Historia

Pierwszy sekretarz na celowniku, czyli zamachy, których nie było

Przywódców w krajach demokracji ludowej chroniły przed ludem pracującym szeregi agentów, nie szczędzono też dewiz na nowoczesny sprzęt, a niemal każdy spisek dojrzewał pod czujnym okiem tajnych służb i był dławiony w zarodku. Zdarzali się jednak zamachowcy, którym udawało się postawić na baczność cały system ochrony.

3 grudnia 1961 roku służby Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, drugi raz w ciągu niespełna 2,5 roku, zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Na przywódcę socjalistycznego państwa znowu ktoś zorganizował, i przeprowadził, zamach bombowy. Za pierwszym razem zamachowiec przechytrzył milicję i agentów, bo choć nie udało mu się dopaść partyjnych bonzów, to przynajmniej nie dał się złapać.

Bomba na drzewie

27 lutego 1961 roku, po ponad roku i trzech miesiącach żmudnego dochodzenia śledczy musieli uznać swoją porażkę. Nie udało im się znaleźć zamachowca, który tuż przed uroczystościami upamiętniającymi 15. rocznicę ogłoszenia manifestu PKWN (symbolicznie dokumentu założycielskiego Polski ludowej) próbował pozbawić życia przywódcy PRL Władysława Gomułki i bratniego narodu ZSRR, Nikity Chruszczowa, a także miejscowego sekretarza, a w przyszłości numeru jeden w socjalistycznej Polsce, Edwarda Gierka.

Już sama wizyta radzieckiego genseka była wydarzeniem delikatnej natury. Liderzy bratnich krajów nie przepadali za sobą, zatem sprawa bezpieczeństwa gościa z Moskwy zyskiwała dodatkową rangę. Akcja „Przyjaźń”, bo taki kryptonim przypisano działaniom zabezpieczającym wizytę, obejmowała szczególną inwigilacją na całej trasie przejazdu. Wszystkie tzw. elementy, na które padł choćby cień podejrzeń o niechęć wobec władzy ludowej, zostały objęte dodatkową „opieką”. Ktokolwiek posiadał broń myśliwską, musiał ją zdeponować w komendzie Milicji Obywatelskiej. Saperzy zabezpieczyli oraz wielokrotnie sprawdzili drogi i mosty, którymi podążać miała kolumna z towarzyszami, a trasę przejazdu gęsto obstawili agenci w cywilu.

Gomułka wierzgał Stalinowi, Chruszczowowi, Breżniewowi. Nie ciągle i nie stale, ale kiedy walczył o swoje, wierzgał

Miał silne poczucie tego, co polskie, a co sowieckie, niczym chłop na własnej ziemi.

zobacz więcej
Mimo to 15 lipca 1959 roku, o godzinie 14.30 w Zagórzu, na ówczesnych obrzeżach Sosnowca, wybuchła bomba ukryta w koronie drzewa przy ulicy Armii Czerwonej. W tym czasie, według miejscowego dziennika „Trybuny Robotniczej”, miała przejeżdżać kolumna z partyjnymi dostojnikami. Ponieważ kawalkada limuzyn miała lekkie opóźnienie, ładunek wybuchł, gdy pierwsze auto kolumny było w bezpiecznej odległości. Zresztą nie podróżowali nim najważniejsi goście.

Choć bomba narobiła więcej huku niż strat, plama na honorze gospodarzy była wyraźna. Do próby zamachu nie tylko doszło w bratniej ludowej Polsce, ale i w robotniczym Sosnowcu, gdzie wychowywał się Edward Gierek i mieszkała jego rodzina.

Wściekłego Chruszczowa udało się jakoś udobruchać, ale machina bezpieki szukająca wywrotowca i tak poszła w ruch. Akcja o kryptonimie „Ukryty” szła jednak jak po grudzie: Zatrzymano robotników, którzy odnawiali elewacje domów, wzdłuż których przejeżdżała kolumna VIP-ów, ale żaden z nich nie miał pojęcia o wydarzeniu. Pies tropiący zaprowadził esbeków na pewną posesję, ale okazało się, że zwierzę pobiegło za kobietą wzywającą pomocy, która wystraszyła się goniącego ją wilczura. Na ulicy, w miejscu zamachu znaleziono kopertę zegarka, który miał uruchomić mechanizm czasowy ładunku – wzięto się więc za wszystkich okolicznych zegarmistrzów. Szybko okazało się, że to mylny trop, bo zegarek został specjalnie podrzucony przez zamachowca.

