Historia

Stadionowa opozycja. Lechia Gdańsk kontra komuniści

„W Gdańsku lat osiemdziesiątych były trzy bastiony opozycji: Stocznia Gdańska, kościół św. Brygidy i właśnie stadion Lechii” – głosił Tadeusz „Duffo” Duffek, konspirator z podziemnej Solidarności i Federacji Młodzieży Walczącej (FMW). Klubowi kibicowały tak różne postacie, jak Bogdan Borusewicz, Donald Tusk i Jacek Kurski.

Śladów antykomunistycznej postawy kibiców Lechii Gdańsk można doszukać się jeszcze na początku lat 70. I to nie nad Motławą, ale w Poznaniu – podczas meczu z tamtejszym Lechem milicjanci „pilnujący” gości na trybunach wielokrotnie ich prowokowali. A to gwizdami, a to popychaniem przypadkowych fanów, a to szarpaniem itd. Był 1971 rok, świeżo po masakrze robotników na Wybrzeżu i reakcja lechistów nie mogła być inna: z kilkuset gardeł popłynęły pod adresem milicji antysystemowe hasła, na czele z „Powtórzymy Grudzień!”. Kolejna demonstracja sympatyków Lechii odbyła się w 1974 roku – również na wyjeździe, tym razem ze Stomilem Olsztyn. Oberwało się zomowcom stojącym na trybunach i wokół stadionu, a ci nie pozostali dłużni – po meczu w ruch poszły pałki i gazy łzawiące.

Rok później doszło do starć przy okazji spotkania Lechia – Widzew Łódź w Gdańsku. Atmosfera była gorąca od pierwszej minuty (obie drużyny walczyły o awans do ekstraklasy), a gdy milicjanci bestialsko pobili kibica, który w pewnym momencie wbiegł na murawę, „Biało-Zieloni” nie wytrzymali. Podobnie jak ze Stomilem, nie skończyło się na okrzykach, a zamieszki ze stadionu przeniosły się na ulice miasta. Trójmiejska prasa oczywiście wzięła w obronę aparat represji, walczących określiła mianem chuliganów i pominęła milczeniem fakt skatowania młodego chłopaka. Na łamach „Głosu Wybrzeża” czy „Dziennika Bałtyckiego” nie mogły się także znaleźć relacje z pochodów lechistów, którzy po efektownych zwycięstwach swej drużyny wypełniali Główne Miasto i okolice. Gniewne hasła i gwizdy przy mijaniu gmachu Komitetu Wojewódzkiego PZPR i Domu Prasy były bowiem na porządku dziennym.

Lata 70. to również gdańskie mecze „wewnątrzopozycyjne” z udziałem m.in. przedstawicieli Ruchu Młodej Polski i Wolnych Związków Zawodowych. „Tradycja grania w piłkę była gdańskim fenomenem. W Gdańsku nie było salonów opozycyjnych […] literacko-aktorskich podobnych do warszawskich i krakowskich.” – to Donald Tusk, który w młodości kibicował Lechii, był nawet wiceprezesem Klubu Kibica. Prócz niego, za futbolówką ganiali Aleksander Hall, Bogdan Lis, Andrzej Gwiazda czy Lech Wałęsa, a mecze przeważnie odbywały się pod czujnym okiem esbeków. Choć w przypadku Wałęsy należałoby w zasadzie mówić o jednym spotkaniu, podczas którego występował jako bramkarz. Gdy po jednym ze strzałów piłka poleciała w krzaki, „musiał – boleśnie kłując sobie dłonie – wydobyć ją z pokrzyw i ostów.”. To wystarczyło, aby przyszły lider Solidarności podziękował kolegom za grę, a i tak wkrótce nie miał czasu na futbol. Wspomniana rozgrywka miała miejsce w lipcu 1980, a miesiąc później rozpoczął się strajk w Stoczni Gdańskiej.

