Wywiady

„Mamy w popkulturze nadreprezentację historii o młodych, pięknych i bogatych”

– Koncerty bronią się zawsze, a rynek muzyczny na świecie wbrew pozorom rośnie i przynosi coraz więcej dochodów. Niestety coraz mniej pieniędzy trafia do muzyków, najwięcej zarabiają pośrednicy. Wydawało się, że internet osłabi wielkie, istniejące już korporacje, ale powstały nowe, jeszcze większe, które dystrybuują muzykę przez streaming, a muzykom oddają niewielki skrawek tego, co na nich zarabiają. Nie można jednak udawać, że tego świata nie ma – mówi portalowi tv.info Pablopavo. Niedawno ukazała się płyta, którą nagrał z formacją Ludziki pt. „Ladinola”.

Tancerz jak gwiazda rocka. „Ohad daje widzom mocne, rewolucyjne wręcz poczucie wolności”

Producent filmu pt. „Mr. Gaga” o słynnym izraelskim tancerzu i choreografie.

zobacz więcej
Jest pan fanem piłki nożnej. Oglądał pan mecz, w którym na początku czerwca Legia obroniła tytuł piłkarskiego mistrza Polski?

Z powodów muzycznych niestety nie. Obowiązki zawodowe, czyli koncerty, często pokrywają się z meczami – i jedne, i drugie odbywają się w weekendy. Kibicuję więc z nasłuchu, trochę koledzy mi napiszą.

Na koncertach Pablopavo i Ludzików przychodzi coraz bardziej zróżnicowana publiczność. Zastanawiał się pan, dlaczego tak jest?

Wcześniej na nasze koncerty chodzili głównie ludzie w moim wieku, ewentualnie trochę młodsi, a teraz widzę też 60- i 19-latków. Bardzo mnie to cieszy, bo być może świadczy o tym, że moje piosenki są uniwersalne i trafiają nie tylko do wyznawców jednego gatunku muzycznego czy jednej grupy wiekowej.

W piosence, która nosi taki sam tytuł jak cała nowa płyta, czyli „Ladinola” śpiewa pan, że „muzyka to rozrywka, tylko każdy lubi inną”.

Jestem wyznawcą teorii, że cała sztuka to rozrywka – ale jeden wybierze Bacha, inny – dance czy disco polo. Nigdy nie uważałem się za artystę. Myślę o sobie jak o grajku, o kimś, kto przez półtorej godziny koncertu musi dać ludziom trochę wzruszeń i emocji. I to tyle. Artystowskie nadęcie troszkę mnie śmieszy. Nie dobudowuję ideologii do tego, co robię, staram się, żeby piosenki były po prostu dobre.
Pablopavo (fot. Bartek Muracki)

Mamed Khalidov: Wszystko, co robię, musi być zgodne z islamem

Najlepszy polski zawodnik MMA o życiu muzułmanina w Polsce i kulisach sportowej kariery.

zobacz więcej
Mówi pan o obowiązkach zawodowych. Ale pisanie piosenek obowiązkiem chyba nie jest?

W moim przypadku to raczej wewnętrzny przymus. Piszę wiele piosenek, nie zawsze potem je gramy. Tak reaguję na świat, który mnie otacza, piszę o nim piosenki.

Znak rozpoznawczy pana piosenek to opowiadanie interesujących historii.

Zawsze mnie ciekawiło w muzyce, której słuchałem, to, co Amerykanie nazywają storytellingiem. Jest obecny w m.in. w hip hopie, ale był też np. w bluesie przed 100 laty. Zwykle to historie o mniej lub bardziej nieudanych życiach, miłościach, niebezpiecznych przygodach.

Pomyślałam teraz o kinie Kena Loacha, który właśnie takie historie z życia wzięte opowiada.

