Dzieci na eksport. Niektóre przepadają jak kamień w wodę. Nie przychodzą zdjęcia ani maile
piątek,
13 lipca 2018
11- letni Adam K. z Wrocławia nie chciał rozstawać się z babcią ani z zastępczą matką. Próbował bronić się przed adopcją, ale wywieziono go do Włoch. Zagraniczne adopcje od dawna budzą kontrowersje, ujawniając słabe punkty systemu opieki zastępczej.
Matka Adama wcześnie straciła rodziców. Gdy była jeszcze nastolatką, zaszła w ciążę. Dzieckiem zajęła się jej babcia Teresa Trzcińska. To ona wychowywała chłopca przez osiem kolejnych lat. Gdy jednak dopadły ją poważne kłopoty ze zdrowiem, zrezygnowała ze stałej opieki nad wnukiem.
Z pozoru w życiu Adama nie zmieniło się wiele. Chłopiec zamieszkał kilka przystanków tramwajowych dalej. Jego opiekunem prawnym i matką zastępczą została Małgorzata Niechciała już wychowująca wraz mężem trójkę dzieci. Adam z prababcią spotykał się regularnie w weekendy, a w dni powszednie po szkole grał w piłkę nożną. Futbol był jego pasją i sposobem na sukces. (Teresa Trzcińska chwali się fotografią jasnowłosego chłopca w piłkarskim stroju).
Czas mijał. Dramat rozpoczął się w momencie, gdy lokalny Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zgłosił Adama do adopcji. Polskie prawo daje ośrodkom adopcyjnym 55 dni na szukanie chętnych rodziców w Polsce. Potem nazwisko dziecka trafia do banku danych kandydatów do zagranicznej adopcji. Tak się stało z Adamem.
Po niespełna dwóch miesiącach znalazła się francuska para, która chciała usynowić chłopca.
Małgorzaty Niechciała wspomina, że pewnego dnia do jej domu zapukało bezdzietne małżeństwo, grubo po czterdziestce, z okolic Paryża. O adopcję dziecka starali się od dekady. Zdążyli nawet zawędrować po nie aż do Chin, ale bezskutecznie. W końcu trafili do Polski.
Dopełnili formalności. Potem spędzili z Adamem tzw. „okres styczności”, czyli kilka wspólnych tygodni. W końcu sąd opierając się m.in. na pozytywnej opinii psychologów z ośrodka adopcyjnego monitorujących przebieg okresu styczności, postanowił o pełnym przysposobieniu. Adamowi K. wystawiono nową metrykę przemianowując go na Lukasa D. Francuzi wyjechali z chłopcem, ale szybko zrezygnowali z adopcji.
Bunt
„Mieszkaliśmy z chłopcem przez dwutygodniowy okres próbny, a także później od czasu ogłoszenia wyroku przez Wysoki Sąd. Okres ten był trudy. (…) Chłopiec odmawiał spełniania naszych próśb o charakterze podstawowym. A nawet realizacja jego życzeń (pójście na mecz Śląska czy przejażdżka kucykiem) wiązała się z długim lub ostrym kryzysami polegającym na nieodzywaniu się, rozrzucaniu przedmiotów, uderzaniu w otaczające przedmioty w domu i poza nim, biciu i kopaniu nas oraz innych osób albo uderzaniu pięściami siebie samego.
Mimo że zatrudniliśmy nauczyciela w celu udzielania chłopcu lekcji francuskiego i zachowania kontaktu z nim, nie mogliśmy tych lekcji kontynuować . Zresztą wykorzystuje on często fakt niezrozumienia, mimo naszych wysiłków porozumienia się z nim. Nie byliśmy zdolni do kierowania zachowaniem dziecka nawet w zakresie jego własnego bezpieczeństwa: wychodzenie z mieszkania przez okno, stanowcza odmowa noszenia kamizelki na basenie przy głębokości 1,80 m i zapinania pasów w samochodzie. Adam kieruje obraźliwie słowa i gesty ku nam, a także w stronę innych osób(…). Odmawia higieny. Bez uzgodnienia z nami oddalił się na pół godziny w galerii handlowej.