Kolejne ślady w huczącym od plotek Zagłębiu również zakończyły się niczym, a jedynym efektem inwigilacji mieszkańców był worek donosów, wskazujących, kto kradnie, a kto urządza alkoholowe libacje.

Po sprawdzeniu ponad sześciu tysięcy podejrzanych zamachowiec wciąż pozostawał nieuchwytny. Śledztwo postanowiono więc umorzyć z powodu braku postępów i pod koniec lutego 1961 r. wszystko wracało do normy. Nie na długo.

Zeznanie elektryka

Na początku grudnia tego roku Władysław Gomułka znowu zjechał do Zagłębia. Tym razem bez gościa z zagranicy miał wziąć udział w uroczystościach w jednej z kopalni. Agenci ochrony najwyraźniej uznali, że nic dwa razy się nie zdarza i choć sprawdzili teren, po którym miał się poruszać towarzysz „Wiesław”, zrobili to rutynowo i po łebkach.
2 grudnia 1961 roku Władysław Gomułka świetnie się bawił w Sosnowcu. Fot. PAP/CAF/Wojciech Kondracki
Tymczasem zamachowiec przygotował się bardzo dokładnie. Tym razem bomby nie mógł ukryć w łysych o tej porze roku koronach drzew, więc zamurował ją w przydrożnym słupku przy ul. Krakowskiej, którą miała przejeżdżać partyjna kolumna. Znowu zabrakło mu jednak zimnej krwi i zdetonował ładunek zanim nadjechała limuzyna z pierwszym sekretarzem.

Wybuch był na tyle silny, że gdyby zamachowiec wykazał się cierpliwością, życie Gomułki byłoby poważnie zagrożone. Odłamki uszkodziły znajdujące się niedaleko auta i pobliskie domy, raniąc dwie osoby. Choć z drugiej strony nie do końca wiadomo, czy Gomułka rzeczywiście jechał w tej kolumnie, bo miejscowy komendant chwalił się później, że przezornie rządowe limuzyny wysłał znaną trasą, a auta najważniejszych gości poprowadził boczną drogą.

Wiadomo natomiast, że Gomułka, gdy dowiedział się o kolejnym, w tak krótkim czasie i niemal w tym samym miejscu, zamachu na swoje życie, był wściekły. Ruszyło więc jeszcze bardziej zawzięte dochodzenie, tym razem jednak śledczy byli mądrzejsi o doświadczenia z poprzedniego śledztwa.

Przełomem było odkrycie śladów po obcęgach na przewodzie elektrycznym bomby. Ostatecznie wytypowano 70 osób, które mogły mieć narzędzia potrzebne do konstrukcji ładunku. O świcie do mieszkań wszystkich podejrzanych wkroczyli milicjanci i agenci SB. Niemal w ostatniej chwili do listy inwigilowanych dołączono Stanisława Jarosa, elektryka, który nigdzie akurat nie pracował i to właśnie zwróciło uwagę śledczych.

W areszcie dokooptowano mu do celi agenta SB, wykształconego człowieka, który udawał zwolennika walki z komuną i namawiał do honorowego przyznania się do winy. Skromny elektryk, samotnik, nienawidzący komunizmu uległ namowom. Przyznał się do obydwu zamachów, choć zastrzegł, że nie chciał zabić pierwszego sekretarza ani jego gości, a jedynie wyrazić sprzeciw wobec władzy, a przy okazji ośmieszyć funkcjonariuszy SB. Przyznał się też do mniejszych aktów sabotażu, których miał się dopuścić.

Został skazany na karę śmierci. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Stanisław Jaros został powieszony 5 stycznia 1963 r. O zamachach nikt nie zająknął się w mediach do końca PRL.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Władysław Gomułka rządził do 1970 r. Był jedną z osób odpowiedzialnych za masakrę na Wybrzeżu w grudniu tamtego roku. Milicja i wojsko strzelały wówczas do ludzi protestujących przeciwko podwyżce cen żywności. Zginęło ponad 40 osób, a ponad tysiąc zostało rannych. Odsunięty od władzy Gomułka nie miał sobie nic do zarzucenia. Tak tłumaczył swoje postępowanie: „Dla utrzymania porządku publicznego władza musi w takich przypadkach użyć środków przemocy włącznie z zastosowaniem broni palnej. Jest to w pełni uzasadnione i uprawnione”. Zmarł we wrześniu 1982 r. i został pochowany z honorami.