Wałęsa w kontekście drużyny „Biało-Zielonych” jest najbardziej znany z obecności na (opisywanym już na tych łamach) meczu Pucharu Zdobywców Pucharów Lechia Gdańsk-Juventus Turyn (28 września 1983). Przed spotkaniem zdążył udzielić wywiadu jednej z największych włoskich gazet sportowych, „La Gazzetta dello Sport”, i w ramach rozmowy nieco ubarwił swój życiorys. Jak czytamy, „Już w szkole biegałem za piłką. Lubiłem stać na bramce […]. Zawsze, kiedy mogę, jestem obecny na meczach Lechii”. W rzeczywistości późniejszy prezydent miał letni, by nie rzec, obojętny stosunek do piłki i zaciągnięcie go na pojedynek z Włochami nie było wcale prostą sprawą.
Lech Wałęsa na stadionie w Gdańsku w 2008 roku podczas meczu oldbojów Lechii Gdańsk z politykami, działaczami Solidarności i dziennikarzami zorganizowanego z okazji 25. rocznicy spotkania Lechia Gdańsk - Juventus Turyn. Fot. PAP/Adam Warżawa
Dla sympatyków drużyny z Gdańska mecz stanowił „największe wydarzenie w dziejach klubu”, nie tylko z uwagi na fakt, że lechiści rywalizowali z ekipą naszpikowaną gwiazdami, od króla strzelców MŚ 1982, Paolo Rossiego po Michela Platiniego i Zbigniewa Bońka. Liczyło się również to, że do Pucharu Zdobywców Pucharów Lechia dostała się dzięki wywalczeniu Pucharu Polski. Trofeum i mecze z „Bianconeri” stanowiły promyk nadziei na lepszą przyszłość zespołu, który na początku lat 80. błąkał się między II, a III ligą. Pierwsze spotkanie zaplanowano w Turynie i aby przygotować się do tamtejszego klimatu i poznać styl gry włoskich drużyn, w sierpniu 1983 „Biało-Zieloni” wyruszyli na obóz do Włoch. Zagrali m.in. z II-ligowymi Spezią (4:1) i Bielą (3:3), ale zgrupowanie nie ograniczyło się do treningów i sparingów. Piłkarzy czekało bowiem spotkanie z Janem Pawłem II.

Lechiści odwiedzili go w Castel Gandolfo, gdzie najpierw uczestniczyli w mszy świętej, a potem papież przyjął ich na prywatnej audiencji. Jako że wraz ze sportowcami nad Adriatyk poleciała grupa działaczy i przedstawicieli władz, nie obyło się bez przeszkód. Już przed audiencją wyznaczony do pilnowania zespołu pracownik KW PZPR, Józef Łacmański, nie chciał dopuścić do spowiedzi zawodników. Gdy zaś piłkarze postawili na swoim, w ramach zemsty postanowił storpedować bezpośrednie spotkanie z Janem Pawłem. Trener Lechii, Jerzy Jastrzębowski wspominał: „staliśmy na ulicy przed kościołem i kłóciliśmy się. On stanowczo mówił, że nie wejdziemy […]. Trwało to ze 20 minut. Za chwilę miały się zamknąć drzwi do kościoła i wtedy audiencja by przepadła. Na szczęście Łacmański, widząc naszą determinację, ustąpił”. Sama wizyta u Ojca Świętego upłynęła w sympatycznej atmosferze – papież stwierdził, że kibicuje Lechii, ale żartował, że nie może mówić tego na głos, bo Włosi czuwają. Z kolei z bramkarzem Tadeuszem Fajferem podzielił się swoimi doświadczeniami z boiska (za młodu grywał w Wadowicach na bramce). Na koniec dodał, że liczy na patriotyzm Bońka, który nie da zrobić krzywdy rodakom.

Obóz minął błyskawicznie, gdańszczanie wrócili do kraju, a już po kilku tygodniach ponownie zawitali do Włoch, na pierwszy pojedynek z Juventusem. Towarzyszyło im kilkudziesięciu (ok. 80 osób) kibiców, z których znaczna część potraktowała wyjazd jako okazję do ucieczki na Zachód. Co najmniej 40 osób poprosiło o azyl polityczny – wszyscy trafili do ośrodka dla uchodźców w podrzymskiej Latinie. A mecz? „Bianconceri” pokazali lechistom miejsce w szeregu – wygrali 7:0 i rewanż w Gdańsku był dla nich formalnością. W przeciwieństwie do komunistów, dla których spotkanie na Traugutta stanowiło nie lada wyzwanie. Z jednej strony Jaruzelski, Kiszczak i reszta obawiali się, że na stadionie może pojawić się Wałęsa. Z drugiej, mecz mogli wykorzystać do jakiejś demonstracji fani „Biało-Zielonych”, znani od lat z antykomunistycznych poglądów. ODWIEDŹ I POLUB NAS Wydawało się, że władze nie zaniedbały niczego – aby uniknąć jakichkolwiek incydentów przy okazji pojedynku, obstawiły miasto i stadion przeróżnymi służbami, uzbrojonymi po zęby. Wydarzenie „zabezpieczało” 1512 funkcjonariuszy MO oraz 850 osób „grupy porządkowej”. Nad prawidłowym z punktu widzenia komunistów przebiegiem widowiska miały też czuwać polskie ekipy telewizyjne. Rządzący postawili sprawę jasno: „nie będą przekazywać do transmisji ujęć z ewentualnych wrogich wystąpień grup związanych z podziemiem politycznym”. Podwładni Jaruzelskiego nie byli jednak w stanie kontrolować zachodnich mediów, co okazało się bolesne w skutkach – u nich Wałęsę było widać, jak na dłoni.

