Władza zaczęła się dystansować od radykalnych kibiców nie tylko z powodów wizerunkowych i bezpieczeństwa. Reżim boi się, że zamknięte środowiska ultrasów mogą wymknąć się politycznie spod kontroli. W kontekście zbliżającej się imprezy w Rosji Kreml postanowił zdystansować się od „swoich” chuliganów.
Po spotkaniu z szefami struktur siłowych Putin publicznie zaznaczył „konieczność nauki na francuskim doświadczeniu”. Policja dostała nowe uprawnienia – teraz nawet tak „niewinne” wybryki, jak odpalenie rac podczas meczu można zakwalifikować jako akt terroryzmu. We wrześniu 2016 władze zerwały oficjalną współpracę z WOB. A w grudniu policja i FSB dokonały zmasowanego nalotu na mieszkania znanych pseudokibiców.
Efektem były aresztowania. Za kratki trafił m.in. Aleksiej Jerunow, przywódca „firmy” klubu Lokomotiw Moskwa pod nazwą Wikingowie. Po tej akcji ponad 200 kibiców dostało sądowy zakaz wstępu na stadion do końca Mundialu.
W 2017 roku do każdego z jedenastu klubów w Moskwie FSB oddelegowała funkcjonariusza, który ma współdziałać z przedstawicielem klubu ds. współpracy z kibicami. Najczęściej takim klubowym „człowiekiem od kibiców” jest lider „firmy”.
Kreml spanikował po emisji przez BBC filmu dokumentalnego pod tytułem „Chuligańska armia Rosji”, w którym ówczesny lider „firmy” Spartaka Moskwa, Gladiatorów, Wasilij „Kiler” Stiepanow, nagrywany ukrytą kamerą, powiedział, że moskiewscy chuligani to „piechota Putina”.
I to nie był jedyny fragment filmu obnażający powiązania pseudokibiców z władzą. Policja zwróciła się z apelem do wszystkich osób występujących w filmie, żeby przychodzili na komisariaty i podpisywali dokument, że BBC zmusiła ich kłamać do kamery.