Hat-trick Władimira Putina. Znamy najlepszego zawodnika mundialu
piątek,13 lipca 2018
Udostępnij:
Prawdziwym zwycięzcą tegorocznych zmagań o tytuł najlepszej jedenastki globu jest prezydent Rosji. Światowe media, otumanione piłkarską gorączką, na kilka tygodni zapomniały o konflikcie w Donbasie, zaangażowaniu Kremla w wojnę w Syrii, proteście głodowym ukraińskiego reżysera Ołeha Sencowa, czy brutalnym eliminowaniu byłych rosyjskich agentów. Relacje dziennikarzy sportowych z Rosji jako żywo przypominają zachwyt, który wywoływały igrzyska olimpijskie w Berlinie w 1936 roku.
Argument o oddzieleniu sportu od polityki, tak często powtarzany przez komentatorów piłkarskich mistrzostw świata w Rosji, jest coraz bardziej absurdalny. W minionych tygodniach byliśmy świadkami najbardziej upolitycznionego turnieju w 88-letniej historii mundiali. Niezależnie od wyniku finału w Moskwie, triumfator imprezy jest jeden. I nie jest to futbol.
– Wiele stereotypów na temat Rosji po prostu runęło. Ludzie zobaczyli, że jesteśmy gościnnym krajem, nastawionym życzliwie wobec tych, którzy do nas przyjeżdżają – powiedział Władimir Putin. I wcale nie kłamał!
Przekonali się o tym także prezes FIFA Gianni Infantino oraz legendy piłki nożnej: Niemiec Lothar Matthäus, Duńczyk Peter Schmeichel i Holender Marco van Basten. Zostali oni podjęci przez Putina na Kremlu. Na spotkaniu zabrakło, niestety odczuwającego w Rosji pewne niedyspozycje, Diego Maradony. Argentyńczyk wcześniej był w doskonałej komitywie z Fidelem Castro, Hugo Chavezem i Danielem Ortegą. Teraz fascynuje go osoba Putina. – To człowiek, który przynosi pokój w wielu miejscach świata. Fenomen, prawdziwy fenomen – mówił „boski” Diego telewizji Russia Today.
Maradona miał w trakcie mundialu przygodę ze służbami OMON, które nie chciały go wpuścić na parking dla VIP-ów. Incydent został uwieczniony na nagraniu opublikowanym przez rządową agencję RIA Nowosti. Materiał szybko jednak usunięto. W czasie mundialu przecież wszyscy muszą bawić się świetnie. Także przyjaciele Rosji, czyli władcy nieuznawanych przez świat republik – Abchazji i Osetii Południowej, zaproszeni na pierwszy bankiet po meczu otwarcia.
Kto jest największym zwycięzcą mundialu w Rosji?
Specjalne zaproszenie na mundial otrzymał także skompromitowany i wykluczony z FIFA jej niegdysiejszy prezydent, Sepp Blatter. W ramiona Putina wpadł również były kanclerz Niemiec, a dziś szef rady dyrektorów w koncernie Rosnieft Gerhard Schroeder. Z upływem czasu kaliber polityczny gości chcących się ogrzać w blasku Pucharu Świata rósł. Prezydent Emmanuel Macron pojawił się na meczu Francji w półfinale, podobnie król Belgów Filip I i jeden z żyjących książąt rock and rolla, Mick Jagger.
Metaforyczny przekaz
To jednak wspomniana obecność van Bastena na audiencji u Putina jest wielkim symbolem rosyjskiego mundialu. Bynajmniej nie dlatego, iż piłkarz ten zdobył gola w finale Euro w roku 1988 w meczu przeciwko ZSRR, kiedy Holandia zdobyła swój pierwszy i jak dotąd jedyny tytuł mistrza Starego Kontynentu. Van Basten stał się symbolem cynizmu sportowych idoli.
