Historia

Dziennikarskie czystki miały przywrócić monopol medialny

Do pracy w redakcjach dopuszczono wytypowanych, „zaufanych” dziennikarzy. Pozostałych urlopowano, a ponad stu dziennikarzy i innych pracowników mediów internowano.

„Zdecydowaliście, że naczelny redaktor określa z kim chce pracować i tylko ci podlegają procesowi weryfikacji, inni już są wyeliminowani. Zasada niby słuszna, bo naczelny winien określać z kim chce pracować. Tyle, że on pozbędzie się przecież tych, z którymi nie chce, stosując różne kryteria niekoniecznie polityczne i niekoniecznie sprawiedliwe. Wyleje tych, którzy mu się nie nadają, albo z którymi jest w konflikcie. W porządku, ale ta eliminacja nie powinna przecież automatycznie rzutować na eliminację z zawodu, bo ktoś niechciany przez tego redaktora, czy nie nadający się do tej redakcji może być znakomity gdzie indziej. Zmierzam do tego, że należałoby zastosować polityczną weryfikację do gremiów wyeliminowanych przez naczelnych redaktorów. Inaczej naczelny, w obecnym systemie, będzie miał jednoosobowe prawo eliminacji nie z redakcji, lecz z zawodu” – pisał 1 stycznia 1982 r. rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban do kierownika Wydziału Prasy, Radia i Telewizji Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Lesława Tokarskiego.

Fragment jego listu doskonale oddaje, czym miała być weryfikacja środowiska dziennikarskiego Anno Domini 1982. To miały być po prostu czysto polityczne czystki. Z mediów planowano usunąć tych, którzy w tzw. solidarnościowym karnawale 1980-1981 zbuntowali się wobec komunistycznych władz, których monopol medialny został bardzo poważnie naruszony. Stan wojenny i wyrzucenie z prasy, radia i telewizji niepokornych miały go przywrócić.

W tym miejscu trzeba przypomnieć, że 13 grudnia 1981 r. zawieszono wydawanie wszystkich tytułów prasowych oraz programów radia i telewizji, z wyjątkiem dwóch gazet centralnych („Trybuny Ludu” – organu KC PZPR i „Żołnierza Wolności”), 16 gazet partyjnych w województwach oraz Programu I Polskiego Radia i Telewizji Polskiej. Radio i Telewizję zmilitaryzowano – budynki tych instytucji zajęło wojsko, rządy w nich przejęli w znacznym stopniu komisarze wojskowi. Do pracy w czynnych redakcjach dopuszczono wytypowanych, „zaufanych” dziennikarzy (np. w Polskim Radiu była to grupa pod kierownictwem Aleksandra Lubańskiego z Naczelnej Redakcji Informacji PR), pozostałych urlopowano, a ponad stu dziennikarzy i innych pracowników mediów internowano.

Wszyscy mieli mówić tak samo

Z czasem funkcjonowanie większości mediów przywrócono. Tym niemniej ponad dwadzieścia redakcji m.in. „Kultury”, „Trybuny Mazowieckiej”, „Gazety Handlowej” czy „Gazety Budowlanych” rozwiązano. „Zbuntowane” Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich najpierw zawieszono, a pod koniec marca 1982 r. rozwiązano, tworząc w jego miejsce nową, ściśle podporządkowaną partii organizację – Stowarzyszenie Dziennikarzy PRL. W mediach odzyskanych przez peerelowskie władze w stanie wojennym mogli pracować tylko wybrani pracownicy. Posłużyła do tego przeprowadzona w 1982 r. weryfikacja.
Prezenter Dziennika Telewizyjnego Marek Tumanowicz w 1981 r. Podczas stanu wojennego w latach 1981–1982 występował w mundurze wojskowym, co było jego pomysłem. Po przemianach w 1989 prezes Andrzej Drawicz mianował go dyrektorem programowym Fot. PAP/Jan Morek
Jej zasady zostały przyjęte najpóźniej w pierwszych dniach stanu wojennego, a niewykluczone, że jeszcze przed jego wprowadzeniem. Ustalono, że mają ją przeprowadzić zespoły powołane przez: Centralny Sztab Informacji i Propagandy, wojewódzkie sztaby informacji i propagandy, Centralny Komitet Stronnictwa Demokratycznego oraz Naczelny Komitet Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (oba w konsultacji z Centralnym Sztabem Informacji i Propagandy). Celem weryfikacji miało być „uzyskanie jednoznacznego poglądu” o stanowisku dziennikarzy i innych pracowników prasy, agencji, radia i telewizji w kwestiach: kierowniczej roli partii w życiu społeczno-politycznym i gospodarczym kraju, kierowniczej roli PZPR, SD i ZSL w środkach masowego przekazu, działalności SDP w latach 1980-1981, działalności „Solidarności” oraz Komitetu Obrony Robotników, Konfederacji Polski Nieodległej i innych „ugrupowań antysocjalistycznych”, a także „podstawowych pryncypiów polityki zagranicznej PRL”. W przypadku radia i telewizji dochodził jeszcze „stosunek do uchwały Rady Ministrów nr 185 o niezakłóconym funkcjonowaniu PR i TV (podpisanie uchwały, stosunek do akcji protestacyjnych i strajków)”.