Jestem fanem Loacha, ale nigdy nie myślałem o nim w kontekście moich piosenek. Inspiracje są bezwiedne, często nie jestem ich świadom. Czy można powiedzieć, że moje piosenki poruszają tematy społeczne? Może tak. Piszę dużo o ludziach biednych, nie bójmy się słowa „bieda”, którym się w życiu niekoniecznie świetnie wiedzie. Nie buduję wokół tego żadnej ideologii. Ale mamy w popkulturze nadreprezentację historii o młodych, pięknych i bogatych, a tak naprawdę wcale nie ma ich tak dużo, jak mogłoby się wydawać. Uważam, że powinno się pisać piosenki o tzw. zwykłych ludziach, których się spotyka na ulicy. Przez wiele lat mieszkałem w biedniejszych dzielnicach Warszawy i stąd się obserwacje.

Z frustracji może narodzić się furia, jej destrukcyjna odmiana

Dzieciom emigrantów w Belgii nie pozwalają im być Belgami, we Francji Francuzami. A oni nimi są. W niektórych rośnie wyobcowanie – mówi pisarka Grażyna Plebanek.

zobacz więcej
Tytuł nowej płyty to „Ladinola”, brzmi muzycznie, śpiewnie i kojarzy się z muzyką latino.

Jest na niej trochę latynoskich smaczków. Myślałem, żeby ją nazwać „Ladino”, ale potem doszedłem do wniosku, że odwoływać się będzie do sefardyjskiej muzyki, której u nas nie ma. Dodałem więc „la” i tak powstał tytuł. Czy „ladinola” coś znaczy nie wiem, ale dobrze brzmi i ładnie wygląda na okładce płyty.

Okładka, jak zawsze, jest bardzo ciekawa, przyciąga uwagę. To taki znak rozpoznawszy Pablopavo i Ludzików?

Od lat współpracują z moim kolegą Krzyśkiem Bieleckim, który głównie zajmuje się robieniem książek artystycznych, a tylko dla mnie projektuje okładki płyt. Dzisiaj ludzie kupują płytę nie tylko dla muzyki, ale żeby mieć coś ładnego, ciekawego, coś co można obejrzeć, zachwycić się szatą graficzną, poczytać teksty. Jeśli tego nie będzie, to oczywiście posłuchają muzyki w sieci, ale to nie to samo. Okładki płyt Pablopavo i Ludzików utrzymane są w jednym stylu. Jeśli ktoś zobaczy je na półce w sklepie, będzie widział, że są nasze. Smuci mnie jednak, że mało kto słucha teraz całych albumów. A to jest dla mnie bardzo ważne. Kiedy układam płytę, nie jest ona zwykłym zbiorem 14 czy 15 piosenek, jest całością ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem.

Szczerze nie cierpię klasy politycznej, niezależnie od opcji

– Dla mnie polityk to jest zawód ostatniego kontaktu – mówi Mariusz Czubaj, laureat tegorocznej Nagrody Wielkiego Kalibru.

zobacz więcej
Latynoskie inspiracje łączą się na „Ladinola” z muzycznym klimatem polskich lat sześćdziesiątych. Lubi pan tamtą muzykę?

To był moim zdaniem jeden z najciekawszych okresów polskiej muzyki rozrywkowej – Marek Grechuta, Czesław Niemen, Blackout, Wanda Warska – możemy tak wymieniać bez końca. Kiedy pisaliśmy i nagrywaliśmy piosenki na tę płytę, dużo słuchałem polskiej muzyki, szczególnie Grechuty, którego właściwie odkryłem na nowo. Z Grechutą jest tak, że w naszych rozgłośniach radiowych leci pięć, może siedem piosenek, tych powiedziałbym, najprostszych. A w jego muzyce działy się rzeczy bardzo ciekawe, ultranowoczesne. Np. „Szalona lokomotywa” z 1977 r. Podobne rzeczy robiono w Wielkiej Brytania i w Niemczech – myślę o krautrocku. Na płycie „Szalona lokomotywa” są fragmenty spektaklu, który wystawiony był w krakowskim Teatrze Stu. Jest Grechuta, Anawa z przyległościami. Maryla Rodowicz śpiewa tam fantastyczne, awangardowe i bardzo trudne rzeczy. A teraz dorobiono jej gębę piosenkarki wyłącznie popowej.

Ale to chyba nie jedyne inspiracje ówczesną polską muzyką?

