Umawiał się na pojedynki z Piłsudskim. Miał dar bilokacji, czytał myśli innych i siłą woli przesuwał przedmioty
piątek,30 listopada 2018
Udostępnij:
– Ich kontakty zaczęły się od przygotowanego przez Marszałka eksperymentu z odczytywaniem treści ukrytej w zamkniętej kopercie. Naczelnik Państwa, w dowód uznania dla geniuszu jasnowidza, podarował mu swą fotografię z dedykacją: „Panu Stefanowi Ossowieckiemu na pamiątkę naszych rozmów, w zrozumieniu tego, czego nie ma, a co jest” – mówi Karolina Prewęcka, autorka książki „Mag Stefan Ossowiecki”. O odzyskanej wolności i życiu w II Rzeczypospolitej opowiadamy na niepodlegla.tvp.pl
Akhara Mustafa z biednego chłopaka w jeden wieczór stał się znanym jasnowidzem. Z tajemnej wiedzy inżyniera Stefana Ossowieckiego korzystał sam marszałek Józef Piłsudski, a Jan Starża-Dzierżbicki był numerem jeden w świecie astrologii.
KAROLINA PREWĘCKA: Jasnowidzem. Nie wróżem z czarodziejską kulą, ale poważnym jegomościem, z którym liczyli się politycy, wojskowi, artyści, przemysłowcy, naukowcy, profesorowie i tak zwani zwykli obywatele, praktycznie nastawieni do codzienności. Pamiętajmy jednak, jak ważny jest czas, w którym działał. Od drugiej połowy XIX stulecia panowała globalna moda na nadzwyczajne zjawiska i byty.
Ossowiecki urodził się jako trzecie z kolei dziecko Jana – rodem z Mohylewszczyzny – oraz Bony – de domo Newlin-Nowohońskiej, z Kowieńszczyzny. Założyli oni rodzinę w Moskwie, gdzie na świat przyszło ich sześcioro dzieci, Stefan w 1877 roku.
Został inżynierem chemikiem po ukończeniu Instytutu Technologicznego w Petersburgu, gdzie przez kilka lat jego ojciec – zanim założył fabrykę farb i lakierów w Moskwie – był asystentem profesora Dmitrija Mendelejewa. Duchowość zaś przejął od matki. Miała niezwykłą intuicję.
Ossowieccy żyli dostatnio. Bracia Stefana, Stanisław i Eugeniusz, zostali prawnikami, a Henryk – chemikiem. Rodzice prowadzili dom otwarty. Bywali w nim Polacy – druga po Niemcach mniejszość narodowa w Moskwie, w końcówce XIX stulecia licząca około dziesięciu tysięcy – a także miejscowa arystokracja, w tym krewni cara Mikołaja II.
Stefan, zwłaszcza odkąd u schyłku I wojny światowej znalazł się w Warszawie, zaczął uchodzić za człowieka zawieszonego między ziemią a niebem. Między tym, co obejmuje rozum a sferą, gdzie intelekt nie jest już w stanie sięgnąć. Czytał myśli innych, siłą koncentracji przesuwał przedmioty, bywał jednocześnie w dwóch miejscach, ale przede wszystkim, dzięki woli ducha, swobodnie poruszał się w czasie i przestrzeni.
Podobno niebagatelny wpływ miał na niego pewien stary cadyk...
Obowiązkiem studentów Instytutu Technologicznego było zaliczenie praktyki w zakładzie przemysłowym. Stefan miał ją odbyć w miejscowości Dobrusz. Aby tam dotrzeć musiał przesiąść się w Homlu. Do odjazdu pociągu zostało dwie godziny, więc zapytał naczelnika stacji, co radzi mu zobaczyć w tym czasie. Ten odparł, żeby odwiedził osobowość miasta – niejakiego Worobieja, cadyka, wiele lat zamieszkałego w Indiach, przenikającego ludzi na wskroś.
Od razu po ujrzeniu Ossowieckiego cadyk wiedział, z kim ma do czynienia. Zapowiedział mu sławę, ale nakazał, aby dostrzegał innych, wczuwał się w ich troski i potrzeby. Dał mu praktyczne wskazówki, jak powinien korzystać z darów, którymi został obdarzony. Między innymi nauczył go, jak odczytywać aurę unoszącą się nad ludźmi.
