Amerykański duchowny ujawnia, jak działa homoseksualne lobby
piątek,28 września 2018
Udostępnij:
Zawsze zdarzały się przypadki mężczyzn, którzy odczuwali pociąg do tej samej płci i równocześnie chcieli zostać kapłanami. Jednak w przeszłości kryteria w seminariach były bardziej surowe i wielu takim osobom odmawiano przyjęcia. A nawet jeśli homoseksualiście udawało się wstąpić do seminarium, to trudno mu było je skończyć – mówi ks. Gerald E. Murray z nowojorskiej parafii pw. Najświętszej Rodziny, znany w USA komentator spraw kościelnych.
TYGODNIK.TVP.PL: Dlaczego zdecydował się ksiądz napisać list otwarty, wzywający Theodore'a McCarricka do wyjawienia całej prawdy o skandalach seksualnych w amerykańskim Kościele?
KS. GEARALD E. MURRAY: Z początku myślałem, że jego rezygnacja z kolegium kardynalskiego oznacza przyznanie się do molestowania kleryków. Przecież gdyby był niewinny, nie miałby powodu do rezygnacji i nadal byłby kardynałem, oddając co najwyżej swoją sprawę do zbadania watykańskim sądom.
Jednak McCarrick, mimo że zrezygnował z kapelusza kardynalskiego, nigdy nie przeprosił swoich ofiar i nie przeprosił katolików. Nie przyznał się też publicznie do tego, co zrobił. Kościół w Stanach nadal nie wie, kto go chronił. Byłoby więc dobrze, gdyby wszystko wreszcie wyjaśnił i po prostu stanął w prawdzie.
Czy to rzeczywiście McCarrick, tak jak sugeruje ksiądz w swoim liście, wywołał obecny, niszczycielski dla amerykańskiego Kościoła kryzys?
Jest niewątpliwie jedną z osób, które do tego doprowadziły. Bo obecny kryzys nie polega wyłącznie na ujawnieniu nadużyć seksualnych popełnianych przez księży, ale także na odkryciu, że część hierarchii chroniła potężnych ludzi w Kościele – kardynałów i biskupów – winnych molestowania.
Kiedy w czerwcu tego roku wyszło na jaw, że McCarrick prawdopodobnie molestował kleryków, ludzie byli zszokowani, tym bardziej, że nie chodziło o jakiegoś parafialnego kapłana, tylko o bardzo znanego kardynała, bliskiego współpracownika obecnego papieża Franciszka, ale także o niezwykle wpływowego hierarchę w czasach pontyfikatu Jana Pawła II, który notabene mianował go kardynałem.
W dodatku oskarżenia o nadużycia dotyczą także działalności McCarricka z czasów, kiedy był jeszcze zwykłym księdzem, w latach 60. Pojawiły się od razu pytania: czy ktoś wtedy o tym wiedział albo to podejrzewał, także w Watykanie, a jeśli tak, dlaczego McCarrick został awansowany?
Jak zareagowali na list księdza inni kapłani?
Piszą do mnie maile, dziękują mi, reagują na Twitterze. Przyznaję, że rzadko się zdarza, żeby zwykły ksiądz, taki jak ja, krytykował najwyższe władze Kościoła, ale to naprawdę najmniejszy problem w porównaniu z nadużyciami, których dopuszczali się w USA biskupi. Czułem, że muszę być aktywny, bo powaga sytuacji tego wymaga. Chciałem też utwierdzić wiernych katolików w przekonaniu, że mają rację, krytykując opieszałość hierarchii w wyjaśnianiu sprawy McCarricka.
Czy ten skandal podzielił Kościół na zwykłych księży i hierarchię, próbującą tuszować nadużycia?
Myślę, że większość, zarówno księży, jak i biskupów, chce wyjaśnienia tej sprawy. W Ameryce jeśli już się kogoś aresztuje i oskarża to znaczy, że naprawdę zrobił coś złego. Ludzie ufają wymiarowi sprawiedliwości.
W przeciwieństwie do Europy, u nas wyrok skazujący nie świadczy o tym, że sędzia jest skorumpowany i ktoś mu kazał wydać taki wyrok, ale że skazany rzeczywiście jest winny. Dlatego Amerykanie chcą śledztwa, chcą wyjaśnienia sprawy nadużyć seksualnych w Kościele.