„Lechu”, jak wspomnieliśmy, nie był wielkim fanem piłki nożnej i z początku był sceptycznie nastawiony do swojej obecności wśród tysięcy kibiców. Niemniej, w końcu się zgodził i machina logistyczno-organizacyjna (według planu autorstwa Ruchu Młodej Polski) ruszyła. Od załatwienia biletów dla lidera Solidarności i ludzi mających go chronić na stadionie (łącznie kilkanaście osób), przez znalezienie odpowiedniego miejsca („na trybunie głównej siedział aktyw partyjno-państwowy – wykluczone […]. Na «młynie» milicji było pełno, kibice też mieli poczucie swojej siły, więc nie było wiadomo, czy nie dojdzie do jakiejś zadymy, bijatyki. Chodziło o to, aby w razie czego sprawnie go ewakuować”), po powiadomienie zachodnich dziennikarzy i działaczy Lechii. Gdy w przerwie meczu wieść o Wałęsie rozniosła się po sektorach, około 40 000 kibiców zgotowało Wałęsie i Solidarności kilkunastominutową owację.

W Gdańsku Lechia zaprezentowała się o wiele korzystniej niż Turynie, choć i tak uległa klubowi z Włoch (2:3). „Biało-Zieloni” prowadzili zresztą 2:1, ale Juventus zdołał doprowadzić do wyrównania, a wynik rozstrzygnął nie kto inny, a Zbigniew Boniek. Prócz, mimo wszystko, świetnego rezultatu w świat poszedł jednak przekaz, że Solidarność nie wylądowała na śmietniku historii. Sceny przedstawiające kibiców skandujących imię Wałęsy i solidarnościowe hasła obiegły europejskie media, a tydzień po spotkaniu elektryk z Zaspy otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Ale, ale – myliłby się ten, kto uznałby, że „Biało-Zielony” antykomunizm to głównie, a nawet tylko wrześniowy mecz Lechia – Juve. Nie bez powodu Tadeusz „Duffo” Duffek, konspirator w ramach podziemnej „Solidarności” i Federacji Młodzieży Walczącej (FMW) głosił, że „w Gdańsku lat osiemdziesiątych były trzy bastiony Solidarności: Stocznia Gdańska, kościół św. Brygidy i właśnie stadion Lechii”.

Na boisku zwyciężył Juventus. Na trybunach wygrała Solidarność. Ale katem Polaków okazał się Boniek

Futbol, Wałęsa i opozycja.

zobacz więcej
Repertuar działań wymierzonych w komunistyczną dyktaturę lechiści mieli naprawdę szeroki. Mieściły się w nim i napisy na blokach czy murach (np. „Lechia” sąsiadująca ze znakiem „Solidarności Walczącej” lub hasłem „Precz z komuną!”), i zrywanie czerwonych flag z budynków przed 1 Maja (z biało-zielonymi szalikami na szyi), i rozrzucanie opozycyjnych ulotek na stadionie. Nie może tu również zabraknąć siarczystych bluzgów, jakie kibice słali pod adresem władz u siebie i na wyjazdach. Takich jak „MO – gestapo!”, „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści!”, „Znajdzie się pała na d... generała!”, „Ch… nieświeży, Urban Jerzy!”. Do tego doliczmy opozycyjne aktywności niezwiązane bezpośrednio z piłką nożną, jak udział w mszach za ojczyznę w kościele pw. Św. Brygidy czy demonstracjach ulicznych.