Wyznaczono również precyzyjnie skład komisji weryfikacyjnych. I tak w przypadku prasy centralnej i agencji prasowych mieli to być: przedstawiciele Wydziału Prasy, Radia i Telewizji KC PZPR, Komitetu Warszawskiego PZPR, Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Zarządu Głównego RSW „Prasa-Książka-Ruch” oraz Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk. Natomiast dla osób zatrudnionych w Komitecie ds. Radia i Telewizji w Warszawie przedstawiciele: Wydziału Prasy, Radia i Telewizji KC PZPR, Komitetu Warszawskiego PZPR, GZP WP, MSW, kierownictwa Radiokomitetu oraz GUKPiW. Z kolei za weryfikację dziennikarzy prasy ZSL i SD mieli odpowiadać: przedstawiciele kierownictwa danego stronnictwa, Centralnego Sztabu Informacji i Propagandy, GZP WP, MSW, GUKPiW. Oznaczało to, że udział w tych politycznych czystkach brało szerokie grono osób. Tylko w Komitecie ds. Radia i Telewizji w celu ich przeprowadzenia powołano 33 zespoły główne oraz 103 podkomisje, w których pracowało ponad 570 osób. Tak na marginesie: weryfikacja w PR i TVP była dwustopniowa – najpierw poddano jej dziennikarzy funkcyjnych (naczelnych redaktorów, ich zastępców oraz kierowników poszczególnych redakcji), w drugim etapie weryfikowani byli (z udziałem pozytywnie zweryfikowanych dziennikarzy funkcyjnych) pozostali pracownicy.

Weryfikacja polegała na indywidualnych rozmowach, które miały na celu sondaż stanowiska poszczególnych pracowników wobec „Solidarności”, stanu wojennego oraz modelu środków masowego przekazu. Teoretycznie to one miały decydować o losach pracowników mediów, jednak w ocenie „przesłuchiwanych” często nie miały wpływu na decyzje dotyczące ich losów, gdyż ważniejsze okazywały się osobiste animozje, zawiść i porachunki pomiędzy weryfikatorami a weryfikowanymi, czy też materiały zebrane na ich temat przez przełożonych czy Służbę Bezpieczeństwa.

Azyl dla opozycyjnych dziennikarzy. Pismo, które dało zarobić zwolnionym publicystom

Maziarski, Kalabiński, Fikus, Łojek, Bratkowski, Łukasiewicz… Usunięci z państwowych mediów, znaleźli pracę w niszowym miesięczniku, pod skrzydłami partyjnego prezesa.

zobacz więcej
Przebieg tych rozmów był zresztą różny. I tak np. dziennikarka radiowa Janina Jankowska wspominała po latach: „Pojawił się strach, upokorzenie i podział środowiska”. Z drugiej strony zdarzały się przypadki, że do weryfikowanych wyciągano „pomocną dłoń”, dążąc do ich pozytywnej weryfikacji. Ten problem dostrzegali funkcjonariusze SB, którzy np. w przypadku PR i TVP zarzucali pozytywnie zweryfikowanym członkom kierownictwa redakcji obronę podległych im pracowników, nie tylko, jako dobrych fachowców niezbędnych do pracy, ale także po to, „aby »nie narażać się« zespołom pracowniczym”. Inna kwestia, że ktoś musiał w mediach pracować, a o głębokości „kryzysu kadrowego” w mediach świadczył fakt, że w przygotowanym w październiku 1981 r. przez Służbę Bezpieczeństwa wykazie dziennikarzy prasy centralnej i terenowej o postawach negatywnych znalazło się m.in. sześciu dziennikarzy… „Trybuny Ludu”.

10% zwolnionych i 10% zwalczanych inaczej

Według oficjalnych danych przeprowadzono ponad 10 tys. rozmów, w wyniku których negatywnie zweryfikowano ponad 10% środowiska dziennikarskiego. Z kolei według danych opozycji, oprócz zwolnionych w wyniku weryfikacji dalsze 10% objęto innymi represjami, np. przesunięciem na inne stanowisko czy zdegradowaniem. Odwołano z funkcji 60 redaktorów naczelnych, 78 zastępców redaktorów naczelnych i 57 sekretarzy redakcji. O czym była mowa, nie wszędzie czystki kadrowe przebiegały tak samo, większy zasięg miały w prasie.