W 2008 roku, papież Benedykt zajmował się już sprawą nadużyć seksualnych w amerykańskim Kościele. Czy nie wyciągnięto wtedy żadnych wniosków?
Widać, że amerykańscy biskupi nie rozwiązali do końca tego problemu w swoich diecezjach. Nigdy nie ujawnili wiernym skali nadużyć seksualnych, zarówno wobec dzieci jak i dorosłych, z którymi spotykali się w przeszłości.
Tymczasem, równolegle z rewelacjami na temat McCarricka, pojawił się raport prokuratury ze stanu Pensylwania, z którego wynika, że arcybiskup Waszyngtonu tuszował przestępstwa seksualne swoich księży. Nie był zresztą jedynym hierarchą, który to robił. Ludzie byli zszokowani. Ta sprawa naprawdę poruszyła wiernych.
Ks. Gerald E. Murray: "Papież powinien odnieść się do zarzutów arcybiskupa Carlo Marii Viganò, który zarzucił mu tuszowanie sprawy kard. McCarricka". Fot. Fot. PAP/EPA/Ettore Ferrari
No właśnie, jak reagują na ten kryzys? Złość, rozczarowanie, a może niedowierzanie?
Byłem ostatnio na spotkaniu zorganizowanym spontanicznie przez moich znajomych. Chcieli porozmawiać o tym skandalu. Pojechałem do nich, mimo że nie są moimi parafianami. Byli zszokowani, ale równocześnie wściekli, nie tylko z powodu skali nadużyć, ale także z powodu sposobu, w jaki biskupi przez lata reagowali na ten kryzys.
Sekretarz papieża Benedykta XVI Georg Gaenswein porównał ostatnio niszczycielskie efekty tego skandalu do ataku na dwie wieże z 11 września 2001 roku. Czy sprawa jest rzeczywiście tak poważna?
O tak, bo tym razem to nie jest kampania, za którą staliby wyłącznie przeciwnicy Kościoła. Oczywiście w łonie Partii Demokratycznej zawsze znajdzie się sporo niechęci do Kościoła, bo na sztandarach ma ona wypisaną walkę o prawo do aborcji, a katolicy aborcji się sprzeciwiają.
Jednak sprawa skandali seksualnych jest inna. Ludzie są wściekli, bo Kościół z jednej strony usiłuje bronić młodych ludzi, a z drugiej kardynał, książę Kościoła, jest oskarżony o molestowanie seminarzystów. Wciąż pojawiają się nowe informacje na temat skali nadużyć i ludzie zastanawiają się, czego jeszcze się dowiedzą, jakie tajemnice wyjdą na jaw.
Dlaczego, według księdza, papież Franciszek powinien w tej sprawie przemówić?
Na razie wybrał milczenie, ale na pokładzie samolotu, którym wracał z podróży apostolskiej do Irlandii, jednak przyznał, że być może będzie miał coś w tej sprawie do powiedzenia w przyszłości.
Sądzę, że powinien odnieść się do zarzutów arcybiskupa Carlo Marii Viganò [który zarzucił niedawno Franciszkowi tuszowanie sprawy kard. McCarricka – red.], bo wszyscy biskupi Kościoła powinni się trzymać tych samych standardów. Jeśli ktoś ich oskarża o molestowanie albo o tuszowanie molestowania seksualnego, to trzeba się do takich zarzutów odnieść.
Według arcybiskupa, obecny papież wiedział o restrykcjach, które nałożył na McCarricka Benedykt XVI. Franciszek nie wydawał się zaskoczony, kiedy Viganò z nim na ten temat rozmawiał. Jednak po tej rozmowie arcybiskupa z papieżem kardynał McCarrick nadal zachował duże wpływy w Kościele i został m.in. wysłany z misją dyplomatyczną do Chin.
Kongregacja Nauki Wiary uznała, iż teza, która do tej pory była prawdziwa, od teraz będzie fałszywa. A jedynym uzasadnieniem tej radykalnej zmiany jest cytat z przemówienia obecnego papieża.
Być może Franciszek myśli, że papież Benedykt popełnił błąd w sprawie McCarricka. Na razie to spekulacje, dlatego papież Franciszek powinien przerwać milczenie, bo inaczej będzie ciążyć na nim podejrzenie, że chronił kogoś, kto molestował kleryków.
Kim jest Carlo Maria Viganò? Wielu komentatorów, także kościelnych, podważa jego wiarygodność.