W te ostatnie część kibiców, zwłaszcza reprezentujących młode pokolenie, była wyjątkowo zaangażowana. Gdy około 1985 roku gdańska Federacja Młodzieży Walczącej zorganizowała grupę konspiratorów odpowiedzialnych za „ulicę”, przez dłuższy czas tworzyli ją wyłącznie lechiści. Władza starała się utrudnić życie „Biało-Zielonym”, jak mogła, zarówno poprzez pobicia i aresztowania, jak i bardziej finezyjne metody (np. wymuszanie godziny rozpoczęcia meczów Lechii o tej samej porze, co msze u św. Brygidy). Fani odpłacali z nawiązką, a ich reakcji mógł się spodziewać każdy, kto w jakiś sposób wspierał ekipę Jaruzelskiego. Nie było taryfy ulgowej dla nikogo, zwłaszcza sportowców, o czym przekonał się Dariusz Dziekanowski. Gdy reprezentant Polski, a w latach 80. zawodnik m.in. Widzewa Łódź i Legii Warszawa zaapelował w telewizji o masowe uczestnictwo w wyborach, niebawem spotkały go w Gdańsku nie tylko gwizdy. „Idź głosować”, „Frajerze, do urny!” – to najłagodniejsze z określeń, jakie popłynęły do niego z trybun.

PRL-owski aparat represji rejestrował wszystkie takie wydarzenia i gdy milicja czy ZOMO uznały, że miarka się przebrała, wkraczali do akcji. Wystarczył byle pretekst, tak się stało np. w maju 1984, gdy w Elblągu gdańszczanie (przed i po meczu z Olimpią) wykrzykiwali na mieście hasła uderzające w partię, Jaruzelskiego i właśnie służby. Te zemściły się w drodze powrotnej, zatrzymując pociąg wiozący lechistów w Gronowie Elbląskim. Potem „z niezliczonych suk i lodów wybiegło kilka kompanii zomoli. Obstawili nas z obydwu stron. […] Kilkunastu z nas ratuje się, uciekając z wagonów. Kilku udaje rolników zbierających kartofle. Ich zomole gonią uazami po polu, jak na safari. Z tych, co zostali w środku, ZOMO pałuje, kogo popadnie. Trwało to kilkadziesiąt minut” (relacjonował jeden z kibiców, ps. Leser).

O ile w takich starciach przedstawiciele „komuny” byli zwykle górą, o tyle na stadionie bezapelacyjnie wygrywali lechiści. Tak, jak 6 października 1985, kiedy „Biało-Zieloni” i „podziemni” z FMW, w trakcie meczu Lechia – Ruch Chorzów, wywiesili na płocie rozdzielającym trybuny i boisko 10-metrowy transparent „13 X [data wyborów parlamentarnych] – BOJKOT – SOLIDARNOŚĆ!”. Wśród organizatorów byli Piotr Semka i Jacek Kurski, który relacjonował „akcję życia”: „25 tys. ludzi jeszcze raz przekonało się, że Solidarność to nie żaden relikt przeszłości, tylko ciągle silna i żywa organizacja. Akcję przeprowadziliśmy w rocznicę powstania MO i bezpieki, na oczach setek «jubilatów», co tym bardziej cieszy”. A czy apel o zignorowanie pseudogłosowania poskutkował? Bogdan Borusewicz na antenie gdańskiego Radia Solidarność szacował, że do urn poszło raptem 52-55% gdańszczan. Na koniec audycji zwrócił się zaś do lechistów słowami: „Dziękuję, wasza praca dała widoczne efekty”.

– Tomasz Czapla

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Wykorzystane w tekście cytaty pochodzą z publikacji: „Lechia – Juventus: więcej niż mecz” Mariusza Kordka i Karola Nawrockiego, „Gdańsk w stanie wojennym: 1981-1983" Karola Lisieckiego, Tomasza Panka i Wojciecha Wabika, „Radio Solidarność w Trójmieście” Macieja Pawlaka i „Biało-zielona „Solidarność”: o fenomenie politycznym kibiców gdańskiej Lechii 1981-1989" Jarosława Wąsowicza.
SDP 2023

Zdjęcie główne: Kibice Lechii Gdańsk wywiesili baner z okazji 28. rocznicy stanu wojennego podczas meczu piłkarskiej ekstraklasy z Cracovią Kraków grudnia 2009. Fot. PAP/Adam Warżawa
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.