Krzysztof Ziemiec: Polsce zagraża ekstremalnie liberalny radykalizm
piątek,1 czerwca 2018
Udostępnij:
Krytyków akcji zaczęło przybywać z godziny na godzinę. Twierdzili, że „Różaniec do granic" miał na celu wzbudzenie niechęci przeciwko uchodźcom muzułmańskim, ponieważ uczestnicy modlili się w rocznicę pokonania islamskiej armii osmańskiej przez flotę chrześcijańskiej Europy.
Pełne kaplice i place. Mosty które łączą i rzeki, które nie dzielą. Łańcuchy chwytających się za ręce ludzi na plażach, i górskich trasach. Zmarzniętych i chłostanych jesiennym zimnym wiatrem, ale szczęśliwi, bo spełnieni. Kilkaset kościołów, 4 tysiące stref wzdłuż granic, kaplice na lotniskach, wierni w kokpitach samolotów czy na płynących po wodach okrętach. Wszyscy skupieni na modlitwie, trzymający w rękach różańce.
I uwaga mediów skupiona na tym, co właśnie się wydarza, mediów z całego świata, dosłownie. Bo poza papieskimi pielgrzymkami, w tak wielkiej skali, podobnych liczebnie rzesz stojących pod gołym niebem wiernych chyba nie było! A już na pewno w Polsce czy tym bardziej w dzisiejszej Europie.
Co sprawiło, że 7 października 2017 roku Polacy, mimo nie najlepszej pogody, wyszli z domów, by po często dalekiej podróży, we wspólnocie, publicznie modlić się w sprawach dla nich najważniejszych? Co też sprawiło, że tak wielu to się nie spodobało? (…)
„Różaniec do granic" szybko trafił do przestrzeni medialnej. W sumie to nawet zanim jeszcze pierwsi wierni zaczęli modlitwę. Najszybciej – co w dzisiejszych czasach jest jak najbardziej zrozumiałe - do internetu i tzw. mediów społecznościowych. Uczestnicy byli zresztą proszeni przez organizatorów o publikowanie zdjęć i filmów z wydarzenia, tak by inni mogli zobaczyć całą akcję. Relacje, by łatwiej je można było odnaleźć, oznaczano hasztagiem #RozaniecdoGranic.
Jak podkreślał jeden ze współorganizatorów akcji Maciej Bodasiński, chodziło nie tylko o to, by każdy mógł się „pochwalić”, ale też by każdy mógł w niej uczestniczyć. Intencją organizatorów było to, aby «Różaniec do Granic» stał się wydarzeniem wszystkich ludzi. Aby każdy poczuł, że w różny sposób może w nim wziąć udział.
„Pragnienie zasklepienia Polski”
„Takiej frekwencji nikt się nie spodziewał. Ogromny sukces «Różańca do granic»”. Tym tytułem w sobotni poranek portal WP.PL przyciągał wzrok swoich czytelników. „Chociaż o akcji «Różaniec do granic» w ostatnich dniach stało się bardzo głośno, trudno było przewidzieć, jak wiele osób (w tak brzydką pogodę) zdecyduje się wziąć w niej udział. Przybyły tysiące”. Portal pokazywał również swoim czytelnikom zdjęcia i filmiki, które przedstawiały modlących się w różnych częściach kraju Polaków. „Ta «produkcja» zalała wiele portali, a szczególnie tzw. media społecznościowe. Zobaczcie sami!” - zachęcali redaktorzy. (…)
Dalej mogliśmy czytać o tłumach wiernych, które zgromadziły się na wschodniej i zachodniej granicy, nad Bałtykiem i w Tatrach. Tekst kończyły słowa: „Sens wydarzenia to odpowiedź na prośbę o codzienne odmawianie Różańca, którą Matka Boża miała wyrazić 140 lat temu w Gietrzwałdzie i 100 lat temu w Fatimie”. Reporterzy portalu po prostu opisywali akcję. Ale już jego niektórzy komentatorzy, robili sporo, by akcję i jej uczestników przedstawić w nie najlepszym świetle: (…)
Uczestnicy akcji „Różaniec do granic" na polsko-czeskiej granicy w okolicach Szklarskiej Poręby. 7 października 2017. Fot. REUTERS/David W. Cerny
Organizatorzy postrzegają Polskę jako znajdującą się w zagrożeniu twierdzę, której obronę wzmocnić trzeba modlitewnymi wałami. Co tej twierdzy zagraża? Biorąc pod uwagę odniesienia do Lepanto i Sobieskiego pewnie przede wszystkim „islamizacja". Mających nas islamizować wyznawców proroka Mahometa jest w Polsce mniej niż polubień facebookowego fanpage’a „Stop islazmizacji Polski"; emigranci z Maghrebu i Bliskiego Wschodu wcale masowo nie napływają nad Wisłę i Odrę - islamizację, przed którą różaniec ma nas bronić przynieść więc mają chyba uchodźcy.
