Kultura

Sowiecki superman pośród jadowitych żmij

Jeśli wielu widzi w Goebbelsie protoplastę współczesnego PR-owca, równie dobrze można uznać Stalina za ucieleśnienie „mądrego psychopaty”, osobnika, który zajmuje dziś kierownicze stanowiska w wielu korporacjach. Do takich wniosków skłaniają dwie wersje „Śmierci Stalina”, które mogliśmy poznać za pośrednictwem filmu i komiksu.

Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili – charyzmą i bezwzględnością – nadał swej tyranii wymiaru niemal religijnego. A piętno, jakie dyktator odcisnął na rosyjskim społeczeństwie i narodach podbitych, dobrze pokazuje moment jego odejścia, żywo obecny w popkulturze.

Obie produkcje – komiksowa i filmowa – omawiają to samo wydarzenie historyczne i używają do tego niemal identycznych narzędzi, a jednak pozostawiają odbiorcę w odmiennych nastrojach i z innymi przemyśleniami.

Francuska fascynacja tyranem

Zarówno w świecie sztuki, jak i w języku potocznym komiks i film stawia się często obok siebie jakby były bliźniaczo podobnymi sposobami opisywania rzeczywistości. Historie obrazkowe uważa się czasem nawet za „papierowe filmy”, wysublimowaną formę storyboardu (scenopis obrazkowy – red.) Idąc jednak tokiem myślenia Susan Sontag, takie odbieranie komiksu jest koronnym dowodem na uznanie filmu za wszechsztukę wykorzystującą, a niekiedy zawłaszczającą inne dziedziny artystyczne. Oczywiście ze szkodą dla tych ostatnich.
W dziele Nury’ego i Robina odchodzenie sowieckiego dyktatora w sensie biologicznym jest sprawą drugorzędną. Fot, Materiały prasowe
Zacznijmy więc od „Śmierci Stalina” w wersji komiksowej, po raz pierwszy opublikowanej przed czterema laty we Francji. Scenarzysta Fabien Nury i rysownik Thierry Robin dali w niej upust swej fascynacji sowiecką dyktaturą, choć dla pogłębienia panującej wtedy w ZSRR atmosfery absurdu scenarzysta pozwala sobie niekiedy na przeinaczenie historii czy zmianę tła historycznego.

Co ciekawe, Nury w 2006 roku chciał stworzyć pełną biografię Stalina w formie powieści graficznej. Ciężar materiału jednak go przerósł – jak wspomina w posłowiu do albumu „Śmierć Stalina” – do każdego epizodu z życia Dżugaszwilego musiałby wykonać ponad tysiąc plansz, co oznaczałoby lata rysowania.

W dziele Nury’ego i Robina odchodzenie sowieckiego dyktatora w sensie biologicznym jest sprawą drugorzędną i po prawdzie trywialną. Fabuła koncentruje się na próbie uchwycenia panoramy świata pozostawionego przez tyrana – krainy zaludnionej przez przerażonych osobników, niepewnych jutra, łatwo wpadających w gniew i działających chaotycznie ze strachu przed powszechną inwigilacją.

Niebagatelną rolę odgrywa portret „wielbionego” wodza, przewijający się co rusz na komiksowych panelach. Tu nie chodzi tylko o pokazanie egocentryzmu Stalina i jego megalomanii. Wszechobecność jego portretu odgrywa rolę psychologiczną – ma przypominać, że dyktator patrzy i wszystko widzi. Każdy podstęp i zbrodnię przeciwko niemu, najbłahszą nawet chęć przekroczenia reguł praworządności. Nikt nie może się czuć bezpiecznie. Znaj swoje miejsce, nie wychylaj się. Komiks okazuje się być doskonałym narzędziem do ukazania tej paranoi.

Ostatnie kuszenie polskiego oficera

Demoniczny sowiecki oprawca prowadzi machiaweliczna grę o dusze Polaków uwięzionych w kozielskim obozie.

zobacz więcej
O ile bowiem w filmie mamy do czynienia z dyktaturą autora, o tyle w komiksie obowiązuje dyktat czytelnika. Jak na dodatek wykazały badania, konsumenci komiksów są bardziej uważnymi i wnikliwymi odbiorcami niż widzowie w kinie czy czytelnicy beletrystyki.

Komiks nie jest tylko i wyłącznie medium, jest czymś więcej. Komiks to język zawierający elementy nieprzekładalne na sferę kinematografii ani żadnej innej formy przekazu. Owszem, scenarzysta (zazwyczaj z rysownikiem) tworzy świat od podstaw, korzystając z metod i symboli, które ludzkość od tysięcy lat wykorzystywała do opisywania rzeczywistości. Clou polega na tym, co w komiksie niewidoczne.