Cztery lata temu rosyjska rakieta zestrzeliła nad terytorium Ukrainy samolot Malaysian Airline MH17, w wyniku czego zginęło 298 osób, w tym aż 193 obywateli Holandii. Legendarny napastnik bez mrugnięcia okiem uścisnął dłoń prezydenta Rosji, z czego pewnie przez długie lata będzie musiał się tłumaczyć w ojczyźnie.
Występujący na ceremonii otwarcia Robbie Williams nie ma zamiaru tłumaczyć się z niczego. Wcześniej zarzucano mu chałturzenie na zamkniętych imprezach rosyjskich oligarchów. Rusofilia Williamsa zaczęła być niewygodna dla Brytyjczyków po próbie zamordowania Siergieja Skripala w Londynie i kolejnych osób zatrutych śmiercionośnym żelem nowiczok stosowanym przez rosyjskie służby specjalne. Gwiazdor muzyki pop jednak w czasie występu pokazał środkowy palec wszystkim krytykom. I ten spontaniczny gest można traktować jako metaforyczny przekaz organizatorów mundialu dla świata.
Robbie Williams uświetnił otwarcie mundialu w Rosji. Podczas występu pokazał środkowy palec tym ludziom, którzy krytykowali za to, że daje się on wysługiwać Kremlowi. I ten spontaniczny gest można traktować jako metaforyczny przekaz organizatorów turnieju dla świata. Fot. Getty Images
Władimir Putin okazał się doskonałym graczem. A takich w historii piłki było niewielu. Cechowali się wyczuciem czasu, zdolnością znalezienia się w odpowiednim miejscu, wyjścia do podania nie za szybko – gdy grozi „spalony” – i nie za późno – gdy piłkę przejmuje bramkarz rywali. Putin swą grą zyskał bardzo wiele, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami.
W trakcie piłkarskiej gorączki wiadomość o przedłużeniu o kolejnych sześć miesięcy sankcji Unii Europejskiej wobec Rosji z powodu rozpętania wojny na Ukrainie, została medialnie „przykryta” zdjęciami wspaniale bawiących się na ulicach rosyjskich miast kibiców z całego świata i świetnym występem Sbornej.
Reprezentacja Rosji, zajmująca dopiero 70. miejsce w rankingu FIFA też pomogła, gdyż dotarła aż do ćwierćfinału. Kraj oszalał na punkcie swoich piłkarzy, zwłaszcza że to najlepszy występ od czasów upadku ZSRR. Estymą zespół zaczęli darzyć także światowi komentatorzy.
Wyczucie momentu Putin pokazał również w polityce wewnętrznej. Rosyjska reforma emerytalna drastycznie – jak na tamtejsze warunki – podwyższająca wiek przejścia w stan spoczynku do 65 lat w przypadku mężczyzn i 63 w przypadku kobiet, a także podwyżka VAT, zostały dość dyskretnie ogłoszone dokładnie w dniu otwarcia mistrzostw. Nie poświęciły temu miejsca rosyjskie prorządowe media, a i decyzje nie miały szansy spotkać się z obywatelskim protestem.
W czasie turnieju w największych miastach kraju obowiązują specjalne przepisy dotyczące zgromadzeń publicznych. Jakiekolwiek manifestacje ze względu na turniej są administracyjnie zakazane. Już po sukcesie kadry w fazie grupowej w życie weszły rozporządzenia antyterrorystyczne nakazujące przechowywanie treści rozmów, korespondencji, nagrań wideo i innych wiadomości przez sześć miesięcy.