Śmierć sobowtóra?

Zamachy na Gomułkę nie były wyjątkiem. Do jednego z bardziej tajemniczych ataków należała próba zabójstwa tow. Bolesława Bieruta, pełniącego obowiązki prezydenta Polski i późniejszego przywódcy PRL.

W lutym 1945 r., jak pisze Marcin Szymaniak w książce „Polskie zamachy”, do Hotelu Francuskiego w Krakowie, gdzie miał przebywać Bierut, wszedł mężczyzna ubrany w mundur oficera NKWD. Nie zwróciło to niczyjej uwagi, bo podobny widok nie był wówczas niczym niezwykłym. Oficer machnął niedbale legitymacją i spokojnie przeszedł obok agentów obstawiających wejście na korytarz, gdzie znajdował się apartament najważniejszego w tym czasie komunisty w Polsce.

Rzekomy oficer w radzieckim mundurze zniknął za zakrętem korytarza i niewidoczny dla obstawy otworzył drzwi pokoju. Zza biurka głowę podniósł mężczyzna z charakterystycznym wąsikiem. Oficer oddał strzał, trafiając siedzącego w głowę. Po krótkiej ucieczce zamachowiec wpadł w ręce agentów bezpieki. Nigdy nie wyszło na jaw, kim był naprawdę, choć po zdecydowanym sposobie działania, można się domyślać, że żołnierzem polskiego ruchu oporu.

Zabitym w apartamencie mężczyzną był najprawdopodobniej sobowtór Bieruta, który z nim podróżował. Z drugiej strony, jak zaznacza autor wspomnianej książki, w środowisku partyjnym, mimo ścisłego utajnienia całej sprawy, jeszcze długo huczało od plotek, że w zamachu zginął prawdziwy Bierut, a najwyższe urzędy w państwie sprawował później sobowtór.

Ręcznie zarządzał systemem opresji. Bierut to typowy radziecki aparatczyk, miałki i bezbarwny

Po wojnie komuniści politycznie istnieją tylko dlatego, że mają poparcie Armii Czerwonej – mówi Piotr Lipiński, autor książki „Bierut: kiedy partia była bogiem”.

zobacz więcej
Bolesław Bierut nadzorował sfałszowane wybory do Sejmu w styczniu 1947, na których oparł swoją władzę. Pilnie rozbudowywał i skrupulatnie nadzorował aparat represji w Polsce. To za jego rządów zamknięto w więzieniach miliony ludzi i stracono tysiące żołnierzy, którzy walczyli z okupantem. Bierut zmarł w Moskwie, w marcu 1956 r., gdzie przebywał na zaproszenie XX Zjazdu Komunistycznego Partii Związku Radzieckiego, dwa dni po wygłoszeniu przez Nikitę Chruszczowa referatu o zbrodniach stalinowskich.

Ładą w Honeckera

Komunizm, jak powszechnie wiadomo, miał wielu przeciwników również w innych krajach tak zwanej demokracji ludowej. W 2014 r. były ochroniarz Ericha Honeckera, komunistycznego przywódcy Niemieckiej Republiki Demokratycznej, wydał książkę, w której opisał tajemnice swojego pryncypała, jego słabości, niezdarności, ale też niebezpieczne momenty w karierze.

We wspomnieniach Bernda Brücknera można znaleźć m. in. opis wizyty Honeckera na Uralu, gdzie wziął on udział w koncercie zorganizowanym na wolnej przestrzeni. Obstawa szefa komunistycznej partii NRD musiała go stamtąd szybko ewakuować, bo pijani Rosjanie zaczęli w niego rzucać butelkami po wódce. Zaskoczony Honecker nie mógł zrozumieć, jak taki afront mógł go spotkać w Kraju Rad, któremu był zawsze wierny.

Do prawdziwego niebezpieczeństwa miało dojść w sylwestra 1982 r. Jak zwykle na trasie przejazdu partyjnej kolumny samochodów co kilkadziesiąt metrów rozstawieni byli agenci Stasi. A jednak w konwój wjechał kierowca, który swoją ładą próbował zatrzymać wóz Honeckera. Pomysł okazał się być zbyt brawurowy: kierowca nie mogąc dopaść genseka, zabił jednego z milicjantów i popełnił samobójstwo.

