Syjoniści na literę „Ż”
piątek,
2 marca 2018
Najpierw była walka z kułactwem, kolektywizacja, „operacja Polska” i „czas wielkich czystek” – komunistyczne akcje propagandowe mające usprawiedliwiać krwawe represje. Do tej tradycji odwołał się Gomułka najpierw atakując w 1966 roku kler, a następnie, w marcu 1968, organizując nagonkę na Żydów.
O „syjonizm” oskarżano głównie polskich Żydów, ale „burzycielem syjonistą” mógł zostać w zasadzie każdy. Człowiek, który został tak określony obligatoryjnie stawał się „wrogiem ludowej ojczyzny” – niezależnie od rzeczywistego stosunku wobec Izraela, wojny arabsko-żydowskiej z 1967 roku, a nawet tego, czy w ogóle miał żydowskie korzenie. By wskazać „ukrytych syjonistów” władze wskrzesiły też zasady rodem z nazistowskich ustaw norymberskich. Jakie były filary antysemickich klisz w 1968 roku?
Gniew, potępienie i odraza
Irena Lasota była jedną z twarzy Marca ’68. Ale nie chcieli jej zaprosić na obchody 50 rocznicy wydarzeń. Przez Adama Michnika?
zobacz więcej
Słowo „syjonista” w pierwszej dekadzie PRL było kojarzone jednoznacznie z Żydami, niemniej zwrot „syjonizm” nie był oczywisty. Można postawić tezę, że rzadko kto wiedział czym on jest naprawdę. Krystyna Kersten autorka pracy „Polacy, Żydzi, Komunizm” przytacza jeden z dowcipów na ten temat. Otóż, jeden redaktor pyta drugiego: „powiedz, jak właściwie pisze się wyraz syjonista”? Drugi odpowiada: „sam dobrze nie wiem, ale przed wojną to się pisało przez ‘Ż’ z kropką”.
Wydarzenia marcowe to nie tylko wynik zaplanowanych działań politycznych Mieczysława Moczara i tzw. partyzantów. To przede wszystkim nieudolnie zamaskowany antysemityzm. W tej układance „syjoniści” mieli pełnić rolę „czarnego luda” działającego z „drugiego szeregu” przeciwko Polsce i socjalizmowi.
Paradoksem komunistycznej publicystyki było to, że z jednej strony robiono wszystko by rosła niechęć do Żydów, z drugiej zaś istniało ograniczenie ze strony doktryny, w której – teoretycznie – nie wolno było nikogo atakować za przynależność narodową czy religijną. Władze głosiły: „potępiamy syjonizm i antysemityzm”. Z pozoru wydaje się to logiczne, niemniej dla wszystkich uczestników marcowej nagonki wiadomym było, że to jedynie slogan.
Potwór hybryda
Obraz „syjonisty” jaki tworzyła władza, musiał być złowrogi – to ktoś odpychający, fałszywy a także tchórzliwy i podstępny. Oczywiście, takie kampanie nienawiści to nic nowego w państwach „demokracji ludowej” i Związku Radzieckim. Walka z kułactwem, kolektywizacja, „operacja Polska” czy „czas wielkich czystek” miały podobny tyle, że krwawy charakter. W PRL w czasach stalinowskich tego typu metody najlepiej spełniało hasło o „AK jako zaplutym karle reakcji”. Stosowna agitacja miała wywoływać gniew, potępienie i odrazę.
Po śmierci Stalina, a głównie po odwilży październikowej, wydawało się, że takie działania przeszły już do historii. I choć w 1966 r. przy okazji obchodów tysiąclecia chrztu Polski i listu biskupów polskich do niemieckich ze słowami „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” Gomułka użył wobec kleru zbliżonego arsenału, to mimo wszystko skala propagandowych ataków w marcu była dla wielu zaskoczeniem.
