Skandalizujący performer, ofiara sekty, artysta totalny
piątek,1 czerwca 2018
Udostępnij:
Owiany legendą, jeden z liderów formacji Totart, poeta znany z łamów czasopisma „bruLion”, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. We wtorek 5 czerwca o godz. 22 będzie gościem Łukasza Orbitowskiego w programie „Dezerterzy” (TVP Kultura).
Zbigniew Sajnóg, rocznik 1958. Człowiek, który zakończył aktywność artystyczną w pierwszej połowie lat 90., przerywając zarazem w sposób radykalny istnienie stworzonej przez siebie grupy.
Czym była Tranzytoryjna Formacja Totart – o której nie sposób nie napisać, chcąc przybliżyć postać jej założyciela – i jaką pełniła rolę? Na te pytania najdobitniej odpowiedzieli w 1986 roku, sam Sajnóg oraz ówczesna jego prawa ręka, poeta i performer Paweł Koñjo Konnak. Skonfundowanemu Tymonowi Tymańskiemu w autoironiczny sposób zaprezentowali filozofię swojej grupy: – Chłopaku my jesteśmy ariergardą kultury narodowej, pilnujemy żeby nikt nie wyrżnął jej w d...pę!
Ariegarda, a więc straż tylna, która żyjąc i tworząc w niewoli, skazana jest na tworzenie „sztuki małej”. Jak tłumaczył Sajnóg w wywiadzie dla portalu eprawda.pl: – Na groźby i pouczający ton morderców, na dzwony kłamstwa, na odwrócenie porządku życia, na rozpanoszony na cokołach koszmar, na krwawą niedorzeczność wciskaną nam przymusem jako prawdziwe życie – sztuka mała, nie obawiająca się żenady, umiejąca zagrać intelektualnie i poprawić grubo…
Odreagowanie traumy wojennej
Klucz do zrozumienia wyłamującej się schematom twórczości Totartu Zbigniew Sajnóg dał dopiero w roku 2016, w wydanej na okrągłą, 30. rocznicę założenia formacji, jednodniówce. W manifeście „Co to była sztuka totalna?”, na tytułowe pytanie odpowiedział, że w jego zamyśle stanowiła ona sposób na odreagowanie – wstydu, utraconych nadziei, traumy wojennej dotyczącej poprzedniego pokolenia, a odciskającej swoje piętno na ludziach urodzonych po roku 1945.
Co oczywiste – podkreślał Sajnóg – sztuka totalna była także reakcją na komunistyczną rzeczywistość: nudę, brzydotę i bylejakość, które się z nią wiązały. Istotny był w tym wszystkim proceder łamania życiorysów i charakterów. Objął on również członków Totartu, który narodził się przecież zaledwie w trzy lata po zniesieniu stanu wojennego.
„Ból i upokorzenie – pisał Sajnóg – odbijało się bezpośrednio na nas, na tym, czego i nas uczono”. Metodą kontestacji otaczającej beznadziejności była negacja wszelkich wartości i korzystanie z artystycznego instrumentarium, zaproponowanego wcześniej przez formacje związane z dadaizmem, futuryzmem oraz sytuacjonizmem.
Propaganda pozytywistyczna Jerzego Urbana
Totart, czyli sztuka totalna – czy też totalitarna – oznaczał chęć zakomunikowania bezsilności wynikającej z wielopokoleniowej traumy. I znów warto przytoczyć bardzo ważny cytat z jubileuszowego tekstu Sajnóga, poruszający kluczową kwestię: „(...) mydło z ludzi, ha! No i co? – mamy tak żyć znowu dalej, tak jak wcześniej: pisać wiersze, sonety kunsztowne, ładne, o miłości? Uczyć się muzyki, chemii, budować optymistyczne społeczeństwo? Przecież wiadomo, że tego się nie da poskładać”.
