplomatyczna miała być prowadzona za pośrednictwem rosyjskich placówek. Na czele państwa stać miała Rada Nieustająca, której pracami kierować miał poseł rosyjski. Rosja ponownie stanęła na czele zagrożonych mniejszości, wojsko polskie zredukowane zostało do 15 tysięcy i pozbawione artylerii.

Wszystko to z inicjatywy jednego człowieka! Nic dziwnego, że imię Sieversa powszechnie chwalono, a jego lipcowe imieniny obchodzono przez osiem dni, pod – jak zaświadczają pamiętnikarze – transparentem „Vivat Jakób Sievers, co przyniósł spokojność i rząd, a wolność narodowi polskiemu!”.

On sam, daleki od zawrotu głowy, zadowalał się małymi przyjemnościami. „23-go listopada 1793, o 1-ej z rana, że nie powiem po północy. Sejm ma się ku końcowi – pisał do swej ukochanej córki Lisette – Dziś wieczorem miałem mały koncert, jako w dzień św. Cecylii, patronki muzyki”. Musiał wysiedzieć jeszcze osiem długich godzin: dopiero o 9 rano ostatecznie uznano za niebyłe wszystkie prawa przez Sejm Konstytucyjny przyjęte. Król i zgromadzenie udali się do kaplicy, by odśpiewać „Te Deum”.

Niemałej to wymagało determinacji. Jak pisał Sievers do imperatorowej w dzień jej imienin, dwa dni po szczęśliwym zamknięciu obrad sejmu grodzieńskiego: „Niespokojny charakter króla wszędzie przezierał. Powziąłem postanowienie, które za najrozumniejsze osądziłem, ażeby na nic uwagi nie zwracać, w ogóle zawsze oświadczając, że zetrę bez miłosierdzia wszystko, cokolwiek zdawać mi się będzie sprzyjać jakobinizmowi, lub 3-mu majowi, które za jednoznaczne uważam”.

Zrobił, co mógł. Ukręcił kark „suwerenistom”, przy wsparciu młodych kadr. I była w tym, wydawało się, niemała szansa dla parlamentaryzmu – gdyby nie fakt, że za sprawą Kościuszki i innych, za półtora roku wydarzenia nabrały tempa i wkrótce potem – by sparafrazować jedno z opowiadań Janusza Głowackiego – termin „Sejm Rzeczypospolitej” wyszedł z powszechnego użycia.

– Wojciech Stanisławski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Traktat Rzeczypospolitej z Królestwem Prus z 25 września 1793, sankcjonujący II rozbiór Polski. Fot. Wikimedia
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.