Permanentny brak gumy do majtek, czyli problemy z pracą w PRL
niedziela,
16 października 2016
„Czy się stoi czy się leży …”. Śniadanie na kolację, czyli poszukiwania rąk do pracy w PRL.
Państwo miało monopol na pracę. A konstytucja z 1952 roku gwarantowała dostarczenie potrzebnych miejsc pracy. Zawistowski podkreśla, że hasła te były bardzo nośne, zwłaszcza po wielkim kryzysie gospodarczym. Jednak pojawił się także problem zbyt dużego zatrudnienia.
Sprzętu brakowało, bo miał poważną konkurencję – broń.
zobacz więcej
Szacowało się, że gospodarka nie odczułaby zwolnienia nawet kilku milionów zatrudnionych. A jednocześnie brakowało rąk do pracy tam, gdzie była ona ciężka i słabo płatna, bo wyceniana centralnie z gabinetu głównego ekonomisty.
Emeryci do fabryki
Sięgano więc po różne sposoby, by braki uzupełnić. Na halach produkcyjnych dorabiali pracownicy biurowi, a w sklepach pracownicy innych branż i emeryci.
W 1984 roku w Zwoltexie w Zduńskiej Woli brakowało nawet 1000 pracowników. Dlatego na halę produkcyjną wracali emeryci kilka miesięcy wcześniej wysłani do domu.
W Zakładach Aparatury Spawalniczej znaleziono inny sposób na brak rąk do pracy. Umożliwiono pracownikom niezatrudnionym przy produkcji, referentom, mistrzom, kierownikom wykonywanie po normalnych godzinach pracy obowiązków robotników przy maszynach. W weekendy i popołudnia dorabiali sobie po 2–3 tysiące złotych.
Problemy z chłoporobotnikami
Dziury w zatrudnieniu mieli też załatać chłoporobotnicy. Jednak historycy uważają, że był to wyjątkowo zły pomysł.
– Bo choć podejmowali pracę od późnej jesieni do wczesnej wiosny, rzucali ją, kiedy tylko trzeba było iść w pole – wyjaśnia dr Zawistowski. I przypomina film „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” Stanisława Berei, w którym jedna z postaci, by zdążyć do pracy na czas, jadła śniadanie na kolację...
Nakaz pracy
W roku 1950 wprowadzono nakaz pracy na mocy ustawy „o zapobieżeniu płynności kadr pracowników w zawodach lub specjalnościach szczególnie ważnych dla gospodarki uspołecznionej”. Absolwenci szkół wyższych i średnich otrzymywali 3-letnie skierowanie do pracy, nierzadko zsyłające ich w odległe od domu tereny.
I tak młodzi lekarze wyjeżdżali do małych powiatowych szpitali w mało atrakcyjnych regionach. Podobnie było z nauczycielami. Tych starano się zachęcić do przesiedleń, oferując im mieszkania przy wiejskich szkołach czy dodatek do pensji.
„Czy się stoi, czy się leży ...”
Ale centralne rozdzielnictwo pracy i polityka pełnego zatrudnienia doprowadziły do licznych patologii i problemów z wydajnością. Do tego przykładało się dodatkowo słabe wyposażenie miejsc pracy i braki surowcowe. Efektem była kompletna ruina i ukrywane bezrobocie, np. w latach 50. zwolniono wielu funkcjonariuszy UB i wydano przykaz przyjmowania ich do pracy w innym charakterze.
Obsesje PRL w końcu doprowadziły do tego, że ludzie przestali szanować pracę, co idealnie obrazowało powiedzenie: „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”.