Historia Danka Baumrittera, zapomnianego Małego Rycerza wydarzeń marcowych
zobacz więcej
W 1968 roku Żyd syjonista to taki potwór hybryda o wielu odpychających wcielaniach. Z jednej strony szowinista, z drugiej kosmopolita wyzuty z narodowych uczuć, z trzeciej – używając stalinowskiej kalki – trockista a jednocześnie agent Zachodnich „faszystowskich” Niemiec lub amerykańskiego imperializmu. Wydaje się, że takie zestawienia nie mają sensu. Nic podobnego, przez partyjnych decydentów uznawane były za skuteczne. Podkreślały przecież z jak złowrogim przeciwnikiem trzeba się mierzyć.
Dwulicowi staliniści
Jak wspomniałem, z racji na komunistyczną ideologię marcowa agitacja była sączona aluzyjnie, często odwoływano się do różnych figur retorycznych. Za świetną ilustrację niech posłuży casus żydowskiego komunisty, przed 1956 r. zaangażowanego w stalinizm – Stefana Staszewskiego. Przytoczmy artykuł Henryka Gołębiowskiego „Portrety wichrzycieli. Co robił wczoraj, a co robi dziś Stefan Staszewski” opublikowany 16 marca 1968 r. w „Trybunie Ludu”.
Tekst prezentuje klasyczny schemat ówczesnego pisania o „działaniu inspiratorów” studenckich protestów. Śledzimy w nim etapy z życia Staszewskiego. Autor opisuje swojego bohatera jako postać znaną w stolicy zwłaszcza w okresie kiedy piastował funkcje kierownika Wydziału Prasy KC PZPR. Następnie pojawia się wątek z 1953 roku, tu Staszewski jawi się jako stalinowski ortodoks odpowiedzialny za aresztowanie 8 tys. chłopów w województwie poznańskim za niewywiązanie się z obowiązkowych dostaw rolnych.
Dalszy ciąg opowieści to przełom 1956 r., kiedy Staszewski rozumiejąc „mądrość etapu” przeistacza się „w wielkiego humanistę i liberała.” „Trzeba mieć rzeczywiście nie lada charakter – pisał Gołębiowski – żeby móc w jednej chwili przekreślić swą osobowość, a poglądy zmienić na krańcowo przeciwne”. Konkluzja nasuwa się sama: to lawirant i koniunkturalista, a także człowiek bez honoru. Gdy „partyjny aktyw” zdemaskował go, został wykluczony z partii.
Nie powinno wiec dziwić nikogo, kontynuuje wywód autor, że Staszewski przystąpił do „kreciej kawiarniano-klubowej roboty inspiratorskiej.” Tak właśnie były stalinowiec stał się animatorem w szerzeniu zamętu wśród studentów Uniwersytetu Warszawskiego; w promowaniu „wichrzycieli i rozrabiaczy” takich, jak Adam Michnik, Irena Lasota czy Antoni Macierewicz.
Jak się zachowuje Staszewski? „Na zewnątrz nigdy otwarcie nie występuje – stwierdza Gołębiewski – siedzi w cieniu. Albowiem boi się, i słusznie, że wielu ludzi w Warszawie […] wie dobrze, co to za liberał i demokrata mający pełne usta obłudnych frazesów o wolności, o obronie rzekomo zagrożonej kultury, o demokracji.” Na tej podstawie autor nie tylko demaskuje, ale i wyróżnia cechy charakteru „mocodawców” marcowych niepokojów. To ludzie o dwulicowej naturze, a ich więź z „ludową ojczyzną” jest od początku udawana. To takich, jak Staszewski prasa określać będzie mianem „bankrutów politycznych”.
Inspirujące „Protokoły”
Według marcowej propagandy plan „syjonistów” zamierzał do osłabienia polskiej tożsamości narodowej. Działania te wprost prowadziły do sprowokowania zamieszek wśród młodego pokolenia (także na ulicach), a w konsekwencji wywołania wojny domowej, która miała zmienić system społeczno-polityczny. W razie przeszkód w realizacji tego zamiaru „syjoniści” mieli szermować hasłami wolności i demokracji. Agitacja zwracała też uwagę na czynnik międzynarodowy – tzn. na żydowski spisek działających w Europie i USA.