Doskonale ukazał to Scott McCloud w komiksie edukacyjnym „Understanding Comics” („Zrozumieć komiks”), opublikowanym u nas przez Kulturę Gniewu. W tym przenikliwym dziele McCloud przekonuje, że w historiach obrazkowych paradoksalnie najważniejsze jest to, co dzieje się między kadrami, na pustej, białej powierzchni. Niedopowiedzenia pobudzają wyobraźnię czytelnika, który tworzy własne interpretacje zdarzeń zasygnalizowanych jedynie przez autora. Poprzez charakter linii oddać można bogactwo emocji, które czasem trudno osiągnąć środkami filmowymi. Rysunek jest więc swoistym testem naszych możliwości poznawczych.

W efekcie dzięki technikom komiksowym możemy zupełnie inaczej odbierać poczucie upływającego czasu.

Zazwyczaj odbieramy go poprzez dookreślanie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, niczym chronologiczne continuum na taśmie filmowej. Ale można go też odbierać jako: „wcześniej, później, równocześnie”. Takie rozróżnienie stosował m.in. brytyjski metafizyk z Cambridge John McTaggart Ellis McTaggart. Co więcej, bywa, że za sprawą naszych doznań jesteśmy w stanie przeżywać to w tym samym momencie. Pod byle pretekstem umysł potrafi bowiem uruchomić pamięć o zdarzeniach sprzed kilku lat, a pod wpływem stresu lub z braku lepszego zajęcia – tworzyć scenariusze przyszłości.
Przewracając kolejne strony ponurego thrillera politycznego „Śmierć Stalina”, zdajemy sobie sprawę, że statyczne kadry ożywają. Sytuacja na każdym z obrazków naprawdę dzieje się „tu i teraz”, niczym zdarzenia oglądane na ekranach w policyjnych centrach dowodzenia. Historia obrazkowa pozwala nam przyjąć perspektywę Boga.

A kim był Stalin (po rosyjsku „Człowiek ze stali” ) w ZSRR? Właśnie bogiem. Supermanem, który prymitywnym terrorem, jak i bardziej wysublimowanymi technikami perswazji, zdołał przekonać wszystkich o swojej wszechwładzy i wszechmocy.

Takiego poczucia nie dałoby rady wytworzyć żadne inne medium, nawet beletrystyka. Tym bardziej kino.

Montypythonowski obraz chaosu

Już sam fakt, że filmowa „Śmierć Stalina” powstała we współczesnych czasach, zakrawa na cud. Bo czyż wielu prominentnych autorów kina nie ogłasza co jakiś czas jego śmierci? Coraz trudniej też tworzyć niezależne dramaty czy produkcje historyczne. Producenci zapatrzeni są w blockbusterowe serie przynoszące realne zyski, co ambitniejszych autorów odsyłają do serwisów streamingowych. A jeśli już realizuje się filmy nie będące kolejną odsłoną superbohaterskiego eskapizmu, to muszą one spełniać wymogi marketingowe i sprzedażowe. Nawet jeśli leje się krew, a ukazywany świat nie jest ani trochę przyjemny, to widz musi wyjść z kina z uśmiechem na twarzy.

Kult wyemancypowanej lesbijki

Żył w intymnym związku pod jednym dachem z żoną i z kochanką. Po jego smierci kobiety postanowiły nadal mieszkać razem i wspólnie wychowywać dzieci stanowiące owoc miłosnego trójkąta.

zobacz więcej
Z drugiej strony kino nie chce pozostać w tyle za innymi dziedzinami sztuki. Nie bez kozery, ludzie Hollywood już dawno nauczyli się pełnymi garściami czerpać z osiągnięć innych dyscyplin artystycznych, a następnie przedstawiać je jako własne. Przekaz – ustokrotniony poprzez wywiady z twórcami, aktorami lub dokumenty potwierdzające znaczenie filmu dla współczesnej kultury czy uroczyste gale – żyje potem własnym życiem. Dzięki tej (modne słowo) narracji na inne dziedziny sztuki patrzymy z mniejszym respektem.

Zatem kino też zajęło się postacią Stalina. „Hitler to trucizna. Toksyczna postać. Nie znalazłbyś obecnie żadnych portretów Hitlera w niemieckich hotelach. Ale za to w pewnym moskiewskim hotelu, w których się zatrzymałem, zauważyłem wiszący portret Stalina. W końcu uszło mu to na sucho. Po prostu omijaliśmy go szerokim łukiem, zajęci swoimi sprawami” – tak na festiwalu w Cannes AD 2016 reżyser Armando Iannucci tłumaczył przyczyny powstania filmu „Śmierć Stalina”.



Narracja filmowa stworzona przez szkockiego reżysera skupia się nie tyle na świecie pozostawionym przez Stalina, ile na jego najbliższych współpracownikach – jadowitych żmijach, ale i skończonych idiotach. Poznajemy ich rytuały, styl bycia, relacje pomiędzy nimi. Ich wszystkich, mimo różnic, łączy żądza władzy i aroganckie przypisywanie sobie sukcesów.

