Historia

Lody z kisielu albo w polewie czekoladopodobnej. Mrożony obiekt pożądania

Wafle wyrabiane w pralce Frani, maszyna do lodów z bańki na mleko i prostego silnika, chłodzona lodem ze stawu. Codzienność małych lodziarni w PRL.

„Tępy jak Polsilver” i maluchy bez koła zapasowego – buble PRL

Nowiutkie, niesprawne kombajny, zabawki „jednorazowego użytku”, buble w budownictwie, czyli codzienność konsumenta w gospodarce niedoborów. Ale wybrakowane rzeczy miały swoją wartość.

zobacz więcej
Calypso, Bambino na patyku, śmietankowe albo w czekoladopodobnej polewie. Zwykle miękkie, bo odrobinę rozpuszczone, ale i tak stanowiły obiekt pożądania zwłaszcza młodszych Polaków w PRL.

Na początku lat 60. sprowadzono do Polski duńskie maszyny do produkcji lodów. Trafiły do okręgowych spółdzielni mleczarskich, które zajęły się produkcją.

Mały wybór smaków i salmonella

Najczęściej zmrożone kostki na patyku albo bez niego występowały w wersji śmietankowej. Jednak zdarzały się smaki owocowe, kakaowe lub kawowe. Była też opcja z polewą, oczywiście czekoladopodobną.

Z jedzeniem trzeba było się śpieszyć, bo szybko się rozpuszczały. Nie brakowało też doniesień o licznych zatruciach salmonellą.
Prywatne cukiernie

Dlatego oprócz dużych wytwórni lodów powstawały też małe lokalne lodziarnie takie, jak Apolonii Kwiatek w Jadowie, która ruszyła w 1955 roku.

Pierwsza galeria handlowa w PRL – Wars, Sawa, Junior

Schody jadące tylko do góry, rozlewnia płynu do naczyń, klimatyzacja na bazie studni głębinowych.

zobacz więcej
Na początku był tylko jeden smak – śmietankowy, bo nie wymagał dodatkowych składników smakowych, o które łatwo nie było. – Podstawą było żółtko, mleko i cukier – wylicza Andrzej Kwiatek, syn Apolonii, który z czasem przejął biznes mamy. Szczególnym dodatkiem było cukier waniliowy. Potem Apolonia sięgnęła po kakao. Kolejną urozmaiceniem były owoce sezonowe; zalewała je gorącą wodą i przygotowywała z nich syrop, który dodawała do lodowej bazy.

Lody z kisielu

Prawdziwym wyzwaniem był wówczas smak cytrynowy, o którym marzyła właścicielka lodziarni. Cukiernik z Warszawy doradził jej, by do lodów dodała kisielu cytrynowego oraz gotowanej cytryny z dodatkiem skórki.

Andrzej Kwiatek wspomina, że już wówczas jego mama odkryła, że najlepsza – nie tylko do lodów – jest cytryna argentyńska, bo ma dużo soku i delikatną skórkę. I podkreśla, że w tamtym czasie brakowało wszystkiego i trzeba było wykazać się nie lada kreatywnością i dużą liczbą znajomych, z którymi można było coś załatwić, czy wymienić.
Lody z okienka
Mleko dla niemowląt i lody

Kwiatek wspomina, że sporym sukcesem było dodanie do lodów amerykańskiego mleka w proszku dla niemowląt, które sprzedawano w aptekach. – Lody na tym mleku były fantastyczne. Do dzisiaj pamiętam ich niepowtarzalny smak – mówi. Długo to nie trwało, bo mleko szybko w aptece się skończyło, i trzeba było wrócić do tradycji.

Lód ze stawu starczał do września

Jednak zdobycie składników i kupowanie cukru po kilka kilo w różnych miejscach nie było największym problemem. – Maszyny i sprzęt potrzebne do produkcji i przechowywania stanowiły nie lada wyzwanie – mówi. Do drewnianych beczek wkładało się bańki na mleko i obkładało lodem. W tak przygotowanej narzędziu ręcznie kręcono lodowy deser.

Z czasem produkcję zmechanizowano. Dzięki pomocy sąsiada złotej rączki mąż pani Apolonii do beczki po mleku przymocował pasek klinowy i przekładnię kątową. Maszyna pracowała pełną parą.

Spory problem był oczywiście z mrożeniem i utrzymaniem odpowiedniej temperatury. Aby temu sprostać, magazynowano lód. W styczniu zwożono tafle z okolicznego stawu, które składowano w specjalnym pomieszczeniu przysypane piachem i trocinami. – Starczało do września – wspomina Andrzej Kwiatek. Taki sposób na mrożenie był wyjątkowo dobry w czasach częstych przerw w dostawie prądu.

Lody sprzedawano z dębowej lodówki, do której wkładano cztery bańki obłożone lodem. Cztery wystarczały, bo smaki były tylko cztery, czyli śmietankowy, kakaowy, owocowy i cytrynowy. I tak zostało do dzisiaj.
Lody w plastikowych kubkach
Kwadratowe wafelki

W połowie lat 60. Kwiatkowe sprowadzili z Niemiec profesjonalną maszynę do lodów z silnikiem, która chłodziła lody solanką. Był też czas, że sami produkowali wafle, których nigdzie nie można było dostać.

– Ciasto wyrabiało się w pralce Frani i wlewało do specjalnie przygotowanych kwadratowych lub stożkowych foremek, które wypiekano w piecu ogrzewanym koksem. Foremki oczywiście trzeba było skonstruować samemu. Mimo trudnych warunków udało się stworzyć prężną firmę – powiedział syn pani Apolonii Kwiatek
Zdjęcie główne: Lody zawsze cieszyły się dużą popularnością (fot. arch. TVP)
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.