Znienawidzeni przez „pierwszą parę”. Kogo mogą bawić mizdrzący się podstarzali faceci?
piątek,
12 października 2018
Na ich widok, Władysław Gomułka podobno rzucał w telewizor kapciem. Starszych Panów, Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory, nie znosiła także żona komunistycznego dygnitarza.
Pantograf, wartburg, Kercelak i wielki aktor.
zobacz więcej
Gdy telewidzowie po raz pierwszy mogli obejrzeć „Kabaret Starszych Panów”, a było to 16 października 1958 roku, Gołas miał zaledwie 28 lat. Dwaj tytułowi bohaterowie, choć mieli ich więcej, to jeszcze nie na tyle, by zarzucać im podeszły wiek; Jerzy Wasowski („Starszy Pan A”) miał 45 lat, a Jeremi Przybora („Starszy Pan B”) – niespełna 43. Skąd więc wzięła się nazwa kabaretu?
Najlepiej wyjaśnił to przed laty Wiesław Michnikowski, nieżyjąca już, niestety, legenda programu, wykonawca takich kultowych (bo nuconych do dzisiaj) przebojów „Kabaretu” jak „Adios pomidory”, „Już kąpiesz się nie dla mnie”, „Jeżeli kochać to nie indywidualnie” czy „Wesołe jest życie staruszka”.
– Nazwa kabaretu była wyrazem tęsknoty za minioną epoką, którą oni obaj [Wasowski i Przybora] silnie czuli. Zresztą te czasy i jakiś żal związany z ich odejściem i nam nie były obce. Jak sądzę, w tej nazwie krył się również cichy protest Wasowskiego i Przybory wobec otaczającego świata, w którym nie czuli się dobrze. Przecież w Polsce Ludowej, gdzie władza na piedestale stawiała nie inteligencję, ale klasę robotniczą, oni reprezentowali pewien rodzaj elegancji duchowej, który wtedy nieomal znikł – mówił Michnikowski w wywiadzie dla portalu e-teatr.pl.
Wspominający początki programu artysta przypominał, że był on ewenementem w ówczesnej telewizji. Jej historia w powojennej Polsce miała wówczas sześć lat, a o telewizyjnej ramówce, a więc o systematycznym nadawaniu, mówić można było mówić zaledwie od 1956 roku. Cztery lata wcześniej nadano pierwszy eksperymentalny program telewizyjny. Regularną emisję rozpoczęto w styczniu 1953 roku.
Wtorek bez telewizji
Początkowo był to zaledwie jeden półgodzinny program w tygodniu. W kwietniu 1953 roku czas emisji zwiększono do jednej godziny. W 1957 roku telewizja nadawała już 22 godziny w tygodniu, a rok później, gdy pojawił się „Kabaret Starszych Panów” (emitowany początkowo, co należy podkreślić, na żywo) – 26 godzin. Od 1960 roku widzowie mogli zasiadać przed telewizorami sześć dni w tygodniu (dniem „beztelewizyjnym” był wtorek).
Wiele można było zarzucić ówczesnej telewizji, ale nie to, by rozpieszczała ona widzów atrakcjami. Dominowała propaganda, a audycji jej pozbawionych, np. rozrywkowych lub popularnonaukowych (by wspomnieć poprzedniczkę słynnej „Sondy” – „Eurekę”) było jak na lekarstwo.
Dla przykładu, w niedzielę, 17 lipca 1960, program dnia był następujący:
Cztery dekady „Kobry” stworzyły jedną z najpiękniejszych kart telewizji w Polsce.
zobacz więcej
10.50 (początek programu) – „Grunwald 1410-1960” – bezpośrednie sprawozdanie z centralnych uroczystości na Polu Grunwaldzkim, 13-14 – Przerwa
14 – Niedzielna biesiada, 16-17.20 – Przerwa, 17.20 – „W krainie Disney’a” – film średniometrażowy, 18.15 – Polska Kronika Filmowa, 18.25 – „16 lat Polski Ludowej” – telekonkurs, 20 – Dziennik telewizyjny, 20.30 – „Biały niedźwiedź” – film fabularny produkcji polskiej (jak zaznaczono – od lat 14).
Niedzielny program kończył się o godzinie 22. Nieco dłużej można było siedzieć przed telewizorem w sobotę, bo tu ostatnia audycja miała swój koniec po godzinie 23.
By jednak nie było za dobrze, sobotni program, przynajmniej na przełomie lat 50. i 60., zaczynał się o godzinie… 19.10 – programem dla dzieci. 16 lipca 1960 roku był to „Miś z okienka”, prowadzony wówczas przez Bronisława Pawlika.
Gomułka lubił „Kobrę”
– Filmów fabularnych, zwłaszcza zachodnich, było wówczas jak na lekarstwo. Nieco lepiej było z teatrem i to zarówno tym poważnym, jak i spektaklami kryminalnymi. Dwa lata przed „Kabaretem Starszych Panów” pojawiła się „Kobra”, która w ramówce telewizyjnej przetrwała aż do połowy lat 80. – mówi 57-letni Łukasz Szarnos, literaturoznawca i absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Spektakle „Kobry”, tradycyjnie nadawane w czwartek po godzinie 20, były ulubionymi programami Władysława Gomułki. Bardzo dużo pracował. Eleonora Syzdek, komunistyczna biografka czołowych postaci z czasów PRL pisała o nim: „To był wybitny człowiek, najbardziej pracowity spośród I sekretarzy. Czytał wszystkie dokumenty. Wystarczy prześledzić jego dzień pracy”. Zmęczony, po powrocie do domu i obejrzeniu dziennika, zazwyczaj udawał się zaraz potem do łóżka, jednak w czwartki wyjątkowo kładł się później.