Poinformowaliśmy ośrodek adopcyjny o naszych poważnych zastrzeżeniach co do adopcji Adama i zamiarze odstąpienia od niej (…) Asystował nam ośrodek adopcyjny, który udzielił nam rad, zgodnie z którymi zmodyfikowaliśmy nasze postępowanie. Tak, jak nam poradzono udaliśmy się daleko od Wrocławia, nad morze, a potem do Krakowa, by chłopiec nabrał dystansu do znajomego otoczenia. Sytuacja wciąż była jednak anormalna jeśli chodzi o minimum niezbędne do wspólnego życia. Rzucanie rakietką do ping-ponga, odmowa mycia się i kładzenia się spać, krzyki i tupanie w hotelu (…). W przeddzień wyjazdu do Krakowa chłopiec ponownie pytał o swoją rodzinę zastępczą. Prosił o kontakt z babcią i trenerem, co nie wydaje się nam solidną podstawą do rozstania z Polską.
Z powyższych powodów zwracamy się do Wysokiego Sądu o łaskawe przyjęcie naszego wniosku o anulowanie orzeczenia o pełnym przysposobieniu” – pisali do Sądu Rejonowego Wrocław-Śródmieście państwo D. w październiku 2015 r.
Kwalifikując Adama do adopcji, nie wzięto pod uwagę faktu, że oznacza to całkowite zerwanie długoletniej więzi dziecka z babcią, zastępczą matką i innymi ważnymi dla niego osobami, z którymi się zżył. Machina adopcyjna pozostała niewzruszona.
Kara
Adam nigdy już nie wrócił ani do prababci, ani do zastępczej matki. Na dwa lata umieszczono go w pogotowiu opiekuńczym. Winą za nieudany transfer obciążono zaś matkę zastępczą.
„W toku postępowania (…) widoczna była niechęć Małgorzaty Niechciały wobec adopcji chłopca. Nie przygotowała go w żaden sposób do nowej sytuacji, a wręcz podejmowanymi działaniami wzbudziła w nim niepokój i strach. Zaangażowała trenera piłki nożnej i pedagogów ze szkoły, do której uczęszczał. Osoby te w obecności chłopca wyrażały obawy dotyczące adopcji. Mimo że dwutygodniowy okres styczności z rodzicami adopcyjnymi przebiegał w sposób nie odbiegający od normy w tego typu sprawach, przed upływem trzech dni od uprawomocnienia się wyroku (21 dni przyp. red.), wnioskodawcy wycofali się z adopcji ” – napisano w uzasadnieniu wyroku.
3 listopada 2015 roku sąd uznał, że postawa matki zastępczej była „ewidentnie sprzeczna z dobrem małoletniego” i w trybie natychmiastowym pozbawił ją funkcji opiekuna prawnego. Potem rozwiązano jej rodzinę zastępczą, pozostawiając w niej tylko jedno upośledzone dziecko.
Nikt nie wziął pod uwagę opinii niezależnego od placówki adopcyjnej specjalisty:
„W rozmowie z psychologiem Adam K. deklaruje, że nie chce być adoptowany, boi się rozłąki z prababcią i opiekunami, których traktuje jak swoją rodzinę.(…) Chłopiec nie pragnie innej rodziny, ma poczucie, że dorośli dobrze się nim opiekują. W teście zdań niedokończonych napisał : gdyby to ode mnie zależało, zostałbym z nimi. A pozostałe testy potwierdzają prawdziwość tej opinii” – napisała 7 lipca 2015 roku psycholog kliniczny ze Szpitala Wojewódzkiego we Wrocławiu Izabela Bancewicz .
Katarzyna Zbąska, kierownik Ośrodka Adopcyjnego Dolnośląskiego Ośrodka Polityki Społecznej we Wrocławiu nie godzi się na rozmowę. W mailu oświadcza, że placówka działała zgodnie z procedurami. I że zagraniczne transfery, jako jedyny w Polsce, proceduje Katolicki Ośrodek Adopcyjny w Warszawie.