Viganò był w USA nuncjuszem przez kilka lat. Znają go biskupi, zresztą wielu z nich przyznało, że go szanują, że jest dobrym człowiekiem, a pytania, które skierował m.in. do papieża, powinny doczekać się odpowiedzi. Ja mu też wierzę, bo nie ma powodu, żeby kłamał w tak szczegółowych sprawach.
Myślę, że opublikował swoje memorandum dla dobra Kościoła. Powinien być traktowany jako poważne, wiarygodne źródło informacji. Tym bardziej, że dowody, które wychodzą na jaw, potwierdzają jego zarzuty.
Jest przecież list księdza (którego zresztą znam, był profesorem w seminarium) z 2000 roku wysłany do Watykanu, w którym oskarża on McCarricka o to, że sypia z klerykami. W 2006 roku biskup [dziś kardynał - red.] Leonardo Sandri napisał do tego księdza, nawiązując do wcześniejszej korespondencji, a więc Watykan był o sprawie McCarricka powiadomiony.
Kardynał Oscar Maradiaga, bliski współpracownik papieża Franciszka, w niedawnym wywiadzie dla portalu Periodista Digital, stwierdził, że nie rozpoznaje dziś w Viganò kogoś, kogo znał wcześniej...
Ks. Gerald E. Murray: "W 2002 roku gazeta „Boston Globe” przekonała sędziego, żeby ujawnił informacje na temat księdza z tamtejszej diecezji oskarżonego o molestowanie młodzieży. Gdyby nie śledztwo gazety, ponad 100 księży nadal mogłoby molestować dzieci". Fot. archiwum
Tyle, że za samym kardynałem Maradiagą ciągnie się bardzo problematyczna przeszłość. Jest pod dużą presją ze względu na zarzuty ciążące na jego biskupie pomocniczym. Maradiaga broni papieża, ale niezręcznie. Zamiast mówić, żeby nie słuchać Vigano, bo coś jest z nim nie tak, kardynał powinien wyjaśnić postawione przez arcybiskupa konkretne zarzuty.
A może ta sprawa jest spiskiem amerykańskiej prawicy, która od początku nie pała sympatią do papieża Franciszka? Takie głosy też się pojawiają.
Katolicy są w tej chwili bardzo wpływowi w administracji prezydenta Donalda Trumpa i rzeczywiście raczej nie reprezentują poglądów, które podobałyby się obecnemu papieżowi. Franciszek podziela chyba europejską, lewicową, wizję polityki. Ale przypisywanie amerykańskim wiernym jakiejś diabolicznej roli w tym skandalu jest tylko odwracaniem uwagi od sedna memorandum arcybiskupa Viganò.
Aby stworzyć wrażenie, iż chodzi tylko o atak na papieża, przypomina się, że konserwatywni katolicy są niechętni wobec tego, co robi Franciszek w Kościele, na przykład wobec jego adhortacji Amoris laetitia, która wywołała ogromne zamieszanie i może się wydawać próbą zmiany doktryny Kościoła. Albo do jego niedawnej krytyki kary śmierci [która jest nadal wykonywana w wielu stanach - red.].
Próbuje się też sugerować, że Viganò jest przeciwnikiem Franciszka i dlatego trzeba zignorować to, co napisał. Ale przecież arcybiskup nie wymyślił wszystkich tych zarzutów tylko po to, żeby zdyskredytować papieża. Napisał o sprawach, o których dowiedział się osobiście albo poznał je na podstawie dokumentów.
Na koncie twitterowym księdza znalazłam wpis jezuity Jamesa Martina, który uważa, że trzeba otworzyć wszystkie utajnione dotąd kościelne archiwa na temat molestowania. Jako to się może skończyć dla Kościoła?
Niedobrze byłoby, gdyby nie zostały otwarte.
W 2002 roku gazeta „Boston Globe” przekonała sędziego, żeby ujawnił informacje na temat księdza z tamtejszej diecezji oskarżonego o molestowanie młodzieży - informacje utajnione wcześniej na prośbę władz diecezji. Dowiedzieliśmy się o tym, jak się zachowywał w tej sprawie nieżyjący już kardynał Bernard Law i o skali nadużyć seksualnych, na które przyzwalał. Wydalono wtedy ze stanu kapłańskiego ponad 100 księży z diecezji bostońskiej. Gdyby nie śledztwo gazety, ponad 100 księży nadal mogłoby molestować dzieci.
