Telewizor Rubin z samozapłonem i pralka Frania. PRL-owska rewolucja w AGD
sobota,
1 października 2016
Sprzętu AGD brakowało, bo miał poważną konkurencję – broń. W tych samych fabrykach na dwóch różnych liniach produkcyjnych powstawały całkiem różne towary. Tak jak w przypadku radomskiego Łucznika, który oprócz broni produkował maszyny do szycia.
Budżet ludowej ojczyzny uzależniony był od alkoholu.
zobacz więcej
W Polsce Ludowej na oczach wszystkich działa się rewolucja w sprzętach AGD. Podczas gdy zaraz po wojnie w wielu miejscowościach nie było prądu PRL to zmieniał. W ślad za tym pojawiły się artykuły gospodarstwa domowego na prąd.
Rynek nasycał się jednak powoli, bo gospodarka centralnie sterowana nie dawała rady poza tym, na co zwraca uwagę historyk z warszawskiego SGH dr Andrzej Zawistowski, ich cena była bardzo wysoka. Z jego kalkulacji wynika, że w 1986 roku, aby kupić pralkę automatyczną lub lodówkę, trzeba było średnio pracować 2,5 miesiąca. Za radioodbiornik Śnieżnik trzeba było wydać dwutygodniową pensję. A na czarno-biały telewizor Kowalski musiał pracować około 1,5 miesiąca.
Od stanu wojennego władza dbała, by na rynek trafiało jak najwięcej lekkich i sensacyjnych filmów, żeby ludzie zapomnieli o polityce i otaczającej ich rzeczywistości.
zobacz więcej
Człowiek od naprawy telewizorów
Zawistowski przyznaje, że sprzęty ówczesne służyły znacznie dłużej niż obecnie, kiedy nie opłaca się naprawiać starych telewizorów, bo za niewiele więcej można kupić nowy.
– Bardzo intratna posadą był wówczas człowiek od naprawy telewizorów, które były bardzo awaryjne. Zwłaszcza kolorowe radzieckie odbiorniki. Mówiono nawet: Rubin z samozapłonem – opowiada historyk i wyjaśnia, że często przepalały się w nich lampy. Mało kto pewnie pamięta, że po włączeniu przycisku start na takim telewizorze trzeba było poczekać kilka minut by lampy się nagrzały i pojawił się obraz.
Ale sprzętu w PRL wciąż brakowało. Do sklepów ustawiały się kolejki i powstawały listy kolejkowe. W latach 70 raptem 30 procent społeczeństwa posiadało lodówkę uważaną wówczas za towar luksusowy. Wyrazem tego był zwyczaj przechowywania żywności na balkonach, co było popularne zwłaszcza zimą. Lodówki oprócz tego, że pożerały dużo prądu i bardzo głośno pracowały, a żeby je odmrozić, trzeba było na dobę zostawić otwarte i delikatnie zrywać oblodzenia. Polar można było kupić za 6700 zł, Silesia kosztowała ponad 7 tysięcy, a za radziecki Mińsk trzeba było zapłacić 8500 zł.
Konkurencja AGD – broń i maszyny
Działo się tak, ponieważ gospodarkę dusiło centralne planowanie. A produkcja sprzętu AGD miała poważną konkurencję – produkcję maszyn i broni. Często zdarzało się, że w tych samych fabrykach na dwóch różnych liniach produkcyjnych powstawały całkiem różne towary. Tak było w przypadku radomskiego Łucznika, który oprócz broni produkował maszyny do szycia.
Opowiadano nawet żart o robotniku, który chcąc żonie złożyć w domu maszynę do szycia wynosił pokątnie różne jej elementy. Ale kiedy złożył je, okazało się, że wyszedł mu karabin.
Podobnie było w fabryce w Czarnej Wsi, gdzie powstawały rozrzutniki oraz sprzęt kuchenny – lodówki „Śnieżki” czy pralki wirnikowe.
I właśnie pralki wirnikowe Frania przytaczane są najczęściej, jako symbol tamtych czasów. Bęben w nich był nieruchomy. Pranie kręciło się dzięki zamontowanemu na dole wirnikowi. Ich mało skomplikowana budowa miała oczywistą zaletę. Nie psuły się. Do dzisiaj można pewnie takie znaleźć w nie jednej piwnicy – sprawne.
Produkty zza Żelaznej Kurtyny
Dobrze sprawdzały się i nie psuły także odkurzacze. Choć producenci mała wagę przywiązywali do głośności pracy ich silnika. Stawiały na nogi cały dom, a nawet blok. Kurz zbierał się w materiałowym worku, który później trzepano przy śmietnikach. Popularnym producentem były urządzenia Zjednoczenia Przemysłu Zmechanizowanego Sprzętu Domowego Predom. Często spotykanym kuchennym gadżetem był prodiż do pieczenia ciast i mięs. Wyparły go z czasem piekarniki.
Specjaliści podkreślają słynna wówczas jakość produktów zza Żelaznej Kurtyny. Duża część sprzętu trafiała z resztą na eksport. A polskie sklepy świeciły pustaki.