Odebrano jej niemowlę pięć tygodni po urodzeniu. Jej siedmioletni dziś syn lada dzień może trafić do adopcji.
zobacz więcej
Problem polega na tym, że składane obietnice nie miały pokrycia w prawie, które w przypadku adopcji nakazuje wygaszanie więzi z biologiczną rodziną.
– Pani Błocka-Ostapiuk powiedziała, że gdy Adam nie pójdzie do adopcji, stanie się dzieckiem państwowym, czyli na utrzymaniu państwa. To MOPS-y i sądy będą decydować, gdzie zamieszka, będzie więc mieszkać tam, gdzie akurat znajdzie się wolne miejsce. A gdy będzie sprawiać kłopoty, wyśle się go do poprawczaka – cytuje Teresa Trzcińska.
Katarzyna Błocka-Ostapiuk nie chce rozmawiać. „Jako osoba prywatna proszę o ochronę moich danych osobowych i nie wyrażam zgody na ich publikowanie, przetwarzanie i udostępnianie innym osobom” – pisze tylko w mailu.
Potem sprawy toczą szybko. Amerykańska adopcja nie dochodzi do skutku, zbiegając się w czasie – jak twierdzi Małgorzata Niechciała – z ministerialnym ograniczeniem adopcji.
Przez chwilę wydaje się, że Adam zostanie w Polsce, ale tak się nie dzieje.12 listopada 2017 roku odwiedza prababcię po raz ostatni. Zwierza się jej, że był w sądzie, ale towarzysząca mu urzędniczka zapewnia ją, że się pomylił. Potem kontakt się urywa.
– Z portalu internetowego fundacji alarmującej o handlu dziećmi dowiedziałam się, że dwa dni przed Wigilią w „w eskorcie policji” odwieziono Adasia na lotnisko i wyleciał do Włoch – mówi starsza pani łamiącym się głosem. – Nawet skazańcowi przed śmiercią pozwala się pożegnać się z bliskimi, a co dopiero niewinnemu dziecku – dodaje rozgoryczona. – Ośrodek obiecał, że gdyby Adaś szedł do adopcji, przyjedzie się pożegnać. Oszukali mnie – płacze.
Teresa Trzcińska uczyniła prawnuka swoim spadkobiercą, zapisując mu 36-metrowe mieszkanie.
Postępowanie adopcyjne jest niejawne, ale z czasem udało się nieoficjalnie potwierdzić transfer Adama do Włoch. Tam został.
Matka na chwilę
W ubiegłym roku w rodzinnej pieczy zastępczej przebywało blisko 56 tys. dzieci, ale tylko 2 proc. z nich zostało oddanych do adopcji.
– Gdy przyjmowałam Adama do rodziny zapewniano mnie, że to na zawsze, bo jest za duży na adopcję. Licząc się jednak z możliwością jego odejścia, starałam się nie dawać mu więcej uczuć niż mógłby unieść, będąc zmuszony odejść – relacjonuje Małgorzata, w końcu żachnąwszy się dodaje: – Proszę pani, czy można spędzić z małym dzieckiem lata, karmiąc je, tłumacząc, jak działa świat czy tuląc do snu i nie wytworzyć żadnej więzi? Nic nie czuć? – pyta.
Jako profesjonalny pedagog tłumaczy, że jedynym ratunkiem dla osieroconego dziecka jest więź z jednym z opiekunem. A jej brak w pierwszych tygodniach, miesiącach czy latach życia mu odbiera mu szanse na zbudowanie w przyszłości własnej, dobrej i stabilnej rodziny.
Tyle że samo zgłoszenie dziecka do placówki adopcyjnej nie jest kwestią woli urzędnika, ale obowiązku urzędnika.