Ossowieckiego o mały włos nie zgładził – jak sam pisał – „bolszewizm, ruch wybitnie pogański”, kierowany przez „Antychrysta – Lenina”.
Podczas I wojny światowej rodzina Ossowieckich pozostawała w Moskwie. Rewolucje 1917 roku, lutowa i październikowa, pozbawiają Ossowieckich majątku. Stefan latem następnego roku zostaje aresztowany jako „Polak, katolik, burżuj i szpieg". Trafia na Łubiankę. Cudem unika śmierci. Widzi piekło współtowarzyszy niedoli i rozsypujący się dotychczasowy porządek cywilizacji.
W metafizycznej interpretacji dziejów Ossowieckiego doszło wówczas do triumfu potężnego Złego, który pojawił się na świecie pod postacią bolszewizmu na czele z Leninem – wysłannikiem Antychrysta. To życiowy przełom dla Stefana. Postanawia być aktywny. Wspierać Dobro rozumiane w duchu chrześcijańskim i – stosując współczesną terminologię – ekumenicznym. Mimo bolesnych, osobistych doświadczeń, nigdy nie przestał wierzyć w potencjał dobra we wszystkich ludziach, co opisał w dziele „Świat mego ducha i wizje przyszłości”, wydanym w 1933 roku.
Sławę przyniosła mu auroskopia (dostrzeganie promieniowania organizmu i wnioskowanie na jego podstawie o stanie zdrowia czy nastroju osoby), telekineza (przesuwanie lub odkształcanie przedmiotów „siłą mózgu”), bilokacja (jednoczesna obecność w dwóch miejscach) czy retrokonignicja (jasnowidzenie przeszłych zdarzeń)?
Zdolności telepatyczne ujawniły się w Ossowieckim, gdy był nastolatkiem. Był nimi zdziwiony i zaniepokojony. Koledzy jednak dobrze się przy nim bawili. Popularność przyszła podczas studiów w Petersburgu.
Mieszkała tam siostra Stefana, Wanda, żona Jana Jacyny, Polaka w stopniu generała majora armii Imperium Rosyjskiego. Ich salon pełen był dostojnych gości. Widzieli w Stefanie ciekawostkę. Nie lubił tego, ale dawał się namawiać na popisowe numery z przesuwaniem ciężkich przedmiotów za pomocą siły woli. To właśnie telekineza przyniosła mu rozgłos.
W Polsce na pierwszy plan wysunął się jego talent jasnowidzenia. Aby rozpoznać, co działo się z kimś w przeszłości, gdzie on jest i co przeżywa w danej chwili, albo jaka czeka go przyszłość, potrzebował przedmiotu należącego do „badanego”. Wystarczyło mu dotknięcie ubrania, portfela czy biżuterii danej osoby i nadświadomością docierał do niej. W ten sam sposób, czyli za pośrednictwem rekwizytu, opowiadał o dziejach jakiegoś miejsca, co przydawało się archeologom czy historykom.
Tygodnik TVPPolub nas
Na skalę międzynarodową rozsławiał Ossowieckiego talent do odczytywania ukrytych informacji. Tego typu doświadczeń wykonywał mnóstwo. Odszyfrowywał słowa i znaki. „Czytał” także fotografie czy reprodukcje obrazów. Zalakowane koperty dostarczali mu Hiszpanie, Francuzi, Niemcy, Amerykanie.
Politycy podziwiali jego unikatowe predyspozycje, widząc w nim kandydata na współpracownika policji i wywiadu. Instynktownie się przed tym bronił. Czasem jednak nie mógł odmówić, zwłaszcza, gdy argumenty w stylu: „dla dobra ojczyzny” wygłaszali zaufani Józefa Piłsudskiego, z którym znał się osobiście i podziwiał jego paranormalne uzdolnienia. Umawiali się nawet na małe „pojedynki” w tym zakresie.
To właśnie najważniejsze osoby w państwie poprosiły Ossowieckiego o wyjaśnienie okoliczności śmierci w parku belwederskim wachmistrza Stanisława Koryzmy, będącego na służbie w noc grudniową 1928 roku. Ossowiecki podał tylko pewne przypuszczenia. Zachowywał dystans, bo nie chciał, by przylgnęło do niego miano stronnika któregokolwiek ugrupowania politycznego.
