To rozum, tylko sztuczny. Bardziej inteligentny, czy tylko udający ludzki? Bać się go, zniewalać, może traktować jak człowieka?
piątek,27 kwietnia 2018
Udostępnij:
Sztuczna inteligencja skupia się na jednym zadaniu, czasem na poziomie mistrza, ale daleko jej do ogólnej inteligencji dwuletniego dziecka. Jego zmysły, ruch, rozpoznawanie mowy – wszystko naraz – jest dla AI nieosiągalne.
„Takie niewielkie, szare i nie rusza się. Podchodzę bliżej, przyglądam się i poznaję. To rozum” – tak zaczyna się jeden z najsłynniejszych skeczów Kabaretu Dudek. Czy gdyby ten rozum był sztuczny, to zostałby równie celnie rozpoznany, jak rozum ludzki? Po czym w istocie da się rozpoznać sztuczną inteligencję?
Może zacznijmy od tej ludzkiej – w końcu nie zawsze leży sobie ona na ulicy i nie rusza się. Cóż to zatem jest INTELIGENCJA? Jak twierdzi mój osobisty psycholog, par excellence rodzinny, czyli prof. Hervé Segond z Uniwersytetu Strasbourskiego, samo zagadnienie jest świeżej daty i zaistniało, gdy szkoły stały się obowiązkiem. Pociągnęło to za sobą konieczność wstępnej ewaluacji rozwoju intelektualnego dzieci tak, by dla tych z opóźnieniami czy niedostatkami stworzyć specjalne klasy czy programy.
Ponieważ tzw. inteligencja wydaje się fenomenem wielowymiarowym, psycholodzy zaproponowali testy psychometryczne oparte o rozliczne typy zadań, by ocenić tak werbalne, jak i niewerbalne aspekty rozwoju. Gdyby zapytać autorów owych testów, czym jest inteligencja, odpowiedzieliby bez zająknięcia: tym, co dokładnie mierzy mój test. A propos: oceniając sztuczną inteligencję, jesteśmy przyparci do tego samego intelektualnego narożnika.
Co nam zrobi sztuczna inteligencja?
Cóż, lepiej chyba skupmy się na czymś funkcjonalnym i zapytajmy, jak dałoby się scharakteryzować inteligencję rozwijającego się małego dziecka, czyli organizmu ludzkiego na co dzień stykającego się z nowym dla siebie otoczeniem i wyzwaniami. Takim, dajmy na to, dwulatkiem.
Tu najważniejsza okazuje się adaptacja do zmieniającego się środowiska oraz zdolność organizacji zdobytych informacji (wiedza i zrozumienie). Tak, by zwiększała się autonomia dziecka i zdolność do adekwatnych zachowań w odpowiedzi na nowe bodźce. To byłyby najważniejsze i najzgrubniej ujęte elementy inteligencji. Oczywiście daje się to zobaczyć „pod lupą” i rozbić na specyficzne umiejętności (uwaga, percepcja, zapamiętywanie, strategie obróbki informacji i podejmowania decyzji, zdolności koordynacyjne etc).
A gdzie w tym wszystkim wyobraźnia, kreatywność, innowacyjność? Cóż, system szkolny nie jest tym zainteresowany. Łatwiej zdyscyplinować 40 zunimorfizowanych i zdążających w tym samym kierunku uczniów, niż skanalizować ekspresje 40 „artystów”. Aczkolwiek tylko ci kreatywni zdołają z sukcesem ogarnąć sytuacje zupełnie dla siebie nowe. I znajdą rozwiązania spoza pudełka z oczywistymi odpowiedziami w teście wielokrotnego wyboru.