Spotkanie Władimira Putina z legendami futbolu na Kremlu, 6 czerwca 2018 r. Marco Van Basten (drugi od lewej) bez mrugnięcia okiem uścisnął dłoń prezydenta Rosji, z czego pewnie przez długie lata będzie musiał się tłumaczyć w swojej ojczyźnie. Fot. REUTERS/Sputnik/Alexei Druzhinin/Kremlin
Putin to świetny zarządca budżetu państwa. W dobie bezsensownych transferów piłkarskich potrafi w umiejętny sposób wydać najpierw 50 miliardów dolarów na najdroższe w historii igrzyska w Soczi (w roku 2014), a teraz 15 miliardów na rosyjski mundial. W sumie 65 miliardów i to przy budżecie państwa oscylującym w granicach 200 miliardów dolarów rocznie, który w roku 2016 odnotował deficyt z powodu spadku cen ropy naftowej i gazu.
Pieniądze wyrzucone w błoto na niepotrzebne obiekty, a może najlepsza inwestycja w markę swojej ojczyzny? Z pewnością była to dobra inwestycja w interesy oligarchów. Firmy przyjaciół Kremla były głównymi zleceniobiorcami zamówień publicznych.
Naprawdę wspaniały kraj
Cztery lata temu, już kilka dni po triumfie Rosjan w zimowych igrzyskach w Soczi, gdzie pobili medalowy rekord, rozpoczęła się rosyjska aneksja Krymu. Konflikt na Ukrainie przerodził się w wojnę domową na wschodzie tego kraju. Aneksja czarnomorskiego półwyspu była szokiem dla świata politycznego. Świat sportowy też przeżył szok – sukces Rosji w Soczi i rekordowa liczba medali to efekt wspieranego przez państwo dopingu i podmieniania próbek przez służby specjalne.
Tygodnik TVPPolub nas
Świetna gra reprezentacji Rosji na kończącym się mundialu prawdopodobnie nie była napędzana niedozwolonym wspomaganiem. Raczej nie zanosi się na kolejną wojnę na innych rubieżach imperium. Choć kto wie? Spadkobiercy ZSRR grają po raz kolejny wszystkim na nosie. Tym razem narzędziem wojny hybrydowej stał się pozytywny piar, a celem – sympatia całego świata.
Rosję w czasie mistrzostw odwiedziło ponad milion osób, nie tylko z krajów mających swoje reprezentacje w turnieju. Pojawiła się duża liczba amerykańskich turystów, w tym przedstawiciele latynoskiej diaspory z USA, wspierający Meksyk i Kolumbię. Przybyło też sporo Chorwatów z Australii, a także Chińczyków, Japończyków, Anglików i Hiszpanów.
Po co rosyjskim władzom tyle pieniędzy i dlaczego tak szybko dążą do odbudowania rezerw, że nie troszczą się ani o perspektywy wzrostu gospodarki, ani o nastroje społeczne?
Wszyscy jak jeden mąż potwierdzali to, co chciały usłyszeć i puścić w świat prorządowe rosyjskie media: skończmy z propagandą, Rosja to naprawdę wspaniały kraj. Zdjęcia świetnie bawiących się kolorowych tłumów królują w światowych agencjach. Na łamach Tygodnika TVP wyjaśnialiśmy dlaczego uznawani za najbardziej niebezpiecznych kibiców na świecie Rosjanie, którzy na Euro 2016 sterroryzowali Marsylię, dziś witają gości praktycznie chlebem i solą.
Ocieplenie wizerunku – ten odmieniany przez wszystkie przypadki termin, to kolejna, jeśli nie najważniejsza, zdobycz Putina na zorganizowanym przez siebie turnieju. Anglicy zachwyceni ozorami cielęcymi, pierogami i kawiorem. Szkoci podkreślający, iż ostrzeżenia ich wyspiarskich mediów dla wszystkich wyjeżdżających do Rosji były kłamstwem. Brazylijki w tradycyjnych kokosznikach – ludowych nakryciach głowy. Takie doniesienia codziennie płynęły ze stref kibica w Rosji.
I to wszystko odbywało się w oparach… wanilii. W miastach południowej Rosji bowiem lokalne władze nakazały służbom miejskim spryskiwanie ulic koncentratem w celu odstraszenia wyjątkowo mało gościnnych komarów. Zabrakło tylko kota Behemota (z powieści Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”) typującego – tak jak zwierzęta na innych mundialach – wyniki meczów.
