Tyle że nam, Polakom, przydarzyła się po drodze katastrofa. Według Gombrowicza Polska w XVIII wieku wypadła z własnej formy. Czasy saskie są symbolem owego straszliwego upadku polskości, będącego dla autora „Trans–Atlantyku” wydarzeniem tak dojmującym i granicznym, że – jak twierdził – nigdy dotąd Polska tak blisko nie otarła się o piekło.
Jest w tym spostrzeżeniu coś ważnego – ostrzeżenie, że chaos, dosadny realizm i pogarda dla autonomiczności formy przybliżają nas zawsze do owej ziejącej grozą pustki opisywanej przez świętego Augustyna. „I niewiele warta jest myśl o Polsce i Polakach, która z lekceważeniem pomija okres saskiego błazeństwa” – powiada Gombrowicz, ponieważ to właśnie na wiek XVIII przypada największy „kryzys piękności polskiej, który postawił nas oko w oko z Brzydotą, z Rozwiązłością naszą (…) wiek sklerotycznego, starczego zesztywnienia i zarazem tępego rozwydrzenia, kiedy to rozbrat pomiędzy formą a instynktem wytworzył przepaść”.
Trzeba tamten upadek dokładnie studiować, aby zrozumieć polski kłopot z formą, przekleństwo słabej polskiej formy. Znaczące pod tym względem spostrzeżenie zapisał o Polakach monsieur Bernardin de Saint–Pierre, kiedy w 1764 roku zjechał do Warszawy: „Ta łatwość przenoszenia się z miejsca na miejsce nadaje ich czynom znamię niestałości, i w tym właśnie wyraża się niemal cała ich wolność. Nie ma narodu, który by równie szybko zapominał zarówno o zniewagach, jak o dobrodziejstwach. Polacy kierują się interesem chwili, nie mając na względzie przyszłości i nie korzystając z nauk przeszłości”.
Bezkształtna materia jest bez piękności, bez uroku i bez formy życia. Wydaje się więc, że o ile Polska w XVI wieku miała pewność własnej formy i potrafiła pięknie nad nią pracować, demonstrując niezachwianą moc kształtowania, o tyle po doświadczeniu XVIII wieku utraciła ją i wciąż szuka sposobów, aby ją odzyskać.
Wybór między modernizacjami
W tym samym czasie, kiedy Polacy utracili najbardziej oczywisty instrument kształtowania własnego życia – państwo, dokonała się także wielka zmiana w samej Europie. Nazwaliśmy ją wcześniej całkowitym odwróceniem wektorów. Zaproponowana przez oświecenie nowa definicja Zachodu oraz odkrycie orientalizmu (zwierciadła, w którym odtąd zachodnia kultura będzie się z upodobaniem lub trwogą przeglądać) sprawiły, że dawny podział na Północ i Południe utracił swoją sprawczą moc na rzecz Zachodu i Wschodu.
Wraz z tym zmieniło się także całkowicie samo rozumienie formy i stosunek do niej. Zamiast nawrócenia ku dobru, stanowiącego wcześniej warunek ukształtowania różnych form życia w Europie, pojawia się pragnienie powszechnego samozbawienia, samodoskonałości ludzkości, pojętych jako rodzaj panowania spełniającego się w obietnicach modernizacji.
To ona dostarcza teraz niezbędnych narzędzi do zbudowania cywilizacji nowoczesności, która będzie oznaczała ostateczne unicestwienie Rzymu, nie tylko w dosłownym znaczeniu roli papiestwa, lecz także jako kulturowego punktu odniesienia dla barbarzyńców oraz osi podziału Europy na Północ i Południe. Chrześcijaństwo przestaje być zbawcze, a staje się obciążeniem i skandalem. A romanitas, forma rzymska, zostaje zamieniona w martwą historię i wykopalisko archeologiczne.