W ramach weryfikacji w Polskim Radiu i Telewizji Polskiej przeprowadzono rozmowy z blisko 6250 osobami, spośród 9200 zatrudnionych ogółem i – według oficjalnych danych – negatywnie zweryfikowano 513 z nich, czyli „zaledwie” 5.5% ogółu. W niektórych jednak przypadkach represjom poddano zdecydowanie więcej osób. Tak było np. w Łodzi, gdzie postanowiono wyciągnąć sankcje wobec 18 spośród 60 dziennikarzy Rozgłośni Polskiego Radia i Ośrodka Telewizji Polskiej. Czy w przypadku połączonych w stanie wojennym redakcji trzech trójmiejskich dzienników: „Głosu Wybrzeża”, „Dziennika Bałtyckiego” i „Wieczoru Wybrzeża”, gdzie negatywnie zweryfikowano 97 osób, czyli jedną trzecią. Mocno również uderzono w zbuntowanych dziennikarzy zatrudnianych w prasie SD – w „Kurierze Polskim” na ponad 50 członków zespołu redakcyjnego zwolniono 14, a zawieszono kolejnych 7, zaś w „Tygodniku Demokratycznym” usunięto 9 spośród 21 zatrudnionych. Z drugiej strony pozytywnie zostali zweryfikowani wszyscy dziennikarze w województwach jeleniogórskim czy sieradzkim, a z olsztyńskiego radia wyrzucono z pracy trzech dziennikarzy radiowych, spikerkę, pracownika technicznego.

Nie zawsze weryfikacja przebiegała w ten sam sposób i nie zawsze potrzebni okazywali się też weryfikatorzy, gdyż dochodziło do autoweryfikacji, odbywała się ona oddolnie. Tak było np. w przypadku tygodnika „Kultura”, gdzie dziewięciu członków Podstawowej Organizacji Partyjnej złożyło legitymację PZPR (nie oddał jej jedynie redaktor naczelny). Nic zatem dziwnego, że pismo zlikwidowano, by je następnie wznowić, ale już jako miesięcznik z „oczyszczoną” redakcją. Z kolei w przypadku innego popularnego tygodnika – „Polityki”, którego redaktorem naczelnym był wicepremier Mieczysław F. Rakowski, 29 grudnia 1981 r. odbyło się jego burzliwe spotkanie z kolegium tygodnika. Część zespołu (13 osób) w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego postanowiła odejść.
Warszawa 1981. Spotkanie członków Komitetu do Spraw Radia i Telewizji Polskie, Radio i Telewizja (Radiokomitet, KSRiT). Na zdjęciu: redaktor naczelny Redakcji Widowisk Publicystycznych i Form Dokumentalnych Studia-2 TVP Mariusz Walter. Fot. PAP/Maciej Belina Brzozowski
Ponadto czasem – jak np. w przypadku Mariusza Waltera, redaktora naczelnego Naczelnej Redakcji Widowisk Publicystycznych i Form Dokumentalnych Telewizji oraz twórcy „Studia 2” – decyzja w sprawie weryfikacji zapadała na zdecydowanie wyższym szczeblu. Jego „głowy” domagała się „odnowiona” zakładowa organizacja partyjna w Komitecie ds. Radia i Telewizji. Przed wyrzuceniem z pracy – ostatecznie zresztą odszedł sam – uratowała go współpraca z Urbanem i Rakowskim, którym miał po 13 grudnia 1981 r. przedstawiać „sporo interesujących koncepcji ogólnopolitycznych i propagandowych”. I to na tyle cennych, że ten pierwszy proponował go na szefa pionu czarnej propagandy (posługującej się świadomie kłamstwem) w MSW, którego utworzenie rzecznik prasowy rządu sugerował…

Zajęli ich miejsca i zrobili imponujące kariery…

Wyrzuceni z mediów z „wilczym biletem” znaleźli się w trudnej sytuacji. Świetnie oddaje ją ogłoszenie z „Życia Warszawy” – które notabene ukazało się albo przez niedopatrzenie, albo, co bardziej prawdopodobne, w wyniku „sabotażu” – o treści: „Poszukuję uczciwej pracy. Jacek Maziarski”. Do nielicznych szczęśliwców należeli trzej dziennikarze „Życia Warszawy” (Jacek Poprzeczko, Wojciech Markiewicz i Leszek Będkowski), którzy otrzymali propozycję pracy w „Polityce”. Przyjęli ją pierwsi dwaj. Większość ich kolegów musiała sobie radzić inaczej. Wielu z nich było zmuszonych do podejmowania najrozmaitszych zajęć dla zdobycia środków na utrzymanie. Jak to opisywał – niezwykle zresztą plastycznie – Jacek Snopkiewicz (negatywnie zweryfikowany kierownik redakcji w Naczelnej Redakcji Widowisk Publicystycznych i Form Dokumentalnych TVP), spotkał Krystynę Mokrosińską (dziennikarkę i dokumentalistkę telewizyjną) „w siarczysty mróz, w budce z kwiatami na rogu Świerczewskiego i Marchlewskiego. Okutana w serdaki, w filcowych butach trzęsła się z zimna, dodając do bukietu gerber asparagus plumous”…