Tego typu myślenie było nieomal lustrzanym odbiciem logiki „Protokołów Mędrców Syjonu”, znanego antysemickiego dzieła spreparowanego przez Ochranę z końca XIX w. Jak wielką inspiracją były „Protokoły…” dla gomułkowskich propagandystów, dobrze świadczy broszura Władysława Kmitowskiego (pracownika Katedry Prawa Państwowego UŁ) „Syjonizm, jego geneza, charakter polityczny i antypolskie oblicze”. Znajdziemy tam np. passusy o „żydowskim pędzie do panowania nad światem”.
Ciekawostką niech pozostanie fakt, że Wydział Propagandy Komitetu Łódzkiego PZPR postanowił wesprzeć inicjatywę nowego wydania „Protokołów…”, które „po cichu” były kolportowane wśród aktywu partyjnego. Prócz licznego ich cytowania w kampanii antysyjonistycznej używano i innych dobrze w przeszłości sprawdzonych antysemickich archetypów.
Słynny od czasów średniowiecza mit, że maca zawiera krew zgładzonych chrześcijańskich dzieci, teza o ukrzyżowaniu Jezusa czy pytania o wywołanie Rewolucji Francuskiej, były na porządku dziennym. Obraz spisków był na tyle sugestywny, że wypierał nawet narrację o zagrożeniu amerykańskim imperializmem.
Chciwi bogacze
Osobną kategorią agitacji był atak na religię. Jako emblematyczny warto wymienić tekst Bolesława Piastowicza „Sztandar i Tora” drukowany w czasopiśmie „W służbie narodu”. Bohaterami artykułu są Józef Schlaf-Kozłowski oraz Baruch Blum. Nie wgryzając się w szczegóły „przemytniczej opowieści” o dwóch „zachłannych Żydach” chcących wywieść z Polski do RFN drogocenne przedmioty, autor paszkwilu przemycił wszystkie klasyczne fobie antyżydowskie.
Mamy wątek o polsko brzmiących nazwiskach, które są fałszywe. Jest opowieść o braku szacunku do symboli narodowych, który służy wywodowi, że Polska traktowana jest z pogardą. Natomiast wisienką na torcie jest myśl o Żydach-bogaczach, których chciwość to efekt judaizmu.
Do takich sensacyjnych historii prasa dorzucała ogólniejsze informacje. Choćby o tym, jak w 1966 r. Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce dostało od Jointu (American Jewish Joint Distribution Committee) 10 milionów złotych. Nie od dziś wiadomo, że „syjoniści” pławią się w dobrobycie.
Inną długo utrzymującą się antysemicką kliszą (niestety tu i ówdzie wciąż powielaną) było przekonanie, że Żydzi kontrolują media, zwłaszcza światowe. Dodatkowo nie dość, że „syjoniści” nie utożsamiali się z narodem, byli też elementem obcym klasowo. Robotnicy nic dla nich nie znaczyli, co nie przeszkadzało im na nich żerować. W tym miejscu pojawia się figura Żyda-pisarza – beztalencia i grafomana niemniej obdarzonego „szatańską” inteligencją, którą wykorzystywał do omotania Polaków.
Pamięć Marca
Niewątpliwie władze postanowiły rozpalić antysemickie emocje i powiązać „syjonistów” ze studenckim buntem by skutecznie podważyć młodzieńczą rewoltę. Chcąc odseparować ją od robotników i reszty społeczeństwa trzeba było przedstawić jej uczestników jako rozwydrzoną nie-Polską, bo żydowską młodzież. Na dodatek była ona przez swoich rodziców-stalinistów (mit żydokomuny) używana jako broń w celu powrotu tych ostatnich do władzy.
Stąd postać Staszewskiego, ale i wykorzystywanie w prasie nazwiska Romana Zambrowskiego i próba powiązania z protestem jego syna Antoniego. „Nie jesteśmy antysemitami, ale nie będziemy tolerować zamaskowanych syjonistów” – grzmiał Józef Kempa I sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR.
Niestety, jakaś część polskiego społeczeństwa te hasła wtedy podchwyciła. Jak duża? Trudno to określić bez wnikliwych badań socjologicznych. Niemniej wciąż warto pamiętać o zatrutych owocach Marca ’68 i niszczącej dżumie antysemityzmu, która zatruwała i może zatruwać polskie powietrze.