Ks. Gerald E. Murray: "Dzięki dziennikarzom dowiedzieliśmy się o tym, jak się zachowywał nieżyjący już kardynał Bernard Law i o skali nadużyć seksualnych, na które przyzwalał". W rezultacie hierarcha zrezygnował ze stanowiska i wyjechał do Rzymu. Fot. REUTERS/Brian Snyder/Getty Images/Jonathan Wiggs/The Boston Globe
Kościół zbyt długo ukrywał takie przypadki, a Watykan zbyt długo zwlekał z przeprowadzeniem wewnętrznych śledztw w diecezjach, w których zdarzały się nadużycia seksualne. Bardzo żałuję, że tego nie zrobiono, bo teraz efekt jest taki, że ludzie po prostu przestali biskupom ufać.
Czy amerykański Kościół przetrwa śledztwa rozpoczęte przez prokuratorów generalnych w kilku stanach?
Jestem przekonany, że tak, bo mówiąc prawdę postępujemy właściwie. Jeśli przyznamy otwarcie, że grupa osób popełniła w Kościele zło i że w przyszłości do tego już nie dopuścimy, to jest szansa na odzyskanie zaufania wiernych.
Nie zgadzam się z podejściem, o którym czasem słyszę, że trzeba o takich przypadkach milczeć, żeby media nie zaatakowały z tego powodu Kościoła.
Jak doszło do takiej skali nadużyć seksualnych w Kościele?
Po Soborze Watykańskim II, zaczęto odchodzić od dotychczasowego charakteru posługi biskupa, który miał egzekwować przestrzeganie zasad i był dla podlegających mu kapłanów surowy.
Zamiast surowości wobec księży, którzy molestowali dzieci, zaczęto psychologizować. Zastanawiano się, czy zrobili to z powodu jakichś problemów, traum, które przechodzili i czy potrzebują pomocy, zamiast po prostu uznać, że są zagrożeniem dla dzieci i że trzeba ich ukarać i wydalić ze stanu kapłańskiego.
Wykazywano się przy tym absolutną naiwnością, bo zakładano, że wystarczy kogoś wysłać na dwumiesięczną terapię i można go potem z powrotem sprowadzić do parafii. Co gorsze, ukrywano takie przypadki przed parafianami. To było katastrofalne podejście.
Ale co było impulsem dla tej fali nadużyć seksualnych?
Rewolucja seksualna z 1968 roku dotknęła także kapłaństwo. Wielu ludzi zaczęło twierdzić, że zasady moralności głoszone przez Kościół katolicki są złe. Co gorsza do tych głosów przyłączyło się także wielu księży. Ludzie doszli do wniosku, że mogą robić co tylko chcą.
Amerykański jezuita Paul Mankowski już kilkanaście lat temu oceniał, że nie byłoby tylu nadużyć seksualnych gdyby nie stosunkowo wysoki status materialny kapłaństwa, co przyciąga niemoralnych mężczyzn. Zgadza się ksiądz z taką diagnozą?
To prawda, to może być jedna z przyczyn. Ksiądz cieszy się w USA szacunkiem i całkiem dobrze żyje się mu także pod względem materialnym. To nie są jakieś wielkie pieniądze, ale wystarczające, żeby zaimponować potencjalnym ofiarom nadużyć seksualnych.
Innym problemem jest przyjmowanie do seminariów nieodpowiednich kandydatów. Ktoś kto ma skłonności homoseksualne, może uważać, że kiedy już znajdzie się w seminarium i zostanie księdzem, to bliskość Boga pozwoli mu jego skłonności utrzymać pod kontrolą, albo wręcz pozbyć się tego problemu. Takie myślenie jest naiwne.
Czy obecne problemy Kościoła zaczęły się w latach 70. i 80., bo zaczęto przyjmować do seminariów mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych?
To duże uproszczenie, bo na przykład McCarrick został wyświęcony jeszcze w 1958 roku.
Zawsze zdarzały się przypadki mężczyzn, którzy odczuwali pociąg do tej samej płci i równocześnie chcieli zostać kapłanami. Jednak w przeszłości kryteria w seminariach były bardziej surowe i wielu takim osobom odmawiano przyjęcia. A nawet jeśli homoseksualiście udawało się wstąpić do seminarium, to trudno mu było je skończyć.