W miejsce wyrzuconych dziennikarzy oraz innych pracowników mediów przyszli inni (najczęściej zresztą młodzi i niedoświadczeni), a część z nich dzięki temu rozpoczęła swoją – nieraz imponującą – karierę. I tak np. do Programu III Polskiego Radia, który został „oczyszczony” szczególnie starannie jako siedlisko „Solidarności”, trafili m.in. Marek Niedźwiecki czy Monika Olejnik.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
W akcji weryfikacyjnej, jak wspomniałem, brało udział spore grono osób: oprócz kadry kierowniczej mediów, członkowie partii, funkcjonariusze SB czy żołnierze ludowego Wojska Polskiego. Praktycznie nie poniosły one żadnych konsekwencji, wręcz przeciwnie – zrobiły kariery. Zdarzało się, że w 1989 r., kiedy do pracy w mediach wracali wyrzuceni siedem lat wcześniej, przyjmowały ich te same osoby, które je wcześniej wyrzucały, tyle że zatrudnione już na wyższych stanowiskach. Tym bardziej, że nowe władze (np. nowy, solidarnościowy prezes Komitetu ds. Radia i Telewizji Andrzej Drawicz) opowiedziały się stanowczo przeciwko bardziej zdecydowanemu rozliczeniu dziennikarzy zasłużonych dla peerelowskiej władzy. Drawicz nazwał to „nową weryfikacją” czy też „rodzajem czystki” w stosunku do ludzi, „którzy po prostu wiernie służyli władzy sprawowanej, tak jak ona była wówczas sprawowana”… Tak na marginesie, te słowa wypowiedział podczas spotkania z pracownikami radia i telewizji w Katowicach, gdzie doszło do kuriozalnej, wręcz szokującej sytuacji. Otóż komisja w tym ośrodku – z udziałem weryfikatorów z 1982 r. – odmówiła przyjęcia do pracy osoby negatywnie wówczas zweryfikowanej i to bynajmniej – jak stwierdzał cytowany przez „Gazetę Wyborczą” poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego Jerzy Wuttke – „nie ze względu na brak fachowości”.

Chodzą, mają się nieźle, ubiegają się o zaszczyty

Co prawda weryfikacja dziennikarzy w stanie wojennym była przedmiotem śledztw prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej, ale nawet, jeśli udało się winnych (jak np. w Łodzi) postawić przed sądem, a ten ich uznał za winnych, to jednocześnie – na mocy amnestii z 1989 r. – postępowania karne wobec tych osób były umarzane. Mało tego, niektórych weryfikatorów, jak np. Ryszarda Ulickiego (w 2003 r.) czy Ryszarda Sławińskiego (rok później) polski parlament wybierał do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji do nadzorowania mediów. Niestety nadal w znacznej mierze aktualne pozostają słowa posłanki Platformy Obywatelskiej i przewodniczącej sejmowej komisji kultury i środków masowego przekazu Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej z 2004 r.: „Mimo że od czasów stanu wojennego minęło tyle lat, to weryfikatorzy chodzą, żyją, mają się nieźle, ubiegają się o publiczne stanowiska i zaszczyty. Są wybierani do różnych gremiów. Natomiast czegoś równie obrzydliwego, jak weryfikacja w środowisku dziennikarskim nie ma”.

Pewnym pocieszeniem jest fakt, że od tej reguły zdarzają się również wyjątki – niekiedy bycie weryfikatorem staje się czymś wstydliwym, plamą na życiorysie. Doskonale świadczy o tym casus Bohdana Onichimowskiego, dla którego powodem do wstydu nie był fakt współpracy (w latach 1979–1989) z aparatem bezpieczeństwa, lecz opublikowanie jego nazwiska jako członka komisji weryfikacyjnej w Ośrodku Radiowo-Telewizyjnym w Szczecinie. Problem w tym, że wstyd nie był na tyle duży, aby z tego powodu historykowi ujawniającemu ów fakt nie wytoczyć procesu…

– Grzegorz Majchrzak

Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Marzec 1981. Rozmowy przedstawicieli NSZZ Solidarność z rządem na temat tzw. wydarzeń bydgoskich (pobicie 19 marca związkowców przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy). Na zdjęciu: wicepremier Mieczysław Rakowski w kuluarach Pałacu Rady Ministrów udziela wywiadu Telewizji Polskiej, z lewej dziennikarz Witold Stefanowicz. Fot. PAP/Jan Morek
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.