Otoczenie Stalina to typowe homo sovieticusy – osobniki ze strachu tkwiące w systemie i podtrzymujące go, które gardzą sobą, ale jeszcze bardziej wszystkimi wokół. We wszystkich widzą bowiem zagrożenie dla własnych interesów.

Ich okrucieństwa i morderstwa przedstawiono w ironicznej konwencji parodystycznej, z której Brytyjczycy słyną za sprawą „Monty Pythona” (możemy nawet podziwiać wyczyny aktorskie jednego z pythonowców, Michaela Palina jako Mołotowa). Taka perspektywa może nam jednak sprawiać problemy – w końcu setki tysięcy ludzi zostały wtedy zesłane do gułagów, miliony innych oddały życie na wojnie.

I choć w odróżnieniu od komiksowej interpretacji, trudno doszukiwać się w tej tragikomedii metafizyki, to Iannucci mówi nam coś ważnego o władzy.
W filmie Armando Iannucciego otoczenie Stalina to typowe homo sovieticusy. Fot. Materiały prasowe
Ukazując degrengoladę urzędników upadłego systemu, odziera ich ze wszelkiej sprawczości. Ujawnia ich pierwotne pragnienia. Ułuda ładu, zamienia się w chaos, w którym nikt nad niczym nie panuje, a ci w których pokładamy nadzieję okazują się tak samo podatni na wpływy i tak samo osamotnieni jak my.

Ale skoro światem rządzi przypadek, to po co w ogóle się nim przejmować czy brać za coś odpowiedzialność? Nie lepiej obrócić wszystko w żart w ramach popularnego ostatnio bathosu, który każdą podniosłość zamieni w sarkastyczną kpinę?

Lekcja wujka Stalina

Trudno nie zauważyć też współczesnego kontekstu. To chyba nie przypadek, że filmowa i komiksowa wersja śmierci Stalina pojawiły się w Polsce 2018 roku. W dobie radykalizacji języka, zamieniania słowom znaczeń zgodnie z plemiennymi przynależnościami, przypominanie o reżimie sowieckim stanowi przestrogę – pamiętajmy o pożegnanym ćwierć wieku temu piekle.

Kanibalizm, tyfus i cyklon B. Jak Stalin wydał miliony swoich żołnierzy na pastwę Hitlera

Pojęcie „jeniec” w ZSRR nie istniało. Byli zwykłymi zdrajcami, bo dali się wziąć do niewoli.

zobacz więcej
Problem polega tylko na tym, że wirus totalitaryzmu za sprawą nowych technologii i technik autopromocji zdążył zmutować. A jeśli wielu widzi w Goebbelsie protoplastę współczesnego PR-owca, czyż nie można uznać Stalina za ucieleśnienie „mądrego psychopaty”, osobnika, który zajmuje dziś kierownicze stanowiska w wielu korporacjach?

Ci „mądrzy psychopaci” odrobili lekcję z wujka Stalina i wiedzą, że samymi karami nie zyskają aprobaty swych ofiar. Trzeba im pokazać, że są potrzebni, cenieni i akceptowani, a najlepiej pomieszać to z sadyzmem na zasadzie huśtawki nastroju.

Z kolei nowe środki przekazu i media społecznościowe, które pozwalają ludziom kreować swój wizerunek oraz ułatwiają komunikację, zarazem mogą jednak być rodzajem aparatu represji. Dowód? Czyż z łatwością nie szantażuje się dziś osób publicznych ich starymi, nieprzemyślanymi wpisami? Przypomnijmy sobie hollywoodzki ruch #metoo czy niedawne wyrzucenie ze studia Disneya reżysera Jamesa Gunna za niesmaczne żarty z pedofilii i groteskowe wygłupy sprzed czasów „Strażników Galaktyki”.


Kto odpowiada za polowanie na czarownice doby poprawności politycznej? Niektórzy powiedzą, że menadżerowie korporacji typu Facebook, moderujący dyskurs na ścianach mediów społecznościowych i piszący algorytmy. Ostateczne jednak prawda może być dla nas o wiele bardziej bolesna. Chcąc znaleźć źródło problemu, powinniśmy spojrzeć w lustro. Bo czy sami sobie nie nałożyliśmy internetowego kagańca? Technologia i systemy zawsze wynikają z ludzkich pragnień, a nie odwrotnie. Technologia nie istnieje bez człowieka, inwigilacja nie istnieje bez człowieka. Rzecz jasna jest to „miękki totalitaryzm”, który sami sobie zgotowaliśmy.

Ludzie notorycznie poszukujący miłości i chcący być kochanymi bez realnego zaangażowania, wytwarzają bańkę, w której przyglądają się wyłącznie znanym wartościom i są przekonywani wyłącznie do własnych racji. W konsekwencji coraz trudniej nam otworzyć się na inny punkt widzenia, a tym bardziej przewidzieć czyhające zagrożenia. Czyż nie tego właśnie chciał towarzysz Stalin dla swoich niewolników?

– Michał Chudoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy



28.04.2018
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.