Mirosława Zielony, dyrektor koszalińskiego Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie tłumaczy, że jeśli sytuacja prawna dziecka zostanie uregulowana, czyli albo sąd odbierze rodzicom prawa rodzicielskie, a oni w ciągu półtora roku nie wnioskują o ich przywrócenie, albo się ich zrzekną, to ona sama odpowiada za zgłoszenie dziecka do ośrodka adopcyjnego pod groźbą zwolnienia z pracy w trybie natychmiastowym.
Jej zdaniem jednak, kierowanie dzieci żyjących w rodzinach zastępczych do adopcji jest w pełni uzasadnione. W obecnie działającym systemie piecza zastępcza ma bowiem z definicji charakter tymczasowy. – Każda, dobrze przygotowana, rodzina zastępcza powinna zdawać obie sprawę, że jest nią tylko na chwilę i nie zawłaszczać dziecka. Wychowankowie rodziny zastępczej nie mogą na przykład tytułować opiekunów: mamą i tatą, co często się ponoć zdarza, ale ciocią i wujkiem – podkreśla.
Wieczna rodzina zastępcza
Zdaniem Małgorzaty Niechciały w praktyce tymczasowość opieki zastępczej bywa iluzoryczna. Jej drugi zastępczy syn Wojtek w lutym skończył 18 lat. Jest z nimi przez całe życie, choć wzięła go z domu dziecka jako malucha tylko na „na trzy miesiące”. Twierdzi, że urzędniczki ani słowem nie wspomniały wtedy o jego chorobie. Okazało się, że jest nie tylko upośledzony umysłowo w stopniu umiarkowanym, ale cierpi także na padaczkę, ADHD i FAS (alkoholowy zespół płodowy).
– Miał w sobie pokłady agresji kierowanej ku sobie samemu i nam. Dwójka moich małych dzieci bała się go. Niszczył moją rodzinę – wspomina Małgorzata.
Rodzina zastępcza może zwrócić trudne dziecko tam, skąd je wzięła. Dlaczego więc go nie oddała? Małgorzata denerwuje się . – Jak to „oddać”? Chyba lepiej, gdy to dziecko zdemoluje mi dom niż miałabym żyć ze świadomością, że je porzuciłam – tłumaczy zniecierpliwiona. – Dom można zresztą odnowić z oszczędności. Przecież i tak nie przeznaczamy środków na wakacje, bo przy Wojtku nie da się nigdzie pojechać – mówi.
Tylko po co brać sobie na barki taki krzyż? – Każdy niesie jakiś krzyż – wzrusza ramionami Małgorzata. – Tyle że w ostatecznym rozrachunku czasem takie dziecko jak Wojtek okazuje się być jak dar, który nas przebudowuje. W opiece nad chorym dzieckiem człowiek poznaje swoje ciemne strony, ale też uczy się odróżniać rzeczy ważne od błahostek. Trudno mi dziś uwierzyć, że przejmowałam się kiedyś takimi drobiazgami! – tłumaczy Małgorzata.
Mirosława Zielony długoletnie pozostawanie dziecka w tej samej rodzinie zastępczej uważa za patologię systemu. – Przecież to oczywiste, że opiekunka czuje się wtedy matką tego dziecka. Zresztą czy po tylu wspólnych latach można mówić o więzach tymczasowych? – zastanawia się.
Podkreśla, że z punktu widzenia poranionego czy porzuconego dziecka trwanie w wiecznym stanie tymczasowym jest wielkim problemem.
– Czy żyjąc w napięciu ciągłego oczekiwania można zbudować cokolwiek trwałego? Czy cokolwiek można zbudować? – zastanawia się.
W Polsce są dwa rodzaje opieki zastępczej: rodzinna i instytucjonalna (domy dziecka). Oprócz rodzin zastępczych spokrewnionych, których jest najwięcej, są jeszcze rodziny zastępcze niezawodowe i zawodowe. Pierwsze dwie otrzymują świadczenia na dziecko: ok. 1500 zł netto i 500+. Rodzina zawodowa pobiera dodatkowo pensję ok. 1700 zł netto.