Na „Ladinola” jest rzeczywiście sporo nawiązań do tamtych lat, np. wokaliza Oli Bilińskiej która kojarzy mi się z wokalizą Wandy Warskiej w „Pociągu” Kawalerowicza. Jest też sporo bluesowych zagrywek w typie Breakoutu. Jestem fanem polskiej muzyki i zawsze będę jej bronił. Przez wiele lat mieliśmy fantastycznych wykonawców i autorów.

Szczerze nie cierpię klasy politycznej, niezależnie od opcji

– Dla mnie polityk to jest zawód ostatniego kontaktu – mówi Mariusz Czubaj, laureat tegorocznej Nagrody Wielkiego Kalibru.

zobacz więcej
Wielu zaginęło w niepamięci.

Za szybko się zapomina, nowe wypiera stare, zamiast z nim współbrzmieć. Część tej naszej muzyki odkrywają zachodnie wytwórnie, wydają np. dużo polskiego jazzu. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte to muzyka, która się fantastycznie broni. Myślę, że gdyby „Szaloną lokomotywę” wydać po angielsku, bo polszczyzna jednak trochę zamyka, to zrobiłaby wiele zamieszania na Zachodzie.

Dlaczego płytę z latynoskimi inspiracjami nagraliście w Bieszczadach?

Z trzech powodów, po pierwsze – tam jest fajnie, po drugie – mieszkają tam nasi przyjaciele, muzycy, a po trzecie – chodziło o oderwanie się od warszawskiej codzienności i obowiązków. Przez dwanaście dni mogliśmy skupić się tylko na muzyce. Rano przygotowaliśmy utwór, potem jedliśmy pyszny, regionalny obiad przygotowany przez miejscowe kucharki, a po południu nagrywaliśmy. Myślę, że słychać ten nasz spokój i luz na płycie.

Zostajemy w klimacie tamtych lat, bo w jednej z piosenek pojawia się nazwisko Otokara Balcego, dźwiękowca, który pracował m.in. nad „Reksiem” i „Bolkiem i Lolkiem”.

To nietypowe nazwisko jak na Polskę i zostaje w głowie. Pan Otokar zmarł niedawno, jest to więc mój mały hołd dla niego. Na tych animowanych bajkach wychowało się kilka pokoleń Polaków, ja też, i miałem chęć poruszyć czułą strunę u słuchacza. Gdy ukazała się płyta, przyszła do mnie sąsiadka. Była bardzo wzruszona, bo znała pana Otokara Balcego. Pochodzi z Bielska-Białej, a jej rodzice przyjaźnili się z nim.

Autor kryminalnych bestsellerów: Pisanie powieści to zawód przerażający

– Na styku zbrodni i machiny sprawiedliwości zawsze rodzą się niesamowite historie – mówi Gianrico Carofiglio, autor bestsellerowych powieści kryminalnych.

zobacz więcej
Ogląda pan z dzieckiem dawne animowane dobranocki?

Pokazuję je córce, ale dzieci są teraz przyzwyczajone do trochę innej animacji. Ale próbuję, może się uda.

Jest na „Ladinola” bardzo piękna piosenka pt. „Dom dobry”. Wydaje mi się bardzo osobista.

Mam nadzieję, że jest też uniwersalna, bo opowiada historię miłosną. Ale nie o narwanej, nastoletniej miłości, ale o miłości łączącej ludzi dojrzałych, którzy już długo ze sobą są, wspierają się, a oprócz tego, że się kochają, to też się przyjaźnią. Mają kłopoty, bywa im ciężko, raczej nie chodzą codziennie na romantyczną kolację, ale starają się z tą swoją miłością żyć. To jest oczywiście też piosenka o mnie, o mojej żonie i córce.

Od lat wydaje pan płyty w niedużej wytwórni Karrot Kommando. Inny komfort pracy niż z międzynarodowym gigantem?

Karrot Kommando działa bardzo prężnie. Czasy się zmieniły i naprawdę nie trzeba 150 pracowników, żeby dotrzeć tam, gdzie się chce. Oczywiście ciągle tzw. majorsi, czyli największe firmy, mogą najwięcej i mają dostęp do dużych mediów. Jak się ma w ofercie np. Madonnę czy Rolling Stonesów, łatwiej przy okazji podsunąć dobrego debiutanta. Karrot Kommando Madonny nie ma, więc ma trudniej. Ja jestem szczęśliwy, bo ma wszelkie zalety małej wytwórni – prostotę, przyjacielskie kontakty i, co najważniejsze, daje artystyczną wolność.