Z drugiej strony – także automatyzacja procesu obróbki informacji (znajomość „z zamkniętymi oczami” i bezrefleksyjne niemal stosowanie procedur) dałaby się wprowadzić w rozumną definicję inteligencji. Gdy prowadzimy samochód, a czas reakcji wynosić ma jedną sekundę, zaś na szali znajduje się życie nas i naszych bliskich, tego właśnie pokładu w naszym mózgu używamy, automatycznie patrząc w lewo, automatycznie wciskając światła, wycieraczki, słuchając silnika. Tak, by jak najwięcej „wolnej” uwagi dało się zagospodarować, kiedy zajdzie konieczność natychmiastowej analizy niespodziewanego wydarzenia, typu: pieszy na drodze. Ta „część” naszej inteligencji dosłownie gwarantuje nam przeżycie. Co nie znaczy, że każdy inteligentny człowiek jest doskonałym kierowcą (i odwrotnie).
odc. 70, Sztuczna inteligencja
Wyzwanie PRZYSZŁOŚCI zatem brzmi: zrobić maszynę, która to umie. Nie bezwolnego, czy raczej bezrefleksyjnego Golema, tylko program komputerowy, ewentualnie sterujący maszyną, który działa jak ludzki umysł. Czyli odbiera i analizuje bodźce, rozumuje, posługuje się mową i argumentuje, uczy się i gromadzi wiedzę, planuje i rozwiązuje problemy. Adaptuje się do warunków. I kieruje się w ostatecznym rozrachunku zdrowym rozsądkiem. Sztuczna inteligencja, zwana też AI (od ang. Artificial Intelligence) należy zatem do zakresu badań nauk komputerowych.
Jak wyjaśnia specjalista, dr Piotr Migdał z firmy deepsense.ai: – AI dziś to najczęściej tzw. deep learning, czyli głębokie, sztuczne sieci neuronowe. Brzmi to skomplikowanie, ale ostatecznie to tylko dużo prostych operacji na tabelach liczb: dodawanie, odejmowanie, mnożenie, wartość maksymalna. Do tego stopnia prostych, że można to nawet zapisać w Excelu. W praktyce, rzecz jasna, używa się bardziej dostosowanych narzędzi, niemniej wiele z nich można z powodzeniem odpalić na własnym komputerze. Choć liczba parametrów potrafi być duża, nawet do setek milionów.
– Sztuczna inteligencja to fraza-wytrych dla informatycznego rozwiązywania zadań, których nie można zapisać prostym algorytmem. Na przykład takich: „czy na obrazku jest kot” lub „jakie emocje pokazuje twarz osoby na zdjęciu”, czy też „czy ten komentarz na Facebooku jest pozytywny”? Zatem AI to programy specjalizujące się w rozwiązywaniu konkretnych problemów. Nie mają dziś wiele wspólnego z ogólną inteligencją, jaką dysponują ludzie, wraz z umiejętnością sprawnego posługiwania się językiem. Na razie o tym zapomnijmy – wyjaśnia dr Migdał.
Pytania, które w swej żmudnej i pracowitej codzienności zadają badacze biedzący się nad stworzeniem AI, są rozliczne. Np. jak rozporcjować ludzką wiedzę i doświadczenie, aby program komputerowy mógł nie tylko ją magazynować i analizować, ale realnie uczyć się ją wykorzystywać do rozwiązywania problemów? Czyli choćby część wykorzystywać niemal automatycznie (obudzony w nocy wie, że 2 plus 2 to 4).
Sztuczna inteligencja czy jest się czego bać?
A jak nauczyć maszynę UCZYĆ SIĘ? Czyli rozpoznawać nieliczne istotne sygnały w morzu informacyjnego szumu. Kategoryzować i przyporządkowywać elementy na podstawie różnych i nierównocennych cech (np. posiadanie skrzydeł nie wyróżnia ptaków, bo mają je również owady, a posiadanie trójkątnego nosa nie wyróżnia psów). Wreszcie – cofać się i analizować możliwe błędy, próbując je naprawić. Takie umiejętności intelektualne wykazuje już kilkuletnie dziecko, które ma zmysły, mózg i kończyny – dzięki nim kontroluje rzeczywistość.