Inna sprawa, że zdarzają się osoby o skłonnościach homoseksualnych tak inteligentne, że potrafią ukryć swoje skłonności.
Czy w Kościele istnieje lobby homoseksualne? Kardynał Maradiaga we wspomnianym wcześniej wywiadzie, stwierdził, że to zjawisko istniejące tylko w teorii, w gazetach...
Kardynał się myli. 50 seminarzystów z jego seminarium w Hondurasie napisało list, w którym alarmowali, że działa tam homoseksualne lobby. Kardynał wszystkiemu zaprzeczył, ale w międzyczasie jego biskup pomocniczy złożył rezygnację, bo został oskarżony o akty homoseksualne.
Ks. Gerald E. Murray: "Po Soborze Watykańskim II, zaczęto odchodzić od dotychczasowego charakteru posługi biskupa, który miał egzekwować przestrzeganie zasad i był dla podlegających mu kapłanów surowy". Na zdjęciu obrady soboru. Fot. Getty Images/Carlo Bavagnoli/The LIFE Images Collection
Papież Franciszek wysłał do Hondurasu argentyńskiego biskupa, który miał całą rzecz zbadać. Powstał tajny raport, ale papież przyjął rezygnację biskupa pomocniczego z Hondurasu.
Nie trzeba daleko szukać. W Stanach właśnie zrezygnował biskup Michael Bransfield z diecezji Wheeling-Charleston w zachodniej Wirginii. Ma wprawdzie 75 lat, a więc osiągnął wiek emerytalny, ale odchodzi w niesławie, bo Watykan ogłosił równocześnie, że bada sprawę oskarżeń o molestowanie przez biskupa dorosłych mężczyzn. Bransfield był notabene przyjacielem McCarricka.
Jak działa homoseksualne lobby w amerykańskim Kościele?
Rozpoznaje najpierw, którzy księża mają podobne skłonności, a następnie ich awansuje. To jest naprawdę bardzo niepokojące.
Jak ten skandal wpłynie na Kościół?
Nie wiem, jak to się skończy. Wiele zależy od reakcji Watykanu. Ale nawet jeśli Watykan nic nie zrobi, to amerykańska hierarchia wydaje się w tej chwili zdeterminowana, żeby wyjaśnić wszystkie nadużycia. Do tego dochodzą działania wymiaru sprawiedliwości, dlatego czeka nas wiele kolejnych rewelacji. To będzie bolesny proces, myślę jednak, że ostatecznie obróci się na dobre dla Kościoła.
W filmie Smarzowskiego Kościół krzywdzi, a potem wciąga na dokładkę skrzywdzonych w swoje struktury – niczym świat więzienia, które „przecwela” skazanych, którzy zaczynają grypsować.
Gerald E. Murray jest księdzem katolickim, od 2012 roku pracuje w nowojorskiej parafii pw. Najświętszej Rodziny. Został wyświęcony w 1984 roku, a w 1998 roku uzyskał tytuł doktora prawa kanonicznego na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Był sędzią Sądu Metropolitalnego. Jest znanym w USA komentatorem życia religijnego, występuje m.in. w katolickiej telewizji EWTN, w MSNBC i w Fox News TV. Mówi biegle po francusku, hiszpańsku i włosku. Ostatnio, na łamach portalu thecatholicthing.org opublikował list otwarty do byłego kardynała Theodore'a McCarricka wzywając go do ujawnienia całej prawdy o molestowaniu kleryków, którego miał się dopuszczać. Jest też autorem tekstu w prestiżowym piśmie katolickim „First Things” pt. „Dlaczego papież Franciszek powinien przemówić”. Wyjaśnia w nim dlaczego papież powinien odnieść się do oświadczenia byłego nuncjusza w USA, arcybiskupa Carlo Marii Viganò, który zarzucił niedawno hierarchii kościelnej i samemu Franciszkowi tuszowanie skandali seksualnych w amerykańskim Kościele.
Zdjęcie główne: Ks. Gerald E. Murray: "Kiedy w czerwcu 2018 wyszło na jaw, że kard. Teodore McCarrick prawdopodobnie molestował kleryków, ludzie byli zszokowani, tym bardziej, że nie chodziło o jakiegoś parafialnego kapłana, tylko o bardzo znanego kardynała, bliskiego współpracownika obecnego papieża Franciszka". Tu: podczas mszy świętej w Palo na Filipinach. Fot. REUTERS/Bobby Yip