Zbigniew Sajnóg to między innymi współzałożyciel Tranzytoryjnej Formacji Totart oraz współautor programu „Dzyndzylyndzy” w TVP. Fot. Wikipedia
Paweł Koñjo Konnak w swoich książkach wspomina Zbigniewa Sajnóga jako „niespokojną jednostkę studencką o niespożytych pokładach energii twórczej”. Jeszcze pod koniec lat 70. Sajnóg starał się otworzyć niezależny klub artystyczny, a w 1981 roku był jednym z inicjatorów reaktywacji Zeszytów Koła Naukowego Polonistów „Literaria” na Uniwersytecie Gdańskim. Próbował ze swoją twórczością zaistnieć w prasie politycznego podziemia.
Chciał opublikować rozprawę dotyczącą manipulacji propagandą pozytywistyczną, którą miał jego zdaniem posługiwać się ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban. Tekst nie został ostatecznie wydrukowany – zarzucano mu zbyt wysoki poziom intelektualny. Argument brzmiał: „robotnik tego nie zrozumie”. Dzięki takim sytuacjom – twierdzi Konnak – Sajnóg „nie czuł tożsamości ani z totalitarnym społeczeństwem, ani z coraz bardziej kuriozalnymi wybroczynami opozycji”.
Z kolei w swojej autobiografii Tymon Tymański opisał go jako „tajemniczą charyzmatyczną postać z kruczoczarnymi włosami wydatnym haczykowatym nosem, oczami a'la David Duchovny o wyglądzie Czyngis-chana albo Attyli. Odzianego w długi zielonym płaszczu z demobilu armii francuskiej z w torbę hydraulika, w której nosił siekierę, bagnet i niedokończone wiersze”.
– Zbyszek był jednym z nielicznych moich znajomych, których postrzegałem jako przejrzyście czystych w swoim zachowaniu w swoich zamiarach, a jednocześnie wielce kreatywnych i posiadających wiedzę, ale doszedł do słusznego wniosku, ludzkość zaczyna zjadać swój własny ogon – mówił w filmie „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” poeta, grafik Paweł Paulus Mazur. W jednym z wywiadów wspominał nawet: – Marzyłem o takim ojcu: dawał poczucie bezpieczeństwa.
Określenie Sajnóga tym mianem nie było zresztą przypadkowe. Był on starszy od reszty członków Totartu średnio o około 10 lat. Tymański natomiast uważał go za mentora i opiekuna, który „wyzwalał w grupie ducha odwagi”. Sam Sajnóg widzi to dziś inaczej. W „Co to była sztuka totalna?” wspominał: „Oczywiście, gdy zawiązała się ta nasza – nie powiem: grupa, trudno jest mi znaleźć odpowiednie słowo – jakby: to nasze środowisko – wycofałem się z jakiegoś liderowania, czy z firmowania działań. To bowiem wybitnie nie leżało w mojej naturze”.
Totart zapoczątkował swoją działalność 23 kwietnia 1986 roku w auli 037 Uniwersytetu Gdańskiego. Objawił się wówczas jako projekt „Miasto, masa, masarnia”, nawiązujący do „Miasta, masy, maszyny” – manifestu lidera Awangardy Krakowskiej, Tadeusza Peipera. Występ otworzyła recytacja wiersza „Europa (Wprowadzenie)” przez Zbigniewa Sajnóga ubranego w spodnie z jedną nogawką, który wykrzykiwał: – Europo, otrząśnij się, stara ździro, to powiedział Juras babie obszczanej, co leżała w grobie, i tłukąc gnidy pod skundloną pachą, fakt ten zgoła nieinterpretowalny głosiła konserwacją części swoich przemyślnie uznanych za cenne.
Obsesja destrukcji
Jak wspominał Paweł Koñjo Konnak: „Było to ostre, dwugodzinne szarpanie nienawistnej nam przestrzeni prylowskiej akademii… Krótko po tym ukazała się w niby to podziemnym, takim trochę studencko-katolickim piśmie recenzja, że tego rodzaju wydarzenia na UG, który powinien być wysepką światłej, krytycznej myśli narodowej w morzu bolszewii itd., że jednak studenci wykazali się niedojrzałością, żałością, infantylizmem”.