AI ma JEDYNIE miliony matematycznych algorytmów działania, dane wejściowe (im więcej, tym podobno lepiej) i wyniki przekształceń owych danych przez algorytmy. Zamiast zmysłów ma kamery i mikrofony. Zamiast mózgu – procesory i pamięci oparte o krzem. Zamiast kończyn… No tu bywa, że ZEWNĘTRZNIE ma urządzenia całkiem podobne. Są kończyny, niby są stawy, a nadal – według specjalistów – najtrudniej jest robota nauczyć chodzić. U człowieka nauka ta zabiera co najmniej rok i wymaga koordynacji wielu mięśni oraz narządu równowagi z mózgiem. Chodzące roboty (np. BigDog z Boston Dynamics) istnieją, nadal jednak to raczej pieśń przyszłości. Balansować na krawędzi nie jest łatwo.
A jak dać maszynie coś, co spełni rolę zmysłów, pozwoli na wybiórczą percepcję środowiska? I powiedzmy uczciwie, środowisko to pryszcz – rozpoznać UCZUCIA ludzkie na podstawie wyrazu twarzy, albo odróżnić ludzkie gesty, te przyjazne od tych wrogich i całkiem neutralnych, oto wyzwanie! Robot ze sztuczną inteligencją, zdolny do obrony południowokoreańskich granic, musi jakoś poradzić sobie właśnie z czymś takim, a będzie śmiercionośny. Lepiej zatem, by nie zabijał niewinnych ludzi.
Aczkolwiek tu daje się zaobserwować wielki postęp technologiczny. Programy zdolne rozróżniać ludzkie twarze, ale także komórki i tkanki nowotworowe od zdrowych, już działają. I bardzo dobrze się spisują, a zapotrzebowanie na ich „niemęczące się i nieulegające iluzji oko” mają i kryminalistyka (systemy inwigilacji), i portale społecznościowe, i medycyna. Istnieją także programy zdolne zamieniać obraz na tekst, czy zdjęcia satelitarne na mapy itp.
odc. 3, Sztuczna inteligencja
Tu trzeba powiedzieć o spokrewnionym i najdynamiczniej rozwijającym się, czysto informatycznym zjawisku, czyli głębokich sztucznych sieciach neuronowych. Nie mówimy tu jednak o sztucznych neuronach – nowej technologii w zakresie transplantacji, która pojawiła się dosłownie w tych dniach i pozwala (być może) zastąpić żywe komórki nerwowe, utracone w wyniku choroby lub urazu, sztucznymi implantami zdolnymi robić to, co neurony, czyli przewodzić impuls elektryczny wzbudzony chemicznym sygnałem w synapsie. To jest – mimo podobieństwa nazwy – coś zgoła innego.
Najprościej rzecz ująwszy, owe sieci są to modele komputerowe (ciągła analiza statystyczna danych, by znaleźć jakieś wzory czy relacje pomiędzy nimi), które w swym zachowaniu naśladują działanie ludzkiego mózgu. Oznacza to, że taka sztuczna sieć, analizując dane wejściowe i wyjściowe, ulega zmianom – można powiedzieć, że uczy się.
W naszym własnym mózgu też mają miejsce takie procesy – niektóre połączenia nerwowe (synapsy) ulegają wzmocnieniu, a inne osłabieniu w trakcie funkcjonowania. Bo jakieś doświadczenie jest dla nas ważne, a inne mniej. W ciągu ostatnich kilku lat sieciom udało się osiągnąć ludzką, lub ponadludzką, skuteczność w szeregu wyżej wspomnianych zadań, związanych z rozpoznawaniem obrazu. Zaś sieci AlphaGo udało się pokonać mistrzów Go – gry, która od dawna była wyzwaniem dla algorytmów.
90 procent naszych motywacji jest pozaracjonalnych. Czy zatem AI będzie w stanie rozwiązywać problemy, tak jak robią to ludzie, tylko szybciej, czy też będzie to robić zupełnie inaczej? Dlaczego nadal realnych robotów, opartych o AI, jest zaledwie kilka, żeby wspomnieć Alexę i Sophię?