Znienawidziłem bankowość, choć po kilku miesiącach pracy można było kupić porsche

– Musiałem się zmuszać, żeby rano wstać z łóżka. Rzuciłem robotę – wspomina Raymond Khoury, autor międzynarodowych bestsellerów i uznany scenarzysta.

zobacz więcej
Udaje jej się dotrzeć do dużych stacji radiowych z utworami?

Tak jakoś jest, że największe stacje radiowe nie są zainteresowane muzyką, którą my gramy. Ale mamy za to świetne kontakty z mniejszymi rozgłośniami, np. ze studenckimi. Staramy się też docierać do radiowej Jedynki, Trójki i Czwórki.

Bardzo odczuwa pan, że zmienia się sposób dystrybucji muzyki, że internet odgrywa coraz większą rolę?

Koncerty bronią się zawsze, a rynek muzyczny na świecie wbrew pozorom rośnie i przynosi coraz więcej dochodów. Niestety coraz mniej pieniędzy trafia do muzyków, najwięcej zarabiają pośrednicy. Wydawało się, że internet osłabi wielkie, istniejące już korporacje, ale powstały nowe, jeszcze większe, które dystrybuują muzykę przez streaming, a muzykom oddają niewielki skrawek tego, co na nich zarabiają. Nie można jednak udawać, że tego świata nie ma. Przy poprzedniej płycie nie bardzo chciałem się zgodzić na internetową formę dystrybucji, ale słuchacze mnie przekonali, że właśnie z sieci czerpią muzykę. Dlaczego miałbym więc im ją odbierać? Oczywiście finansowo to dla nas nie jest żaden biznes, ale może się to zmieni. Wszystko już było. Muzyka ma kilkanaście tysięcy lat, a zaledwie przez koło 100 lat ludzie kupowali ją nagraną na jakiś nośnik. I ta era właśnie się kończy. Muzyka i muzycy zawsze sobie radzili, zarabiali na koncertach, prawach autorskich. Pytanie, czy będę miał na czynsz, ale to już inna rozmowa.

Pablopoavo, czyli Paweł Sołtys. Urodził się w marcu 1978 roku. W roku 1993 założył z kolegami pierwszy zespół. Grał i śpiewał w zespołach: Saduba, Magara, Sedativa i Vavamuffin. Współtworzył również sound systemy: Zjednoczenie (istniejący do dziś) i Ba-lan.

W 2009 roku na rynku pojawił się debiutancki krążek formacji Pablopavo i Ludziki zatytułowany „Telehon”. Nagrali też „10 piosenek”. W 2014 r. dostał Paszportu Polityki w kategorii „Muzyka Popularna”. W tym samym roku wydał solowy album „Polor”.
Zdjęcie główne: Pablopavo (fot. Bartek Muracki)
Zobacz więcej
Wywiady wydanie 13.10.2017 – 20.10.2017
„Powinniśmy powiedzieć Merkel: Masz tu rachunek, płać!”
Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths, O SWOIM zaangażowaniu w polsko-żydowski dialog.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Definitely women in India are independent
Srinidhi Shetty, Miss Supranational 2016, for tvp.info
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
Małgosia uratowała mi życie. Dzięki niej wyszedłem z nałogu
– Mam polski paszport i jestem z niego bardzo dumny – mówi amerykański gwiazdor Stacey Keach.
Wywiady wydanie 28.07.2017 – 4.08.2017
„Kobiety w Indiach są niezależne. I traktowane z szacunkiem”
Tak twierdzi najpiękniejsza kobieta świata Srinidhi Shetty, czyli Miss Supranational 2016.
Wywiady wydanie 14.07.2017 – 21.07.2017
Eli Zolkos: Gross niszczy przyjaźń między Żydami a Polakami
„Żydzi, którzy angażują się w ruchy LGBT, przyjmują liberalny styl życia, odchodzą od judaizmu”.