Założył największą polską gazetę na świecie. Zasiadał w Reichstagu i w Senacie RP. Pulitzer z Grudziądza
piątek,
26 października 2018
To był hit, strzał w dziesiątkę, to było połączenie wszystkich możliwych emocji: przypominania krzywd doznawanych od Prusaków, odwoływania się do „plemienności”, ale i do pobożności katolickiej, do cementującej wspólnotę „przyzwoitości” obyczaju.
Jak Polska odzyskała wolność? Komu ją zawdzięczamy? Jak rodziła się II RP? O tym opowiadamy na niepodlegla.tvp.pl
W 1908 roku, po wsypie trafia do więzienia. Zwolniona za kaucją przechodzi nielegalnie granicę. W Krakowie organizuje szkołę teatralną, a wieczorami uczęszcza na kurs miotania bomb ręcznych.
zobacz więcej
Tomasz Kulerski, nauczyciel w szkole pruskiej, mimo zdradliwej końcówki nazwiska i przodków w żupanie, miał się za Niemca i na takiego wychowywał syna, Wiktora (1865-1935).
To matka, Maria z Mausolffów, choć z rodziny niemieckiej z obu pokoleń, uczyła syna czytać również po polsku. Ale bakcyla na dobre połknął dopiero w gimnazjum: ach, te książki zbójeckie, przemycane i zatłuszczone, które łamały karierę tylu obiecujących młodzieńców, każąc zorganizować im w gronie kolegów z klasy wieczór poświęcony 220-leciu odsieczy wiedeńskiej!
Wyrzucono go za to z gimnazjum. Ojciec nie mogąc znieść hańby, jaka spadła na lojalnego urzędnika państwowego, dołożył swoje, zamykając przed młodym Kulerskim drzwi rodzinnego domu. Co tam, Wiktor najął się jako guwerner do Działowskich w Działowie, a tamtejsza biblioteka – no, to już było jak otwarcie drzwi na oścież w domu, w którym wybucha pożar.
W polakożerczych, ale praworządnych Prusach przystąpił do eksternistycznego egzaminu na nauczyciela i zdał go za drugim podejściem. Praworządne, ale polakożercze kuratorium postanowiło przenieść zdolnego, ale potencjalnie niebezpiecznego pedagoga, w głąb Niemiec – w sercu Nadrenii niewiele zdziała wypisami z Konopnickiej.
W imię Boże! Za Wiarę i Ojczyznę!
Tymczasem on rzuca wszystko, z posagu żony kupuje dom w Sopocie i zakłada pierwszy polski pensjonat. Ale nie po to przecież przywoływał szarże husarii, by dbać o ciepłe kajzerki na śniadanie. Pensjonat, pod nazwą „Dom Polski”, pozwala suchotnikom z Kongresówki odetchnąć powietrzem zdrowszem; w menu patriotyczne barszcze i bigosy.
Ale sam Kulerski od 1891 r. w Berlinie zakłada kolejne „szkółki polskie” dla dzieci emigrantów, trochę w nich uczy, trochę organizuje miejscowych polskich przemysłowców, raz i drugi za obrazę majestatu zdarza mu się kilkutygodniowa odsiadka – to w Moabicie, to w Plotzensee.
Wreszcie bierze się za redagowanie podupadającej „Gazety Polskiej”, dychawicznego czterokolumnowca, i kiedy nakład lokalnego tygodnika zacznie rosnąć, już wie, jaka praca naprawdę sprawia mu satysfakcję.
Ćwiczy jeszcze – to taka rozgrzewka – w „Gazecie Gdańskiej”, zakłada na całym Pomorzu Gdańskim polskie towarzystwa ludowe, i w połowie 1894 roku rozpoczyna przygotowania do wydawania własnego pisma, najpierw ukazującego się trzy razy w tygodniu, a od początku XX wieku – jako regularny dziennik.
„Wychodzi trzy razy tygodniowo i to na wtorek, czwartek i sobotę z dodatkami.. W imię Boże! Za Wiarę i Ojczyznę! Ogłoszenia: wiersz petitowy jednołamany lub jego miejsce 40 pfenigów. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”
Jego broszurę przeczytał młody Józef Piłsudski tuż po powrocie do Wilna z zesłania na Syberię.
zobacz więcej
Pierwszy numer „Gazety Grudziądzkiej” ukazał się 30 września 1894 roku. To był hit, strzał w dziesiątkę, to było połączenie wszystkich możliwych emocji: przypominania krzywd doznawanych od Prusaków, odwoływania się do „plemienności”, ale i do pobożności katolickiej, do cementującej wspólnotę „przyzwoitości” obyczaju – i do tanich a dobrych siewników, których reklamy windować będą nakład razem z przepisami na baby wielkanocne, z pocztem królów polskich i z relacjami z debat w Reichstagu.
Te ostatnie Wiktor Kulerski znał z pierwszej ręki. Po raz pierwszy został zgłoszony do kandydowania do parlamentu Rzeszy w roku 1898. Ostatecznie, dzięki poparciu czytelników i entuzjastów zmusił polskie elity ziemiańskie w zaborze pruskim, niechętne rozpychającemu się self-made Manowi, do wysunięcia swojej kandydatury w okręgu Chojnice.
W rezultacie zasiadał w Reichstagu do roku 1911, po drodze spierając się z konkurentami na rynku prasowym („Dziennik Berliński” i „Wiarus” niełatwo godziły się z detronizacją) i politycznym: żeby uporać się ze „staroendekami” założył własną Polsko-Katolicką Partię Ludową, pobożną, antyniemiecką i antysocjalistyczną.
Wizerunki polskich królów i własna fotografia
Mistrz promocji i autopromocji („Pruscy polakożercy dobrze wiedzą, że jeżeli ta ich polityka narodowi polskiemu mało tylko zaszkodziła, to jest to w wielkiej mierze zasługa „Grudziądzkiej” i wiernych jej przyjaciół”) , rozsyłał darmowo setki tysięcy druków – od „Dziejów narodu polskiego” po oleodruki z wizerunkami królów Polski – ale i własną fotografię.