Jakiekolwiek by były intencje organizatorów, wielka akcji z soboty wzmocni i tak absurdalnie nabrzmiałe w polskim społeczeństwie antyuchodźcze lęki. Dziwne w tym kontekście jest to, że akcję poparł episkopat, który w sprawie uchodźców wypowiadał się do tej pory bardzo rozsądnie i przyzwoicie (…).
W projekcie «Różańca do granic» widzę pragnienie zasklepienia Polski wokół bardzo konserwatywnego rozumienia tradycji i wspólnoty. Mam wrażenie, że uczestnicy akcji modlą się, by Matka Boska - jak lute w znakomitej powieści Jacka Dukaja - «zamroziła» polską historię i nie dopuściła nad Wisłą do tych przemian - związanych z prawami mniejszości, kobiet czy relacjami kościoła i państwa - jakie w ciągu ostatnich dwóch, trzech dekad miały miejsce w Amsterdamie, Paryżu czy Nowym Jorku.
Takie tezy filmoznawca, eseista, i związany z Krytyką Polityczną publicysta Jakub Majmurek stawiał dzień po zakończeniu akcji, czyli w niedzielę 8 października. Zresztą już sam tytuł felietonu „Co mi przeszkadza w «Różańcu do granic»? Wizja głęboko szkodliwa dla Polski", bez wątpienia pokazywał, jaki jest stosunek autora do akcji. (..) Choć trzeba przyznać, że na koniec felietonu autor w jakiś sposób podziwia też mobilizacyjne zdolności organizatorów i żałuje, że bardzo szeroko rozumiana strona lewicowa i liberalna może tylko pomarzyć o takiej aktywizacji swoich sympatyków. Ale od razu krytykuje finansową pomoc, jaką akcja uzyskała z kilku spółek z większościowym udziałem Skarbu Państwa. (…)
„Modlitwa stała się bronią”
W zagranicznych mediach najdziwniejsza była reakcja brytyjskiej BBC. Stacja od samego początku donosiła o „niejasnych intencjach inicjatywy”, która połączyła w modlitwie o pokój dla Polski i świata około miliona Polaków. (…) Brytyjska stacja powoływała się na zdanie niektórych polskich komentatorów, chyba nietrudno zgadnąć jakich, oraz księży. Jednym z nich z pewnością był ks. Wojciech Lemański, który o akcji „Różaniec do granic” na swoim profilu na Facebooku pisał tak:
Uczestnicy akcji „Różaniec do granic" na polsko-czeskiej granicy w okolicach Szklarskiej Poręby. 7 października 2017. Fot. REUTERS/David W. Cerny
Ale przyjdzie dzień. I powiedzą w ów dzień - Panie, Panie, czyż nie modliliśmy się na różańcu z naszymi księżmi, z naszymi biskupami na granicach? A Pan im odpowie - Idźcie precz, bo byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie. I będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Znamy z niedalekiej przecież historii wiece masowego poparcia dla ludzi, których dziś chcielibyśmy zapomnieć. Wypełnione place, tłumy wzdłuż ulic.
Po dzisiejszym dniu do tamtych obrazów historia dołączy zdjęcia setek tysięcy Polaków modlących się na plażach, lotniskach, ulicach, wzdłuż granic. Poszli przyzywać Imienia Bożego, wzywać orędownictwa Matki Jezusa przeciw… uchodźcom, szukającym pomocy, schronienia, dachu nad głową.
Gdy papież Franciszek poprosił o przygotowanie w ich parafiach domu dla jednej choćby rodziny uchodźców - udawali, że nie słyszą. Gdy ostatnio prosił, by modlili się za tych biednych ludzi, to w katolickiej Polsce można było te rozmodlone kościoły policzyć na palcach.
Do kogo ks. Lemański porównuje uczestników akcji „Różaniec do granic”? Można się chyba domyślić… Przy swoim wpisie dołączył jeszcze link do artykułu „Gazety Wyborczej”, w którego tytule znajduje się odwołanie do wspomnianego wyżej tekstu na portalu internetowym BBC. Czyżby więc w ten sposób domknął się cały łańcuch podobnego, i niezgodnego z faktami patrzenia na wydarzenie?
