Wiedział, że w przyszłości człowiek wyruszy odważnie w kosmos, bo to jedyna droga do przetrwania naszego gatunku.
zobacz więcej
Nie wszystek umrę – mówi poeta. Istotnie. Stephen Hawking, prawdopodobnie największy angielski uczony od czasów Newtona i największy fizyk od czasów Einsteina, uzyskał nieśmiertelność. I zza grobu przepowiedział nam kolejny sposób na koniec naszego świata.
Tej od Boga pochodzącej nie oczekiwał, gdyż był przekonany o Jego nieistnieniu. Nieśmiertelność medialna to oksymoron. Nawet jeśli o kimś, jak o Hawkingu, zrobiono nagrodzony Oskarem film czy pojawił się on w kreskówce The Simpsons albo serialu „Teoria wielkiego podrywu” (oryginalny tytuł „Big Bang Theory”), to i tak zniknie kiedyś wraz z wielbicielami tych produkcji, pamiętającymi owe odcinki. Hawking osiągnął jednak nieśmiertelność polegającą na byciu pochowanym w Katedrze Westminsterskiej tuż obok Newtona i byciu zapisanym raz na zawsze w podręcznikach do fizyki całego świata.
Okazuje się też, jak na zmarłego, żywo obecny w doczesności. Właśnie bowiem opublikowano jego ostatni artykuł naukowy. Poprzedni, zwany ostatnim – z kwietnia tego roku, a rozprawiający się z nieskończoną liczbą alternatywnych wszechświatów wynikłych z nieskończonego rozszerzania się wszechświata powstałego po Wielkim Wybuchu – niniejszym okazał się zatem przedostatnim. Na łamach zaś brytyjskiego „Sunday Times” pojawiło się także sporo nieznanych i świeżych esejów i pism, zebranych następnie w pachnącą jeszcze farbą drukarską (lub silikonem) książkę zatytułowaną „Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania” („Brief Answers To The Big Questions”), która już stała się bestsellerem na Amazonie.
Parę kroków do zagłady ludzkości
Choć zatem od śmierci geniusza minęło siedem miesięcy (zmarł 14 marca 2018 roku), nadal – ze stosownym efektem suspensu i dzięki wieloletnim współpracownikom, przyjaciołom i rodzinie – daje nam on stale okazję, by z jednej strony głębiej zrozumieć kosmos (jeśli ktoś umie operować językiem fizyki teoretycznej), z drugiej – samych siebie. Z trzeciej… porządnie się przygnębić i mocno wystraszyć. Bo jego proroctwa, a ich objawianiem trudnił się od kilku lat niemal wyłącznie i nieustannie, nie należą do świetlanych. Są jednocześnie, a może niestety, napisane językiem znacznie przystępniejszym niż ten, którego używał Nostradamus.