Samochód Googla od dekady znajduje się w testach i nadal jest za mało bezpieczny, gdy działa samodzielnie. Ma potencjał (szybszy czas reakcji, większa czułość na bodźce), ale nawet relatywnie rzadkie niezauważanie przezeń przeszkód czy ludzi ma drastyczne skutki. Z kolei broń z Korei została oprotestowana przez wszystkich niemal naukowców mocno zaangażowanych w badania nad AI. Zresztą, gdy spojrzeć na tego robota, a potem spróbować przejść dżunglę na granicach dwóch Korei, staje się jasne, że zapadnie się on na pierwszym wykrocie i tyle z jego mądrości w błocie zostanie.
Każdy nowo wybrany prezydent naszej hemisfery – zaczynając od Francji, a kończąc na Estonii – zapewnia, że to jego kraj będzie liderem w technologiach opartych na AI. Zagadnienie stało się zatem polityczne. W międzyczasie komputery zaprogramowane tak, by „generować sztukę”, zapełniły sale wystawowe najważniejszych światowych galerii. I ciekawe, czy w sztuce tworzonej przez AI podoba nam się jej oryginalność, czy raczej działamy na zasadzie inżyniera Mamonia z „Rejsu”: podoba nam się tylko to, co kiedyś już widzieliśmy?
Dr Migdał zauważa, że choć ze sztuką AI sobie radzi, to „inne zadania są cięższe”. – Zrozumienie tekstu stwarza problemy. Zwłaszcza osadzenie tekstu w kontekście. By się przekonać, jaki jest obecny stan wiedzy, można spróbować Google Translate – owszem, tłumaczy zdania, ale często gubi kontekst i na razie jest daleki od poziomu osoby sprawnie operującej konkretnym językiem – wyjaśnia.
A jednak humaniści próbują nakłonić informatyków do konstruowania sztucznych inteligencji, zdolnych zanalizować gigantyczne ilości zapisanych w książkach i gazetach danych, by np. zbadać rozwój określonych zjawisk socjologicznych w czasie. Tak, tak, panowie! Uczące się maszyny podobno oceniły poziom stereotypów na temat kobiet w ostatnim stuleciu i… rozluźnijcie się. Wystawiły wam dobrą cenzurkę – uczycie się nie być takimi strasznymi mizoginami.
Bioinformatyk dr Jurek Dyczkowski podsumowuje to tak: – Według mnie, tworzenie sztucznej inteligencji jest głupotą. Czy nie dość mamy użerania się z ludzkimi inteligencjami? To sobie dodatkowo tworzymy taką sztuczną, do której też trzeba się będzie dostosowywać i się z nią liczyć, zaś jeśli będzie miała emocje, będziemy musieli je szanować. A słabo sobie radzimy z uszanowaniem ich u innych ludzi. Natomiast zniewolenie takiej inteligencji byłoby moralnie odrażające.
No sama nie wiem. Mnie się AI, jako zagadnienie naukowe – pokazujące, na ile funkcjonalnie rozumiemy samych siebie en mass i na ile potrafimy własny umysł „przeskoczyć” – szalenie podoba. Ale – jak każdy, kto miał déjà vu i dwa razy widział tego samego matrixowego kota – wiem, że można się bać. Czy jednak wobec sztucznej inteligencji, którą sami tworzymy, nasz strach będzie prawdziwy?
Zdjęcie główne: Humanoidalny robot Sophia wygłasza przemówienie na konferencji poświęconej wykorzystaniu technologii w usługach publicznych, dla realizacji celu zrównoważonego rozwoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. Katmandu, Nepal, 21 marca 2018 r. Sophia, robot z obywatelstwem Arabii Saudyjskiej, został stworzony przez Hanson Robotics. Fot.: Sunil Pradhan/Anadolu Agency/Getty Images