Krytyków akcji zaczęło przybywać niemal z godziny na godzinę. Twierdzili, pisząc na różnych portalach bez cienia wątpliwości , że „Różaniec do granic" miał na celu wzbudzenie niechęci przeciwko uchodźcom muzułmańskim …, ponieważ uczestnicy modlili się w rocznicę pokonania islamskiej armii osmańskiej przez flotę chrześcijańskiej Europy. Ciekawe, czy do takich stwierdzeń sprowokowała ich BBC, czy to może z ich opinii wiedzę czerpali Brytyjczycy?
W najbardziej krytycznym tonie wypowiedziały się „Newsweek" i „Gazeta Wyborcza". Pierwszy tytuł nazwał modlitwę na graniach „Różańcem do granic absurdu”, natomiast Dominika Wielowieyska z „GW" próbowała namawiać uczestników, by nie używali różańca „jako pałki do walki z innymi religiami".
Tylko że takie intencje nie padały z ust uczestników! A przynajmniej nie głośno, bo nikt o tym nie słyszał. Powiem więcej, jeden z moich znajomych protestantów, który co jasne nie podziela ani kultu Maryi, ani nie bierze do ręki różańca, akurat wówczas chciał się do akcji włączyć! Ale kiedy usłyszał, że nie jest ona antyislamska, zrezygnował! Uważał, że tylko właśnie modlitwa w intencji „obrony Europy przed islamizacją”, ma sens.
„Akcja Różaniec do Granic to dowód, że żyjemy na pograniczu dwu światów. W jednym jest miejsce na codzienną, skromną duchowość, w drugim mamy religijny show reklamowany przez celebrytów. W jednym są mądre słowa księży, które nie wychodzą poza kościoły, w drugim pseudofilozoficzny bełkot, którym żywi się Internet” - alarmowała na łamach „Newsweeka” już na tydzień przed „Różańcem” Elżbieta Turlej.
06.10.2017
„Na razie na stronie akcji pojawiły się trzy spoty (Babiarza, Pazury i Figurskiej – przyp. aut.). Z niepokojem czekam, co na temat różańca powiedzą kolejni ambasadorowie akcji” – pisała Turlej i zapewniała, że szkoda jej tej skromnej, prostej modlitwy, która nagle stała się bronią w niezrozumiałej dla niej walce.
I dodawała: „Wiem, że moja dezorientacja może być za moment użyta przeciwko mnie: nie rozumie siły modlitwy. Nie każdy jest godzien dostąpić tej łaski. Tym bardziej na łamach Newsweeka”.
Dzieci wzdłuż granicy Westerplatte
Przyznaję - deklarowała dalej dziennikarka - nie rozumiem, po co Polacy mają gnać na granice naszego pięknego kraju i modlić się w obronie Ojczyzny. Czy jesteśmy w stanie wojny? Czy coś albo ktoś nam grozi? Na razie, na «fanpejdżu» akcji widać, że grozimy sami sobie.
Ktoś, z imienia i nazwiska rozlicza księży, którzy z rezerwą wypowiadają się na temat akcji («agenci w sutannach», «szatański swąd», «to nie donos, tylko upomnienie przy świadkach»). Ktoś inny upomina internautkę, której nie podoba się akcja: «Jest pani w poważnych tarapatach i mam nadzieję, że się pani z tego wygrzebie. Bo póki co zbawienie pani jest zagrożone». Inna z komentujących dzieli się pomysłem, aby w trakcie modlitwy zakopywać wzdłuż granic cudowne medaliki. W ten sposób Polska będzie podwójnie chroniona».
Ale najbardziej zadziwia i przeraża mnie coś innego: wystawianie do akcji dzieci. I to przez samych rodziców, którzy są pomysłodawcami ustawiania najmłodszych z różańcami w dłoniach wzdłuż granicy Westerplatte. (…) Dobrze, że na razie mamy możliwość wyboru, z którym z tych światów chcemy się identyfikować
– tak zakończyła swój pierwszy tekst Elżbieta Turlej.
W kolejnym numerze „Newsweeka”, ta sama dziennikarka skupiła się już nie na samej akcji, tylko na Cezarym Pazurze, którego występ w spocie nagłaśniającym różaniec, bardzo ją poruszył. „Nagle – dzięki akcji «Różaniec Do Granic» – aktor objawia się narodowi jako człowiek religijny. Pierwsze skojarzenie: «Pazura się sprzedał PiS-owi!» Kolejne: «Powiedział, że nie jest mu po drodze z Czarnym Protestem, więc krytykuje jego uczestniczki!»” – pisała Turlej.