Biało-czerwone ludziki
Rosja w swej ofercie dla kibiców położyła nacisk także na aspekty historyczne. Nawet polscy fani mieli okazję zwiedzić nie tylko mauzoleum bitwy pod Stalingradem (obecnie Wołgograd), ale i komnaty Stalina w Samarze i obejrzeć film o wielkiej wojnie ojczyźnianej – oczywiście bez akcentów dotyczących sowieckich zbrodni tamtego czasu. Wcześniej można było napić się piwa i pośpiewać: „Polska, biało-czerwoni” na Placu Czerwonym oraz także na Łubiance, tak dobrze nam znanej z powojennej historii Polski (mieściła się tam siedziba KGB).
Atmosfera miłości do bratniego narodu udzieliła się Polakom, którzy w Moskwie skandowali: „Rossija, Rossija”. I chyba nie były to podstawione - tym razem biało-czerwone - ludziki.
Od paru lat trwa akcja Biały Wagon. Grupy rasistów w maskach chirurgów i kominiarkach wpadają do komunikacji miejskiej i biją ludzi o niesłowiańskim wyglądzie.
Światowe media na tych kilka tygodni zapomniały o wszystkich niuansach geopolityki i liście przewinień Rosji. Zamiast tego skupiały się na drobnych skandalikach z udziałem Kosowarów w barwach Szwajcarii, ostentacyjnie manifestujących swoją albańską narodowość, czy asystenta selekcjonera Chorwatów, Ognjena Vukojevića, wydalonego z drużyny za dedykowanie zwycięstwa nad Rosją przyjaciołom z Ukrainy. Aż dziwne, że za ten drugi incydent nie przeprosiła jeszcze prezydent Chorwacji, Kolinda Grabar-Kitarović, która w niezwykle uroczy sposób dopingowała swoich rodaków w towarzystwie premiera Miedwiediewa.
Organizacja globalnych imprez sportowych stała się przywilejem wielkich imperiów i to niekoniecznie tych, które respektują prawa człowieka lub prawo międzynarodowe. Jakby tego było mało, Moskwa w pierwszych dniach lipca była nie tylko areną mundialu, lecz również gospodarzem światowego kongresu na temat cyberbezpieczeństwa. Zakończył go apel Władimira Putina o wypracowanie wspólnych dla cywilizowanego świata standardów. To wszystko w dobie wojny hybrydowej, aktywności rosyjskich żołnierzy nie tylko we wschodniej Ukrainie, ale także w Syrii, działań agentów Kremla na terenie Wielkiej Brytanii, i udowodnionych, wręcz cyberterrorystycznych, działań w czasie ostatnich wyborów prezydenckich w USA.
Peany pochwalne na cześć Rosji wzbudzają ostatnio żywe dyskusje zwłaszcza w Polsce. Przecież to my, jak nikt inny, podobno wiemy, czym jest człowiek radziecki (homo sovieticus). Wydaje się jednak, iż kwiat polskiego dziennikarstwa połknął przynętę.
Wszystkim, których to oburza, należy przypomnieć relacje polskiej prasy ze zorganizowanych przez nazistowskie Niemcy igrzysk olimpijskich w Berlinie. W roku 1936 polska delegacja została bardzo dobrze przyjęta, a wszystko włącznie z organizacją imprezy, zostało dopięte na ostatni niemiecki guzik.
Ówczesny gospodarz igrzysk zaprezentował się światu jako ambitny, gościnny i miłujący pokój naród, a polską delegację na dworcu Berlin-Friedrichstrasse witała Mazurkiem Dąbrowskiego orkiestra wojskowa Wehrmachtu – co relacjonował „Przegląd Sportowy”. Może faktycznie sport należy definitywnie oddzielić od polityki. Niech rządzi nim już tylko i wyłącznie wielki biznes.