– Towarzysz Wiesław absolutnie nie chciał przegapić perypetie angielskich detektywów bądź polskich milicjantów – podkreśla Łukasz Szarnos.
Poza czwartkami, Gomułka około godziny 21 spał już zazwyczaj głębokim snem. Jak więc się stało, że obejrzał kiedyś „Kabaret Starszych Panów”, który nadawano późno bo dopiero o 22.30? Może stało się tak przez przypadek, a może zaufani towarzysze postanowili przy jego pomocy pozbyć się z telewizji nielubianego programu?
Dwaj podstarzali faceci
Bo „Kabaret Starszych Panów” nie mógł podobać się ówczesnej władzy. – Był pełen odniesień do utworów literatury wyższej, propagował szlachetny snobizm, dobre wychowanie, elegancję, a także, o zgrozo!, dobre urodzenie i tradycyjne wartości. To nie mogło się podobać ludziom, których wódz dzielił zapałkę na czworo, a papierosa na pół, a taki podobno był właśnie Gomułka – zauważa lubelski literaturoznawca.
„Kabaret” rzeczywiście nie spodobał się purytańskiemu i przaśnemu Gomułce, a w niechęci I sekretarza do dzieła Wasowskiego i Przybory (skądinąd wieloletniego członka partii) utwierdzali go jego totumfaccy, którzy odmówili programowi jakichkolwiek walorów intelektualnych. Wsławił się tu między innymi komunistyczny pisarz i publicysta Gustaw Morcinek, który w recenzji z programu napisał: „Nie rozumiem, kogo mogą bawić ci dwaj mizdrzący się, autentycznie podstarzali faceci”.
– Pamiętam tę recenzję Morcinka. To był człowiek bez godności, i to od wielu lat. To przecież on, 28 kwietnia 1953 roku, zgłosił w peerelowskim sejmie wniosek, by Katowice przemianować na Stalinogród – wspomina doskonale pamiętający tamte czasy 70-letni Jan Korczyński, emeryt z Elbląga, zapalony miłośnik „Kabaretu”.
– Elegancki, kulturalny i dowcipny program, w którym można było zobaczyć całą czołówkę polskiej sceny. To tu występowali m.in. Irena Kwiatkowska, Barbara Krafftówna, Aleksandra Śląska, Krystyna Sienkiewicz, Kalina Jędrusik, Zofia Kucówna, Wiesław Gołas, Wiesław Michnikowski, Mieczysław Czechowicz, Edward Dziewoński, Czesław Roszkowski, Bohdan Łazuka, Bronisław Pawlik, Zdzisław Leśniak, Jarema Stępowski – wylicza elblążanin.
„Stawka większa niż życie” ma już 50 lat. Aktorzy, którzy zagrali niemieckich oficerów, byli idolami, co szczególnie pikantne – przede wszystkim w NRD.
zobacz więcej
Bolek i Lolek na wagarach
Choć grzmiał Gomułka i grzmieli towarzysze typu Morcinek, „Kabaret Starszych Panów” przetrwał. Zawdzięczać to można dość liberalnemu szefowi ówczesnej telewizji Włodzimierzowi Sokorskiemu, który stalinowskie zacietrzewienie w latach 50, próbował okupić puszczaniem oka („wicie-rozumicie”) do środowisk inteligenckich, a także obroną „Kabaretu…” przez te środowiska.
W cytowanym już wywiadzie Wiesław Gołas przypomniał jak Adam Hanuszkiewicz, najbardziej prominentny reżyser polskiej telewizji przełomu lat 50. i 60., już po pierwszej emisji programu zwrócił się do kolegium programowego z żądaniem, by puścić go jeszcze dwa razy, bo „potem ludzie wam nie pozwolą tego zdjąć”.
Kilka lat po zwycięskiej, choć cichej batalii o „Kabaret Starszych Panów” udało się obronić przed zdjęciem z telewizji „Bolka i Lolka”, serialu dla dzieci, którego walory wychowawcze zakwestionować miał sam towarzysz Wiesław. Gomułka niepokoił się wymową kreskówki, której bohaterowie, jak wyraźnie wskazywał scenariusz, nie realizują „obowiązku szkolnego”, nie „mają żadnych obowiązków” i, wreszcie, „nie nadzoruje ich nikt ze starszych”. Zarzuty te były tak absurdalne, że I sekretarz, nie zyskał jednak wsparcia swoich towarzyszy z politbiura i „Bolek i Lolek” nadal bawili najmłodsze roczniki PRL.
W marcu 1964 roku, gdy „Kabaret” był już programem kultowym, Antoni Słonimski napisał w tygodniku „Szpilki”: „Kabaret Starszych Panów” to jedyna dziś firma, która pracuje niekomercjonalnie i dostarcza na rynek produkty przedniej jakości. Mała działka prywatna przy pegeerach radia i telewizji. Operuje wdziękiem. A jest to taka cholerna rzecz, bez której piosenka oraz tak zwane życie ludzkie niewiele ma sensu.”