Autorka nie kryje swojego zdziwienia, iż Cezary Pazura to człowiek religijny, bo zawsze uważała, że jest inaczej. Cytuje dalej co prawda Mikołaja Cieślaka z Kabaretu Moralnego Niepokoju (słynny Mariusz z „Ucha Prezesa”), który zna Pazurę jako człowieka wierzącego, ale ona sama wciąż ma spore wątpliwości.
Czy Franciszek mógł powiedzieć do geja, że nie musi przejmować się swoją orientacją? Kościół nigdy nie dawał przyzwolenia, aby skłonności homoseksualne uważać za naturalne, godne czy moralne.
Wielu innych krytykujących akcję publicystów nie miało za to żadnych wątpliwości, że Różaniec wymierzony jest w imigrantów. Nie przeszkadzał im ani brak na to dowodów, ani zapewnienia organizatorów, że z akcją nie ma to nic wspólnego. Wracam do tego kolejny raz, bo to pokazuje, że w obecnych czasach rację może mieć nie ten, kto „ma rację”, ale ten, kto pierwszy narzuci tzw. narrację, czyli - inaczej mówiąc - nada kierunek, w jakim ma iść dyskusja. A że w epoce natłoku informacji z jednej strony a życiem w swoistych „bańkach medialnych”, czyli zamkniętych małych społecznościach, gdzie wszyscy myślą tak samo, choćby dlatego że to samo czytają, coraz częściej trudno się przebić z prawdą. (…)
„Do granic absurdu", „kuriozum”, „zabobon, cyrk, szopka”, „żenada „ – to bardziej kulturalne z tytułów czy komentarzy na temat akcji, które wyszły spod piór jej przeciwników. W internecie granice przyzwoitości szybko zostały przekroczone, bo tam obowiązuje „ostra jazda”. Ktoś, kto ma hamulce, dyskusje w internecie przegrywa! Tam musisz być albo wróg, albo swój. (…)
Stanisław Zasada, publicysta „Tygodnika Powszechnego” w swoim tekście zatytułowanym „Ojczyzna otoczona” przestrzegał: „7 października nawet milion Polaków może wyruszyć na granice, żeby modlić się na różańcu. Mają «błagać przez wstawiennictwo Matki Bożej o ratunek dla Polski i świata». Przed czym chcą ratować Polskę i świat? Wygląda na to, że przed Rosją i islamem. Odmawianie różańca na granicach poparł episkopat. Pomysłodawcy przekonują, że nie jest to akcja przeciwko komuś Ale niektórzy. pytają, czy nie zwiększy ona niechęci do uchodźców”.
Tygodnik TVPPolub nas
Już po akcji dziennikarz znacznie zaostrzył swoją opinię. „Sprawujący władzę w naszym kraju szczycą się, że państwo polskie nie przyjęło ani jednego uchodźcy. I budzą niechęć do imigrantów. Jak inaczej odbierać słowa pani premier: «Europo, powstań z kolan i obudź się z letargu, bo będziesz codziennie opłakiwała swoje dzieci!»? A co ma zrobić Europa? Zepchnąć uchodźców i imigrantów z powrotem do morza? - pytał Zasada, dodając, że sam udał się na inną modlitwę, w intencji tych, którzy zginęli w drodze do Europy. (…)
Kościół jako fundacja
Akcja „Różaniec do Granic” a raczej reakcja na nią udowodniła, że jeśli coś nam tu w Polsce dzisiaj zagraża, i jest to jakiś radykalizm, to na pewno nie chrześcijański , ale i na razie też nie islamski. Tym radykalizmem, który już działa - i wymierzony jest nie tylko w wierzących, ale i wszystkich, którym zależy na tradycyjnej wspólnocie - jest radykalizm ze strony ekstremalnie liberalnych środowisk. Teoretycznie elitarnych i oświeconych, a praktycznie jawnie wojujących z Bogiem. Środowisk, dla których współczesny Kościół jest symbolem ograniczania, a nawet uciemiężania nowoczesnego człowieka i najlepiej gdyby stał się taką dużą, ale nie mającą żadnego znaczenia fundacją pomagającą np. chorym czy cierpiącym.
– Krzysztof Ziemiec
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Różaniec do granic” autorstwa Krzysztofa Ziemca, która ukazała się nakładem Wydawnictwa M. Tytuł, śródtytuły i skróty od redakcji.