Specjalizował się w odnajdywaniu zaginionych osób...
Stanowił ostatnią deskę ratunku w przypadkach, gdy policja czy służby dyplomatyczne okazały się bezradne. Wskazał na przykład obszar, gdzie rozbiła się polska załoga balonu podczas zawodów Gordona Bennetta w 1936 roku. Pilotów odnaleziono.
Był marką, która mogła służyć reklamie innych osób. Trudno rozstrzygnąć na ile był świadomy udziału w promocji, a na ile kierowało nim poczucie obowiązku, gdy wziął udział w poszukiwaniach aktorki Lody Halamy, zaginionej latem 1933 roku. Rozpisywały się o tym gazety, snuto domysły, mąż aktorki hrabia Andrzej Dembiński odchodził od zmysłów. Ossowiecki opisał, gdzie artystka przebywa: „w dużym kościele, ze strzelistą wieżą”. Odnaleziono ją w Częstochowie. Najprawdopodobniej zaginięcie kobiety było sposobem na podgrzanie atmosfery przed premierą filmu z jej udziałem „Prokurator Alicja Horn”.
Czemu nie udało mu się wyjaśnić zniknięcia gen. Włodzimierza Ostoi-Zagórskiego?
W czasie przewrotu majowego 1926 roku Zagórski był dowódcą lotnictwa po stronie rządowej. Po zwycięstwie piłsudczyków, aresztowany i osadzony w wileńskim więzieniu na Antokolu. Przewieziony do Warszawy nagle zniknął. Znaczna część Polaków uważała, że został zamordowany.
Jedną z pasji marszałka Józefa Piłsudskiego było stawianie pasjansa. Interesował się także parapsychologią, brał udział w popularnych w międzywojniu seansach spirytystycznych (m.in. prowadzonych przez Teofila Modrzejewskiego i Stefana Ossowieckiego). Wierzył w istnienie telepatii. Fot. Wikimedia/zdjęcie z książki Jerzego Rawicza „Doktor Łokietek i Tata Tasiemka”, Czytelnik, Warszawa 1968 r.
Ossowiecki, dopytywany przez prasę o swoją wizję na temat losów generała, odparł ogólnikowo, że żyje i przebywa poza krajem. Zabrzmiało to tak, jakby chciał zbyć dziennikarzy. Nie wiadomo, czy znał prawdę i ją skrywał, czy może celowo niedostatecznie starannie zbadał zdarzenia, bo – tak czy inaczej – polityka go mierziła.
Zadania powierzał mu nawet Józef Piłsudski, z którym poróżnił się po przewrocie majowym w 1926 roku.
Nie dla wszystkich ludzi druga wojna światowa stała się koszmarną lekcją. Znaleźli się w świecie tacy, którzy Führerowi nadali status bóstwa, przyczyniając się do powstania antychrześcijańskiego kultu – hitlerianizmu.
Ossowiecki cierpiał z powodu przelanej wtedy bratniej krwi i w dużym stopniu obwiniał o to marszałka. Od tego czasu nie spotykali się tak często, jak kiedyś, zanikła ich wcześniejsza obustronna fascynacja.
Poznali się na początku lat 20. Ich kontakty zaczęły się od przygotowanego przez Piłsudskiego drobnego eksperymentu z odczytywaniem treści ukrytej w zamkniętej kopercie. Naczelnik Państwa, w dowód uznania dla geniuszu Ossowieckiego, podarował mu swą fotografię z dedykacją: „Panu Stefanowi Ossowieckiemu na pamiątkę naszych rozmów, w zrozumieniu tego, czego nie ma, a co jest”.
Ossowiecki nie przewidział II wojny światowej?
Uspokajał Polaków, że do globalnego konfliktu zbrojnego nie dojdzie, choć – dodawał – będą się zdarzać lokalne zamieszki. Gazety drukowały jego przewidywania na 1939 rok w wydaniach noworocznych. Był autorytetem, toteż mu wierzono. Ale prywatnie i w tajemnicy miał mówić, co innego. Dostrzegł zbliżającą się hekatombę, agresję Niemiec na Polskę i w głąb Rosji. Widział „gruzy, krew, mord”. Podobno jednak przyrzekł marszałkowi Edwardowi Śmigłemu-Rydzowi, że nie będzie rozgłaszał swoich wizji, aby nie siać paniki.