Zbigniew Sajnóg (z prawej) w kadrze z ilustrowanej kroniki filmowej Pawła Konjo Konnaka „Totart czyli 30 lat metafizyki społecznej”. Fot. printscreen
Największym echem odbił się rzeszowski występ formacji z grudnia 1986 roku, czyli tzw. „Rzeźnia rzeszowska”, podczas której członkowie Totartu mieli między innymi smarować się ekskrementami (do czego – według Sajnóga – nigdy nie doszło) i oddawać na siebie mocz. Jeden z członków grupy Artur „Qdłaty” Kozdrowski nazwał później te wydarzenia „obsesją destrukcji”…
To przekroczenie swoistego tabu czy też naruszenie sacrum, było momentem krytycznym dla późniejszych wydarzeń, które wpłynęły niszcząco na duchowość Sajnóga i jego przyszłe załamanie psychiczne. Tak uważał choćby Robert Tekieli, twórca i redaktor „bruLionu” – czasopisma w PRL „trzecioobiegowego”, na łamach którego już legalnie w III RP Sajnóg opublikował głośny, skandalizujący wiersz „Flupy z p…zdy”.
Konnak w wywiadzie z 1996 roku o wydarzeniach w Rzeszowie mówił: – (...) nie mieliśmy świadomości, że takie praktyki używane są w obrzędach czarnej magii. Dla nas była to wtedy ostatnia stacja przed strzeleniem zbiorowego samobója na scenie, bo wtedy byliśmy na takim etapie.
Jak sam przyznał później Tymon Tymański w rozmowie z Rafałem Księżykiem, po „Rzeźni rzeszowskiej” członkowie grupy rozmawiali o złagodzeniu dalszych posunięć. – Wszyscy czuliśmy, że dalej nasze radyklane happeningi niczemu kreatywnemu nie posłużą, mieliśmy dość bruityzmu, skandalizmu i destrukcji – mówił.
Tymański wspomina działania Totartu jako niekończący się happening. – Wyglądaliśmy jak jakieś komando – komando skończonych poj...bów… Dariusz Brzóska Brzóskiewicz, który dołączył do grupy kilka miesięcy po „Rzeźni”, w wywiadzie dla „Frondy” z 1996 roku, przytoczył wrażenia ze swojego debiutu w ramach formacji: – Przyszedłem, patrzę, a tu pełno ludzi. Konik jakimiś sztandarami macha, filmy, mówię – co to w ogóle to ma być ten występ, k...rwa, przecież to jakiś b...rdel na kółkach.
Występy grupy, nazywane „ujawnieniami”, składały się z improwizacji poetyckich, prelekcji, seansów filmowych happeningów, muzycznych jamów, odczytywaniu manifestów czy projekcji free paintingowych. Sajnóg już w 1987 roku wiedział, że sztuka, którą tworzą, jest czymś wyjątkowym, co najmniej w skali kraju. Mówił: – (…) robimy takie rzeczy, dzięki którym przechodzimy do historii.
Zasadniczą rolę w historii Totartu pełniło mieszkanie Sajnóga na ówczesnej Alei Leningradzkiej (dziś Podwale Przedmiejskie) w Gdańsku. Stało się ono nieformalnym centrum tworzącego się ruchu. Tymański wspominał: – Te dwa pokoje były naszą oazą miejscem spotkań i debat, wpadałem tam co drugi dzień. Zbyszek często paradował w dziwnym stroju, jakichś szarawarach.
Terapia plastyczna w zagubionym psychiatryku
Andrzej Awsiej, odpowiedzialny za plastyczną stronę Totartu, określił to miejsce mianem antysystemu stojącego w całkowitej opozycji do systemu, czyli do PRL. Konnak stwierdził, że mieszkanie Sajnóga było jednym z niewielu przybytków z „ludzką twarzą w ponurej socjalistycznej rzeczywistości”, które było zarazem kluczowe dla istnienia formacji. „Było odjechane tak samo jak jego właściciel. Przypominało salę terapii plastycznej w jakimś zagubionym psychiatryku”.