Erich Honecker był odpowiedzialny za rozbudowę na niewiarygodną skalę sieci służb, szpiegujących własnych obywateli. Sam znany był z zamiłowania do luksusu, uwielbiał drogie samochody, choć nigdy nie miał prawa jazdy. W procesie, wytoczonym mu po zjednoczeniu Niemiec, zarzucono mu m. in. korupcję i zbrodnie popełnione w czasie zimnej wojny, w tym śmierć ponad 170 osób zastrzelonych przy próbie ucieczki z NRD na Zachód.

Honecker do końca przekonywał: „Nie ponoszę odpowiedzialności za śmierć zastrzelonych na granicy uciekinierów, nie dokonywałem defraudacji i nie bogaciłem się kosztem narodu, nie żyłem w luksusie, nie mam konta w banku szwajcarskim. Jestem przekonany, że historia przyzna mi rację”. Ostatecznie zmarł nieosądzony w maju 1994 r. w Chile.

Strzały do kosmonautów

Przez blisko dwie dekady u steru Związku Radzieckiego, a właściwie całego bloku wschodniego, stał Leonid Breżniew. 22 stycznia 1969 r. to nie on jednak miał być gwiazdą parady odbywającej się niedaleko Kremla. Największymi gwiazdami byli kosmonauci wracający z misji. Transmisję z wydarzenia oglądały miliony ludzi w całym Związku Radzieckim.
Leonid Breżniew, który przez długie lata rządził na Kremlu niepodzielnie. Na zdjęciu: w czasie wizyty w NRD w maju 1973 roku. Fot. PAP/DPA.
Pierwszą, nieopancerzoną limuzyną jechali dowódcy kolejnych statków kosmicznych Sojuz: Gieorgij Bieriegowoj, Aleksiej Jelisiejew, Władimir Szatałow i Jewgienij Chrunow. W drugim wozie, z kuloodpornymi karoserią i szybami ruszył Breżniew, w trzecim zaś honory odbierali kolejni kosmonauci Andrijan Nikołajew i jego żona Walentina Tierieszkowa-Nikołajewa, pierwsza kobieta kosmonautka. W pewnym momencie z wiwatującego tłumu wyskoczył, ubrany w milicyjny płaszcz, 21-letni młodszy lejtnant Wiktor Iljin. Z kieszeni szynelu wyciągnął dwa pistolety i zaczął strzelać w kierunku aut. Zdążył wystrzelić jedenaście pocisków, które dosięgły pierwszy samochód. Zamachowiec będąc przekonany, że jedzie nim znienawidzony satrapa, zabił kierowcę i ranił dwóch kosmonautów. Trafił również jednego z motocyklistów z honorowej asysty.

Oddał się w ręce agentów bez walki, sądząc, że zrealizował swój cel. Gdy dowiedział się, że zabił i ranił niewinnych ludzi, ponoć wpadł w histerię.

Przywódca Kraju Rad wyszedł z zamachu bez szwanku i wydał kosmonautom rozkaz, by nikomu nie powtarzali tego, co widzieli. Transmisja telewizyjna została przerwana, a o całej akcji można było przeczytać wiele lat później.

Sam Leonid Breżniew, który przez długie lata eliminował nawet potencjalnych konkurentów do władzy, rządził na Kremlu niepodzielnie. Miłośnik szybkich samochodów oraz dobrej kuchni i trunków zmarł w listopadzie 1982 roku. Przez ostatnich kilka lat, pogrążony w chorobach i demencji, właściwie już tylko odgrywał rolę przywódcy. Jednak w swoich najlepszych latach nie dawał o sobie zapomnieć również poza granicami swojego imperium. Po inwazji na Czechosłowację w 1968 r. ukazała się tzw. doktryna Breżniewa, zgodnie z którą ZSRR miał prawo do interwencji w każdym kraju bloku wschodniego, o ile zagrożone zostaną podstawy ustroju socjalistycznego.

– Sławomir Cedzyński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Autor jest dziennikarzem portalu i.pl
SDP 2023
Zdjęcie główne: W 1959 roku do Polski z bratnią wizytą przyjechał I sekretarz KC KPZR, premier Nikita Chruszczow. Towarzyszył mu I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka. 1 lipca gościli w Szczecinie. Fot. PAP/Stanisław Dąbrowiecki
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.