Chyba nie był zaś świadomy swej tragicznej śmierci w sierpniu 1944 roku, skoro zabrał w ostatnią drogę manuskrypty memuarów oraz scenariusza filmowego. Ale dlaczego w obliczu egzekucji nie ratował się glejtem od Adolfa Hitlera i skąd go w ogóle miał?
Czy przewidział własną śmierć? Relacje jego znajomych dają na to pytanie odpowiedź twierdzącą. Dwa tygodnie przed zgonem miał żegnać się ze światem. Hitlerowcy zamordowali go w masowej egzekucji w Alejach Ujazdowskich na początku Powstania Warszawskiego. Zwłoki rozstrzelanych spalono.
Żona maga, Zofia primo voto Świdowa, twierdziła, że w ostatnią drogę zabrał walizeczką wypełnioną najcenniejszymi manuskryptami i maszynopisami, m.in. scenariuszem filmu zamówionego w 1939 roku przez Amerykanów, zapisami odczytów oraz nieukończoną książkę pod tytułem „Nieśmiertelność”.
„Zamordują mnie. Nikt nawet nie znajdzie mego trupa” – mówił Stefan Ossowiecki przyjaciołom. Zgodnie z jego przepowiednią, został zamordowany najprawdopodobniej przez gestapo 5 sierpnia 1944 r., podczas jednej z masowych egzekucji w ruinach gmachu Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Ciała nie odnaleziono. Jego grób na Cmentarzu Powązkowskim jest symboliczny. Fot. Wikimedia/Wujektsal - praca własna, CC BY-SA 3.0
Skoro przewidział swój kres, mógł ukryć u kogoś te cenne teksty, będące dalszą częścią jego przesłania dla potomnych, lecz tego nie zrobił. Być może odchodząc ciałem na zawsze, i to z najcenniejszymi swymi dziełami, celowo uczynił własną śmierć bardziej symboliczną. Jako byt duchowy rozproszył nad światem tę tytułową nieśmiertelność, by jak najwięcej ludzi mogło jej dostąpić...
Nie zamierzał uciec od przeznaczenia, a mógł, bo ponoć tuż po zajęciu Warszawy przez Niemców oficer Wehrmachtu wręczył mu list żelazny zapewniający bezpieczeństwo, podpisany przez samego Führera, zafascynowanego metapsychiką. W pierwszej reakcji adresat odrzucił dokument, ale ostatecznie go przyjął, aby ratować bliskich, nigdy siebie.
Zdaniem Roberta Tekielego, który zajmuje się duchowymi zagrożeniami wywoływanymi przez okultyzmu i New Age, ezoteryka kłóci się z religijnością. Tymczasem biografia bohatera pani książki przeczy temu.
Osowiecki zachował głęboką wiarę. Wyróżniała go pobożność, chociaż nie wiemy dokładnie, jak wyglądała jego praktyka religijna. Znał się z hierarchami kościelnymi, między innymi arcybiskupem Edwardem von Roppe, któremu wiele zawdzięczał w rozwoju swojej duchowości.
Jednocześnie unikatowe umiejętności zbliżyły go do kręgów ezoterycznych, gdzie szczególną rolę odgrywa wtajemniczenie. Wiódł jednak żywot osobny. Nie stawiał siebie ponad innych, przeciwnie, służył ludziom. Ciągnęły do niego tłumy. Za swoje przepowiednie, będące nierzadko bardzo użytecznymi poradami, od nikogo nie brał pieniędzy. Nawet od barona Rothschilda!
Karolina Prewęcka – ukończyła dziennikarstwo i etnografię na Uniwersytecie Warszawskim, autorka książek biograficznych, m.in: o Stanisławie Celińskiej, Bohdanie Łazuce i Stefanie Ossowieckim.
Zdjęcie główne: Stefan Ossowiecki w swoim mieszkaniu w Warszawie, 1932 rok. Fot. NAC/Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny, sygnatura: 1-G-7456b-6