Koniec komunizmu – 1989 rok, był czasem wielkich nadziei, a zarazem faktycznym końcem Totartu jako bojówki artystycznej. Wiązało się to z faktem, iż radykalne teorie Sajnóga nie mogły z powodzeniem znaleźć sobie miejsca w realiach raczkującego kapitalizmu. Artyści kontestujący stracili wówczas rację bytu. Było to widoczne pomimo sukcesów różnych posttotartowych projektów, na czele z programami telewizyjnymi w TVP – „Dzyndzylyndzy, czyli bruLion TV” oraz „Lalamido”.
W nurt kulturowego mainstreamu próbowano początkowo wciągnąć także Sajnóga. Proponowano mu między innymi (poprzez Wojciecha Manna) stanowisko gospodarza cyklu audycji o kulturze w Radiu Kolor, prowadzenie programu „Dzyndzylyndzy” oraz współpracę z „Tygodnikiem Literackim”. I chociaż dwie ostatnie propozycje zostały przez niego krótkotrwale podjęte, to ostatecznie odrzucił je, odwracając się zarazem od swojego środowiska w najbardziej radykalny sposób. W 1993 roku postanowił zniszczyć praktycznie całe archiwum grupy, puszczając je z dymem w wannie swojego mieszkania...
W lutym tego samego roku wstąpił do sekty „Niebo”, czy oficjalnie: „Zboru Chrześcijańskiego Leczenia Duchem Bożym” pod przewodnictwem Bogdana Kacmajora. Sajnóg poznał go jeszcze w 1985 roku, gdy ten był już lokalną sensacją i znanym uzdrowicielem, uważanym za następcę zmarłego w 1980 roku jasnowidza, franciszkanina ojca Czesława Klimuszki.
Zimne spojrzenie diabła
Na początku lat 90. Kacmajor utworzył wspólnotę w miejscowości Majdan Kozłowiecki. Aby stać się jej członkiem chętni adepci – a tych nie brakowało – pozbywali się majątków, wyrzekali się najbliższych, tożsamości oraz swoich podstawowych praw, całkowicie podporządkowując się woli guru.
Ze sferą religijności, a dokładniej ezoteryką, Sajnóg eksperymentował już wcześniej. Jeszcze w erze Totartu interesował się pseudonaukowym B.S.M, czyli „samoleczeniem bioemanacyjnym sprzężeniem”, polegającym na teoretycznym samouzdrawianiu poprzez własnoręczny dotyk głowy. Później brał udział w kursach psychotronicznych prowadzonych przez Lecha Emfazego Stefańskiego. Jednak potem w wywiadzie udzielonym wraz z Kacmajorem Robertowi Tekielemu na łamach „bruLionu” z 1996 roku, Sajnóg porównał kontrowersyjnego parapsychologa wręcz do szatana: – Zimne spojrzenie Stefańskiego, którego widziałem na zdjęciach później, te oczy – ta sama sprawa, czyli po prostu diabeł, zło.
Do sekty Sajnóg próbował przekonać także swoich przyjaciół. Dariusz Brzóska Brzóskiewicz w 1996 roku twierdził, że celem było wciągnięcie do „Nieba” wszystkich dawnych członków Totartu: – (…) gdyby zyskali mnie, jeszcze parę osób, to by mieli lepszy wykop.
Najdłużej z Sajnógiem utrzymywał kontakt Tymon Tymański, który ze swoim zespołem Kury zagrał w „Niebie” koncert około 2001 roku. Kacmajor chciał nawet uczynić z niego „świętego Piotra” swojej sekty…
Na temat pobytu Sajnóga w „Niebie” nie zachowały się żadne konkretne informacje. Jedyny wyjątek stanowi krótki ustęp z książki byłego członka sekty Sebastiana Kellera „Niebo. Pięć lat w sekcie”: „Facet nad wyraz ułożony, oczytany kulturalny, przystojny, z długimi włosami – wprost ideał. On, wraz z żoną guru, przejął ster kierowania Niebem. Radził sobie bardzo dobrze, poranne sprawdzanie widzeń, wieczorne spotkania, omawianie spraw. Wziął na serio kierowanie zborem. Wciąż tylko pracował z duchem – albo miał jakieś informacje, albo załatwiał jakieś sprawy, rozwiązywał domowe konflikty”.