300 dzieci jedzie za granicę
W Polsce każdego roku przeprowadza się ok.1000 adopcji, w tym 300 zagranicznych. Dzieci najczęściej wyjeżdżają do Włoch (200) i USA (80). Kolejne kraje to Hiszpania, Francja, Belgia, Niemcy i Szwecja.
Czy zatem włoscy rodzice preferują polskie dzieci? Ze statystyk wynika, że nie. Dane Haskiej Konferencji Prawa Prywatnego Międzynarodowego wskazują, że w 2015 roku Włosi przysposobili także m.in. 460 Rosjan, 180 Chińczyków, 130 Bułgarów i 100 mieszkańców Etiopii.
Amerykanie z kolei adoptowali ponad 2000 dzieci z Chin, 300 z Korei Południowej, 200 z Bułgarii, a z Litwy i Rumunii prawie po sto. W 2016 Belgia przyjęła m.in. po 10 dzieci z Polski, Etiopii i Afryki Południowej, 30 dzieci z Tajlandii, 20 z Nowej Gwinei.
Co ciekawe, wspomniane statystyki HCCH z ostatnich pięciu lat wykazują tylko jeden przypadek zagranicznej adopcji dziecka z Europy Zachodniej: Brytyjczyka do USA.
Najświeższe dane opublikowane przez włoską rządową Komisję ds. Adopcji Zagranicznych pochodzą z 2012 roku. Połowa rodziców starających wówczas o adopcję miała wyższe wykształcenie, a kolejne 30 proc. stopień naukowy. Ponad 80 proc. Z nich to były osoby bezdzietne gotowe adoptować jedno dziecko. Według tego samego źródła dzieci specjalnej troski stanowiły po 35 proc. wśród adoptowanych Rosjan i Ukraińców. I tylko 1,4 proc. dzieci polskich. Ze 145 polskich dzieci adoptowanych w 2012 roku do Włoch tylko dwoje miało orzeczenie o niepełnosprawności.
Prawo do tożsamości
Kontrowersje wokół adopcji zagranicznych pojawiają się od lat. Ostatnio zmaterializowały się w 2016 roku. Amerykańskie władze poinformowały wtedy o bezprawnym rozdzieleniu adoptowanych z Polski sióstr ( 3 i 5 lat) i brutalnym, seksualnym molestowaniu jednej z nich. Okazało się, że polskie procedury adopcyjne nie wyłapały nieuczciwych „rodziców”.
W konsekwencji Ministerstwo do Spraw Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej odebrało akredytację Krajowemu Ośrodkowi Adopcyjnemu Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, który pośredniczył w tragicznej w skutkach adopcji i ograniczyło liczbę zagranicznych przysposobień. Wciąż trwają prace nad zmianami w ustawie o pieczy zastępczej.
Biuro Ministra i Komunikacji Społecznej MRPiPS informuje Tygodnik TVP, że po nowelizacji przepisów dotyczących pieczy zastępczej, dziecko będzie można zakwalifikować do zagranicznej adopcji wtedy, gdy będzie to jedyny sposób, by zapewnić mu odpowiednie zastępcze środowisko rodzinne.
„Odpowiednie zastępcze środowisko rodzinne oznacza zarówno przysposobienie krajowe, jak i rodzinne formy pieczy zastępczej, co zasadniczo zawęża katalog sytuacji, gdy ten rodzaj przysposobienia będzie możliwy” – podaje biuro.
Zaznacza jednak, że w niektórych indywidualnych przypadkach to właśnie zagraniczna adopcja może okazać się odpowiednim środowiskiem zastępczym. Ograniczenie nie będzie obowiązywać również wtedy, gdy osobami przysposabiającymi będą krewni lub powinowaci dziecka mieszkający za granicą albo ci, którzy adoptowali już jego brata czy siostrę.
„Jest to związane z wymogiem zapewnienia dziecku ciągłości więzów krwi i realizacji jego prawa do tożsamości” – pisze biuro.