Ostatecznie Sajnóg opuścił Kacmajora i powrócił do rodzinnego Gdańska około 2003 roku. Publicznie zaistniał ponownie przy okazji realizacji filmu „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” w reżyserii Bartosza Paducha, w którym wziął udział, i od którego odciął się zaraz po premierze w 2014 roku, wystosowując list otwarty z zarzutami do jego twórców. Sajnóg oskarżał w nim ich o spłycenie przekazu Totartu poprzez wyeksponowanie „sensacyjnych” wypowiedzi członków formacji czy wątków niemających jego zdaniem większego znaczenia. Swój list zakończył pełnymi oburzenia słowami: „Mieliście w rękach skarb – mogliście wyłuskać perłę, ale zajęliście się szlamem. Mogliście zrobić film wielki, zrobiliście mały – z uwagi na puszczalność. Mogliście zrobić film piękny – o żarliwości i przyjaźni. O miłości…”.
Krytyka kultury III RP
Ostatnią znaczącą aktywnością Sajnóga było jego zaangażowanie w obchody 30-lecia Totartu, zorganizowane 15 kwietnia 2016 roku w Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku, którego rezultatem było wydanie wspomnianej jednodniówki z manifestem „Co to była sztuka totalna”. Na oficjalnych obchodach zabrakło jednak Pawła Koñjo Konnaka – zresztą wzajemna niechęć, którą darzą się niegdysiejsi przyjaciele, jest powszechnie znana. Do myślenia daje choćby fakt, że Konnak sympatyzuje z Komitetem Obrony Demokracji, a Sajnóg wręcz przeciwnie.
Wydaje się, że Zbigniew Sajnóg nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W zeszłym roku udzielił „Wywiadu Totalnego”, będącego w zasadzie kolejnym manifestem artysty, w którym podejmuje się oceny dokonań ostatniego ćwierćwiecza i rozlicza kulturę III RP. Jak łatwo się domyślić nie jest to ocena pozytywna. Obecnie współpracuje z portalem eprawda.pl, w którym publikuje nieregularnie swoje teksty z pogranicza teorii sztuki i polityki.
–Tomasz Krok
redaktor pisma „Fronda LUX”
Tygodnik TVPPolub nas
Przygotowując tekst korzystałem z:
Bogdan Dudko, „Wywiad z Pawłem Koñjo Konnakiem”, „Kartki” 1996;
Christopher Gretkus, „Zbigniew Sajnóg – Wywiad Totalny”, eprawda.pl 2017;
Ewa Winnicka, „Jak odchodził Zbigniew S.”, „Polityka”, 43/2000;
Krzysztof Skiba, Jarosław Janiszewski, Paweł Koňjo Konnak, „Artyści, wariaci, anarchiści: opowieść o gdańskiej alternatywie lat 80-tych”, Warszawa 2010;
Maciej Chmiel, „Paweł Koñjo Konnak - fenomen uczestnictwa w sztuce współczesnej”, Warszawa 2013;
Paweł Koñjo Konnak, „Gangrena: mój punk rock song”, Warszawa 2012;
Paweł Koñjo Konnak, Karnawał profuzji, Warszawa 2013;
Rafał Smoczyński, „Jestem psem papieża”– rozmowa z Dariuszem Brzóską Brzóskiewiczem, „Fronda”, 6/1996;
Robert Tekieli, „Gołębie Uciekały, Psy Się Na Mnie Rzucały...” – wywiad z liderami Sekty Niebo, Bogdanem Kacmajorem zwanym NIEBO i Zbigniewem Sajnógiem zwanym AMBASADOREM , „bruLion”, 28/1996;
Sebastian Keller, „Niebo. Pięć lat w sekcie”, Tychy 2011;
„Totart, czyli odzyskiwanie rozumu”, reż. Bartosz Paduch, 2014;
Zbigniew Sajnóg, „Co to była sztuka totalna”, „XXX-lecie Totartu. Jednodniówka”, Gdańsk 2016.
Zdjęcie główne: Zbigniew Sajnóg w zwiastunie filmu dokumentalnego „Totart czyli odzyskiwanie rozumu”. Fot. printscreen